Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Z ławy piwnej do sejmowej

Palikot? A pamiętacie Partię Przyjaciół Piwa?

Janusz Rewiński, lider i twarz Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Janusz Rewiński, lider i twarz Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Witold Jabłonowski / PAP
20 lat temu, podczas inauguracyjnego posiedzenia Sejmu I kadencji, największe zainteresowanie mediów budziła egzotyczna grupa 16 posłów Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Jej losy mogą być przestrogą dla ludzi Ruchu Palikota.
Jerzy Dziewulski, znany antyterrorysta i poseł PPPP.Tadeusz Późniak/Polityka Jerzy Dziewulski, znany antyterrorysta i poseł PPPP.
Plakat wyborczy Krzysztofa Ibisza, wówczas mało znanego aktora Teatru Studio.AN Plakat wyborczy Krzysztofa Ibisza, wówczas mało znanego aktora Teatru Studio.

Jerzy Dziewulski, który z listy PPPP debiutował wtedy w Sejmie, wspomina: – Posłowie ze styropianowym rodowodem byli zszokowani. Już nie oni, tylko my byliśmy bohaterami newsów. I tak jak dzisiaj grzebie się w życiorysach posłów z Ruchu Palikota, tak wtedy grzebano w naszych.

Polską Partię Przyjaciół Piwa zarejestrowano 28 grudnia 1990 r. Toczy się spór o jej ojcostwo i moment poczęcia. Pomysł ponoć narodził się wśród wykonawców i realizatorów popularnego pod koniec lat 80. wakacyjnego programu telewizyjnego „Skauci Piwni”. W skautowskich mundurkach występowali tam m.in.: Krzysztof Piasecki, Krzysztof Stroiński, Stanisław Zygmunt i Janusz Rewiński. Z czasem pod tą nazwą zarejestrowano stowarzyszenie.

Do ojcostwa partii piwoszy przyznają się też dziennikarze nieistniejącego już miesięcznika „Pan”, magazynu „poradniczo-hobbystycznego dla mężczyzn”. W nim właśnie, we wrześniu 1990 r., ukazał się felieton podpisany Sybaryta, z tytułem: „»4 x P« czyli Polska Partia Przyjaciół Piwa”.

Autor (dziennikarz „Pana” Andrzej Kołodziejski) pisał, że z poczuciem niekłamanego żalu przeglądał wydane przez PAP „Vademecum Partii i Ugrupowań Politycznych”. Program żadnej z prezentowanych tam partii mu nie odpowiadał. „Dlatego też wspólnie ze starannie dobranym gronem współpracowników (...) postanowiliśmy założyć własną. (...) deklarujemy, że będziemy dokładali wszelkich starań, by wszystkim kulturalnym piwoszom żyło się dobrze, a kierownictwu partii jeszcze lepiej. By powstawały piwiarnie z prawdziwego zdarzenia, gdzie w miłej atmosferze można wypić kufelek dobrego piwa, by w dorzeczu Odry, Wisły i Bugu chlanie ordynarnej siwuchy zastąpiono zacnym obyczajem delektowania się chmielowym napojem (...)”. Obok felietonu wydrukowano deklarację wstąpienia do partii. Należało wpisać do niej nazwisko, imię, wiek, zawód oraz adres i wysłać do redakcji.

– Odesłano nam ich tysiące – wspomina Adam Halber, wówczas zastępca redaktora naczelnego. Zespół pisma przekształcał się wtedy w dziennikarską spółdzielnię pracy. Na rynku pojawiły się nowe tytuły dla mężczyzn oparte na zachodnich pomysłach i kapitale. – Musieliśmy wymyślić coś, co reklamowałoby nasz tytuł. Marzyło nam się, aby w każdym z wojewódzkich miast powstał choć jeden pub z logo „Pana”, gdzie w cienkim szkle, a nie w grubych kuflach, podają schłodzone piwo, a piwosz miał czystą toaletę. Skaut Piwny Janusz Rewiński zgodził się zostać twarzą tej kampanii, a później i partii piwoszy.

– Wydaje mi się, że pomysł na partię przyszedł do głowy nam, Skautom, jako kontynuacja naszego programu telewizyjnego. Może i był to pomysł redakcji „Pana”, którą ceniliśmy, bo nie była trybunopodobna – wspomina Janusz Rewiński. – W każdym razie 28 grudnia 1990 r. ze Zbigniewem Chomiczem, naczelnym „Pana”, zarejestrowaliśmy partię, której dałem swoją gębę.

W kwietniu 1991 r. w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki odbył się założycielski kongres, na którym Rewińskiego wybrano na prezydenta PPPP. – Po Wałęsie byłem drugim w Polsce – żartuje Rewiński. On też napisał hymn PPPP z programowym refrenem: „Wypijesz jedno, drugie, trzecie piwo, pójdziesz może trochę krzywo, a po gorzale nie pójdziesz wcale, więc piwa do kufla nalej!”.

Program partii już nie dla żartu, lecz na poważnie, napisał jej wiceprezydent Adam Halber. W referacie programowym na kongresie mówił o dążeniu do zgody narodowej i społecznych celach partii. PPPP postulowała zmianę preferujących sprzedaż wódki marż w gastronomii. Wzywała do rozwoju lokalnych browarów, zwiększenia areału upraw chmielu i browarnianych odmian jęczmienia. Zwracała uwagę na ekologię, bo bez zdrowej wody, nieskażonej gleby i czystego powietrza nie może być dobrego piwa. Walczyła z mitami o szkodliwości bezołowiowej benzyny i protestowała przeciwko produkcji samochodów bez katalizatorów.

Deklarowała przy okazji, że nie chce przejmować władzy, tylko pełnić rolę „katalizatora między władzą, a opozycją. (...) Takie słowa jak nacjonalizm, antysemityzm, nietolerancja nie istnieją w słowniku członka naszej partii. Nie wiemy, co one znaczą. Dlatego nie pytamy nikogo, skąd przychodzi, a tylko o to »z czym«. Jeśli ze spolegliwością, życzliwością do świata i ludzi, tolerancją, dystansem do świata – jest nasz” – pisał Halber w kongresowym referacie.

Mało kto przypuszczał, że za sześć tygodni Sejm kontraktowy skróci swoją kadencję, a prezydent Wałęsa rozpisze nowe wybory i młoda PPPP będzie potrafiła znaleźć kilkuset kandydatów na posłów i zebrać tysiące podpisów popierających ich obywateli.

Człowiek z notesu

– Ławy piwne, nasze partyjne struktury, dopiero budowaliśmy. I musieliśmy proponować start w wyborach ludziom z naszych notesów z telefonami, a ci z kolei polecali inne godne zaufania osoby – wspomina Halber.

Marek Kłoczko (od 21 lat dyrektor i do dziś sekretarz generalny Krajowej Izby Gospodarczej) nie był w partii piwoszy, choć piwo lubi. Został zaproszony na spotkanie przedsiębiorców z satyrykiem Rewińskim, gdzie padło pytanie, czy nie chciałby zostać posłem. – Traktując to jako żart, odpowiedziałem, że tak, ale wyłącznie z rodzinnego Augustowa i nawet coś tam podpisałem. W powyborczy poniedziałek zadzwoniła do mnie zdenerwowana żona i mówi, że kuzyn wracał z Berlina do Polski i jadąc przez Lubuskie w lokalnym radiu usłyszał, że jakiś Kłoczko został posłem z Zielonej Góry. I pyta, czy to przypadkiem nie ja. Tak się dowiedziałem, że zostałem posłem, choć nie byłem tam na jakimkolwiek przedwyborczym spotkaniu.

„Nie piję alkoholu” – napisał Jerzy Dziewulski na własnej stronie internetowej. W sejmowym klubie partii piwoszy znalazł się przypadkiem. W 1991 r. dowodził policyjnymi antyterrorystami na Okęciu. – Zadzwonił do mnie Zbyszek Eysmont i mówi, że Rewa organizuje partię. Ty masz znaną gębę i nazwisko, zgódź się na kandydowanie do Sejmu. Myślałem, że chodzi o zgrywę, i wypełniłem Zbyszkowi jakieś papiery. Dziewulski został jedynką na liście PPPP w Bielsku-Białej. Wcześniej nigdy tam nie był i, jak mówi, na kampanię nie wydał nawet złotówki.

– Uczciwie osobiście zbierałem podpisy na Marszałkowskiej i widziałem, jak ciężko z tym idzie – wspomina Rewiński. – Ktoś widać to dostrzegł i nagle zwalili się do nas różni dziwni faceci z gotowymi listami kandydatów i listami poparcia dla nich. Kto, jak nie służby, mógł w 1991 r. mieć dostęp do danych obywateli? Partię mieliśmy otwartą niczym kościół i wstępował do nas każdy, kto chciał. Dla mnie była to jeszcze zabawa, ale ileś osób widziało w tych wyborach już dla siebie jakiś cel i oni nam je zorganizowali.

Rewiński nie ukrywa dziś sympatii dla PiS. Jego spiskowej wersji sukcesu PPPP nie podziela Dziewulski. – Znałem ludzi ze służb i wiem, co wtedy robili. Rozwiązana rok wcześniej esbecja była w rozsypce, a nowy UOP budował jeszcze własne struktury, a nie agenturę.

Po dwóch latach rządów premiera Tadeusza Mazowieckiego, a potem Jana Krzysztofa Bieleckiego i terapii szokowej wicepremiera Leszka Balcerowicza, wielu wyborców było rozczarowanych transformacją ustrojową. Niektórych zainteresowały hasła i nazwa partii piwoszy. 27 października 1991 r. na listę nr 63 oddano 367 106 głosów (3,27 proc. ogółu). Nie było wtedy 5-proc. progu głosów i PPPP wprowadziła do Sejmu 16 posłów. Jeszcze przed zaprzysiężeniem podzielili się na dwa kluby: PPPP Polski Program Gospodarczy (13 posłów), zwany w Sejmie Dużym Piwem, i klub, a właściwie koło poselskie PPPP Spolegliwość (3 posłów, ideowych piwoszy), zwane Małym Piwem.

Duże i małe piwo

W Dużym Piwie większość posłów była przedsiębiorcami. Zbigniew Eysmont, wówczas producent sprzętu oświetleniowego, przyznaje, że mało kto z nich pił wtedy piwo, ale okazało się ono skutecznym wytrychem. – Chcieliśmy wejść do Sejmu, aby przewrócić ugruntowany w PRL obraz prywatnego przedsiębiorcy jako złodzieja i obywatela drugiej kategorii. Byliśmy politycznie nieopierzonymi, ale poważnymi przedsiębiorcami. Inaczej nie dostalibyśmy zaproszenia od gdańskich liberałów: Bieleckiego, Lewandowskiego i Tuska, do utworzenia już później nowego wspólnego klubu – Polskiego Programu Liberalnego. W rządzie Hanny Suchockiej ja nie zostałbym też członkiem Rady Ministrów ds. przedsiębiorczości.

Poza Eysmontem w Dużym Piwie znaleźli się: Tomasz Bańkowski, wówczas prywatny przedsiębiorca, a dziś prezes Pekao Pioneer PTE, Andrzej Czernecki, producent sprzętu medycznego, Jan Zylbert, perkusista jazzowy i muzyczny menedżer, Tadeusz Holc, żeglarz olimpijczyk, właściciel firmy produkującej sprzęt ratunkowy dla żeglarzy. W klubie PPG byli też: Kłoczko, Dziewulski, Sławomir Chabiński, lekarz z Zagłębia, Andrzej J. Zakrzewski, dziennikarz z Olsztyna, sam prezydent Rewiński i paru innych przedsiębiorców, o których słuch już zaginął. Na obrzeżach kręcił się złotnik Leszek Bubel, który sejmową kadencję zakończył jako poseł niezależny.

– Nasi biznesmeni szybko wypili swoje piwo. Po wejściu do Sejmu już im nie było z nami po drodze. Wielu nie wpłaciło nawet obiecanych pieniędzy na kampanię – mówi Rewiński. – Chcieli już zasiadać z członkami Polskiej Rady Biznesu, a nie z jakimiś piwoszami.

– Z piwem nie mieliśmy nic wspólnego, natomiast kilku z nas miało doświadczenie w kierowaniu firmami polonijnymi – wspomina Tadeusz Holc. – Skrzyknęliśmy się i opracowaliśmy 10-punktowy program gospodarczy. Wyborców nie pociągają jednak programy, tylko znane gęby, zwłaszcza te śmieszne, i dlatego z piwoszami wystartowaliśmy do Sejmu. Holc uważa, że przedsiębiorcy ich nie zdradzili. Walka w Sejmie o wyższą kulturę picia piwa od początku była dla nich jakąś abstrakcją – liczyła się tylko gospodarka. Wspierali w Sejmie korzystne rozwiązania i starali się nie zajmować stanowiska w sprawach politycznych.

W Małym Piwie znaleźli się: Halber, drukarz Adam Piechowicz i Krzysztof Ibisz, mało jeszcze znany, 26-letni aktor z Teatru Studio. W połowie kadencji Halber przeszedł do klubu SLD i wtedy Piechowicz z Ibiszem przygarnęli Jerzego Pawlaka, posła z listy PSL. Nawiązali kontakty z Polską Partią Emerytów i Rencistów i powołali jej poselskie koło pod nazwą Nadzieja. Średnia wieku posłów z emeryckiego koła wynosiła 33 lata.

Kadencja tego Sejmu trwała niecałe dwa lata. Był to czas ostrych sporów między obozem prezydenta Wałęsy a środowiskiem politycznym Porozumienia Centrum z braćmi Kaczyńskimi na czele. W czerwcu 1992 r., po ujawnieniu (na żądanie Sejmu) przez ministra Antoniego Macierewicza listy polityków odnotowanych w teczkach SB, upadł rząd premiera Jana Olszewskiego. Desygnowany na premiera Waldemar Pawlak z PSL przez 33 dni nie radził sobie z powołaniem nowego rządu. Kolejnym premierem została kandydatka Unii Demokratycznej Hanna Suchocka. Jej rząd udało się sformować, ale nie na długo, bo 31 maja 1993 r. prezydent Wałęsa wydał zarządzenie o rozwiązaniu Sejmu.

Lektura stenogramów sejmowych potwierdza, że posłów z listy PPPP przede wszystkim interesowała gospodarka. Piwosze początkowo nie wchodzili do budowanych koalicji i kiedy Ibisz zgłosił Halbera na wicemarszałka Sejmu, to ten dostał najmniej głosów. Z sejmowej mównicy protestowali przeciwko nadmiernej fiskalizacji. Eysmont mówił, że trudno będzie przeprowadzić prywatyzację bez wcześniejszej reprywatyzacji. Czernecki wzywał rząd do aktywnej polityki proeksportowej, która pobudzi gospodarkę. Domagał się reorganizacji systemu bankowego poprzez odcięcie od banku centralnego pozostałych banków i ich komercjalizację. Holc wzywał do przyspieszenia prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Ibisz domagał się poprawy nie tylko materialnej, ale i społecznej pozycji emerytów. Duże Piwo ustami Bubla opowiadało się za ustawą o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne.

Wyszedł Bubel

Żaden z piwoszy nie zabrał głosu w debacie nad projektem uchwały zobowiązującej ministra Macierewicza do ujawnienia zapisów w esbeckich teczkach osób pełniących funkcje publiczne. Żaden nie przemówił 4 czerwca 1992 r., kiedy odwoływano rząd Olszewskiego. Natomiast już nazajutrz Bańkowski poparł kandydaturę Waldemara Pawlaka na stanowisko premiera: „Rolnik polski jest najbliższy naszego pojęcia przedsiębiorcy. (...) Mam nadzieję, iż będzie w stanie sformować rząd, który będzie służył dobrze Polsce Ludowej”, wywołując, zwłaszcza ostatnimi słowami, odnotowaną w stenogramie „wesołość i oklaski na sali”.

Współpracownicy Macierewicza wśród posłów PPPP doszukali się TW Zenka i TW Romana, zwerbowanych przez II Departament MSW. Poseł Dziewulski zasiadał potem w tzw. komisji Ciemniewskiego, badającej rzetelność wykonania przez ministra Macierewicza sejmowej uchwały o lustracji polityków. A prezydent Rewiński z sejmowej mównicy, podczas dyskusji o projekcie ustawy o monopolu spirytusowym, na poły kabaretowo i na poły poważnie polemizował z posłem ZChN, który już samo istnienie Partii Przyjaciół Piwa uznał za zagrożenie dla młodzieży, społeczeństwa i Polski. Był to jeden z ostatnich występów Rewińskiego w roli lidera PPPP. Przed kolejnym kongresem partii zarzucono mu niejasne operacje finansowe i władzę w partii piwoszy przejął Leszek Bubel. Rewińskiego z zarzutów oczyszczono i dalej wykonywał sumiennie poselskie obowiązki.

Polityczne ścieżki 16 posłów PPPP stopniowo zaczęły się rozchodzić. Większość wystartowała jeszcze w wyborach w 1993 r. Przegrali ci, co wybrali listy KLD i BBWR. Kłoczce nie udało się zostać niezależnym senatorem w Suwalskiem, co skutecznie wyleczyło go z polityki.

W nowym Sejmie w klubie SLD zasiedli Halber i Dziewulski, a w klubie Unii Wolności – Czernecki. Parę lat później na Wiejską jako poseł AWS trafił znów Eysmont. Najdłużej – cztery kadencje – w sejmowej ławie spędził Dziewulski. Sromotną klęskę już w wyborach w 1993 r. poniósł prezydent piwoszy Leszek Bubel. Na listy PPPP, wsparte nazwiskami znakomitych sportowców i trenerów (m.in.: Kazimierz Górski, Andrzej Suproń i Władysław Komar), oddano zaledwie 0,1 proc. głosów. Partia piwoszy za Bubla okazała się tak słaba, że nawet nie dokonała ponownej rejestracji w sądzie, do czego potrzeba było 1 tys. podpisów, i wykreślono ją z rejestru. Bubel zaś tak się przywiązał do prezydenckiego tytułu, że dwa razy startował potem w wyborach, chcąc jako lider Polskiej Partii Narodowej zostać prezydentem wszystkich Polaków.

Czy byli posłowie PPPP widzą jakieś analogie z Ruchem Palikota? Kłoczko dostrzega jedno podobieństwo – niespodziewany sukces w wyborach. Zdaniem Holca przedsiębiorcy od Palikota to zupełnie inna kategoria. Eysmont mówi, że PPPP w okresie tamtych sporów, o lustrację i aborcję, znalazła dla siebie lukę – starania o normalną gospodarkę. Janusz Palikot znalazł lukę w kwestiach światopoglądowych, ale zaczął od zastępczego tematu – od walki z krzyżem w Sejmie.

Ojcem jego sukcesu, jak i piwoszy, była przekora Polaków zmęczonych kłótniami polityków – zagłosuję i zobaczę, co z tego wyjdzie. Rewiński dostrzega podobną, ogromną skwapliwość, z jaką „ktoś” organizował Ruch Palikota. Halber widzi podobny początek, mało jasny program, grę na jednego lidera i znów wyszukiwanie w notesach kandydatów na posłów. Dziewulski docenia sukces Palikota, ale podkreśla, że on na własną kampanię nie wydał ani złotówki, a Palikot w swój Ruch, jak mówi, zainwestował milion.

Polityka 45.2011 (2832) z dnia 01.11.2011; Historia; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Z ławy piwnej do sejmowej"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną