Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Spisek Pazzich

Assasin’s Creed: Historia ciekawsza niż gra

Portret Wawrzyńca Wspaniałego. Malował Giorgio Vasari Portret Wawrzyńca Wspaniałego. Malował Giorgio Vasari Wikipedia
Seria przebojowych gier wideo „Assassin’s Creed” opiera się luźno na wydarzeniach związanych z tzw. spiskiem Pazzich we Florencji. Tymczasem to, co wydarzyło się naprawdę, było znacznie ciekawsze od cyfrowej fikcji.
Medal zamówiony przez władze republiki dla upamiętnienia zwycięstwa Wawrzyńca nad spiskowcami. Autor - Bertoldo di GiovanniWikipedia Medal zamówiony przez władze republiki dla upamiętnienia zwycięstwa Wawrzyńca nad spiskowcami. Autor - Bertoldo di Giovanni
Katedra Santa Maria del Fiore - główna scena dramatuBjorn Giesenbauer/Flickr CC by SA Katedra Santa Maria del Fiore - główna scena dramatu
Popiersie Giuliama, młodszego brata Wawrzyńca zamordowanego przez spiskowcówWikipedia Popiersie Giuliama, młodszego brata Wawrzyńca zamordowanego przez spiskowców
Bernardo Bandini, morderca Giuliama, powieszony w oknie pałacu florenckiej Signorii. Autorem szkicu jest Leonardo da VinciWikipedia Bernardo Bandini, morderca Giuliama, powieszony w oknie pałacu florenckiej Signorii. Autorem szkicu jest Leonardo da Vinci

W dziełach aspirujących do kultury wysokiej autorskie manipulacje na materiale historycznym zwykle są subtelne, umowne, niepodważające rzeczywistego przebiegu wydarzeń. Inaczej w kulturze popularnej – tu dozwolona jest każda brednia, usprawiedliwiająca wartką akcję, skandal niezbędny dla dobrej sprzedaży czy wreszcie dopasowanie dzieła do wyobrażeń tak zwanego współczesnego odbiorcy.

Doskonałym przykładem takiego postępowania jest popularna seria gier wideo „Assassin’s Creed”, opowiadająca o tajnych i krwawych zmaganiach sekty nizarytów z Zakonem Templariuszy. Dwie części gry wzięły sobie za fabularną podstawę dramatyczne wydarzenia, które miały miejsce wiosną 1478 roku we Florencji. W historii przyjęło się je nazywać spiskiem Pazzich. Mało kto sięga do źródłowych „Historii florenckich” Niccola Machiavelliego, więc sposób, w jaki zostały przedstawione w grze okoliczności zamachu na Medyceuszy zyskał uznanie nawet u autora hasła w internetowej Wikipedii. Tymczasem to, co wydarzyło się naprawdę, było znacznie ciekawsze od cyfrowej fikcji.

Niezależna republika kupców

Miasto w Toskanii – założone jeszcze w ostatnich latach republiki rzymskiej jako kolonia wojskowa na gruzach wcześniejszego, etruskiego osiedla zburzonego przez Sullę – szczęśliwie przetrwało upadek Cesarstwa. Po zdobyciu przez Karola Wielkiego Florencja, jako część księstwa Toskanii, zaczęła powoli odbudowywać swoje znaczenie jako ważny ośrodek handlowy, korzystnie położony na drodze łączącej Rzym i późniejszą Francję. Na początku XII wieku nastąpiła emancypacja – w roku 1115 Florencja została wolnym miastem (bez świeckiego czy też kościelnego suwerena), zaś w roku 1183 ogłosiła się komuną miejską.

W tym momencie rozpoczął się długi proces kształtowania ustroju, który przekształcił Florencję w kupiecką, oligarchiczną republikę (nie mającą jednak nic wspólnego z demokracją). Należy przy tym zaznaczyć, że na ów proces przemożny wpływa miały walki z innymi, wyrastającymi na niezależne potęgi miastami, niepokoje wywołane długą wojną pomiędzy stronnictwami gwelfów i gibelinów (ci pierwsi przeciwstawiali się próbom restauracji władzy cesarskiej w Italii, drudzy byli jej zwolennikami), oraz wewnętrzne społeczne konflikty pomiędzy możnymi rodami, skupionymi w cechach rzemieślnikami (i bankierami) a miejską biedotą.

Początkowo główną rolę w systemie sprawowania władzy pełnili konsulowie, odpowiedzialni wobec hrabiego Toskanii. Później na pierwszy plan wybiły się kompetencje podesty, czyli sędziego-arbitra, wybieranego spośród szlacheckich rodów spoza Florencji, zawsze należących do partii gwelfów. Sowicie wynagradzany i wyposażony w bardzo szerokie prerogatywy podesta miał zachować neutralność pomiędzy skonfliktowanymi rodami i partiami. Drugim co do ważności urzędnikiem był kapitan ludu, czyli dowódca milicji miejskiej, również członek gwelfowskiej szlachty. I podestę, i kapitana ludu, wspierały po dwie rady, przy czym do tej drugiej mieli dostęp wyłącznie rękodzielnicy, zwani popolani.

Władzę wykonawczą miało kolegium zwane Signorią, złożone z reprezentantów sześciu cechów i dzielnic miasta jednocześnie; na ich czele stał gonfalonier sprawiedliwości. Zarządzenia Signorii dyskutowano najpierw przez obsadzoną w całości przez kupców Radę Stu, następnie rady kapitana ludu i podesty. W wyjątkowych sytuacjach zwoływano „parlament”, czyli zgromadzenie mieszkańców. Głosowania odbywały się z pomocą czarnych (głos na tak) i białych nasion bobu.

Do wyborów na poszczególne urzędy dopuszczano jedynie obywateli posiadających wystarczający cenzus majątkowy, mierzony wedle wysokości spełnionych powinności podatkowych – niewypłacalność oznaczała pozbawienie praw publicznych. Listy dopuszczonych były skrupulatnie sprawdzane i trzymane w zamknięciu w klasztorze dominikanów. Woreczki z woskowymi kulkami, w których ukryto nazwiska obywateli posiadających zdolność pełnienia różnych państwowych funkcji, przechowywali franciszkanie – wyboru dokonywano poprzez losowanie.

Ale w mieście z tak skomplikowanym systemem politycznym nigdy nie panował spokój.

Wejście (i wyjście) Medyceuszy

Tym bardziej, że wielka część najbiedniejszych mieszkańców była pozbawiona wszelkich praw do tego stopnia, że ich położenie niewiele różniło się od tego, w jakim znajdowali się niewolnicy, na lokalne rynki w Italii dostarczani przez Wenecjan (pracodawca mógł nawet stosować wobec nich kary fizyczne). Ta najuboższa część mieszkańców Florencji zajmowała się najczęściej gremplarstwem (rozczesywaniem surowej wełny). Mieli oni dla gospodarki wielkie znaczenie, bowiem poza handlem i - jakbyśmy powiedzieli dziś, usługami bankowymi - największe dochody przynosiła Florencji produkcja tkanin. Na krótko udało się owym wyrobnikom podnieść swoje znaczenie – po przejściu przez Europę Czarnej Śmierci (lata 1347-1352) w wyludnionym mieście ich praca stała cenniejsza niż kiedykolwiek.

I tu po raz pierwszy Medyceusze mieli okazję zaistnieć politycznie. Rodzina, która w niedalekiej przyszłości miała rządzić miastem, nie należała do najmożniejszych i najbardziej liczących się rodów florenckich. Stare rody, wśród których rodzina Pazzich zajmowała czołowe miejsce, trzymały „ludzi nowych” z dala od możliwości sprawowania najważniejszych urzędów. Ci z kolei, aby znaleźć swoją polityczną szansę, zaczęli reprezentować partię, którą można by nazwać „ludową”. Jednak w systemie, w którym decydującą rolę może (choć nie musi) grać przypadek (losowanie) trudno mieć pewność wygranej.

W roku 1378 golfalonierem sprawiedliwości został wybrany Salvestro de’Medici. W atmosferze rewolucji biedota złupiła i spaliła domy patrycjuszy. Oligarchowie ustąpili – gremplarze i inni drobni wyrobnicy nie tylko otrzymali prawo zrzeszania się w cechy, ale i brania udziału w wyborze władz Signorii, gdzie na krótko zyskali większość. Polityczny sojusz przeciwników zmian unieważnił porozumienie – otwarty bunt biedoty został utopiony we krwi. Na tym skończyła się próba zreformowania ustroju Florencji w duchu bardziej demokratycznym. Salvestro de’ Medici został wygnany.

Rozgałęziona rodzina Medyceuszy została mocno przetrzebiona przez swych oligarchicznych przeciwników. Jeden z nielicznych pozostałych we Florencji, Giovanni di Bicci, rozumiał doskonale, że w polityce najważniejsze są pieniądze, i na nich skoncentrował całą swoją energię.

Ród rośnie w siłę

Przemyślane i szczęśliwe inwestycje – działalność wekslarska i dobrze działające manufaktury sukiennicze, zaczęły przynosić coraz większe zyski. Przedsiębiorstwo miało oddziały w Rzymie, Wenecji, Neapolu. Prawdziwe pieniądze były jednak gdzie indziej – rzymska filia banku Medyceuszy zaczęła prowadzić finansowe interesy Kurii, kardynałów, obsługiwać licznie przybywających do Rzymu pielgrzymów. Zyski podniosły znaczenie rodziny.

Syn i następca Giovanniego, Kosma, był już ważną postacią we florenckiej polityce, tradycyjnie występując w interesie partii ludowej. W roku 1433, po wojnie przeciw Lukce (miasto w Toskanii), która zrujnowała finanse państwa, konkurencyjny polityk z rodu Albizzi doprowadził do wygnania Kosmy i wszystkich innych Medyceuszy z Florencji. Zwycięska partia obsadziła wszelkie dostępne urzędy, ale nie potrafiła zapewnić ciągłości władzy. Już rok później Kosma powrócił triumfalnie do miasta, by zastosować te same metody, jakich użyto przeciw niemu. Partia stronników Medyceuszy zdobyła władzę całkowitą, przeciwnicy polityczni poszli na dziesięcioletnie wygnanie (kiedy wyroki się skończyły, specjalny trybunał przedłużył je o kolejne dziesięć lat).

Nikt, kto nie należał do partii, nie mógł być pewny ani swego majątku, ani nawet życia. Nic zatem dziwnego, że rodzina Pazzich postanowiła przyłączyć się do zwolenników nowego porządku. Jeśli ktoś zwracał się do Kosmy, zarzucając mu jawną niesprawiedliwość, ten ubolewał nad zachowaniem członków Signorii – zwykle nie piastował nawet żadnego urzędu.

Kolejny sprawujący władzę we Florencji Medyceusz, syn zmarłego w 1464 r. Kosmy, Piero de’ Medici, wprowadził pewną istotną innowację – w czasie wyborów urzędników kulki z nazwiskami kandydatów losowało się tak długo, aż wybrani zostali ci, których widzieć na stanowiskach życzyła sobie partia Medyceuszy!

Zarówno Kosma, jak i Piero de’ Medici, rozkochani w antycznej kulturze, tworząc na nowo system polityczny Florencji, sięgnęli do spuścizny Cezara Augusta. Podobnie jak ich wielki poprzednik rozumieli, jak wielką wagę mają pozory – nie zmieniając fasady, nazw instytucji czy politycznego obyczaju, jednocześnie całkowicie zmienili praktykę i zaprzeczyli duchowi dawnych praw. Obaj byli w swoim mieście jedynie „pierwszymi obywatelami”. Ktoś mniej bystry obserwując puste już rytuały mógłby przypuszczać, że Florencja, podobnie jak Rzym za Augusta, wciąż była republiką.

Wawrzyniec Wspaniały

Po spowodowanej przewlekłą chorobą śmierci Piera (1469 r.), władzę we Florencji objął jego najstarszy syn, zaledwie dwudziestojednoletni Wawrzyniec, któremu będzie dane przejść do historii z przydomkiem „Wspaniały”. Nie miał niemal żadnego doświadczenia publicznego, choć trzeba przyznać, że w czasie kryzysu politycznego, który nieomal pozbawił Medyceuszy władzy (1466 r.) wykazał się osobistą odwagą i przytomnością umysłu. Wawrzyniec nie był, wbrew pochlebnym konterfektom, młodzieńcem pięknym ani wysokim, ale braki urody doskonale zastępował wielkim wdziękiem, niebywałą wręcz inteligencją i świetnym, klasycznym wykształceniem.

Wczesną młodość spędził, wyłączając naukę, niemal wyłącznie na uciechach – pisaniu poezji, rozrabianiu wraz z bandą podobnych sobie młodzieńców, lekcjach szermierki i rycerskich turniejach. Dość niespodziewanie on, i jego młodszy, ukochany brat Giuliano, musieli wziąć odpowiedzialność za losy państwa i swoich stronników. W istocie Wawrzyniec (grający pierwsze skrzypce w tym braterskim układzie) nie miał innego wyjścia – utrata władzy oznaczałby, w najlepszym razie, wygnanie i ruinę całej familii. Zresztą – w samej Florencji śmierć Piera de’ Medici nie wywołała chęci wskrzeszenia starego ustroju – możni obywatele, rozumiejący doskonale istotę sytuacji, zameldowali się licznie w pięknym, choć obronnym pałacu Medyceuszy, z wyrazami uszanowania i zapewnieniami o swej lojalności. Widać wyraźnie, że zwyciężył w tym momencie zdrowy rozsądek florenckiego patrycjatu – czyż rewolucja, a być może i podążająca za nią wojna, nie zaszkodziłaby rozlicznym dochodowym interesom?

Na zewnątrz Wawrzyniec szybko zapewnił sobie pomoc tradycyjnych florenckich sprzymierzeńców – rządzonego przez Sforzów Mediolanu i królestwa Neapolu. Dopisywało mu szczęście – szybko została stłumiona rewolta w podległym mieście Prato (spiskowców dotknęły okrutne represje). W polityce wewnętrznej udało się jeszcze bardziej uszczelnić system – od reformy 1470 r. we władzach miasta nie mógł już zasiadać nikt spoza kręgu stronników Medyceuszy. Więcej trudu wymagało zdobycie miasta Volterra, które miało odwagę rzucić wyzwanie potężnej Florencji, a więc i jej faktycznemu władcy.

Volterra, małe toskańskie miasto o starożytnym rodowodzie, choć zachowywała pozór samodzielności, należała do florenckiej strefy wpływów. Nieszczęściem tej spokojnej mieściny stały się dość niespodziewanie odkryte duże złoża ałunu. Ten niepozorny minerał, mający dziś zastosowanie głównie w przemyśle kosmetycznym (świetnie tamuje małe krwawienia powstałe podczas golenia, jest też całkowicie naturalnym i pozbawionym zapachu dezodorantem), był w przeszłości ważnym surowcem używanym do obróbki tkanin. Największe złoża ałunu znajdowały się dobrach państwa kościelnego, a handel nim, przy utrzymaniu monopolu, stanowił źródło pokaźnych dochodów zarówno dla papieży, jak i dla posiadających stosowne upoważnienia Medyceuszy. Kiedy okazało się, że świeżo odkryte pokłady ałunu są znacznie większe niż się spodziewano, Signoria Volterry usiłowała odebrać koncesję wydaną wcześniej przedsiębiorcom, mającym dobre stosunki z rządzącą we Florencji partią.

Volterra zdała się na sąd Wawrzyńca, który nie okazał się wspaniałomyślny – nakazał zwrot kopalni dzierżawcom. Na wieść o tym rozwścieczony tłum zlinczował dwóch z nich, na skutek czego pomiędzy maleńką Volterrą a Florecją wybuchł gorący konflikt, który, gdyby nie gigantyczna dysproporcja sił, moglibyśmy nazwać wojną. Volterra wzmocniła fortyfikacje i wynajęła do obrony najemników, co okazało się decyzją nieostrożną. Widok trzech tysięcy florenckich żołnierzy odebrał im ochotę do walki. Po miesiącu oblężenia Volterra skapitulowała na dość korzystnych warunkach – miasto miało być oszczędzone, zdrowie i mienie mieszkańców nietknięte. Jednak florencki kondotier nie dotrzymał słowa i zezwolił na splądrowanie miasta. Żołdactwo, zarówno florenckie, jak i wynajęci przez mieszkańców Volterry najemnicy, wspólnie mordowali, gwałcili i palili, nie czyniąc różnicy pomiędzy prywatnymi domami, kościołami i klasztorami.

Wawrzyniec uzyskał to, czego chciał – wcielił Volterrę wprost do posiadłości Florencji, uzyskał też dostęp do pokaźnych złóż cennego minerału. Jednak cena, którą przyszło mu zapłacić (i nie chodzi tylko o żołd dla oddziałów), okazała się ostatecznie wyższa, niż młody Medyceusz mógłby kiedykolwiek z własnej woli przyjąć.

Narodziny spisku

Od czasów Kosmy rodzina Pazzich oficjalnie wspierała działania partii Medyceuszy. Konflikt, który doprowadził do zamachu na władzę Wawrzyńca, rozpoczął się dość banalnie – od pieniędzy. Francesco Pazzi, który zarządzał rzymska filią rodzinnego banku, udzielił papieżowi Sykstusowi IV dużej pożyczki, której wcześniej odmówili mu Medyceusze. Pieniądze były przeznaczone na zakup Imoli – hrabstwa, które siostrzeniec papieża Girolamo Riario miał nadzieję zamienić w dziedziczne księstwo. Papież odwdzięczył się Pazzim ustanawiając ich, w miejsce Medyceuszy, swoimi depozytariuszami (prowadzącymi finansowe interesy) oraz oddając im, również należący uprzednio do rodziny Wawrzyńca, monopol na wydobycie i handel ałunem.

Pazzi zostali ukarani przez Wawrzyńca działającą wstecznie ustawą, która jednemu z nich odebrała bajeczny posag świeżo poślubionej małżonki. Francesco, człowiek niezwykle ambitny (z którego zresztą podśmiewano się z powodu niskiego wzrostu) postanowił zemścić się na Medyceuszach. Trzeba przyznać, że szczelny system polityczny Florencji nie dawał mu nadziei na jakąkolwiek zmianę sytuacji zwykłymi środkami.

Stan ten takimi słowami opisał Machiavelli: Jednakże po zwycięstwie odniesionym w roku 1466 (zmiana systemu politycznego dokonana przez Piera de’ Medici) cała władza skupiła się w rękach Medyceuszy, którzy zyskali takie znaczenie, że ci, którzy byli im niechętni, musieli bądź cierpliwie znosić ów stan, bądź też, jeżeli chcieli pozbawić ich władzy, musieli działać potajemnie przy pomocy spisków; zważywszy jednak, że te są działaniem ogromnie trudnym, najczęściej zwracają się one przeciw organizatorom, przynosząc im klęskę, umacniają zaś tych, przeciw którym były skierowane.

Francesko był nie tylko ambitny i zawzięty, ale też niezwykle przebiegły. Wiedział, że samo zamordowanie jednego lub obu braci niewiele jeszcze zmieni. Znalazł potężnego sojusznika w osobie Girolama Riario, który miał swoje, tym razem polityczne, powody, by źle życzyć Medyceuszom – miał nadzieję na powiększenie swoich włości wokół Imoli, na co Florencja - kierując się swoim interesem - nie chciała pozwolić. Jako trzeci dołączył do nich arcybiskup Pizy Francesco Salviati, którego rodzina - wygnana z Florencji w czasach Kosmy - podtrzymywała tradycję nienawiści do Medyceuszy. Najważniejszym zadaniem spiskowców było przekonanie papieża. To jednak okazało się nie takie łatwe.

Z rąk zamachowców

Roztoczono zatem przed Sykstusem fałszywy obraz Florencji wyczekującej na wybawienie od rządów krwawego tyrana, jakim miał być Wawrzyniec. Przekonując jednocześnie, jak wielkie korzyści dla państwa kościelnego (będącego przecież jednym z najważniejszych graczy politycznych w Italii) może przynieść uległa mu Toskania. Papież dał się w końcu przekonać do działań przeciw Florencji, nie zgadzając się jednak stanowczo na żadne morderstwo. Spiskowcy postanowili nie niepokoić więcej papieża szczegółami operacji.

Główną rolę w zamachu miał pełnić papieski kondotier Gian Battista di Montesecco, który - inaczej niż większość najemnych żołnierzy nie tylko tamtej epoki - był nie tylko wybornym znawcą sztuki wojennej, ale i człowiekiem nie pozbawionym honoru, poczucia sprawiedliwości i głęboko wierzącym. Wysłany do Florencji pod wiarygodnym pretekstem, spotkał się zarówno z głową rodu Pazzich, messerem Jacopem (który, choć z oporami, dał się w końcu przekonać), ale również z Wawrzyńcem, który zrobił na zaskoczonym wodzu jak najlepsze wrażenie. Rozkazy zostały jednak już wydane.

Plan spiskowców zakładał śmierć obu Medyceuszy, która miała wywołać w mieście powstanie ich licznych przeciwników i ludu, który - jak się zdawało - chętnie wystąpi przeciw ciemiężycielom. Trzy armie (dwie papieskie i jedna z królestwa Neapolu), były gotowe na znak o zamachu uderzyć na miasto, Mentesecco miał wprowadzić do jego wnętrza mały oddział kuszników i piechoty. Pretekstem dla pojawienia we Florencji się tak wielkiej liczby obcych miała być wizyta Raffaella Sansoni, młodzieńca spokrewnionego z papieżem, mianowanego kardynałem przez Sykstusa IV. Obaj Medyceusze mieli zginąć na uczcie wydanej na cześć młodego kardynała Riario (który zresztą najprawdopodobniej o niczym nie wiedział).

Traf chciał jednak, że Giuliano, młodszy brat Wawrzyńca, został ranny na polowaniu i lekarz odradził mu opuszczanie domu. Po naradzie spiskowcy postanowili zaatakować w kościele, w czasie mszy odprawianej przez kardynała we wspaniałej (jednym z jej budowniczych był Giotto) katedrze Santa Maria del Fiore. Tu jednak zaprotestował Mentesecco, któremu przeznaczono zadanie uśmiercenia Wawrzyńca – morderstwo w obecności Boga uważał za świętokradztwo i stanowczo odmówił. Ustalono zatem, że zginie z ręki dwóch kapłanów, mających mniejsze obiekcje (jeden z nich pochodził ze zdobytej przez Florencję Volterry). Arcybiskup Salviati miał ze swoimi ludźmi zając siedzibę Signorii, by sparaliżować działanie władzy wykonawczej.

W niedzielę, 26 kwietnia 1478 roku, tłumy zebrały się w katedrze. Ku przerażeniu spiskowców okazało się, że Giuliano znów pozostał w domu. Francesco Pazzi i Bernardo Bandini – duet, któremu przypadło zadanie zabicia młodszego Medyceusza, udał się do pałacu, by sprowadzić Giuliana na mszę. Po drodze, udając przyjaźń, Francesco objął go judaszowym uściskiem, sprawdzając, czy Giuliano nie ma na sobie pancerza.

Tuż po zakończeniu mszy, kiedy obaj Medyceusze zaczęli zbierać się do wyjścia, mordercy zaatakowali. Bandini przebił sztyletem Giuliana, Francesco rzucił się na zwłoki i zaczął kłuć w takim szale wściekłości, że sam zranił się w nogę. Druga para zabójców miała mniej szczęścia – jeden z nich przed zadaniem ciosu położył ręką na ramieniu Wawrzyńca, który odwracając się, dostrzegł ostrze sztyletu – uchylił się, ranny lekko w szyję. Osłaniając się mieczem i, jak nakazywały zasady renesansowej szermierki, płaszczem owiniętym wokół lewego ramienia, zdołał schronić się w zakrystii za solidnymi drzwiami z brązu. Trudno tym miejscu nie zwrócić uwagi, że gdyby wymierzony w Wawrzyńca sztylet trzymała dłoń Mentesecca, Medyceusz najprawdopodobniej nie uniknąłby śmierci. Stało się jednak inaczej. Niedoszli zabójcy Wawrzyńca zostali natychmiast zlinczowani przez tłum, Bandini wymknął się i korzystając z zamieszania uciekł z Florencji, zatrzymując się dopiero w Konstantynopolu (nie uratował jednak życia – sułtan niebawem odesłał go w prezencie Wawrzyńcowi). Ranny Francesco szukał schronienia w rodzinnym domu. Jacopo Pazzi spróbował poderwać lud do walki o walki o wolność, ten jednak pozostał obojętnym na jego nawoływania, rozumiejąc doskonale, że walki pomiędzy patrycjuszami nie toczą się w jego interesie.

Arcybiskup Salviati, który wraz ze swoimi ludźmi miał zdobyć pałac Signorii, również nie spisał się lepiej. Wszedł do komnaty, w której urzędował gonfalonier sprawiedliwości. Drzwi pomieszczenia wykonano w ten sposób, że zatrzaskiwały się one pod własnym ciężarem – otworzyć można je było tylko specjalnym kluczem. Salviati, który pozostawił eskortę za drzwiami, znalazł się w pułapce. Gonfalonier wezwał straże – krótka, gwałtowna walka zakończyła się klęską zamachowców – część z nich zabito, innych wyrzucono przez okna pałacu. Arcybiskup i kilku jego pomocników zostali powieszeni w oknie.

Tymczasem w mieście rozgrywały się dantejskie sceny: wszędzie słyszało się zawołanie Medyceuszy, a członki pomordowanych widać było ponabijane na ostrza broni lub wleczone po ulicach. Wszyscy słowami i czynami prześladowali Pazzich. Francesco, porwany przez tłum, został powieszony obok arcybiskupa Salviatiego. Messer Jacopo, któremu początkowo udało się uciec, został schwytany, sprowadzony do miasta i również powieszony; jego zwłoki zbezczeszczono.

Wojna Pazzich

Polityczne skutki nieudanego zamachu przekroczyły jednak dalece granice miasta. Papież, rozsierdzony zabójstwem arcybiskupa Salviatiego (mimo ewidentnie złych intencji, nie został on przecież osądzony przez żaden trybunał) i uwięzieniem młodego kardynała Riario, obłożył interdyktem Florencję, a Wawrzyńca klątwą. Sam Wawrzyniec, rozpalony nienawiścią do morderców ukochanego brata, dążył do konfrontacji. Jednak jego siły, nawet wsparte sojuszem z Wenecją i Mediolanem, były zbyt szczupłe. Armie państwa kościelnego i królestwa Neapolu zaatakowały Toskanię. Rozpoczęła się wojna Pazzich, rozrywając Italię na dwa wrogie stronnictwa.

I tu dochodzimy do skutków najbardziej dalekosiężnych – w roku 1480 nieprzejednany nieprzyjaciel krzyża, sułtan Mehmed zwany Zdobywcą (w roku 1453 jego działa zdołały skruszyć niezdobyte dotąd mury Konstantynopola), postanowił wykorzystać sytuację. W sierpniu turecka armada wylądowała w okolicy Otranto, niewielkiego miasta położonego na samym krańcu włoskiego buta – miasto zostało zdobyte, część mieszkańców wycięto (stąd słynnych ośmiuset męczenników, ściętych za odmowę konwersji na islam), miejscową katedrę zamieniono w stajnię, a wewnątrz murów zainstalował się turecki garnizon.

Dopiero bezpośrednie zagrożenie skłoniło wojujące włoskie strony do zaprzestania bratobójczych działań – w maju 1481 roku Otranto zostało odbite. Jednak o klęsce tureckiego planu ataku w samo serce chrześcijańskiego świata zdecydowali nie włoscy książęta, politycy i kondotierzy, lecz nieugięta odwaga rycerzy zakonu Św. Jana, którzy zdołali obronić przed Turkami posiadaną przez siebie twierdzę na wyspie Rodos (bez likwidacji tej chrześcijańskiej placówki nie można było myśleć o ofensywie na pełną skalę – Rodos stanowiła świetny punkt wypadowy dla ewentualnego kontruderzenia na osmańskie imperium). To już jednak zupełnie inna - choć przecież powiązaną wyraźną nicią ze spiskiem Pazzich - historia.

Niech czytelnik sam oceni, czy ta ostatnia jest mniej ciekawa, niż opowieść sprokurowana przez autorów scenariusza gry „Assassin’s Creed”.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną