Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Pułapki „Dzienników” Rakowskiego

Co Rakowski dopisał w „Dziennikach”

„Dzienniki polityczne” M. F. Rakowskiego „Dzienniki polityczne” M. F. Rakowskiego materiały prasowe
Różnice między opublikowanymi „Dziennikami” a treścią oryginalnych zapisków same w sobie mogą być ciekawym źródłem do rozważań o najnowszej historii politycznej Polski.
Oryginał „Dzienników” znajduje się w zbiorach Instytutu Hoovera w Stanford University.AN Oryginał „Dzienników” znajduje się w zbiorach Instytutu Hoovera w Stanford University.

Wydany w 1998 r. pierwszy tom „Dzienników politycznych” Mieczysława F. Rakowskiego (MFR) spotkał się ze sporym zainteresowaniem. Ukazało się wiele omówień, autor odbył całą serię spotkań promocyjnych, udzielał licznych wywiadów. Kolejne tomy także przyciągały uwagę. Były anonsowane w mediach, recenzowane w czasopismach. W 2005 r., trzy lata przed śmiercią Rakowskiego, ukazał się ostatni, dziesiąty tom, w którym końcowy zapis nosi datę 31 stycznia 1990 r. Zatem licząc od pierwszego zapisu (18 kwietnia 1958 r.), całość objęła ponad trzy dekady. Niezależnie od pozycji zajmowanej przez MFR w III RP pojawianie się kolejnych tomów podtrzymywało zainteresowanie nim, z czego jako osoba ambitna niewątpliwie był kontent. Sukcesowi edycji sprzyjał dobry poziom graficzny i ilustracje, zaś historycy cenili ułatwiające im pracę indeksy nazwisk.

Jednak powodzenie dzieła zapewniała przede wszystkim jego unikatowość. Systematycznie, przez wiele lat prowadzone dzienniki należą do rzadkości i najczęściej są domeną pisarzy, natomiast zapiski MFR wprowadzały we wciąż dosyć tajemniczy świat elity rządzącej Polską Ludową. To, że autor, identyfikując się z systemem, pozostawał krytyczny wobec wielu jego instytucji i przejawów, a był bardzo krytyczny, nieraz wręcz demaskatorski, wobec ogromnej większości elity władzy, zwiększało wiarygodność przekazu. Ważne było świetne ulokowanie autora w bezpośrednim zapleczu kolejnych ekip rządzących, a od 1981 r. MFR znalazł się w top ten, wąskiej grupie najbliższych współpracowników gen. Jaruzelskiego. Nie tracąc krytycyzmu wobec realnego socjalizmu, gorliwie zabrał się wówczas za jego naprawę. Zakończyło się to, jak wiadomo, kompletną i niespodziewaną klapą.

Od ukazania się pierwszego tomu chyba w większości monografii i opracowań dotyczących historii politycznej Polski po 1956 r. „Dzienniki polityczne” MFR są cytowane jako źródło ważne, a niekiedy nawet jako kluczowe. Korzystają z nich dziesiątki historyków, ale bodaj tylko Paweł Wieczorkiewicz – w artykule z 2009 r. – zatrzymał się pokrótce nad problemem wiarygodności zapisków „Rastignaca PZPR [który] został Balzakiem PRL”, jak określił zjadliwie Rakowskiego.

Wieczorkiewicz uznał, iż w dziennikach istnieją „wyraźne niedopowiedzenia i luki”, które kładł na karb „przekonania autora o konieczności zachowania w pewnych kwestiach najdalej posuniętej poufności”, ale stwierdził, że ponieważ MFR, przygotowując druk, „nie zdecydował się grzebać przy tekście”, pozwala to uznać „Dzienniki polityczne” za „najważniejsze źródło narracyjne” do historii PRL, a ich ukazanie się za „wiekopomną zasługę” wydawcy dzieła Wiesława Uchańskiego, prezesa Iskier.

Łagodzenie opinii

O tym, że MFR „nie grzebał” w zapiskach, można było wnosić z wypowiedzi zarówno autora, jak i wydawcy. W wywiadach i rozmowach obaj panowie wspominali o łagodzeniu lub usuwaniu niektórych określeń – obelżywych bądź nadmiernie negatywnych – o ludziach oraz o poprawkach stylistycznych czy redakcyjnych. Nic bardziej naturalnego, szczególnie, jeśli autor dziennika sam go przygotowuje do druku.

Niedawno miałem możliwość zapoznania się z oryginałem dzienników; znajduje się on kilkanaście tysięcy kilometrów od Polski, w zbiorach Instytutu Hoovera w Stanford University, któremu MFR przekazał całe swoje archiwum. Nie będę tu opisywał kształtu oryginału ani dokonywał szczegółowego kolacjonowania maszynopisu z wydaniem książkowym. Wymagałoby to jeszcze bardzo wielu godzin pracy oraz pochłonęłoby wiele stron druku. Nie zamierzam bynajmniej dyskredytować nader cennej, niezwykle potrzebnej edycji i przyłączam się do laudacji złożonej przez prof. Wieczorkiewicza. Niemniej chcę ostrzec czytelników, w szczególności historyków, przed pewnymi pułapkami, które kryją w sobie te tomy.

Najpierw element raczej rozrywkowy, czyli łagodzenie: „stare wysłużone mordy” z oryginału zamieniają się w publikacji w „gęby”, „skurwysyn” w „sukinsyna”, „dupa” w „dobrą znajomą”, „postać zerowa” w „przeciętną”, „jego ferajna” w „jego kolegów”, „oszalali faceci” w „radykałów”, a dorobek naukowy Iksa ze „znikomego” staje się „niewielki”.

Zniknęły niektóre barwne określenia – np. „ciekawa menda”, „ześwinił się całkowicie”, „fagasi zmieniający swoje poglądy jak rękawiczki” czy „wieszak na kostiumy” (o bardzo znanym aktorze). Tak więc przygotowując wydanie zapisów, MFR gryzł się w język, co skutkuje pewną stratą dla czytelnika, a także dla historyka, który zajmuje się stosunkami w elicie komunistycznej. Poważniejszy problem będą miały osoby piszące biografię Rakowskiego, gdyż „złagodzony” został temperament autora, który słusznie uchodził za krewkiego faceta.

Niewielkie grono osób podlegało dodatkowej ochronie nie tylko przez łagodzenie określeń, ale także wykreślanie poszczególnych słów, a nawet całych fragmentów. Zwykle jednak MFR zostawia w druku szczeliny, w których przeziera rozczarowanie taką chronioną osobą. Najmocniejszy parasol został rozpięty nad gen. Jaruzelskim. Np. fragmenty dotyczące reakcji MFR na odsunięcie go jesienią 1985 r. na boczny tor zostały radykalnie posiekane, a z zapisu z 15 grudnia 1970 r., relacjonującego (z drugiej ręki) naradę u Gomułki, usunął zdanie: Jaruzelski „zaskoczył obecnych cywilów szybkością decyzji i sprawnością. Przedstawił konkretny plan użycia wojska”. Niemniej nawet średnio uważny czytelnik wersji opublikowanej dostrzeże miejsca, w których MFR – kulturalnie, ale wyraźnie – dystansuje się od swojego pryncypała.

Chronił też, choć mniej zdecydowanie, Artura Starewicza i Andrzeja Werblana, dwie osobistości ważne dla pewnej fazy jego kariery, a np. z notatki datowanej na 29 lipca 1989 r. usunął przy nazwisku jednego z późniejszych liderów postkomunistycznej lewicy epitet „gad”. Niekiedy chronił i siebie, np. skreślając zapis z 5 listopada 1982 r.: „O godz. 13.00 składanie wieńca pod pomnikiem Dzierżyńskiego”. Zapewne głupio było się tym chwalić 20 lat później. Fragmentów skreślonych i mocno przeredagowanych (patrz przykładowo reprodukcja zapisu z marca 1968 r.) jest sporo i ingerencje te nie są, niestety, zaznaczone w druku.

Zapiski uzupełnione

Drobne kłopoty może sprawiać wielokrotnie stosowany przez MFR chwyt redakcyjny, polegający na rozpisaniu notatki o charakterze zbiorczym na pojedyncze dni. Zdarzało się bowiem, że z takich czy innych powodów nie mógł prowadzić zapisów na bieżąco. Bywały wielotygodniowe, a kilka razy nawet paromiesięczne przerwy. Na ogół po przerwie Rakowski robił jeden zapis obejmujący najważniejsze sprawy z minionych dni, ale przygotowując tekst do wydania, często dzielił go na fragmenty i wpisywał pod stosownymi datami dziennymi. Zarówno biograf MFR, jak i historyk zajmujący się np. krążeniem informacji w elicie władzy może zostać wprowadzony w błąd. Np. sprawa śmierci Henryka Hollanda w oryginale przedstawiona jest w jednej, bardzo obszernej notatce datowanej na 31 grudnia 1961 r., a w wydaniu książkowym znajduje się w pięciu zapisach dziennych zaczynających się 20 grudnia.

Większy problem powstaje w związku z tym, że Rakowski, znany z pracowitości i traktowania swej pracy poważnie, potraktował na serio także wydanie książkowe dzienników i uznał, iż oryginalny zapis często jest zbyt lakoniczny. Niewątpliwie wielu czytelników zastanawiało się, jak osoba tak zajęta jak redaktor naczelny POLITYKI, a potem wysoki urzędnik państwowy i działacz partyjny najwyższego szczebla, znajduje czas na robienie codziennych zapisów liczących nieraz po kilkanaście stron druku. Tajemnica jest prosta: edycja książkowa jest znacznie obszerniejsza niż maszynopisowy oryginał, gdyż MFR po prostu uzupełniał zapiski, a zdarzało się nawet, że tworzył nowe. Niekiedy poszerzał zakres informacji na podstawie znanych mu dokumentów. Tak jest np. z zapiskiem z 1 września 1970 r. o rozmowie Gomułki z przywódcą zachodnioniemieckich komunistów Maxem Reimanem, która w oryginale liczy 6 wierszy, a w książce blisko 9 stron.

Często przytaczane cytaty z artykułów (w tym dotyczących osoby autora) czy listów do MFR zostały wpisane do tekstu wiele lat później, w trakcie prac nad edycją. Wiele rozmów, w których uczestniczył, w oryginale jest właściwie tylko zamarkowanych, ale przygotowując dzienniki do druku, Rakowski sięgał do dokumentów (np. służbowych notatek czy protokołów) i cytował je lub obszernie streszczał. Uzupełniał zapiski także o fragmenty czysto wspomnieniowe. Niekiedy są to informacje czy impresje tak szczegółowe, że porównując je z oryginałem, odnosiłem wrażenie, że MFR miał jeszcze jakieś odręczne notatki (może kalendarze), które nie zostały przepisane do zeszytów zawierających oryginał dziennika. Być może uda się to wyjaśnić w trakcie bardziej szczegółowych badań, ale równie dobrze możemy pozostać na zawsze w niepewności.

Na razie należy przyjąć, że wydane „Dzienniki polityczne” mają podwójną naturę: są częściowo (w większości) autentycznymi zapiskami, które powstały równocześnie z opisywanymi wydarzeniami, a częściowo rodzajem wspomaganych źródłami wspomnień ubranych w formę dziennika. Myślę, że stan taki nie dyskwalifikuje tego opus magnum Rakowskiego, nakazuje jednak pewną ostrożność w korzystaniu z niego dla celów badawczych.

Polityka 15.2013 (2903) z dnia 09.04.2013; Historia; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Pułapki „Dzienników” Rakowskiego"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną