Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Jak hetman Sobieski przywrócił Polsce niepodległość

Hetman Jan Sobieski i bitwa pod Chocimiem na obrazie z XVII wieku. Hetman Jan Sobieski i bitwa pod Chocimiem na obrazie z XVII wieku. Wikipedia
11 listopada świętujemy odzyskanie przez Polskę niepodległości. Ale w tym dniu obchodzimy też rocznicę innego wielkiego polskiego zwycięstwa. Równo 340 lat temu hetman Jan Sobieski pokonał pod Chocimiem Turków, co w pewnym sensie również oznaczało odzyskanie niepodległości.
Husaria - główna siła przełamująca armii hetmana Sobieskiego. Na obrazie Wojciecha Kossaka szarża pod Wiedniem.Wikipedia Husaria - główna siła przełamująca armii hetmana Sobieskiego. Na obrazie Wojciecha Kossaka szarża pod Wiedniem.
Twierdza chocimska i ustawienie wojsk przed bitwą - rycina z epoki.Wikipedia Twierdza chocimska i ustawienie wojsk przed bitwą - rycina z epoki.

Miejsce dla Polaków było szczęśliwe. Pół wieku wcześniej, będący w defensywie żołnierze hetmana Jana Karola Chodkiewicza obronili się przed potęgą Osmana II. Tym razem role miały się odwrócić. Turecka armia, dowodzona przez Husseina Paszę, licząca (bez wołoskich sojuszników) 30 tys. żołnierzy, stała w dawnych okopach polskich, rzecz jasna odnowionych i wzmocnionych przez najlepszych tureckich inżynierów. Twierdza ziemna, oparta o wysoki brzeg Dniestru miała narys bastionowy. Z drugim brzegiem łączył ją drewniany most pontonowy, broniony przez umocniony przyczółek – miał on zapewnić komunikację z siłami stacjonującymi w niedalekim Kamieńcu Podolskim.

W dawnych umocnieniach obozu tureckiego rozłożyły się z kolei wojska hetmana Sobieskiego – niemal 40 tys. żołnierzy, więcej niż 50 armat (pod komendą Marcina Kątskiego, który dziesięć lat później pod Wiedniem miał dowodzić królewską artylerią) oraz 12 tys. Litwinów z dwoma hetmanami – Pacem i Radziwiłłem. Ta niebagatelna siła miała jedno zadanie – zmyć z Rzeczypospolitej hańbę nieszczęsnego traktatu w Buczaczu.

Rzeczpospolita bezbronna

Od 1666 roku Rzeczpospolita prowadziła niemal stałą wojnę na Ukrainie. Na najważniejszą postać tamtejszej polityki wyrósł kozacki hetman Doroszeńko, starający się przejąć schedę po Chmielnickim. Nie mając miejsca na manewry dyplomatyczne pomiędzy Polską a Rosją, zwrócił się o protekcję do sułtana, z czego Wysoka Porta postanowiła skwapliwie skorzystać. W 1666 roku wspierający Doroszeńkę Tatarzy uprowadzili bezkarnie 25 tys. ludzi. Rozzuchwaleni brakiem oporu powtórzyli najazd, zatrzymany przez Sobieskiego we wspaniałej bitwie obronnej pod Podhajcami. W 1671 roku Doroszeńko sprowadził kolejną ordę, znów rozbitą przez Sobieskiego, wówczas już hetmana wielkiego koronnego.

Tymczasem Turcja uporządkowała swoje sprawy na innych frontach i była gotowa do bezpośredniej rozprawy z Rzeczpospolitą. Na początku 1672 roku przybył do Warszawy posłaniec Mehmeda IV z wypowiedzeniem wojny. Nieszczęsna Rzeczpospolita, od ćwierć wieku wykrwawiająca się w skutek buntów i zbrojnych najazdów, nie mogła przeciwstawić tureckiej potędze odpowiedniej liczby żołnierzy (Mehmed IV miał podobno prowadzić ze sobą 300 tys. ludzi). Co gorsza, wewnętrzne waśnie uniemożliwiły podjęcie przygotowań do odparcia ataku. Stronnictwo „malkontentów” w obliczu grożącego państwu niebezpieczeństwa chciało abdykacji nieudolnego i tchórzliwego Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Król, silny poparciem mas szlacheckich, odmówił w rzadkim dla siebie akcie zdecydowania. Ponieważ hetman Jan Sobieski należał do czołowych postaci stronnictwa antykrólewskiego, sejm, obawiając się wzmocnienia opozycji, nie uchwalił podatków na wojsko.

Kluczowa dla obrony granicy, ale słaba już wówczas twierdza w Kamieńcu Podolskim skapitulowała 26 sierpnia po krótkiej, choć twardej obronie. Tatarska fala wlała się przez niebronioną granicę; szczęściem w nieszczęściu wróg podzielił swoje siły chcąc zagarnąć jak najwięcej jasyru. Sobieski, mając mniej niż 4 tys. ludzi, rozegrał mistrzowską partię – w swojej słynnej wyprawie na czambuły wyzwolił co najmniej 44 tys. brańców i wybił 20 tys. Tatarów. Zwycięstwa nie wykorzystali królewscy dyplomaci, układający się z Portą – przerażony król Michał podpisał w 1672 roku traktat w Buczaczu, oddając nie tylko Kamieniec, ale również Podole, Ukrainę oraz zgadzając się na płacenie corocznego haraczu w wysokości 22 tys. czerwonych złotych. Tak oto król Polski stał się wobec sułtana równy z wołoskim hospodarem…

Rzeczpospolita przebudzona

Traktat z Turcją nie wszedł nigdy w życie – w XVII wieku żaden sejm nie zgodziłby się na ratyfikację tak haniebnego dokumentu. Pod wpływem upokorzenia i grozy nowej wojny (zawiedziony sułtan zamierzał w kolejnym roku doprowadzić swoich janczarów aż do brzegów Bałtyku) doszło do pojednania wrogich obozów politycznych. Kwietniowy Sejm Walny Ordynaryjny uchwalił wysokie podatki – w samej tylko Koronie miało to być 105 tys. złotych. Płacić mieli wszyscy – chłopi, ludzie luźni i wiejscy muzykanci po jednym złotym, hetmani po 200, wojewodowie po 300, biskupi od 300 do 500 a prymas aż 1800 złotych. Niemało przysłał Rzym, zasilając kasę wojskową sumą 120 tys. złotych. Ponieważ, jak zawsze w Rzeczpospolitej, podatki spływały wolno, wojsko spłacono klejnotami koronnymi, sprowadzonymi z Krakowa i wycenionymi przez zatrudnionych na tę okazję jubilerów. Choć nie spełniono postulatu Sobieskiego o powołaniu 60 tys. żołnierza, hetman miał wreszcie pod swoją komendą wojsko, z którym mógł wyruszyć w pole. Polsce sprzyjała też sytuacja na granicach. Na Ukrainie Doroszeńko miał własne problemy – wprowadzając „sołtanskoje wieliczestwo” naraził się na niechęć prawosławnego Kościoła; chan, pamiętając łaźnię jaką sprawił Tatarom Sobieski podczas wyprawy na czambuły, postanowił poprzestać na „upominkach” i nie angażować się w kolejną wojnę. A sułtan, mający kłopoty ze zmuszeniem do posłuszeństwa swoich poddanych, nie mógł tym razem wystąpić z całą swoją potęgą.

Zimna noc, gorący poranek

Wojska hetmana Sobieskiego dotarły pod Chocim 9 listopada 1673 roku. Następnego dnia armia polska zbliżyła się do twierdzy, zajmując pozycje. Artylerzyści Kątskiego podjęli pojedynek ogniowy ze 120 działami tureckimi. Po kilku godzinach do ataku ruszyły dwa regimenty piechoty, prowadzone przez generała majora Dannemarka i kozackiego pułkownika Motowidłę, niewsparte przez pozostałe siły. Najprawdopodobniej było to „rozpoznanie bojem” – okrutna praktyka, stosowana często przez Sobieskiego, mająca za zadanie ocenę sił nieprzyjaciela i znalezienie słabych punktów obrony. Obaj dowódcy polegli, a ich żołnierze musieli się cofnąć. Zapadający zmrok nie zakończył boju – Sobieski, by zwiększyć skuteczność ostrzału, nakazał podciągnięcie stanowisk artylerii na mniejszą odległość, a pułki i chorągwie jazdy zostały na pozycjach, zmuszając Turków do czuwania na wałach w zimną, listopadową noc. Zgodnie z przewidywaniem Sobieskiego, temperatura, uciążliwa dla Polaków, okazała się zabójcza dla Turków.

O świcie Sobieski, po krótkiej przemowie, ruszył na czele swojego regimentu dragonów do fosy, skąd zawrócili go oficerowie, błagając by nie narażał życia. Polsko-litewska piechota w gwałtownym ataku wdarła się na wały, masakrując janczarów. Zdobyczne działa zostały obrócone i dały ognia w stronę tureckiego obozu. W tym czasie piechota rozkopała wały, by otworzyć drogę jeździe. Z jednej z bram warownego obozu wypadła kawaleria spahisów – uderzyli na nią husarze, rozbili i wjechali za uciekającymi do twierdzy. Jeszcze jeden raz turecka jazda podjęła próbę kontrataku – przez moment narażone było życie Sobieskiego i innych wyższych dowódców. Sytuację znów uratowali husarze - cztery chorągwie najlepszej na świecie jazdy znalazły się we właściwym miejscu.

Pokonanych ogarnęła panika. Hussein Pasza uciekł na drugi brzeg Dniestru, za nim ruszyła zdezorganizowana masa żołnierska. Na nieszczęście dla Turków, polska artyleria uszkodziła most – obciążona masą ludzi i koni konstrukcja uległa zniszczeniu. Ci, którym nie udało wydostać się z obozu, skakali ze skarpy – większość zginęła w lodowatej wodzie.

Turcy ponieśli kompletną klęskę. Z ponad 30-tysiecznej armii zaledwie kilku tysiącom udało się znaleźć schronienie w twierdzy Kamienieckiej. Polacy dokonali niezwykłego wyczynu militarnego – podobną twierdzę zachodnioeuropejska armia oblegałaby zapewne przez kilka tygodni (Polacy w 1621 roku bronili Chocimia przez sześć tygodni), kopiąc transzeje, wznosząc baterie i prowadząc dniem i nocą ciągły ogień artyleryjski. Hetman Sobieski zdobył Chocim w niespełna dwie godziny; co więcej, osiągnął zwycięstwo używając do szturmu zarówno piechoty, jak i jazdy. Jednak mimo szybkiego tempa natarcia, bitwa okazała się dla wojsk Rzeczpospolitej trudna. Sam Sobieski w relacji wysoko ocenił wartość tureckiej armii przyznając, że już będąc w obozie „po dwa razy bliscyśmy byli bardzo przegranej.”

Hetman chciał wykorzystać wygraną i wypchnąć Turków z granic, odebrać im Cecorę i Kamieniec – nie pozwoliły mu na to sprawy krajowe. Wojska Wielkiego Księstwa wyprowadził hetman litewski Pac, mający ambicję prowadzenia własnej, wrogiej Polsce polityki. Zarażone jego przykładem zaczęły topnieć i siły polskie, a do obozu przyszła widomość o śmierci króla Michała (monarcha zmarł 10 listopada, dzień przed bitwą). To, co zostało z armii rozłożył Sobieski na leżach zimowych i 16 grudnia zawitał do Lwowa, gdzie witano go armatnimi salwami. Nie tylko Rzeczpospolita, ale i cała Europa składała zwycięzcy gratulacje. Hańba buczacka została zmazana, podległość Rzeczpospolitej pozostała jedynie marzeniem tureckiej polityki.

Najważniejszym skutkiem tego niewykorzystanego militarnie triumfu było zwycięstwo Sobieskiego na polu elekcyjnym 21 maja 1674 roku. Tym razem panowie wybrali lepiej – nowy, wojenny król zdołał obronić kraj przez tureckim najazdem, a dziesięć lat po Chocimiu, dowodząc pod Wiedniem, raz na zawsze odsunął znad Europy widmo osmańskiego podboju.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną