Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Taniec pamięci

Brama KL Auschwitz. Brama KL Auschwitz. Wikipedia
Jak opowiadać o Zagładzie następnym pokoleniom?
Dzieci z getta łódzkiego, ok. 1942 r. Studenci z UW przez dwa lata dokumentowali historię tego getta, porównujac relacje żydowskie, niemieckie i polskie.Walter Genewein collection/Ullstein Bild Dzieci z getta łódzkiego, ok. 1942 r. Studenci z UW przez dwa lata dokumentowali historię tego getta, porównujac relacje żydowskie, niemieckie i polskie.
„Dancing Auschwitz” – były więzień obozu Adam Adolek Kohn i jego rodzina tańczą w muzeum oświęcimskim do przeboju „I will survive”. Ten zapis wideo jest masowo oglądany na YouTube.Youtube „Dancing Auschwitz” – były więzień obozu Adam Adolek Kohn i jego rodzina tańczą w muzeum oświęcimskim do przeboju „I will survive”. Ten zapis wideo jest masowo oglądany na YouTube.

Adam Adolek Kohn przeżył Oświęcim i mieszka w Australii. Ma dwie córki, sześcioro wnuków i dwóch prawnuków. I z dnia na dzień stał się sławny dzięki wideo „Dancing Auschwitz”, które jego córka wstawiła na YouTube. Przez cztery i pół minuty bez mała 90-letni oświęcimiak tańczy w rytm znanego przeboju „I will survive” wraz z córką i wnuczkami na rampie, przed komorą gazową i piecem krematoryjnym. Najpierw niepewnie, potem coraz bardziej ochoczo. W ciągu kilku dni wideo obejrzało pół miliona widzów. Strażnicy oficjalnych świątyń pamięci, jak rzecznik Muzeum Holocaustu w Melbourne, są zniesmaczeni naruszeniem rytualnej powagi wobec Zagłady. Jednak młodsi – w tym wielu potomków pomordowanych – są zachwyceni nową formą pamięci i dziękują Kohnom w listach za to taneczne „wyznanie miłości do życia po śmierci”.

Kultura pamięci zmienia się z pokolenia na pokolenie. Inaczej okupację pamięta pokolenie tzw. świadków historii, a inaczej – już tylko poprzez przekaz rodzinny oraz szkolny i medialny – pamięta o niej pokolenie powojenne, a jeszcze inaczej pokolenie wnuków, nieufne wobec skamieniałego rytuału, a zarazem bardziej podatne na opowieści dziadków niż rodziców.

Jak przekazywać pamięć następnym pokoleniom? Jak prowadzić je przez labirynt najróżniejszych świadectw i dokumentów? Jedną z metod jest wciąganie młodych do pracy nad kondensatem z zachowanych przekazów. Udanym przykładem takiej pracy jest, opracowana pod kierownictwem Marka Millera w Laboratorium Reportażu Uniwersytetu Warszawskiego, dokumentacja getta łódzkiego. Studenci przez dwa lata porównywali żydowskie, niemieckie i polskie relacje dotyczące getta łódzkiego, odtwarzając na ich podstawie nie tylko jego historię, ale i losy konkretnych osób, pomordowanych lub uratowanych Żydów, a także uczestniczących w ludobójstwie Niemców czy będących jego świadkami Polaków. „Europa według Auschwitz. Litzmannstadt Ghetto” to nie tyle wypisy czy remake, lecz dobra szkoła, jak korzystać ze źródeł, a dla młodego czytelnika – przejrzysty przewodnik po mechanizmie ludobójstwa zaplanowanego i wykonanego przez III Rzeszę.

Pedagodzy i muzealnicy, oprócz prezentowania eksponatów i zapisków z epoki, coraz częściej koncentrują się nie tylko na wyjaśnianiu przyczyny i mechanizmów przedstawianych zjawisk, lecz również na pokazywaniu zmiennych mitów narastających wokół inscenizowanego fragmentu historii – bitwy, rewolucji, procesu cywilizacyjnego. Wydaje się, że również w Oświęcimiu mogłaby powstać stała ekspozycja na temat powojennych zmian interpretacji Zagłady, a w Muzeum Powstania Warszawskiego – ekspozycja ewolucji mitu powstania i publicznych debat wokół niego, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Muzea są miejscem pamięci, ale i instytucjami pedagogicznymi zarazem. Stąd w 1986 r. stworzono w Oświęcimiu Dom Spotkań Młodzieży, w którym toczy się dialog polsko-niemiecki i chrześcijańsko-żydowski trzeciej już generacji.

To zderzenie pokoleń znakomicie opisała młoda niemiecka dziennikarka Katarina Bader, w głośnej dziś w Niemczech książce „Spadkobiercy Jurka”. Miała 19 lat, gdy w 1998 r., w domu spotkań młodzieży w Oświęcimiu, wdała się w wielogodzinną rozmowę z 75-letnim byłym więźniem KL Auschwitz. Jerzy Hronowski wywarł na młodych Niemcach wielkie wrażenie swym sarkazmem i optymizmem. Po powrocie do Niemiec Katarina namówiła rodziców, by zaprosili do rodzinnej miejscowości w Szwabii polskiego świadka historii.

Hronowski miał 17 lat, gdy – jako syn oficera i harcerz – z pierwszym transportem więźniów (numer 227) znalazł się w kacecie. W 1941 r. został nieoczekiwanie zwolniony. W 1943 r. – znów aresztowany – powrócił, tym razem do Brzezinki, gdzie otrzymał nowy numer 138793. Przetrzymał marsz śmierci w 1945 r. Od lat 60. pilotował niemieckie wycieczki. W tym również grupy niemieckiego Znaku Pokuty. Był świadkiem oskarżenia na procesie oświęcimskim we Frankfurcie. Od lat 70. jeździł po Niemczech zachodnich z odczytami, zapraszany przez lewicowe grupy ewangelickie, socjaldemokratyczne i związkowe.

Również rodzinę Katariny Jerzy ujął swą staromodną elegancją i empatią. Jego obecność rozwiązała języki w rodzinie prowincjonalnego niemieckiego nauczyciela, który – jako historyk amator – drażnił miejscowych krytycznym stosunkiem do niemieckiej przeszłości. Jednak dopiero przy Jerzym Katarina dowiedziała się, że wuj tłumił Powstanie Warszawskie. Że babka przez 8 lat prowadziła obozy służby pracy i na apelach czytała fragmenty hitlerowskiej ewangelii „Mein Kampf”. I że dziadkowie, po zwycięskiej wojnie, planowali przejąć jakiś majątek na Ukrainie po wypędzeniu stamtąd Polaków i Ukraińców.

Pod wpływem Jerzego Katarina ukończyła w Krakowie kurs polskiego. Kilka miesięcy była stażystką w POLITYCE, potem przez rok studiowała w Warszawie. Jerzy był jej mentorem. Surowym nauczycielem polskiego i przewodnikiem po polskich sprawach. Przyjaźń trwała osiem lat. Często do siebie telefonowali, ona radziła się go w sprawach zawodowych i uczuciowych. On, tracąc wzrok, stawał się coraz bardziej zgryźliwy i opryskliwy. W marcu 2006 r. znaleziono go w łazience, w kałuży krwi, z rozbitą potylicą.

Katarina przyleciała do Warszawy na pogrzeb. Była wstrząśnięta, że człowiek, który dla tysięcy Niemców był apostołem pojednania, w Polsce żył w kompletnym osamotnieniu. Na jego pogrzebie było zaledwie kilka nieznających się osób. Wśród nich żyjący w USA syn i wnuk Jerzego. W czasie krótkiej wizyty w mieszkaniu zmarłego zauważyła, że znikły dwa portrety jego żony, malowane przez Stanisława Witkiewicza. Morderstwo? Jerzy uskarżał się ostatnio, że na jego życie czyhają zarówno ludzie z enerdowskiej Stasi, jak i z polskiej bezpieki... Ta tajemnicza śmierć i przygnębiający pogrzeb wstrząsnęły dziewczyną.

Katarina obliczyła, że w ciągu 40 lat historii Jerzego wysłuchało 10 tys. Niemców. Z porywu serca napisała obszerne wspomnienie o nim. Po czym otrzymała mnóstwo listów od ludzi, którzy znali Jerzego. Z dnia na dzień stała się powiernicą jego biografii. Od Niemców poznała drugą stronę osobowości Jerzego – kłótliwość i podejrzliwość, ale także zawiłe motywy niemieckich fascynacji polskim oświęcimiakiem. Gdy dowiedziała się, że – według polskiej prokuratury – Jerzy nie został zamordowany, mieszkanie było zamknięte od wewnątrz, a rana głowy powstała w czasie upadku na podłogę, postanowiła uporządkować spuściznę po nim. I w wyniku skrupulatnego dziennikarstwa śledczego napisała książkę, która jest wyśmienitą literaturą faktu, reportażem i studium kilkupokoleniowej traumy oświęcimskiej. A także subtelnym zapisem polsko-niemieckiej neurozy i zawiłych podtekstów pojednania.

Książka jest próbą zrozumienia, kim Jerzy był dla innych. Dlaczego wspaniały gawędziarz i orędownik pojednania był tak samotny? Dlaczego lgnął do Niemców? Dlaczego jego syn nie znał żadnej z historii, które znały tysiące Niemców? I wreszcie: jak z latami zmieniały się obozowe opowieści Jerzego? Co w nich było zmyśleniem, a co prawdą? W ten sposób powstało świadectwo polsko-niemieckich zbliżeń, tym cenniejsze, że zaprezentowane przez przedstawicielkę pokolenia, które jeszcze nie znalazło własnego publicznego języka. W spotkaniach z Polakami wrażliwość moralna niemieckich 30-latków nie opiera się już na poczuciu winy za wojnę i nazizm dziadków, lecz na umiejętności (lub nieumiejętności) wczucia się w sąsiada przy równoczesnym zachowaniu dystansu – zarówno wobec polskiego, jak i niemieckiego otoczenia.

Autorka nie traci sympatii do zmarłego, mimo że poznaje ciemniejsze strony jego biografii: bezradność wobec własnej rodziny, a nawet brutalność. Karał – jak sam mówił – nie tyłek, lecz serce Tomka, bijąc matkę za przewiny syna. A przecież sam oburzałby się, że to metody SS. Był też kłótliwy i podejrzliwy wobec Niemców, którzy poświęcali mu swój czas, próbując zredagować jego wspomnienia. W czytelni IPN Katarina przeżyła szok, kiedy dowiedziała się, że Jerzy, gdy opiekował się niemieckimi grupami, współpracował z bezpieką. Zaraz jednak z ulgą stwierdziła, że w swych raportach zwracał uwagę na szczerą wolę rozliczenia się Niemców z Zachodu z nazizmem i pojednania z Polską. Znalazła też w aktach pośrednie potwierdzenia opowieści Jerzego, jak w latach 60. brutalnie zrugał enerdowskiego bezpieczniaka za to, że ten, zwiedzając Oświęcim, nie chciał zdjąć czapki w bloku śmierci. W wyniku badań dowiedziała się, że Hronowski był po trosze mitomanem. Upierał się, że był świadkiem zbombardowania torów kolejowych w Auschwitz, choć takiego bombardowania nie było...

Katarinę interesują drogi pamięci oświęcimiaka. Najpierw tłumił w sobie wspomnienia, by móc funkcjonować jak zwykły człowiek. Ale wracały – jak opowiadał jej Tomek – nocnymi zmorami, o których syn nie chciał słuchać. Z kolei Niemcy słuchać chcieli, bo potwierdzały ich poczucie winy i pozwalały się otworzyć. Jerzy był dla nich i świadkiem historii, i idealizowaną ofiarą. Gdy jednak okazywało się, że nie odpowiada wyidealizowanym oczekiwaniom, odwracano się od niego.

Dla Jerzego zaś rozmowy z Niemcami były eliksirem życia, a pojednanie traktował jak misję, która jednak nie łagodziła traumy – bezsensu okrucieństwa, przez które przeszedł i które jemu samemu odebrało wiarę. A cóż Karol Wojtyła wie o miłości bliźniego? – pytał kiedyś rozdrażniony Katarinę – bawił się w czasie wojny w teatr. Tymczasem w Oświęcimiu każdy zachowywał dla siebie kęs chleba, który umierającemu z głodu sąsiadowi mógł o jeden dzień przedłużyć życie. Jerzy nie przeceniał także gestu Maksymiliana Kolbego – ale uważał, że franciszkanin nie miał już siły walczyć o przetrwanie i swojej śmierci chciał jeszcze nadać jakiś sens...

Obok „Ostatniego dnia Borowa” Konrada Schullera (POLITYKA 35/09) książka Kateriny Bader, którą na przełomie sierpnia i września wyda w Polsce wydawnictwo Świat Książki, jest świetnym przykładem zbliżenia nowej generacji Niemców do polsko-niemieckiej traumy czasów wojny. Bez kompleksów pokolenia wojennego, bez narodowego olśnienia, jakie przechodzili po 1989 r. skrajnie lewicowi niegdyś sympatycy polskiej rewolucji. Za to z pełnią empatii do swych polskich rozmówców i przyjaciół.

Polityka 07.2011 (2794) z dnia 12.02.2011; Historia; s. 56
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną