Louvain (po flamandzku Leuven) to miasteczko położone kilkanaście kilometrów na wschód od przedmieść Brukseli. W 1425 r. założono tu największy uniwersytet w regionie. Jak napisała w głośnej książce „Sierpniowe salwy” Barbara Tuchman: „To średniowieczne miasto (…) było sławne ze swego uniwersytetu i niezrównanej biblioteki w okresie, gdy Berlin był jeszcze kupą drewnianych chałup”.
W pierwszych dniach I wojny światowej, 4 sierpnia 1914 r., Niemcy, realizując tzw. plan Schlieffena, czyli ataku na Francję i szybkiego zdobycia Paryża, uderzyli na neutralną Belgię i dokonali rzezi. Był to skutek obsesji, która przetrwała w nich z czasów wojny 1870 r. Wówczas pojawił się termin franc-tireur, sabotażysta, cywil, który zza węgła, z dachu skrytobójczo strzela do niemieckiego żołnierza. Wystarczyło, że w jakiejś miejscowości padł jeden nieoczekiwany strzał, nieważne przez kogo oddany, a dochodziło najpierw do chaotycznej strzelaniny, a potem metodycznego wymierzania kary. Koniecznej z dwóch powodów: po pierwsze, sam Clausewitz zalecał terror jako metodę skrócenia wojny. Sparaliżowana i przerażona ludność miała wywierać presję na swoich przywódców, by się poddali i zaprzestali oporu. Po drugie, Niemcy uważali działania partyzanckie, a więc cywili wobec regularnego wojska, za łamanie prawa.
20 i 21 sierpnia z rozkazu gen. von Bülowa spalono miasteczko Andenne nad Mozą i rozstrzelano 211 osób. W Tamines, na centralnym placu przed kościołem, rozstrzelano 400 osób, rannych dobijano bagnetami. W Dinant 23 sierpnia żołnierze gen. von Hausena, który uznał, że miejscowi cywile przeszkadzali w odbudowie mostów, zabili ponad 600 osób, w tym malutkie dzieci.
Wieści o tych strasznych zbrodniach szybko przenosili ci, którym udało się uciec z masakry.