Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Porachunki majowe

Po zamachu majowym

Okop w centrum Warszawy (maj 1926 r.). Władze miasta oszacowały koszty zniszczeń infrastruktury na 150 tys. ówczesnych złotych. Okop w centrum Warszawy (maj 1926 r.). Władze miasta oszacowały koszty zniszczeń infrastruktury na 150 tys. ówczesnych złotych. z archiw. Wojciecha Kryńskiego / Forum
Marszałek Piłsudski chciał jak najszybciej rozliczyć skutki przewrotu majowego i zadośćuczynić jego ofiarom. Niecałkiem się to powiodło.
Józef Piłsudski w otoczeniu oficerów, przed spotkaniem z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego.Wikipedia Józef Piłsudski w otoczeniu oficerów, przed spotkaniem z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego.
Na płycie, kryjącej zbiorowe prochy ofiar przewrotu majowego na warszawskich Powązkach, umieszczono cytat z rozkazu pojednawczego, wydanego przez Józefa Piłsudskiego 22 maja 1926 r.Marek Henzler/Polityka Na płycie, kryjącej zbiorowe prochy ofiar przewrotu majowego na warszawskich Powązkach, umieszczono cytat z rozkazu pojednawczego, wydanego przez Józefa Piłsudskiego 22 maja 1926 r.

Od pewnego czasu prawie co roku ukazują się nowe opracowania i wybory źródeł z czasów zamachu. Zmienia się też spojrzenie historyków na jego genezę, przebieg i konsekwencje. My przyjrzyjmy się niezbyt często omawianej kwestii – likwidacji skutków zamachu: ustaleniom liczby ofiar, ich pochówkom, stratom materialnym, odszkodowaniom, a także poszukiwaniu i rozliczaniu winnych. Spory o to toczą się do dziś.

Piłsudski już 15 maja 1926 r. wydał rozkaz o powołaniu Komisji Likwidacyjnej z gen. broni Lucjanem Żeligowskim na czele, której celem było „zlikwidowanie wypadków majowych”. Miała ona zakończyć prowadzone jeszcze operacje wojskowe, odesłać w stałe miejsca pobytu zaangażowane w przewrót pułki, rozformować i rozbroić oddziały cywili, ustalić i uregulować straty w wyposażeniu wojska, jak i u osób cywilnych, zorganizować pomoc poszkodowanym, ustalić obsadę personalną wyższych dowództw po wydarzeniach majowych, a także zebrać od oficerów uczestniczących w walkach szczegółowe raporty i na ich podstawie sporządzić przydatne armii sprawozdania.

Ostatnia posługa

Komisja pracę zaczęła 17 maja, akurat w dniu pogrzebu ofiar na Powązkach. Pierwotnie, z powodu szybkiego rozkładu ciał, pierwszych 50 poległych zamierzano pochować już 15 maja, ale w tym dniu sytuacja w Warszawie nie była jeszcze stabilna, a ponadto były trudności z identyfikacją ofiar. Oprawą pogrzebu na koszt państwa zajął się specjalny komitet, a za organizację odpowiadał lekarz płk Łubieński. W końcowym meldunku raportował, że w chwili otrzymania rozkazu o pogrzebie w kostnicach i prosektoriach zastał 302 ciała, w tym 97 nierozpoznanych lub rozpoznanych błędnie. Wykazy poległych żołnierzy ustalano na podstawie nazwisk wypisanych chemicznym ołówkiem na podszewce mundurów. Mundury te często były wyprane. „Na skutek dorywczej pomocy samarytańskiej publiczności odwożono zwłoki do kostnic bez ustalenia tożsamości” – pisał Łubieński.

Dochodziło też do kradzieży dokumentów osobistych ofiar przez „męty społeczne”. By zidentyfikować ofiary, wykonano fotografie nierozpoznanych zwłok i wystawiono je na widok publiczny. W trzy dni po pogrzebie ekshumowano i ponownie sfotografowano 42 nierozpoznane wcześniej ciała. Ekshumowano też i pochowano na katolickim cmentarzu ciało por. Bartłomieja Balbierza, omyłkowo wydane towarzystwu Ostatnia Posługa w celu pochowania z innymi 20 ofiarami wyznania mojżeszowego na cmentarzu żydowskim. „Na koszta pogrzebu preliminowałem sumę 14 450 zł (…). Z uwagi na wielką ilość potrzebnych trumien żołnierskich uzyskano prawo rekwizycji przez Komisariat Rządu trumien w poszczególnych zakładach (…). Na każdym z grobów postawiony jest krzyż dębowy – groby umyślnie pokrywane są darniną i tworzyć będą całość, jako kwatera poległych w dniach od 12–15 maja” – meldował przełożonym płk Łubieński.

Łubieński zakupił 214 trumien, ale wiele dostarczyły też rodziny cywilnych ofiar bądź swych bliskich pochowały całkowicie na swój koszt. Większość historyków podając liczbę ofiar Maja 26 kieruje się danymi z wykazu sporządzonego przez komisję gen. Żeligowskiego. Nosi on tytuł: „Zestawienie statystyczne strat w ludziach w czasie od dnia 12 do 15 maja 1926 r.”. Po stronie marszałka doliczono się 366 poszkodowanych wojskowych (107 poległo), a po stronie rządowej – 354 poszkodowanych (98 poległo). Nie rozpoznano ciał 10 wojskowych, ponadto zginęły 164 osoby cywilne i 314 odniosło rany.

Urzędowo potwierdzono zatem zgon 379 ofiar zamachu. Tyle że to zestawienie nosi datę 1 czerwca, a z lektury ogłoszeń i nekrologów z ówczesnej prasy wiadomo, że ranne osoby umierały jeszcze przez wiele tygodni. Wykaz gen. Żeligowskiego zapewne nie uwzględnił też samobójstwa dowódcy pułku z Chełma, śmiertelnych ofiar zamieszek, do których doszło w Łodzi i Radzyminie, czy śmierci od niewybuchu majstra fabryki żelazobetonu w ogrodzie przy ul. Filtrowej 30.

Palące ordery

Komisja szybko odesłała z Warszawy oddziały walczące po stronie rządowej. Mimo porażki, żołnierzy z pułków poznańskich miejscowe społeczeństwo i władze witały jak bohaterów podczas defilady z orkiestrami i sztandarami.

Przez wiele dni warszawska prasa drukowała komunikaty wzywające cywili do zdawania wydanej im lub przejętej broni (nawet bez konieczności ujawniania swej tożsamości). Komisja gen. Żeligowskiego wysoko oceniła udział w walkach oddziałów Strzelca, a negatywnie wypowiedziała się o możliwościach mobilizacyjnych Sokoła. Na honorowe dyplomy zasłużyli: harcerze, Czerwony Krzyż, warszawskie szpitale i stacje pogotowia oraz obywatelskie komitety pomocy poszkodowanym.

W 1926 r. Warszawa liczyła 1,01 mln mieszkańców. Walki w zasadzie toczyły się w centrum, od placu Zamkowego na północy po Belweder i Pole Mokotowskie z lotniskiem – na południu, gdzie skupione były rządowe i wojskowe gmachy, szkoły oficerskie i podchorążych oraz centrale telefoniczne. Obie strony w walkach używały broni ręcznej, cekaemów, samochodów pancernych, a rządowa także samolotów. Dochodziło do bratobójczych starć na bagnety. Duże straty przyniósł ostrzał walczących na ulicach żołnierzy, najczęściej przez cywili, z frontowych okien budynków. Komenda Miasta wydała nawet zakaz ich otwierania. Ogłoszono, że pojmane w oknach osoby z bronią będą sprowadzane na dół i natychmiast rozstrzeliwane.

Liczbę prawie 500 poszkodowanych cywili tłumaczy się tym, że ludność Warszawy w większości opowiedziała się za Piłsudskim i wręcz kibicowała jego oddziałom. Wielu robotników i studentów walczyło z bronią, powiększając liczbę cywilnych ofiar, z których większość śmierć poniosła wskutek własnej nierozwagi, przez – mocno akcentowane przez prasę – gapiostwo.

Spore straty poniosło też miasto. Jego władze bezpośrednie szkody (w miejskim taborze, uszkodzonych budynkach, jezdniach, chodnikach, zerwanej sieci elektrycznej) wyceniły na ponad 150 tys. zł. Na zapomogi na rzecz poszkodowanych osób (m.in. dla wdów i sierot) wyasygnowano 400 tys.  zł. Za śmierć żywiciela rodzina otrzymywała 500 zł, za śmierć innych bliskich – 100 zł. Cywile mieli problemy z rekompensatami za szkody materialne. Władze obawiały się, że wiele osób na koszt rządu będzie odnawiać potrzaskane pociskami fasady domów, od dawna już wymagające remontu.

Nie zwracano kosztów wybitych szyb, ale nowy komisarz rządu gen. Felicjan Sławoj Składkowski ustalił maksymalne stawki dla szklarzy, za szyby i kit używany przy ich wprawianiu. Osobiście też pilnował, by sklepikarze nie podnieśli cen. Wykorzystując swe uprawnienie, skazał Mordkę Kochana za paskarstwo w sklepie na grzywnę 100 zł i 10 dni aresztu, o czym donosiły gazety, którym z kolei zaostrzono cenzorskie rygory. Często dochodziło do konfiskat całego nakładu bądź też ukazywały się one z białymi plamami po zdjętych fragmentach artykułów. Ingerencje dotknęły nawet relacji z pogrzebu ofiar.

Usuwano informację, że 17 maja podczas mszy żałobnej w katedrze polowej ksiądz legionista Józef Panaś zerwał z piersi swe ordery, w tym Order Virtuti Militari, i rzucił je pod nogi gen. Dreszera, jednego z przywódców zamachu, z okrzykiem: „Zrzucam je, bo palą me piersi!”. Raczej nie ingerowano w treść nekrologów, w których znajdziemy sporo słów o śmierci od „polskiej” kuli, w obronie konstytucji czy o wierności złożonej przysiędze.

Głodomór Moreno

Przez miasto ciągnęły jeszcze dziesiątki konduktów, ale już nazajutrz po podpisaniu rozejmu zezwolono na muzykę i tańce w lokalach. Z ulic szybko posprzątano rozbite szkło i zmyto plamy krwi. Otwarto teatry i kabarety. Publiczność, jak wtedy pisano o ludności miasta, zwłaszcza ta z dzielnic objętych walkami, chciała jak najszybciej zapomnieć o koszmarze ostatnich dni. A publika z dalszych dzielnic, odciętych wcześniej policyjnym kordonem, zwiedzała teraz tereny walk. Ponownie zamknięto w opieczętowanej klatce Włocha Alfreda Moreno, znanego głodomora, który tuż przed zamachem, przed publicznością z biletami, zaczął bić rekord wytrzymałości na głód i musiał swój eksperyment przerwać.

Wszystko wracało do normy, do czego przyczynił się też pojednawczy rozkaz Piłsudskiego z 22 maja skierowany do armii. Sporo emocji wzbudziły jeszcze wybory nowego prezydenta. Wygrał je Piłsudski, ale odmówił objęcia stanowiska. Prezydentem został kandydat Piłsudskiego – prof. Ignacy Mościcki. Po paru miesiącach doszło do nowelizacji konstytucji znacznie ubezwłasnowolniającej prezydenta i sejm. Polska zmierzała w stronę rządów autorytarnych, by nie powiedzieć dyktatorskich, a Piłsudski, zadowalając się teką ministra spraw wojskowych, poniekąd z tylnego fotela, sterował państwem. Czystki objęły wielu generałów i kilkuset innych oficerów, głównie przeciwników Marszałka. Odwołano większość wojewodów i wielu starostów. Na zwolnione stanowiska zaczęła się piąć legionowa brać. Wkrótce także socjaliści przekonali się, że „błąd majowy” (opowiedzenie się za Piłsudskim) popełnili nie tylko komuniści.

Nowe władze, zwane sanacją od swego postulatu moralnej sanacji państwa, poza nielicznymi wyjątkami nie znalazły wielu generałów czy posłów, których by było można skazać za korupcję. Nic nie dało wielomiesięczne przetrzymywanie kilku generałów w wileńskim więzieniu, a wiele do myślenia dało tajemnicze zniknięcie gen. Włodzimierza Zagórskiego i przedwczesny zgon gen. Tadeusza Rozwadowskiego – głównych przeciwników Piłsudskiego w niedawnym zamachu. Dalej były uwięzienia przywódców opozycji w twierdzy brzeskiej i ich proces. Narastał wspierany przez państwo kult Marszałka.

12 maja 1935 r., w 68 roku swego życia, Piłsudski mógł w „Polsce Zbrojnej” przeczytać wiersz o sobie pt. „Pikieliszki”, z końcową strofą: „Dzisiaj w Rypinie odsłonięto pięćdziesiąty mój pomnik…”. Wieczorem o godz. 20.45 Dziadek zmarł, akurat w dniu, w którym wypadała dziewiąta rocznica zamachu majowego, a o którym w zasadzie pamiętały tylko rodziny ofiar. Już wtedy, poza mszami w ich intencji, zamachu nie upamiętniano, wypierając informacje o nim nawet ze szkolnych programów.

Pomnik z Łowicza

Początki majowej amnezji u piłsudczyków dostrzec można już w 1927 r., o czym świadczą losy pomnika poległych żołnierzy z 10 pp z Łowicza. Z pułków walczących po stronie rządu złożył on największą daninę krwi. Ze 198 żołnierzy, którzy dotarli do Warszawy, zginął lub rany odniósł co czwarty.

Ciał poległych żołnierzy rodzinom nie odsyłano. Zwycięskie władze obawiały się reperkusji dwustu pochówków w całej Polsce i wojskowe ofiary zamachu, w tym i łowiczan, pochowano na Powązkach w zbiorowej kwaterze.

W 10 miesięcy po zamachu koledzy poległych żołnierzy z 10 pp postanowili uczcić ich pamięć poprzez wydzielenie dla nich na Powązkach odrębnej pułkowej kwatery z pomnikiem z piaskowca. Okoliczności jego powstania w „Rocznikach Łowickich” opisała Maria Bobowska-Kowalska, córka por. Zygmunta Bobowskiego, wykonawcy decyzji oficerskiego zebrania. W monografii 10 pp pisał też o tym prof. Wiesław Wysocki.

Por. Bobowski ustalił miejsca pochówku łowiczan w zbiorowej kwaterze, załatwił pozwolenia i 14 marca z plutonem pionierów, pod nadzorem grabarza, przeprowadził ekshumację i powtórny pochówek poległych, tuż obok zbiorowej kwatery. Szukał też wykonawcy pomnika i kutego w żelazie ogrodzenia. Kamieniarze z Warszawy okazali się zbyt drodzy i Komitet Budowy Pomnika wykonanie zlecił firmie z Łowicza (za 920 zł). Każdy oficer pułku na budowę wyłożył 7 zł, a podoficer – 3 zł. To nie wystarczyło i dodatkowe 170 zł zebrano wśród oficerów służących wcześniej w 10 pp. Pułkowa sekcja teatralna na ten cel w pierwszą rocznicę zamachu zorganizowała płatny koncert.

Rodzina por. Bobowskiego przechowała dokumentację budowy pomnika. Jest tam rozkaz wyjazdu na dzień 23 maja do stolicy „celem usunięcia napisu z pomnika poległych podczas walk majowych w Warszawie” i kartka z tą samą datą, zapisana koślawymi literami: „Trzy zł otrzymałem z rąk Pana porucznika Bobowskiego za zareperowanie liter. Kamiński”.

Poprzedniego dnia pomnik na Powązkach miał być poświęcony. Nie doszło do tego, choć z Łowicza przejechał pluton honorowy z orkiestrą oraz delegacja oficerów i podoficerów. Według „Gazety Warszawskiej Porannej”, władzom nie spodobała się dewiza wykuta na pomniku nad nazwiskami 13 poległych: „Pierwszym obowiązkiem żołnierza jest niezłomne dochowanie wierności ślubowanej w przysiędze wojskowej”, nawiązująca do słów wypowiedzianych w dniu zamachu przez prezydenta Wojciechowskiego.

Po nabożeństwie, kiedy miano święcić pomnik, na cmentarzu zjawili się dwaj żandarmi, którzy zabronili święcenia ks. Krygierowi. A kiedy władze kościelne, rodziny i koledzy poległych interweniowali w Ministerstwie Spraw Wojskowych, przybyli dwaj oficerowie z kubełkami farby i kitem zamazali górę pomnika. „Zostawili nazwiska i teraz dopiero wolno nagrobek poświęcić – pisała „GWP”. – Tu już naprawdę słów brakuje (…). Nienawiść do tych, co w przysięgę wierzyli i przysięgi dochowali, ściga ich jeszcze za grobem”.

Redaktor naczelny gazety Olszewski za relację z tej uroczystości zatytułowaną „Ohyda” trafił przed sąd. Został uniewinniony, a z opisów procesu wynika, że rozkaz zabraniający poświęcenia pomnika wydał komendant miasta gen. Rożen. Miał powiedzieć: „jeden pułk uchwalił sobie pomnik i napis jaki chce. Później może to uczynić inny pułk”. Z kolei „Gazeta Warszawska” pisała, że generał takiego rozkazu nie wydał, a napis z własnej inicjatywy zamazali wojskowi z 10 pp.

W jedną ziemię

Pomnik żołnierzy 10 pp stoi do dziś w narożniku kwatery B20 na powązkowskim cmentarzu. Wykonano go z szydłowieckiego piaskowca. Po 84 latach coraz trudniej dają się odczytać wykute na nim słowa o wierności przysiędze. Ale i tak wygląda zdecydowanie lepiej niż nieliczne już dziś żołnierskie groby z dawnej zbiorowej kwatery z numerem B18.

Jej obecny stan to m.in. skutek decyzji zarządu cmentarza z 1961 r. Zlikwidowano wtedy żołnierskie ziemne mogiły, pozostawiając jedynie kilkanaście, na których rodziny postawiły murowane nagrobki. Na zwolnionych miejscach, co widać po nowych nagrobnych tablicach, zaczęto grzebać powstańców warszawskich, oficerów LWP z rodzinami i przebywających w Polsce na emigracji hiszpańskich komunistów. Kwatera zatraciła swój wojskowy charakter.

Prochy ze zlikwidowanych grobów zsypano do dołu na skraju kwatery i położono na nich granitową płytę z metalowymi literami tworzącymi dwa napisy: „Żołnierzom Wojska Polskiego poległym w walkach w dniach 12–14 maja 1926 r.” i „W jedną ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną”. Na płycie nie ma żadnych nazwisk i religijnych symboli. Nie dowiemy się ani liczby pochowanych tu ofiar, ani tego, że zginęły one na ulicach Warszawy. Nawet tego, że autorem słów drugiego napisu na płycie jest sam Piłsudski (to cytat z rozkazu pojednawczego z 22 maja 1926 r.).

Murowane bądź kamienne nagrobki na ok. 15 grobach ofiar dni majowych z tej kwatery są w coraz gorszym stanie. Najlepiej wyglądają te, do których później złożono też ich krewnych. Inne są zapadnięte, z obtłuczonymi i obrośniętymi mchem napisami. Z trudem da się odczytać nazwisko, szarżę czy przydzielone w wojsku stanowisko.

Interpelację poselską w sprawie fatalnego stanu kwatery ofiar Maja w 2002 r. składał poseł LPR prof. Maciej Giertych, ponowną – w 2007 r. – poseł PSL Stanisław Żelichowski. Bez widocznego efektu. Ministerstwo Kultury tłumaczy się brakiem środków i koniecznością uporządkowania innych wojskowych cmentarzy i kwater, będących w jeszcze gorszym stanie.

Od lat różne poselskie kluby usiłują przepchać przez Sejm uchwały nawiązujące do rocznic zamachu majowego. Jedne domagają się potępienia zamachu, a inne jedynie upamiętnienia tej tragedii i jej ofiar, niezależnie od tego, po której stronie stały. W 2006 r. nie przeszedł żaden z czterech klubowych projektów, a prezydent Lech Kaczyński w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” przyznał, że gdyby żył w czasie przewrotu majowego, poparłby zamach jako człowiek o przekonaniach patriotycznych i jako państwowiec. W 2009 r. prace nad nowymi projektami uchwał klubów PSL i SLD zawieszono. Sejmowe historyczne potyczki nie ominą nas i w tym roku, bo PSL projekt nowej uchwały już ma. Gdyby nie to, pewnie mało kto o zamachu by pamiętał.

Polityka 20.2011 (2807) z dnia 10.05.2011; Historia; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Porachunki majowe"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną