W połowie września 1914 r., po przegranej bitwie nad Marną, stało się jasne, że Niemcom nie uda się zrealizować strategicznego planu – błyskawicznego pokonania Francji. Wykrwawieni Francuzi też musieli wstrzymać natarcie. Było jasne, że wojna się nie zakończy nim opadną liście z drzew, co cesarz Wilhelm II obiecywał poddanym.
Niemcom lepiej wiodło się w Prusach Wschodnich, gdzie ich 8 armia, po zmianie nieudolnego dowódcy gen. Maksymiliana von Prittwitza na gen. Paula von Hindenburga, obroniła kolebkę pruskiego państwa. Hindenburg pod Tannenbergiem rozbił rosyjską 2 armię gen. Aleksandra Samsonowa i po bitwie nad Wielkimi Jeziorami Mazurskimi zepchnął nad Niemen 1 armię gen. Pawła Rennenkampfa.
Rosjanom klęskę w Prusach Wschodnich osłodziły sukcesy na ważniejszym dla nich froncie południowo-zachodnim. Na początku, co prawda, armia austro-węgierska zaskoczyła ich tzw. wyprzedzającą ofensywą za San, w kierunku na Lublin (Rosjanie przegrali bitwy pod Kraśnikiem i Komarowem), ale niebawem rosyjska ofensywa z Wołynia i Podola odebrała Austriakom wschodnią Galicję ze Lwowem. Część wojsk austro-węgierskich zamknęła się w obleganej twierdzy w Przemyślu, a reszta zakończyła odwrót dopiero na linii rzek Dunajec i Biała. Austriacki sztab generalny (zaangażowany też w wojnę z Serbią) zwrócił się o militarne wsparcie do niemieckiego sojusznika. Uzgodniono, że między Krakowem i Kluczborkiem zostanie rozlokowana dowodzona przez Hindenburga niemiecka 9 armia, sformowana m.in. z części korpusów zwycięskiej 8 armii. Miała ona, współdziałając z 1 armią austro-węgierską, uderzyć na Warszawę, Dęblin i Sandomierz.
Wagę strategicznego położenia ówczesnej Kongresówki trafnie oddał legionista gen. bryg. Aleksander Narbut-Łuczyński, pisząc już po pierwszej wojnie w fachowej „Bellonie”: „Byłe Królestwo Kongresowe, wciśnięte między Prusy Wschodnie i Małopolskę, jako teren strategiczny stanowiło dla Rosji niebezpieczną pułapkę, dla sprzymierzonych – kleszcze gotowe do zdławienia sił rosyjskich, godzących wgłąb Niemiec lub Austrji.