Jedynie trzy osoby na świecie wiedzą, o co chodzi w konflikcie o księstwa Szlezwik i Holsztyn. Książę Albert, który nie żyje, jeden niemiecki profesor, który oszalał, i ja – który o wszystkim zapomniałem. Te słowa, przypisywane premierowi brytyjskiemu Lordowi Palmerstonowi, pokazują, dlaczego wojna prusko-duńska z 1864 r. została niemal całkowicie zapomniana. Niesłusznie.
Przynależność Szlezwiku i Holsztynu (niem. Schleswig i Holstein) była przedmiotem jednego z wielu sporów terytorialnych toczonych w ponapoleońskiej Europie w I połowie XIX w. Spór o księstwa, których nazwa Polakom nieodparcie kojarzy się z nazwą niemieckiego pancernika, toczył się od średniowiecza. Jednak dopiero w 1848 r. król duński Fryderyk VII zdecydował się na ich formalne włączenie do Danii. Doprowadziło to do tzw. pierwszej wojny o Szlezwik, zakończonej zwycięstwem Danii i związaniem obu księstw unią personalną. Temu rozwiązaniu sekundował Koncert Mocarstw – Anglia, Francja i Rosja – niechętny wzmacnianiu pruskiej potęgi o zasobny Szlezwik i strategiczny Holsztyn z ważną bazą morską w Kilonii.
Obie strony traktowały rezultat wojny jako rozwiązanie tymczasowe, prowadząc walkę propagandową. Germańskie korzenie księstw sławił m.in. starszy z braci Grimm – Jacob. Dania pragnęła włączyć je do swojego państwa, Prusy chciały co najmniej ich niezależności.