Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Bitwa o Carentan

Pamiętacie Carentan z „Kompanii braci”? Ta bitwa była jeszcze bardziej zażarta i krwawa

Amerykański czołg w Carentan. Amerykański czołg w Carentan. Wikipedia
Operacja Overlord nie zakończyła się 6 czerwca na plażach Normandii. Aliantów czekały jeszcze długie i ciężkie walki, w których ponieśli ogromne straty. Jedną z nich był morderczy bój o miasteczko Carentan (10–13 czerwca).
Carentan po bitwie. Żołnierze w (i na) zdobycznym kubelwagenie.Wikipedia Carentan po bitwie. Żołnierze w (i na) zdobycznym kubelwagenie.
Amerykańskie myśliwce P-47 Thunderbolt na polowym lotnisku nieopodal Carentan, wybudowanym trzy dni po bitwie.Wikipedia Amerykańskie myśliwce P-47 Thunderbolt na polowym lotnisku nieopodal Carentan, wybudowanym trzy dni po bitwie.
Pułkownik Robert G. Cole, dowodzący atakiem przez groblę.Wikipedia Pułkownik Robert G. Cole, dowodzący atakiem przez groblę.
Plan ataku na Carentan. Strzałka z numerem 502 wskazuje kierunek szturmu przez groblę z czterema mostami.Wikipedia Plan ataku na Carentan. Strzałka z numerem 502 wskazuje kierunek szturmu przez groblę z czterema mostami.

Zdobycie przyczółków na normandzkim wybrzeżu było tylko pierwszym krokiem, który musieli wykonać alianccy żołnierze, by bitwa o Normandię zakończyła się sukcesem. Pilnym zadaniem było zabezpieczenie przyczółków i przeciwdziałanie niemieckiemu kontratakowi.

Pomiędzy plażami Utah i Omaha leży Półwysep Cotentin (Półwysep Normandzki) – trójkątny pas lądu wcinający się w wody Kanału La Manche. Trzymany przez Niemców i obronny z natury, stanowił zagrożenie dla rozwijającej się ofensywy sił amerykańskich. Centralną pozycją niemiecką na półwyspie było niewielkie (około 4 tys. mieszkańców) miasteczko Carentan, z ważnym węzłem drogowym oraz linią kolejową.

Rozkaz likwidacji niemieckiego zgrupowania wydał już dzień po lądowaniu dowodzącemu amerykańskimi siłami lądowymi generałowi Bradleyowi głównodowodzący operacją Overold generał Eisenhower. Zadanie to otrzymali skrwawione 6 czerwca „krzyczące orły”, czyli żołnierze amerykańskiej 101. dywizji powietrznodesantowej.

Krzyczące orły

Po raz pierwszy idea użycia w walce żołnierzy zrzucanych na spadochronach pojawiła się w czasie I wojny światowej. Generał Billy Mitchell proponował zrzucenie za niemieckimi liniami elementów 1 Dywizji Piechoty – operacja, planowana na luty 1919 r., nie odbyła się, bowiem wojna, dość niespodziewanie, zakończyła się kapitulacją Niemiec w listopadzie 1918 r.

Ideę desantu z powietrza przyjęły przede wszystkim państwa szykujące się do wojny agresywnej. Duże, zwarte oddziały spadochroniarzy (i żołnierzy transportowanych na pokładach szybowców) pojawiły się w armiach hitlerowskich Niemiec, ZSRR i Japonii (te ostanie zostały użyte w czasie kampanii w holenderskich Indiach Wschodnich). Niemieccy spadochroniarze (Fallschirmjäger) odnieśli spektakularne sukcesy w walkach w Belgii (słynny atak na fort Eben-Emael).

Ich szczytowym osiągnięciem okazała się wielka operacja na Krecie w 1941, całkowicie zaskakująca broniących wyspy Brytyjczyków. Sukcesy niemieckich spadochroniarzy przekonały dowódców alianckich do idei wykorzystania wojsk powietrznodesantowych, co jest pewnym paradoksem, bowiem Niemcy po dużych stratach poniesionych na Krecie zrezygnowali z tego typu operacji, samych zaś spadochroniarzy używali jako elitarnej piechoty.

W Stanach Zjednoczonych pierwszy testowy pluton spadochronowy powstał w 1940 r. Doświadczenia okazały się na tyle obiecujące, że amerykańskie dowództwo zorganizowało (liczącą 17 tys. żołnierzy) 82 DPD by w 1942 r. wydzielić z niej część oddziałów do nowo powstałej 101. Dywizji Powietrznodesantowej, której godłem stał się słynny krzyczący orzeł. Dywizja składała się z dwóch zasadniczych komponentów – spadochronowego i szybowcowego. Żołnierze obu formacji rywalizowali ze sobą – sztabowcy uznali, że specjalny dodatek do żołdu za niebezpieczną służbę należy się wyłącznie spadochroniarzom; tę krzywdzącą decyzję zmieniono dopiero, kiedy dowódca jednostki lecący jako pasażer wziął udział w wypadku lądującego szybowca.

Dywizja, złożona z trzech pułków spadochronowych (501, 502, 506) i 327. pułku piechoty szybowcowej szkoliła się intensywnie przez dwa lata. Nocny desant poprzedzający lądowanie na plażach Normandii miał być pierwszym sprawdzianem bojowym spadochroniarzy – to właśnie ich odwiedził w noc przed lądowaniem gen. Eisenhower.

Błędy nawigacyjne i silna obrona przeciwlotnicza sprawiły, że kompanie i bataliony lądowały w dużym rozproszeniu, często bez broni (linki zasobników ze sprzętem okazały się zbyt mało wytrzymałe). Żołnierze, zbierając się w małe grupy, usiłowali dostać się do punktów zbornych i, w miarę sił, realizować przydzielone im zadania – jednak sam desant trudno uznać za udany.

Mimo strat i rozproszenia spadochroniarze ruszyli do walki. Jedną z najbardziej brawurowych i znanych potyczek żołnierze 101. DPD stoczyli nieopodal dworu Brécourt, gdzie rozlokowała się bateria haubic 105 mm, ostrzeliwująca oddziały lądujące na plaży Utah.

Rankiem 6 czerwca zadanie jej zniszczenia otrzymał porucznik Richard Winters (znany jako Największy Brat – bohater serialu HBO „Kompania braci”). Winters przejął kompanię E 506 pułku w zastępstwie poległego w czasie desantu dowódcy. Zorganizował naprędce grupę 23 żołnierzy i zaatakował z nią stanowiska baterii (był to kolejny atak, poprzednie zostały odparte, żołnierze Wintersa mieli więc przed sobą nie tylko okopanego, ale i przygotowanego przeciwnika w sile kompanii). Używając granatów i broni maszynowej, spadochroniarze obezwładnili obronę, po czym wysadzili działa, sam Winters zaś zdobył mapę z rozlokowaniem stanowisk artyleryjskich na Półwyspie Cotentin. Jak na tak brawurową akcję, straty po stronie Amerykanów okazały się niewielkie – zginęło czterech spadochroniarzy, dwóch zostało rannych, a sam atak jest do tej pory uznawany za wzór szturmu na umocnioną pozycję przeciwnika. Do dziś jest w programie nauczania słynnej akademii wojskowej w West Point.

Belgijska brama

Traf chciał, że główną siłą broniącą Carentan przed Amerykanami byli niemieccy spadochroniarze – dwa bataliony zaprawionych w walce Fallschirmjäger, dowodzonych przez pułkownika Friedricha von der Heydte, weterana kampanii we Francji, na Krecie, w Afryce Północnej i we Włoszech. Ten doświadczony oficer otrzymał rozkaz od feldmarszałka Rommla, żeby bronić miasta do ostatniego żołnierza. Niemieccy spadochroniarze znajdowali się w dość trudnej sytuacji, przede wszystkim z powodu braku amunicji. Zaopatrzenie zostało jednak uzupełnione dzięki nocnym zrzutom z powietrza, wykonanym przez transportowe Ju-52.

Amerykanie planowali okrążyć miasto z dwóch stron, zająć dominujące nad nim wzgórze nr 30, skąd mogli uniemożliwić wycofanie się niemieckich obrońców, by następnie zająć samo miasto. Niemcy zalali pola otaczające miasto. Po przeprowadzeniu rozpoznania lotniczego okazało się, że jedyną drogą, jaką można dostać się do samego Carentan, jest podzielona czterema mostami grobla, górująca na kilka metrów nad poziomem gruntu. Atakujący byli więc wystawieni, praktycznie bez żadnej osłony, na ogień okopanych obrońców.

Odcinek trzeci "Kompani Braci": atak na Carentan

Nocą z 9 na 10 czerwca atakujących przez groblę żołnierzy 3. batalionu 502. pułku poprowadził pułkownik Cole. Przy pierwszym moście, wysadzonym przez Niemców, zalegli saperzy, ostrzeliwani ogniem armat 88 mm. Cole wysłał na łodzi zwiadowców, by stwierdzili, w jakim stanie i jak bronione są pozostałe przeprawy. Okazało się, że na mostach nr 2 i 4 Niemcy ustawili „belgijskie bramy” – wysokie, stalowo-betonowe zapory służące do zatrzymywania czołgów i piechoty.

Pierwszą z nich udało się sforsować, bowiem Niemcy sami ją zniszczyli w trakcie odwrotu, druga jednak całkowicie blokowała most. Udało się ją przesunąć tylko o tyle, że przez powstałą lukę mógł przecisnąć się jeden żołnierz. Co gorsza, za czwartym mostem znajdowały się stanowiska karabinów maszynowych. W tej sytuacji Cole odwołał atak.

Następnego dnia spadochroniarze znów ruszyli do walki. Do południa pułkownik Cole czekał na obiecane wsparcie artyleryjskie (okazało się, że bateria nie mogła otworzyć ognia z braku amunicji – w pierwszych dniach po inwazji logistyka wciąż stanowiła ogromny problem). Zniecierpliwiony ruszył w stronę mostu nr 2, wciąż nienadającego się do użytku. Ignorując saperów, sam z kilkoma ludźmi zbudował z lin i desek prowizoryczną przeprawę, po której jego ludzie przeszli na drugą stronę.

Pod ciągłym ostrzałem artylerii Amerykanie dotarli do mostu nr 4, gdzie zalegli pod ogniem kaemów i karabinów snajperskich. Żadna strona grobli nie dawała osłony – Niemcy strzelali od frontu i ze skrzydeł. Co gorsza, ziemia na grobli okazała się zbyt twarda, by atakujący mogli się okopać. Cole wrzeszczał na żołnierzy, by poderwali się do walki. Jednak tylko kilku z nich przeszło przez most nr 4. Mimo wszystko spadochroniarze zostali na osiągniętych pozycjach.

W nocy niemiecki ogień zelżał. Ale przed północą groblę zaatakowały dwa bombowce nurkujące Ju-87 – w kilka sekund życie straciło 30 Amerykanów. Jedna z kompanii batalionu straciła w ciągu dnia walki 62 z 85 ludzi. Droga na grobli zyskała miano „Purple Heart Line”, od nazwy odznaczenia nadawanego rannym w akcji.

Szarża Cole’a

Nad ranem 11 czerwca czwarty most został sforsowany – spadochroniarze weszli pomiędzy normandzkie żywopłoty, gdzie znów zatrzymał ich ogień karabinów maszynowych. Cole, po dzikiej awanturze, dostał wreszcie wsparcie artyleryjskie – półgodzinne bombardowanie nie złamało jednak oporu Niemców; ich ogień wciąż masakrował atakujących. Nie widząc innego wyjścia, pułkownik Cole, uzbrojony w karabin M1 wzięty od poległego żołnierza, poprowadził natarcie na bagnety – spadochroniarze dotarli do linii okopów i wzięli odwet za zadane im straty. Walcząc w bliskim dystansie, granatami i bagnetami wybili ostatnich obrońców farmy Ingouf.

Farma Ingouf (istniejąca do dziś) była pierwszą pozycją obronną Niemców za groblą, i Cole wiedział, że ci z pewnością spróbują ją odzyskać. Von der Heydte rzucił do kontrataku swoich spadochroniarzy. Około godziny 16 Niemcy niemal dotarli do budynków farmy. W tym krytycznym momencie w końcu odezwała się amerykańska artyleria. Bijąc blisko (od własnego ostrzału zginęło kilku żołnierzy Cole’a), zmasakrowała atakujących. Droga do Carentan została otwarta.

Tej nocy Von der Heydte, po niemal całkowitym wyczerpaniu amunicji, wydał rozkaz opuszczenia miasta (miał zresztą zostać za to postawiony przed sądem wojennym, uznano jednak zasadność jego decyzji), pozostawiając w nim tylko tylną straż. Na Carentan spadło bombardowanie artyleryjskie (z lądu i morza), po czym 12 czerwca spadochroniarze po ciężkiej walce oczyścili Carentan z ostatnich obrońców – po południu alianckie samoloty pomogły odeprzeć niemiecki kontratak wsparty przez działa pancerne. Nie był to jednak ostatni akt dramatu.

Odcinek trzeci "Kompani Braci": obrona pozycji pod Carentan

Rankiem 13 czerwca pozycje zajmowane przez 506. pułk zostały zaatakowane przez elementy 17. Dywizji Grenadierów Pancernych SS i resztki fallschirmjäger, mających zadanie odbicia miasta. Pozbawieni ciężkiej broni Amerykanie zaczęli się cofać, ale szalę zwycięstwa na ich stronę przechyliły czołgi 2. Dywizji Pancernej, które dotarły na pole walki o godz. 10.30. Carentan zostało ostatecznie zdobyte i utrzymane przez krzyczące orły. Przyczółki zostały połączone.

W pierwszym okresie walk 101. dywizja poniosła ogromne straty. Po ewakuacji do Anglii i uzupełnieniu stanów wróciła na kontynent, gdzie wzięła udział w operacji Market Garden i słynnej obronie Bastogne. Pułkownik Cole, odznaczony Medalem Honoru, zginął od kuli niemieckiego snajpera w Holandii w 1944 r.

Carentan, odbudowane po wojennych zniszczeniach, jest dziś nadal małym, normandzkim miasteczkiem, najbardziej znanym z krwawej bitwy, jaką stoczyły tu "Krzyczące Orły". Po drugiej wojnie światowej żołnierze 101. DPD walczyli w Wietnamie, pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej, Kosowie, Iraku i Afganistanie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną