Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Lanie wody po wiaderku

Historia Komitetu Obrony Robotników

Antoni Macierewicz i Jacek Kuroń na zebraniu członków KOR, Warszawa, 1980 r. Antoni Macierewicz i Jacek Kuroń na zebraniu członków KOR, Warszawa, 1980 r. Tomasz Michalak / Fotonova
Najpierw było ich kilku, potem kilkunastu, wreszcie powstał KOR, a potem już poszło – 10 mln Polaków zapisało się do Solidarności.
Okładka książki „Czas KOR-u. Jacek Kuroń a geneza Solidarności”.materiały prasowe Okładka książki „Czas KOR-u. Jacek Kuroń a geneza Solidarności”.

Andrzej Friszke za „Anatomię buntu” otrzymał w zeszłym roku Nagrodę Historyczną POLITYKI. Teraz wydał kolejną książkę, która jest kontynuacją poprzedniej i jest równie doskonała. W tej pierwszej opisał bunt lat 60., w drugiej odtworzył bunt lat 70., zakończony powstaniem Solidarności.

Dekada lat 70., rozpięta między Grudniem ’70 a Sierpniem ’80, przedzielona została Czerwcem ’76. W tym przełomie współwystępowały niezwykle wyraziście ślady przeszłości obok zapowiedzi przyszłości; dzisiaj to dobrze wiemy. Najważniejsze jednak, że po wydarzeniach czerwcowych, po strajkach i rozruchach, represjach władzy, która uderzyła przede wszystkim w buntujących się robotników, wyłonił się nowego typu ruch oporu, aż wreszcie powstał Komitet Obrony Robotników, potem przekształcony w Komitet Samoobrony Społecznej KOR. Założony przez opozycjonistów z lat 60. i przez opozycjonistów starszej daty, przez ludzi różnych zajęć i doświadczeń, złączonych – można powiedzieć – starym posłannictwem polskiej inteligencji, biorącej odpowiedzialność za innych i niosącej pomoc ludowi. Po drodze zdążył powstać Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela Leszka Moczulskiego, który następnie utworzył Konfederację Polski Niepodległej, a także Studenckie Komitety Strajkowe, Ruch Młodej Polski i inne niezależne od władzy stowarzyszenia, gromady i środowiska.

Świetnie wykorzystano zmieniającą się sytuację międzynarodową, fakt, że Moskwa przyjęła w 1975 r. w Helsinkach, pod naciskiem Zachodu, Kartę Praw Człowieka i Obywatela, że w Czechosłowacji powstała Karta ’77 i że także w samym ZSRR uaktywniły się grupy opozycyjne. Gierek ani nie chciał, ani nie potrafił w tym klimacie, i z pamięcią tragicznego finału rządów Gomułki, wrócić do represyjnej polityki swego poprzednika.

Po 1976 r., pod przewodnictwem przede wszystkim KOR, ukształtował się w Polsce rozwinięty front aktywności społecznej, w tym kulturalnej, naukowej i dydaktycznej, który w odróżnieniu od wcześniejszych buntów i oporu jednoznacznie akcentował swoją kontrsystemowość, zasadniczą odmowę i niewiarę w jakąkolwiek reformę i naprawienie rządzącego systemu.

Taka postawa i koncepcja programowa, wypełniana w latach 1976–80 dodatkowymi treściami i wartościami, działaniami i dziełami, nie wyłoniła się nagle, znienacka, była owocem wieloletniego dojrzewania polskiego buntu i polskich buntowników. Dla Friszkego postać Jacka Kuronia jest dla tego procesu najbardziej reprezentatywna i najbardziej zasłużona.

Stąd wśród setek, tysięcy postaci, o których pisze w dwóch przywołanych książkach, miejsce Kuronia jest wyjątkowe, jako ideologa, działacza, charyzmatycznej osobowości, która nieraz przecież – o czym Friszke pisze bez ogródek – wywoływała w najbliższych kręgach współpracowników także uczucia niechęci, by nie powiedzieć, nienawiści. „Jedni nie akceptowali jego młodzieńczego zaangażowania w komunizm i z tego powodu odmawiali mu zaufania. Inni nie akceptowali jego wartości i języka, w których widzieli nawiązania lewicowe i niedostatek wartości narodowych. Jeszcze inni zmierzali do zbudowania własnych ośrodków działania opozycyjnego, które powstawać mogły na zasadzie zanegowania autorytetu i przywództwa Kuronia”.

Jak zatem przebiegała w latach 70. linia polityczna Kuronia, zawiązana gdzieś koło Października ’56, naznaczona więzieniem gomułkowskim, a teraz wyplatająca nowy wzór walki o wartości i cele, które także zostają ułożone na nowo, a na pewno na nowo nazwane. Kuroń sam, bardzo wyraziście, ale także przy pomocy najbliższych współpracowników politycznych, często w twórczym sporze z nimi (tu trzeba wyróżnić rolę Adama Michnika, który poszerzał pole widzenia swojego przyjaciela, owocnie je kontrował i uściślał), wytyczył kierunki i sposoby działania na przyszłość, ale przede wszystkim na dziś.

Zasadnicze cele zostały nazwane: demokracja, niepodległość, samorządność, solidarność społeczna – nigdy wcześniej w PRL tak kompletnej kompozycji nie układano. Była ona ważna, mimo że istniało powszechne przekonanie, że osiągnięcie tych wszystkich celów i do tego naraz nie jest możliwe, zwłaszcza ze względu na pojałtańskie porządki i supremację Moskwy. Tyle tylko – i na tym polegała wyjątkowa jasność myślenia Kuronia i z tego brała się jego determinacja polityczna – że należy do tych celów dążyć z bezwzględnym uporem, ale w zgodzie z rzeczywistością, istniejącymi realiami politycznymi i społecznymi. I przy pomocy społeczeństwa.

To w tym czasie Kuroń miał powiedzieć słynne zdanie: „Nie palcie komitetów, tylko je zakładajcie”. Chodziło o to, by nie wchodząc na drogę rewolucyjną, zbudować i ożywić ruch społeczny, pod którego naciskiem system wcześniej czy później padnie. By kwestionując podstawy istniejącego systemu politycznego, czynić to jawnie, nie naruszając formalnie obowiązującego prawa i nie wzywając do użycia przemocy. „Projekt samoorganizacji społecznej i odzyskiwania przez społeczeństwo jego praw był ewolucyjny, miał zmieniać rzeczywistość stopniowo, etapami, zarazem uczyć coraz większe grupy obywateli społecznej aktywności”.

Jeśli pod koniec lat 60. liczba aktywnych buntowników nie przekraczała setki, to po 1976 r. była ona na pewno kilka razy większa, nie licząc tych tysięcy decydujących się na kontakty z opozycją, czytających bibułę (w 1977 r. Służba Bezpieczeństwa przejęła 1662 strony literatury bezdebitowej, a w 1979 r. już 300 tys., co było – jak się szacuje – jedną czwartą całej produkcji), uczestników manifestacji, sygnatariuszy różnych listów i apeli.

To ożywianie społeczeństwa i wzmacnianie w nim ducha oporu oraz gotowości do działania polegało nie tylko na organizowaniu całej sieci kontrkulturowych wydawnictw i prowadzeniu seminariów i wykładów, na nieustannych dyskusjach, pomocy dla poszkodowanych przez reżim, na nagłaśnianiu takich faktów na Zachodzie (na tym polu także Kuroń był nieoceniony, jak i polscy emigranci, często byli komandosi), na wciąganiu do ruchu młodzieży, studenckiej i robotniczej. Ale również na rozumnej cierpliwości wobec tych środowisk, które żywiły obawy, czy walka z systemem ma sens, bądź po prostu szukały dla siebie miejsca raczej poprzez taktykę przystosowania, a nie oporu.

By taki plan w ogóle mógł się zrodzić, trzeba było mocno przewartościować doświadczenie buntu z lat 60., a już zwłaszcza z 1968 i 1970 r. Ten proces – jak to pokazuje Andrzej Friszke – był bardzo autentyczny i głęboki, dotyczył kwestii fundamentalnych. Porzucenie rewolucji na rzecz ewolucji oznaczało, że nie tylko trzeba otworzyć się na inne środowiska i tradycje, ale też przyjąć je do wspólnoty działania. Najważniejszym chyba otwarciem było przemyślenie i przeżycie duchowe polskiego katolicyzmu, czego najwyraźniejszym dowodem stała się książka Adama Michnika „Lewica, Kościół, dialog”, wydana w 1976 r. w Paryżu, spotkania z Klubami Inteligencji Katolickiej, jak też osobiste rozmowy z prymasem, kardynałem Wojtyłą i innymi hierarchami. Zawiązała się nić porozumienia, wzmocniona, gdy w Rzymie wybrano Jana Pawła II.

Także tradycja niepodległościowa uległa w środowisku byłych komandosów wielkiej przemianie. Ona nigdy nie była zawieszona, niemniej teraz wymagała nowego przemyślenia, co stało się faktem, zwłaszcza że dla wielu działaczy i środowisk wchodzących aktywnie do gry była najważniejsza, a też w samym KOR była bardzo silna. Niezwykle interesująca z tego punktu widzenia stała się rewindykacja pamięci o II RP i wmyślenie się w jej zasługi i błędy. Można powiedzieć, że pełne przywrócenie blasku Polski międzywojennej dokonało się właśnie w dekadzie lat 70., czemu sprzyjały w 1978 r. obchody rocznicy odzyskania niepodległości. Władza zresztą pod tym naciskiem – nie bez udziału obiegu wydawniczego na powierzchni, który naturalnie korzystał z koniunktury wytworzonej przez podziemie – oddawała pole, niezdolna do prowadzenia dotychczasowej propagandy nienawiści do II RP.

Ruch społeczny, którego przewodnikiem był KOR, musiał – było to nieuchronne – różnicować się wewnętrznie i odkrywać swój wewnętrzny pluralizm. I nawet jeśli starano się, Kuroń zwłaszcza, ograniczyć jego temperament polityczny na rzecz taktyki lania wody po wiaderku, a nie hydrantem, rychło ujawniły się różnice ideowe, odmienne koncepcje działania, w tym bardziej radykalne, również ambicje osobiste. Można odtworzyć całą siatkę takich napięć i różnic, pokazać świadectwa zachowań partykularnych, które z czasem, już po Sierpniu ’80, także później, tworzyły i po dziś tworzą nową geografię polityczną Polski. Te zjawiska wystąpiły także w KOR, zwłaszcza za sprawą grupy Antoniego Macierewicza, niemniej Komitet mimo wszystko zachował na zewnątrz jedność aż do 1980 r., co było jego wielkim historycznym sukcesem.

Bez KOR, bez zebranej mądrości lat 1976–80, bez tamtego doświadczenia nie byłoby Sierpnia ’80, nie byłoby Wałęsy, inaczej by się potoczyła historia Polski. W najważniejszych momentach strajków na Wybrzeżu i rozmów z władzą Kuroń siedział w więzieniu. Ale na koniec porozumień to właśnie Wałęsa upomniał się o niego i zażądał jego uwolnienia, co się stało.

Takie Kuroniowe lanie wody po wiaderku, a nie hydrantem, było niezwykle trudne, uciążliwe, wymagało heroicznej pracy. Friszke zapisał kronikę takiej codziennej mitręgi opozycji, poddanej nieustannej „opiece” władzy, wielokrotnie aresztowanej, pobitej, inwigilowanej, podsłuchiwanej, szykanowanej w życiu i pracy. Twierdzi jednak, na podstawie analizy akt Służby Bezpieczeństwa, że nie udało się jej akurat do KOR wprowadzić agenta, czego nie można powiedzieć o innych środowiskach opozycyjnych.

Ta książka jest wzorowa, jeśli chodzi właśnie o umiejętność korzystania ze źródeł, zwanych czasami ipeenowskimi, które są czytane bardzo uważnie, konfrontowane z innymi przekazami, także z pamięcią bohaterów tamtych czasów i walk. Jest zapisem pomnikowym, bo trzyma poziom opowieści bez mała podręcznikowej, wzmocnionej setkami małych monografii, które przywołują do apelu sprawy i ludzi niekoniecznie o wymiarze podręcznikowym, a przecież bardzo ważnych i zasłużonych.

Andrzej Friszke, Czas KOR-u. Jacek Kuroń a geneza Solidarności, Wydawnictwo Znak i Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Kraków 2011

Polityka 42.2011 (2829) z dnia 12.10.2011; Historia; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Lanie wody po wiaderku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną