Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949–1989

Dariusz Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949–1989, IPN, ISP PAN, Warszawa 2010 Dariusz Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949–1989, IPN, ISP PAN, Warszawa 2010 materiały prasowe

Migracje do pracy w latach 80.

Suche liczby nie oddadzą wielości osobistych historii, intensywności uczuć związanych z wyjazdami i bogactwa doświadczeń migrantów. Jednak wydaje się, że np. w porównaniu z migracjami dzisiejszymi różnorodność doświadczeń migrantów lat osiemdziesiątych była ograniczona z powodu ograniczonych możliwości legalnego zatrudnienia i w ogóle dostępu do zagranicznych rynków pracy, a także niewielkich kompetencji, które polscy pracownicy mogli zaoferować pracodawcom, od słabej znajomości języków obcych poczynając. […]

Doświadczenia migrantów zdominowała praca, która wypełniała im znaczną większość czasu i często absorbowała całe siły. W obrębie migracji legalnych przeważała praca w budownictwie, podobna do wykonywanej w kraju przed wyjazdem i po nim przez wykwalifikowanych robotników i kadrę inżynierską Budimeksu, Elektrimu, Elektromontażu, Energopolu, Exbudu, Naftobudowy czy Polimex-Cekop. Pracownicy transgraniczni w CSRS i NRD wykonywali zwykle proste prace w zakładach włókienniczych, chemicznych, przetwórstwa spożywczego. Polacy wyjeżdżający na indywidualne kontrakty robili rzeczy nieporównanie bardziej zróżnicowane: byli inżynierami na budowach i w zakładach przemysłowych, lekarzami i pielęgniarkami, wykładowcami na uczelniach, doradcami rządów i organizacji międzynarodowych, pracowali w laboratoriach i biurach projektów, obsługiwali skomplikowane maszyny i ciężki sprzęt, grali w filharmoniach i w drużynach piłkarskich. […]

Migranci nieformalni byli znacznie liczniejsi niż legalni i mieli bogatszy katalog zajęć. Przemożne pragnienie zarobku, które nimi powodowało, zwiększało różnorodność ich doświadczeń migracyjnych o tyle, o ile gotowi byli podejmować bardzo różne prace, a niekiedy wręcz każdą. We wszystkich krajach docelowych znajdowali zatrudnienie w budownictwie – jako malarze, tynkarze, murarze, instalatorzy, układacze parkietów, kafelków, kabli, rur, poszycia dachów („robiłem rufing i sajdingi”), a nade wszystko pomocnicy od wszystkiego (zwykle: od łopaty). Bardzo często pracowali w rolnictwie i ogrodnictwie: przy zbiorze ziemniaków i szparagów w Niemczech, kapusty i nowalijek w Holandii, jabłek w Anglii, truskawek i jagód w Skandynawii, oliwek we Włoszech, przy winobraniu we Francji, przy żniwach i wykopkach – wszędzie tam, gdzie sezonowe spiętrzenie pracochłonnych robót wymaga elastycznej siły roboczej, gotowej do wysiłku przez wiele godzin dziennie, a także przy zajęciach całorocznych – w oborach, tuczarniach, kurnikach, stajniach i w szklarniach, przy karmieniu, sprzątaniu, dojeniu, sadzeniu, pieleniu, pikowaniu i cięciu, zbieraniu, sortowaniu, przenoszeniu. Działali w najróżniejszych usługach – od nauki śpiewu przez naprawę samochodów, fryzjerstwo, ochronę mienia i mycie szyb po prostytucję i kradzieże na zlecenie. Pracowali w restauracjach, barach, kawiarniach i budkach z kebabem i hotdogami – często na zapleczu: w kuchni, przy myciu garów (nieśmiertelna praca „na zmywaku”), ale też jako kelnerzy, kucharze i pomocnicy. Zatrudniali się w hotelach, pensjonatach i domach opieki, w warsztatach i małych zakładach produkcyjnych, na estradach, scenach i scenkach, jako marynarze pod wieloma banderami i u najróżniejszych armatorów. Najczęściej pracowali w prywatnych domach i mieszkaniach – gotowali, prali i prasowali, dbali o cudze dzieci, chorych, starców, psy i koty. Sprzątali domy, hotele, szpitale, magazyny, bary, samoloty, wagony kolejowe i dworce; ze śmieci, które zebrali, usypaliby górę większą niż Kopiec Kościuszki.

Można dodać pięć ogólnych uwag o tych pracach. Po pierwsze – choć różnorodne, zajęcia te w znacznej większości należały do tzw. podrzędnego segmentu rynku pracy – niskopłatnych prac fizycznych, często trudnych i brudnych, jednostajnych, krótkotrwałych lub sezonowych, niekiedy niebezpiecznych – takich, które miejscowi uważają za gorsze i biorą niechętnie. Po drugie – było to przeważnie zatrudnienie nielegalne, co wpływało na warunki pracy i płacę, brak ubezpieczenia, łatwiejszy wyzysk i względną bezbronność w razie konfliktu z pracodawcą. Status prawny migranta i jego pracy bynajmniej nie był abstrakcją. To, że Polacy względnie łatwo znajdowali nielegalne zatrudnienie w niższych segmentach zachodnioeuropejskich i amerykańskich rynków pracy, nie było przypadkowe. Już od lat siedemdziesiątych, a szczególnie w latach osiemdziesiątych, rynki te przechodziły poważne przemiany, których częścią była segmentacja i rozrost niższego segmentu, zwłaszcza w usługach, oraz ekspansja szarej strefy zatrudnienia. […] Na to globalne zjawisko nakładały się dodatkowe czynniki lokalne, np. aktywizacja zawodowa włoskich kobiet powodowała wzrost popytu na pracę gosposi, sprzątaczek, opiekunek do dzieci i starców.

Po trzecie – poszczególni migranci nie mieli zwykle dużego wyboru także w obrębie niższego segmentu i nie przebierali w ofertach, zwłaszcza gdy nie znali języka (a wielu nie znało). Podjęcie takiej a nie innej pracy zależało w dużej mierze od sieci społecznych, do których mieli dostęp. Była to praca u znajomych krewnego lub krewnych znajomego, w firmie budowlanej wcześniejszego imigranta z Polski, w domu, w którym jedna polska gosposia zastępowała drugą itp. Po czwarte – choć język polski nadaje wykonawcom wyliczonych tu prac rodzaj męski, to wiele z nich (np. w domu czy w opiece nad ludźmi) było zdominowanych przez kobiety, inne zaś (np. w budownictwie) przez mężczyzn. Po piąte – migranci z reguły pracowali długo, często 10–12 godzin dziennie, a nawet więcej, także w soboty i niedziele. Popularne kilkutygodniowe wyjazdy sprowadzały się nierzadko do całodziennej pracy i prostej regeneracji sił. […]
Wielu migrantów w dążeniu do maksymalizacji zarobków i minimalizacji wydatków zbliżyło się do typu idealnego homo economicus. Niebotyczne kursy wymiany walut w PRL sprawiały, że każdy posiłek, każdy przejazd autobusem czy bezproduktywny dzień pobytu na Zachodzie przeliczali na tygodnie pracy w kraju lub ułamki ceny pożądanych dóbr („za tyle to ja w Polsce mogę kupić...”). […] Stosowana konsekwentnie zasada „tam zarabiać – tu wydawać” przynosiła niezwykłe efekty. Oszczędzając na wszystkim i nie szczędząc siebie, migranci potrafili w krótkim czasie odłożyć tyle, „co w Polsce i w pięć lat by nie zarobił”.

 

Zapraszamy do Sklepu Polityki do sekcji nagrodzonych książek historycznych

Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną