Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Głos konspiry

„Tygodnik Mazowsze” - prasa w konspiracji

Zespół „Tygodnika Mazowsze” w 1988 r., od lewej u góry: Wojciech Kamiński, Tomasz Burski, Joanna Szczęsna, Helena Łuczywo, Piotr Pacewicz, Anna Bikont, od lewej siedzą: Krzysztof Leski, Marta Woydt, Zofia Bydlińska-Czernuszczyk, Olga Iwaniak Zespół „Tygodnika Mazowsze” w 1988 r., od lewej u góry: Wojciech Kamiński, Tomasz Burski, Joanna Szczęsna, Helena Łuczywo, Piotr Pacewicz, Anna Bikont, od lewej siedzą: Krzysztof Leski, Marta Woydt, Zofia Bydlińska-Czernuszczyk, Olga Iwaniak Anna Pietruszko / Forum
Dwie kartki papieru zapisane bardzo małą czcionką dzisiaj nie robią specjalnego wrażenia, ale tak właśnie wyglądał „Tygodnik Mazowsze” – najpopularniejsze pismo podziemnej Solidarności. Jego pierwszy numer ukazał się 11 lutego 1982 r.
Pierwszy (choć numerowany jako drugi) numer „Tygodnika Mazowsze”.Zbiory Ośrodka KARTA Pierwszy (choć numerowany jako drugi) numer „Tygodnika Mazowsze”.
Kraków, 1984 r. „Tygodnik Mazowsze”, jako jedyny z wielu pism podziemnych miał charakter ogólnopolski.Forum Kraków, 1984 r. „Tygodnik Mazowsze”, jako jedyny z wielu pism podziemnych miał charakter ogólnopolski.

Historia „Tygodnika Mazowsze” zaczęła się jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Jesienią 1981 r. miał powstać w oficjalnym obiegu związkowy tygodnik o nazwie „Mazowsze”. Kierować pismem miał Jerzy Zieleński. Mocno zaangażował się w uruchomienie pisma, tworzył zespół, umawiał autorów. Wiadomość o uderzeniu w Solidarność musiała być dla niego szokiem. 13 grudnia 1981 r. wyskoczył ze szpitalnego okna. Aby uczcić pamięć Zieleńskiego, wydawanie pisma rozpoczęto od numeru drugiego.

Redaktorki podziemnego „Tygodnika Mazowsze” Helena Łuczywo i Joanna Szczęsna po wprowadzeniu stanu wojennego zaczęły się ukrywać. Szybko nawiązały kontakt z grupą współpracowników i już 16 grudnia 1981 r. rozpoczęły wydawanie „Informacji Solidarności”, podziemnego biuletynu przepisywanego na maszynie. Od lutego 1982 r. zespół, kierowany przez Łuczywo, rozpoczął wydawanie „Tygodnika Mazowsze”, który szybko zdobył popularność w środowiskach opozycyjnych w całym kraju. Redaktorki – Łuczywo, Szczęsna, Anna Bikont i Małgorzata Pawlicka – regularnie zmieniały mieszkania, w których tworzyły pismo. W skład redakcji wchodzili również: Anna Dodziuk, Zofia Bydlińska-Czernuszczyk, Marta Woydt i Wojciech Kamiński. Helena Łuczywo miała chyba największe doświadczenie, umiejętność podejmowania decyzji, organizatorskie zdolności i rozległą sieć kontaktów. W kolejnych latach do redakcji dołączyli Elżbieta Regulska, Krzysztof Leski, Piotr Pacewicz, Tomasz Burski, Ludwika Wujec, Piotr Bikont, Agata Niewiarowska, Brygida Bytkowska, Gwido Zlatkes, Joanna Kluzik, Olga Iwaniak i Wojciech Świdnicki. Regularne wydawanie gazety było możliwe dzięki rozgałęzionej sieci, którą tworzyli autorzy tekstów, drukarze, kolporterzy, osoby udostępniające swoje mieszkania i inni współpracownicy.

Od pierwszych dni stanu wojennego Łuczywo i Szczęsna utrzymywały ścisły kontakt ze Zbigniewem Bujakiem i innymi ukrywającymi się liderami związku. „Tygodnik Mazowsze” był organem regionalnych władz związku, jednocześnie postrzegano go jako pismo Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność. Na wiele spraw redakcja „Tygodnika” miała poglądy takie jak przywódca mazowieckiej Solidarności.

Na łamach pisma odbywały się najważniejsze dyskusje programowe między liderami podziemnej Solidarności. W marcu 1982 r. internowany Jacek Kuroń ogłosił w nim tekst „Tezy o wyjściu z sytuacji bez wyjścia”. Powszechny ruch oporu, którego najmocniejszym przejawem miał być strajk generalny, uważał za jedyny sposób nacisku na władzę. Kuroń nie wykluczał użycia przemocy. Tekst wzbudził duże kontrowersje wśród uczestników podziemia, nie wyłączając bliskich współpracowników jego autora. Kuroń zawsze proponował w swojej publicystyce działania umiarkowane, nienoszące ryzyka ofiar. Projekt masowego wystąpienia przeciwko władzy był sprzeczny z całą jego dotychczasową filozofią polityczną.

Artykuł Kuronia wywołał spór nawet pomiędzy redaktorkami „Tygodnika”. Joanna Szczęsna wspominała: „Helena za nic nie chciała tego tekstu puścić. Ja mówiłam, że nie chcę pracować w piśmie, w którym Jacek Kuroń nie może opublikować swego tekstu, nawet jeśli nie ma racji. W pewnym momencie poniósł mnie temperament i krzyknęłam: »Jeśli tak, to ja idę się oddać w ręce milicji«. I zaczęłam się ubierać. Wtedy Helenka się poddała”.

Ostatecznie zdecydowano się na druk artykułu ze względu na autorytet autora. Dołączono polemiki Zbigniewa Bujaka i Wiktora Kulerskiego, którzy opowiadali się za „długim marszem”, czyli nastawieniem się na długotrwały, zdecentralizowany opór przeciwko polityce władz i budowę tzw. społeczeństwa podziemnego: rozwoju niezależnego ruchu wydawniczego, oświaty, pomocy represjonowanym.

„Tygodnik Mazowsze” był przede wszystkim pismem informacyjnym. Odbiorcami prasy podziemnej byli ludzie o silnym poczuciu identyfikacji z ruchem opozycyjnym. Ich nie trzeba było przekonywać do poparcia. Stąd najbardziej interesujące mogły być suche fakty. Teksty informacyjne były lakoniczne, pozbawione ozdobników i stylistycznej finezji. Po warszawskich środowiskach opozycyjnych krążył dowcip: Co to jest słup? Drzewo zredagowane w „Tygodniku Mazowsze”. Wiele miejsca poświęcano na opis represji stosowanych przez władze wobec ludzi Solidarności i samej aktywności ruchu opozycyjnego. Tych tematów dotyczyła głównie informacja i publicystyka „Tygodnika Mazowsze”. Znaczną część łamów „Tygodnika” zajmowały oświadczenia przywódców NSZZ Solidarność.

Szybko reagowano na bieżące wydarzenia. Porwanie i zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki, wybuch elektrowni jądrowej w Czarnobylu, aresztowanie Zbigniewa Bujaka w maju 1986 r. – w każdym z tych przypadków redakcja musiała błyskawicznie zebrać informacje i komentarze, żeby zmieścić się w cyklu wydawniczym i dać je w najbliższym numerze, co w warunkach konspiracyjnych było wyczynem. Przykład: Szczęsna miała wielkie trudności z przygotowaniem numeru w czasie strajków w sierpniu 1988 r. Większość redaktorów – w związku z przerwą wakacyjną w wydawaniu pisma – była wówczas niedostępna. Udało się nawiązać kontakt z Anną Dodziuk i Ludwiką Wujec, które pojechały na Śląsk do strajkujących kopalni. W ciągu kilku dni do Warszawy wróciły kolejne osoby. Numer „Tygodnika” poświęcony strajkom wyszedł na czas.

2 lipca 1982 r. została aresztowana Joanna Szczęsna, zresztą przypadkowo, w konspiracyjnym mieszkaniu Zofii i Zbigniewa Romaszewskich. Skazano ją na pół roku w zawieszeniu za posiadanie fałszywego dowodu osobistego. Z aresztu zwolniono ją w październiku 1982 r. Po kilku miesiącach powróciła do działalności konspiracyjnej, ale już nie ukrywała się stale. W styczniu 1983 r. przestała się też ukrywać Helena Łuczywo. Po kilku latach wspominała sposób ujawnienia się: „Wymyśliłam sobie taką formułę, że wychodzę do szpitala. Wydawała mi się ona bezpieczna: wychodzę, kładę się w szpitalu, wydzwaniam i czekam, aż mnie milicja z podsłuchu telefonów znajdzie. I rzeczywiście po 10 dniach przyszli tam. Wyszłam ze szpitala do domu. Wzięli mnie na przesłuchanie i na tym się skończyło – bez żadnych pisemeczek o skorzystaniu z amnestii”.

Wraz z wyjściem na powierzchnię dwóch głównych redaktorek zmienił się system pracy zespołu. Wszystkie redaktorki mieszkały teraz u siebie, jedynie na kilka dni w tygodniu przychodziły do pracy w lokalu redakcyjnym. Część z nich była znana milicji, więc idąc do redakcji musiały mieć pewność, że nie są śledzone. Numer powstawał w cyklu od poniedziałku do piątku. Najpierw odbywało się spotkanie całej redakcji, następnie jej część kilka dni spędzała razem, przygotowując kolejne wydanie. Potem materiał przepisywano na składopisie i przekazywano do druku i kolportażu. Żeby pismo pojawiło się w innych miastach, etapy musiały przebiegać punktualnie.

Niektórych autorów mogła odstraszać oszczędność miejsca, z której „Tygodnik Mazowsze” słynął. Krzysztof Leski wspominał dyskusje nad artykułami, które nie pasowały do minimalistycznego stylu pisma. „Jacek Kuroń (…) miał trochę status świętego. Strasznie kochaliśmy to, co pisze, natomiast regularnie się łapaliśmy za głowę, bo Jaculka wykonywał jakieś niebywałe łamańce gramatyczne albo gubił wątek w połowie zdania. Przede wszystkim zaś jego teksty mogłyby zapełnić cały »Tygodnik«. Trzeba było skracać. Awantur oczywiście z tej okazji było co nie miara”. Joanna Szczęsna: „Pamiętam, że w męce powstawały zawsze teksty Kuronia, ponieważ Kuroń był fantastycznym gawędziarzem i po prostu pisał strasznie. Jak pisał, to tak od początku świata”. A przecież dziennikarze konspiratorzy zajmowali się nie tylko redakcją: utrzymywali kontakty z zakładami pracy, prowadzili archiwum, obsługiwali składopis, prowadzili finanse.

Bazę „Tygodnika” stanowiła sieć mieszkań prywatnych. Redakcja spędzała w jednym mieszkaniu 3–4 dni. Do tego samego lokalu wracano po kilkutygodniowej przerwie. Lokale należały do sympatyków podziemia, wykorzystywano je na kolejnych etapach redagowania i drukowania „Tygodnika”. Wraz z rozwojem pisma w kolejnych latach system pracy stawał się coraz bardziej skomplikowany. Były mieszkania redakcyjne, przerzutowe, lokale pełniące funkcję skrzynek, gdzie zostawiano materiały, pieniądze lub informacje. W 1987 r. na samo przygotowanie gazety do druku wykorzystywano – według szacunków konspiratorów – aż 30 mieszkań (razem z procesem druku miało ich być 37).

Udostępnianie mieszkań niosło ryzyko zatrzymania przez Służbę Bezpieczeństwa. Było również dość uciążliwe. Trzeba było zaakceptować przebywanie przez dłuższy czas obcych osób w miejscu, które z założenia ma być sferą prywatną. Przyjęcie redakcji wiązało się z goszczeniem od kilku dni do dwóch tygodni kilku osób pracujących po nocach, głośno piszących na maszynie, palących papierosy. Pokój, w którym przebywała redakcja, był zapełniony materiałami potrzebnymi do redagowania pisma. Ludzie udostępniający swoje mieszkania nie zawsze potrafili dostosować się do zasad konspiracji, ale – jak podkreślają twórczynie pisma – wykazywali się dużym oddaniem.

Wysoki nakład „Tygodnika Mazowsze” był możliwy dzięki sprawnemu systemowi poligrafii, zorganizowanemu przez Witolda Łuczywo. To on był autorem koncepcji zdecentralizowania druku, a zatem i kolportażu. W różnych miejscach drukowano pismo przy wykorzystaniu odmiennych technik. Materiały rozwożono do skrzynek kontaktowych, skąd odbierali je przedstawiciele wydawnictw i ekip drukarskich zajmujących się drukiem „Tygodnika”. W 1984 r. rolę tę przejęli Piotr Niemczycki i Tadeusz Winkowski. W różnych okresach pismo drukowały największe drugoobiegowe oficyny wydawnicze, jak NOWA, Krąg, CDN. Z czasem dołączyły do nich inne. Nakład pisma średnio wynosił 30–50 tys. egzemplarzy, w lutym 1985 r. wzrósł nawet do 80 tys., jednak po wpadce dwóch drukarni zmniejszył się do 50 tys. System kolportażu był wielostopniowy. Ostatnim ogniwem był kolporter w zakładzie pracy, rozdający po kilka, kilkanaście egzemplarzy ludziom z najbliższego otoczenia.

Od początku ukazywania się „Tygodnika” wytropieniem jego twórców zainteresowana była Służba Bezpieczeństwa. Funkcjonariusze SB zdawali sobie sprawę z roli odgrywanej we wcześniejszych latach przez Helenę Łuczywo i Joannę Szczęsną. Podejrzewano je o kontynuowanie działalności po wprowadzeniu stanu wojennego i odnotowano ich zejście do podziemia.

Z dwóch prac dyplomowych funkcjonariuszy SB, napisanych w Wyższej Szkole Oficerskiej w Legionowie (dotyczą głównie pierwszej połowy lat 80.), wynika, że SB miała pewne informacje na temat funkcjonowania druku i kolportażu, nie była jednak zadowolona ze stanu rozpracowania gazety, co tłumaczyła zbyt małą liczbą tajnych współpracowników i przypadkowością swoich działań.

Mniej wiadomo na temat działań prowadzonych w kolejnych latach. W czasie odprawy kierownictwa MSW 23 czerwca 1986 r. Czesław Kiszczak wśród najpilniejszych zadań kierowanego przez siebie resortu wymienił zlikwidowanie „Tygodnika Mazowsze”. Sprawa miała miejsce niedługo po zatrzymaniu Zbigniewa Bujaka. W styczniu 1988 r. tworzono specjalną grupę operacyjną, której zadaniem miało być rozpracowanie NOWEJ i właśnie „Tygodnika Mazowsze”. Mogło to oznaczać brak dotychczasowych sukcesów w rozpracowywaniu pisma.

W październiku 1988 r. SB uzyskała informacje, że Szczęsna, Łuczywo i Wujec wchodzą w skład redakcji. W tym czasie, wobec politycznej liberalizacji, redakcja rozluźniła swoje konspiracyjne zasady, czego przejawem było zorganizowanie spotkania nie w mieszkaniu konspiracyjnym, ale u należącego do redakcji Tomasza Burskiego. 10 października 1988 r. funkcjonariusze wkroczyli na zebranie, ale nikogo nie zatrzymali, skonfiskowali jednak pieniądze i sprzęt (w tym wykorzystywany od niedawna do tworzenia pisma komputer). Czy wpadka świadczy o tym, że w drugiej połowie 1988 r. SB dysponowała dużą wiedzą na temat redakcji „Tygodnika”? Możliwe.

Oceniając skuteczność działań SB na podstawie istniejących śladów, nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Docierały również do niej pewne sygnały na temat składu „Tygodnika Mazowsze”. W aktach inwigilowanego przez SB Pawła Bąkowskiego znajduje się doniesienie tajnego współpracownika ps. Kaktus, którym był Janusz Górski, brat drukarza NOWEJ Andrzeja Górskiego. Doniesienie dotyczy spotkania Bąkowskiego z Andrzejem Górskim, na którym – jak czytamy w doniesieniu – między sobą mówili m.in. o Joannie Szczęsnej, komentując jej aresztowanie jako „wielką stratę dla »Tygodnika«”. Wiele wskazuje na to, że SB nie potrafiła takich sygnałów do końca wykorzystywać: pomiędzy poszczególnymi strukturami SB istniał zbyt słaby przepływ informacji. Nie można wykluczyć, że odrębne działania związane z kręgiem „Tygodnika Mazowsze” prowadziło np. Biuro Studiów, gdzie koncentrowała się wiedza o priorytetowych rozpracowaniach. Dla SB priorytetem mogło być zatrzymanie Zbigniewa Bujaka, nie zaś związanych z nim osób, jak redaktorki „Tygodnika Mazowsze”.

W drugiej połowie lat 80. „Tygodnik Mazowsze” należał do sił wyznaczających drogę do porozumienia z władzą. Publikował w latach 1987–89 wiele wypowiedzi torujących drogę do kompromisu Solidarności z rządem. Jednocześnie przestrzegano przez zbytnim optymizmem. Poparte przez pismo negocjacje Okrągłego Stołu były początkiem końca „Tygodnika”, którego większość redakcji zaangażowała się w tworzenie „Gazety Wyborczej”. Ostatni numer ukazał się 12 kwietnia 1989 r. Historia najpopularniejszego pisma podziemnej Solidarności skończyła się wraz z jej legalizacją.

Na czym polegała wyjątkowość „Tygodnika Mazowsze” wśród wielu pism podziemnych? Jako jedyny miał charakter ogólnopolski. Konspiratorzy szczególnie doceniali „Tygodnik” za regularność ukazywania się i wysoki poziom redakcyjny. Przez siedem lat „Tygodnik Mazowsze” był zarazem jednym z najważniejszych głosów i symboli istnienia Solidarności. „Największe znaczenie ma fakt, że »Tygodnik Mazowsze« jest – mówiła w 1987 r. kierująca od 1985 r. pionem kolportażu Zuzanna Toeplitz. – [...] Im dłużej »Tygodnik Mazowsze« wychodzi, tym robi się ważniejszy, bo zostaje jedną z niewielu rzeczy, których można się realnie trzymać. Ostatnio byłam świadkiem rozmowy ludzi, którzy widocznie dowiedzieli się, że powstaje książka o »Tygodniku«. Ktoś powiedział: »Piszą sobie laurkę«, a drugi na to: »a nie zasłużyli?«”.

Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN.

Polityka 08.2012 (2847) z dnia 22.02.2012; Historia; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Głos konspiry"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną