Słowo cinkciarz wzięło się od change money? (wymienić pieniądze?) – pytania zadawanego gościom z Zachodu. Kryła się za nim w PRL nielegalna, lecz korzystniejsza od oficjalnej, wymiana dolarów czy marek. Słowo pojawiło się w końcu lat 50. XX w., by po różnych językowych perypetiach (cinksiarz, cynkciarz) na przełomie lat 60. i 70. przybrać do dziś obowiązującą formę, wypierając czarnogiełdziarzy, waluciarzy czy koników.
Pierwowzorów cinkciarzy należałoby szukać w ZSRR, gdzie już w latach 20. wprowadzono system wdrożony później we wszystkich krajach socjalistycznych. Dysponowanie dewizami stało się monopolem państwa, kursy były ustalane arbitralnie, a związki lokalnego pieniądza z walutami krajów o gospodarce rynkowej zostały praktycznie zerwane. „Kasjer zmienia dolary po kursie urzędowym, ale dla pasażera bardzo bolesnym – opisywał wizytę w ZSRR w 1929 r. warszawski dziennikarz Mieczysław Wajnryb. – Płaci bowiem za jednego dolara zaledwie 1,90 rubla, gdy u nas otrzymuje się za dolara całych 5 rubli”.
Odwiedzający w 1933 r. Moskwę Zygmunt Nowakowski natknął się na ówczesnych cinkciarzy w Galerii Tretiakowskiej: „Zbliża się do mnie jakaś dama i dyskretnie pyta, czy umiem po angielsku. Odpowiadam, że jako tako. Ale o co idzie? Imość oświadcza, że może mi dostarczyć rubli w każdej ilości poniżej kosztów własnych. Ale tylko poufnie... (...) Wszystko jedno! Niech będzie, co chce! Wtykam jej w rękę na początek dziesięć złotych z Trauguttem. I pytam, gdzie dostanę te ruble. Tss! Za godzinę w Muzeum Rewolucji! Ryzyko opłaciło się stokrotnie. Następną transakcję przeprowadziłem z tą samą tajemniczą damą tegoż samego dnia, w tłumie, pod samym mauzoleum Lenina”.
Choć zabrzmi to paradoksalnie, druga wojna zdemokratyzowała dolara i złoto, na 50 lat wyprowadzając prywatny obrót nimi na ulicę, do knajp i prywatnych mieszkań.