Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Jak Kościół dogadał się z Michnikiem

Kościół, opozycja, dialog

Głodówka członków KOR w warszawskim kościele św. Krzyża, październik 1979 r. Głodówka członków KOR w warszawskim kościele św. Krzyża, październik 1979 r. Janusz Krzyżewski / Ośrodek Karta w Warszawie
Zbuntowane wobec rzeczywistości PRL środowiska laickie i katolickie zaczęły się do siebie zbliżać w połowie lat 70. Ważnym krokiem na tej drodze była książka Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog”.

Zbliżenie niepokornej inteligencji z Kościołem było efektem protestów podjętych przez biskupów i środowiska opozycyjne na przełomie 1975/76 r. przeciwko wpisaniu do Konstytucji PRL zasady kierowniczej roli partii i „nienaruszalnej więzi” z ZSRR. W wymiarze kulturowym zaś stanowiło owoc przewartościowań w kręgach liberalno-lewicowych. Również po drugiej stronie słabła niechęć do ludzi wywodzących się z tradycji antyklerykalnej. Bohdan Cywiński pokazał w „Rodowodach niepokornych” (wydanych w 1971 r.) różne źródła ideowe pracy niepodległościowej w końcu XIX w. – od socjalistów do narodowców. Adam Michnik publikował artykuły – pod pseudonimem – w „Więzi” Tadeusza Mazowieckiego, dawni „komandosi” uczestniczyli w spotkaniach Klubu Inteligencji Katolickiej.

Na tej fali 20 maja 1976 r. w Pałacu Prymasowskim pojawiło się dwóch niecodziennych gości: Jacek Kuroń i Adam Michnik. Dawnych więźniów politycznych, znanych z lewicowych poglądów i dystansu do Kościoła, przyjął kardynał Stefan Wyszyński.

Audiencja Kuronia i Michnika u prymasa była znakiem szacunku dla postawy nonkonformistycznej. Wyszyński widział w niej wsparcie wysiłków osamotnionego dotąd Kościoła. Kolejnym przejawem tej postawy był list otwarty prof. Edwarda Lipińskiego do ówczesnego I sekretarza PZPR, Edwarda Gierka, który przynieśli opozycjoniści. Prymas przyjął go z aprobatą, oceniając, że jest to głos uczciwej inteligencji. Dobrze wiedzieć, że taka jest jeszcze w Polsce – powiedział. Goście podkreślili, że w sprawie zmian w konstytucji Kościół i inteligencja laicka wystąpili solidarnie. Poinformowali kardynała o liście zbiorowym środowisk akademickich w obronie osób prześladowanych za poglądy. Wyszyński oświadczył, że niepokoiło go milczenie studentów. Sam wspomniał o liście młodzieży domagającej się ustawowego zakazu przerywania ciąży. Przekonywał jednak też, że trzeba doceniać to, co w Polsce zrobiono, i że „nie można się opierać na negacji wszystkiego”.

W kilku sprawach różnice pozostały, jednak osobisty kontakt głowy polskiego Kościoła z liderami opozycyjnej lewicy można uznać za bardzo udany. Gdy kilka miesięcy później środowiska niezależne utworzyły Komitet Obrony Robotników, prymas przyjął to z aprobatą. „Dziękuję całym sercem za list z Apelem do Społeczeństwa i Władz – pisał do Jana Józefa Lipskiego. – Wydaje się, że wracają czasy sprzed stu laty, kiedy warstwa robotnicza broniła się przed przerostami kapitalizmu, zwłaszcza przed duchem własnościowym, akordomanią, wyzyskiem sił fizycznych człowieka, zubożeniem duchowym będącym następstwem nieograniczonego czasu pracy (…). Dziś trzeba mocno przypominać obowiązki Władzy, płynące z Kodeksu Pracy”.

Kwestie pracownicze i socjalne były bliskie Stefanowi Wyszyńskiemu, od lat przedwojennych znawcy katolickiej nauki społecznej. Brutalna rozprawa z uczestnikami protestów Czerwca 1976 r. spotkała się z jego kategorycznym potępieniem. Prymas wsparł apel KOR o powołanie komisji sejmowej do zbadania łamania prawa przez milicję. Robotnicy „muszą walczyć o byt i wolność opinii z własnym Rządem” – stwierdził w liście do Antoniego Pajdaka, członka KOR i weterana PPS.

Dowodem uznania Kościoła dla pracy Komitetu było także spotkanie z kardynałem Karolem Wojtyłą w listopadzie 1976 r. Rozmowę Lipskiego, Kuronia, Macierewicza i Naimskiego z arcybiskupem Krakowa zorganizował w swoim warszawskim mieszkaniu Bohdan Cywiński. Opozycjoniści mówili o akcji pomocy robotnikom i planach na przyszłość, kardynał głównie słuchał – z aprobatą.

Niezwykła rozmowa miała miejsce w przeddzień posiedzenia Rady Głównej Episkopatu. W komunikacie po konferencji biskupów przypomniano postulat amnestii dla skazanych uczestników protestów czerwcowych. Hierarchowie wsparli też akcję pomocy, przypominając o tym, że wspomaganie ludzi pozbawionych pracy i środków do życia jest obowiązkiem wspólnot wierzących. Takie same dezyderaty zgłaszała opozycja. Nie oznaczało to jednak politycznego aliansu ze środowiskami niezależnymi – takiej roli Kościół hierarchiczny odgrywać nie mógł i nie chciał. Co innego środowiska świeckie z Klubów Inteligencji Katolickiej, które miały istotny udział w powstaniu KOR. Pośród uczestników ruchu korowskiego, a także innych grup opozycyjnych wiele było osób wywodzących się z duszpasterstw akademickich i KIK, a także kilku księży.

Ważny krok na drodze zbliżenia środowisk laickich i katolickich stanowiła książka Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog”. Pisał ją wiosną 1976 r. w Laskach, w zakładzie dla niewidomych dzieci prowadzonym przez siostry franciszkanki, gdzie często gościli pisarze i intelektualiści – od Jerzego Zawieyskiego do Antoniego Słonimskiego. Esej o relacjach polskiej lewicy i Kościoła katolickiego nie miał żadnych szans na wydanie w obiegu oficjalnym – tak z uwagi na autora, jak i na temat. Książka ukazała się w 1977 r. w Paryżu, w Instytucie Literackim Jerzego Giedroycia, z przedmową Stefana Kisielewskiego.

Katolickiego publicystę ujęło bezkompromisowe rozliczenie, jakiego młody autor dokonał z własną formacją, którą określił jako lewicę laicką. „Staliśmy się nieświadomie narzędziem w rękach totalitarnej władzy, która z obcego mandatu i przy obcej pomocy działała na szkodę polskiego narodu. Dopóki tego nie przyznamy jasno i otwarcie, nie możemy liczyć na zrozumienie i zaufanie ze strony ludzi o biografiach odmiennych od naszych” – pisał Adam Michnik, choć jego generacja nie ponosiła odpowiedzialności za rządy komunistyczne w Polsce. I dalej: „Popieraliśmy politykę represji, często okrutnych, widząc w niej drogę do »nowego wspaniałego świata«, oskarżaliśmy Kościół o reakcyjność i wszystkie inne grzechy główne, nie bacząc na to, że w atmosferze totalitarnego zniewolenia Kościół bronił prawdy, godności i wolności człowieczej. Bronił również swoich przywilejów i wielu innych rzeczy, które wydają nam się mało pociągające. Ale nie bijmy się w cudze piersi. Nie przeprowadzajmy cudzych bilansów, zanim nie rozliczymy się sami ze sobą”.

Michnik wskazywał, że Kościół w komunizmie broni praw człowieka i innych wartości bliskich demokratycznej lewicy. Przypominał, że biskupi w 1968 r. wzięli w obronę opozycyjnych intelektualistów i studentów, że potępili przemoc i kłamstwo komunistycznej propagandy (choć zabrakło jednoznacznego potępienia antysemityzmu). Wysoko oceniał postawę katolickich posłów z koła Znak, którzy wyciągnęli rękę nie tylko do bitej przez ZOMO młodzieży, ale i do poniewieranych przez partię pisarzy, z których wielu walczyło ongiś z Kościołem i religią pod sztandarem PZPR. Politycznym obowiązkiem ludzi lewicy laickiej – twierdził – jest dziś obrona wolności Kościoła i praw chrześcijan, niezależnie od stosunku do przeszłości Kościoła. „Prawa człowieka są dla wszystkich – albo nie ma ich dla nikogo. To jest bezsporne”.

Celem komunistów jest sowietyzacja, czyli wyniszczenie kultury polskiej. „Jeżeli uda im się ten program wcielić w życie, Polacy przeistoczą się w ludzi o złamanych kręgosłupach, zniewolonych umysłach, zdewastowanych sumieniach. Przestaną być narodem, staną się zbiorowiskiem mówiących sowiecką polszczyzną niewolników”.

Jak się przed tym bronić? „Jedynie skuteczną metodą postępowania z rządzącymi komunistami jest twardy opór i nieustępliwa obrona własnych zasad” – pisał Michnik. Opozycji stawiał za przykład drogę Kościoła katolickiego, konsekwentnie broniącego swojej instytucjonalnej i moralnej suwerenności. „Rzeczywistym wrogiem lewicy laickiej nie jest Kościół, lecz totalitaryzm, centralnym zaś problemem jest konflikt pomiędzy totalitarną władzą a całym wyzutym z praw polskim społeczeństwem” – podkreślał.

Walka o idee lewicowe w realiach komunistycznej dyktatury to przede wszystkim walka o wolność i prawa człowieka. „Bez tego wszystkie projekty społecznych reform są pięknoduchowską utopią lub maską totalitarnej przemocy”. „Jako socjalista jestem przeciwnikiem kapitalizmu – deklarował Adam Michnik. – Ale jako socjalista uważam za największy koszmar naszych czasów, za największego wroga postępu, demokracji i socjalizmu nie system kapitalistyczny bynajmniej, lecz reżymy totalitarne. Wszystkie: kapitalistyczne i komunistyczne, Chile i ZSRR, Chiny i wszystkie kraje, gdzie deptane są elementarne prawa, gdzie w imię wyższych ideałów – religijnych czy świeckich – ludzie są krzywdzeni i poniżani”.

Spotkania lewicowych agnostyków i wolnomyślicieli, którzy uwolnili się od „tępego ateizmu”, z otwartym katolicyzmem „Więzi” i KIK, wolnym od religijnej nietolerancji, prowadziły do ideowej wspólnoty, ważnej – jak akcentował Michnik – dla przyszłości demokratycznego socjalizmu. Ludzie „Więzi” żywili podobne nadzieje.

Przekonując swoich ideowych przyjaciół do uznania wspólnoty fundamentalnych wartości z katolicyzmem, Michnik przestrzegał przed rachubą na polityczny sojusz z hierarchią. Nie wolno bowiem sprowadzać Kościoła do wymiaru politycznego stronnictwa, a Ewangelii do ideologicznego manifestu. Dążenie do identyfikacji religii z polityką, do podporządkowania religijnych funkcji Kościoła potrzebom jakiegokolwiek obozu politycznego szkodziłoby zarówno religii, jak i polityce.

W zakończeniu swojej książki Adam Michnik formułował radykalną filozofię aktywności i odpowiedzialności. „Nasza wolność zaczyna się od nas samych, nie od władzy – zapewniał. – Jeśli nie krążą w maszynopisach nasze książki, jeśli nie publikujemy w nieocenzurowanych wydawnictwach emigracyjnych, jeśli milczymy w obliczu prześladowań, łamania prawa i kłamstw oficjalnej propagandy, to nie władza jest za to odpowiedzialna, ale my sami. To my jesteśmy małoduszni, to my dajemy przyzwolenie na totalitarne zło”.

Z perspektywy tej bezkompromisowej etyki społecznej ważne było dawanie świadectwa podstawowym wartościom europejskiej kultury, które komunizm zakłamywał i przekreślał, a nie szukanie szansy na polityczny sukces. „Droga, którą wybieram i którą chcę podążać, lękając się na przemian milicji, złych języków i własnego sumienia, jest drogą, na której (...) »nie ma ostatecznych zwycięstw, ale nie ma też ostatecznych porażek«. Tę drogę wytyczyły postawy i pisma rozmaitych ludzi, którym wspólne było uporczywe pragnienie życia w prawdzie. Na tej drodze ludzie lewicy laickiej spotykają chrześcijan i wraz z nimi odmawiają Herbertowską modlitwę ludzi wolnych”.

Książka stała się wydarzeniem dla niezależnej opinii w Polsce. Zyskała też rozgłos na Zachodzie, zwłaszcza gdy w rok po jej wydaniu Polak został papieżem. W kręgach kościelnych została wszelako przyjęta z dystansem. Ksiądz Józef Tischner w „Polskim kształcie dialogu” chłodno potraktował tezy Michnika, choć widział w nich ważny znak czasu. W późniejszych latach zmienił jednak zdanie – zarówno w kwestii książki, jak i jej autora. Młodzi opozycjoniści, katolicy z kręgu KIK, „Więzi” czy „Tygodnika Powszechnego” nie mieli wątpliwości, że szkic dawnego „komandosa” otworzył nową przestrzeń dialogu. Kontynuowano go na łamach pism niezależnych, takich jak „Krytyka”, „Głos” i „Spotkania”. Jego przejawem była też sesja „Chrześcijanie wobec praw człowieka” zorganizowana w listopadzie 1977 r. w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej.

Autorzy wygłoszonych na niej referatów – Tadeusz Mazowiecki, Bohdan Cywiński, Jerzy Turowicz, Jacek Woźniakowski, Jerzy Jedlicki, Jan Strzelecki – należeli do głównych uczestników rozmowy, jaka toczyła się przez następne lata między środowiskami demokratycznej lewicy i otwartego katolicyzmu.

Esej Adama Michnika nie był jedynym głosem uznania dla polskiego Kościoła ze strony opozycyjnych socjalistów. Równie wysoko postawę katolików i Kościoła jako instytucji konsekwentnie przeciwstawiającej się totalitaryzmowi oceniał Jacek Kuroń. „Walcząc o wolność sumienia, o suwerenność osoby ludzkiej, ruch wiernych w obronie Kościoła walczy o wartości uniwersalne, na których zbudowana jest nasza kultura narodowa” – pisał dawny komunista w „Myślach o programie działania”. Kuroń, tak jak Michnik, nie projektował politycznego sojuszu opozycji z episkopatem, uważał, że mają one role odmienne. Najważniejsza jest siła moralna Kościoła, zatem błędem byłaby próba jego upolitycznienia.

Opinię tę podzielała większość członków KOR. Jeden z najpoważniejszych sporów wewnątrz Komitetu dotyczył właśnie próby instrumentalizacji Kościoła podczas niezależnych obchodów rocznicy Grudnia ’70 w 1979 r. Antoni Macierewicz i jego koledzy z „Głosu” wraz z częścią ROPCiO chcieli zorganizować manifestację – po mszy w kościele kapucynów, ale bez uprzedzenia wiernych i bez wiedzy duchownych. Do manifestacji nie doszło, ale w kościele odczytano opozycyjną ulotkę, co było rzeczą bez precedensu. Przeciwko takiemu postępowaniu – nieodpowiedzialnemu i nielojalnemu wobec episkopatu, narażającemu na szwank relacje opozycji z Kościołem – wystąpili Kuroń i Michnik. Grupa Macierewicza broniła swego i opozycji prawa do samodzielnych działań. KOR wyraził jednakże w specjalnym oświadczeniu ubolewanie z powodu incydentu. Politycznymi akcjami – takimi jak opozycyjne ulotki czy transparenty – nie chciano także naruszać religijnego charakteru pielgrzymki Jana Pawła II.

Wybór Karola Wojtyły na papieża opozycjoniści przyjęli z entuzjazmem i nadzieją. Adam Michnik w komentarzu opublikowanym w „Der Spiegel” przewidywał program nowego pontyfikatu. „Polacy oczekują dzisiaj, że otwarcie Kościoła katolickiego ku światu łączyć będzie uniwersalizm wartości z nieugiętą obroną praw człowieka, że odprężenie w stosunkach między państwami będzie miało ludzką twarz dla każdego obywatela, że nigdy już sukcesy dyplomatyczne nie będą okupowane milczeniem – wobec krzywdy chrześcijan i nie tylko chrześcijan w ZSRR bądź w Czechosłowacji”.

Niezależna pozycja Kościoła w komunistycznej Polsce to nie wynik umiarkowania władz PRL, ale nieustępliwej postawy episkopatu i wiernych. Ta postawa, niewyczekująca na zgodę rządu, lecz realizująca potrzeby kościelnej wspólnoty metodą faktów dokonanych, stała się, zdaniem Michnika, wzorem postępowania dla opozycji budującej niezależne instytucje społeczne – komitety samoobrony, wolne związki zawodowe, wydawnictwa poza cenzurą.

W wywiadzie udzielonym prasie szwedzkiej w dniach pierwszej papieskiej pielgrzymki Michnik akcentował rolę Kościoła w Polsce jako obrońcy praw człowieka, godności i suwerenności narodowej. Na pytanie o współdziałanie środowisk katolickich i laickich w walce o prawa obywatelskie autor „Kościoła, lewicy, dialogu” odparł, że ludzie walczący o podmiotowość społeczeństwa i demokratyzacje stosunków w państwie tworzą w istocie jedno środowisko. Była to tyleż diagnoza, co prognoza, która znalazła potwierdzenie rok później – gdy narodziła się Solidarność.

Autor pracuje w Europejskim Centrum Solidarności. Ostatnio wydał „Siłę bezsilnych. Historię Komitetu Obrony Robotników” (Świat Książki).

Polityka 38.2013 (2925) z dnia 17.09.2013; Historia; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Jak Kościół dogadał się z Michnikiem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną