Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Minus cztery zera

Jak sto złotych zamieniło się w jeden grosz

III RP chciała się symbolicznie odciąć od peerelowskiej przeszłości, symbolizowanej zwłaszcza przez postaci Waryńskiego (100 zł) i gen. Świerczewskiego (50 zł). III RP chciała się symbolicznie odciąć od peerelowskiej przeszłości, symbolizowanej zwłaszcza przez postaci Waryńskiego (100 zł) i gen. Świerczewskiego (50 zł). NBP
20 lat temu polski pieniądz został zdenominowany – każde sto złotych zmieniło się w jeden grosz. Dziś już mało kto pamięta, że byliśmy kiedyś społeczeństwem multimilionerów.
Jesień 1994 r. Polacy spędzili, ćwicząc się w rachunkach. W lipcu Sejm przyjął ustawę o denominacji, ustalając, że jeden nowy złoty będzie stanowił równowartość 10 tys. starych.Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta Jesień 1994 r. Polacy spędzili, ćwicząc się w rachunkach. W lipcu Sejm przyjął ustawę o denominacji, ustalając, że jeden nowy złoty będzie stanowił równowartość 10 tys. starych.

W grudniu 1994 r., jak co roku, POLITYKA opublikowała swój koszyk. Od 1984 r. badaliśmy siłę nabywczą Polaków, sprawdzając, ile za przeciętne wynagrodzenie można kupić najpopularniejszych artykułów spożywczych, towarów przemysłowych i usług. Nasze koszyki były raportem o stanie państwa, gospodarki i zamożności obywateli. Także o potężnej inflacji. Dziś są ciekawym dokumentem czasu przemian.

Pod koniec 1994 r. średnie wynagrodzenie wynosiło 6,1 mln zł netto i było o 2 mln zł wyższe niż rok wcześniej. Za bochenek chleba (0,8 kg) trzeba było zapłacić 9,8 tys. zł, kilo cukru kosztowało 14 tys., kilo schabu 92 tys. Garnitur to był wydatek 2,8 mln zł. Za Fiata 126p, czyli popularnego malucha, płaciło się 78,5 mln, za Fiata Uno z silnikiem 1400 cm sześc. blisko 200 mln. Ostatni w 1994 r. numer POLITYKI (jeszcze w formacie wielkiej gazetowej płachty) kosztował 12 tys. zł. Cztery lata wcześniej za egzemplarz płaciło się 350 zł.

Zwiastowanie złotego

Jesień 1994 r. Polacy spędzili, ćwicząc się w rachunkach. W lipcu Sejm przyjął ustawę o denominacji, ustalając, że jeden nowy złoty będzie stanowił równowartość 10 tys. starych. Nie wszystkim to się podobało. Nie brakowało zwolenników przelicznika 1:1000, przekonujących, że skreślenie trzech zer będzie prostsze i wygodniejsze. Zwłaszcza że zgodnie z ustawą przez pierwsze dwa lata równoprawnymi środkami płatniczymi miały być stare i nowe złote. Jak sobie poradzić, gdy w portfelu będzie się miało obok siebie stare i nowe pieniądze?

Wizja komponowania jednej należności za pomocą obu typów nominałów napawała przerażeniem. Trzeba się też było uzbroić w portmonetkę, bo wracały dawno zapomniane monety. Zwłaszcza osoby starsze bały się, że mogą paść ofiarą oszustwa. Dlatego też ZUS zaapelował do Poczty Polskiej, by w 1995 r. styczniowe emerytury listonosze wypłacali już wyłącznie w nowej walucie.

Jak będą wyglądały te nowe złote, Polacy dowiedzieli się dopiero pod koniec listopada, kiedy NBP rozpoczął akcję informacyjną. Jako pierwsza zademonstrowała je z dumą prezes NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz. Na banknotach widniał jej podpis i data 25 marca 1994 r. Podobno nieprzypadkowo. W tym dniu wypada święto Zwiastowania Pańskiego, a pani prezes znana była z religijności.

W sklepach, bankach, na pocztach i w urzędach pojawiły się plakaty pokazujące ze szczegółami nowe monety i banknoty. Kasjerzy intensywnie ćwiczyli, bo nagle mieli zacząć funkcjonować w świecie dwuwalutowym. Prasa publikowała poradniki i tabele z przelicznikami. „Zasłoń palcem zera cztery – zyskasz złoty nowej ery” – radził instruktażowy wierszyk. W telewizyjnej reklamówce Kwinto, Kramer i Duńczyk, czyli bohaterowie filmu „Vabank”, przekonywali, że nowych złotych nie da się podrobić, tak dobrze są zabezpieczone. Reklama nie wszystkim się podobała. Pytano, czy kasiarze są najlepszymi bohaterami do popularyzowania nowych złotych.

Wymiana ekwiwalentna

Denominacja stawiała wyzwania przed urzędami, bankami, handlem. Wszyscy widzieli same problemy. Na przykład sądy, które dostały dwa lata na przeliczenie wszelkich zobowiązań finansowych zapisanych w księgach wieczystych na nowe złote. A przecież nie nadążano z bieżącą obsługą ksiąg. Groziło to paraliżem na rynku nieruchomości. Poczta musiała wycofać ze sprzedaży znaczki w starej walucie. Urzędy skarbowe musiały wprowadzić nowe wzory opłat skarbowych i urzędowych blankietów wekslowych. Bankowcy sylwestra 1994 r. i Nowy Rok spędzili w pracy. Giełda Papierów Wartościowych odwołała ostatnią grudniową sesję, bo trzeba było dokonać denominacji cen akcji. Zlecenia złożone na sesję z 30 grudnia z limitami w starych złotych miały być realizowane w wersji zdenominowanej na sesji 2 stycznia. Problem mieli też podatnicy. PIT za 1994 r. trzeba było wypełniać, wpisując wszystkie kwoty w starych złotych, ale należności podatkowe wyliczać już w nowych.

Operacja oficjalnie nazywana była denominacją, choć z ekonomicznego punktu widzenia była tzw. ekwiwalentną wymianą pieniędzy. Nie można było jednak używać określenia „wymiana pieniędzy”, bo w społecznej pamięci żywe i bolesne było wspomnienie dwóch takich operacji, jakie przeprowadzono po wojnie. Pierwsza miała miejsce w latach 1944–45, kiedy rząd PKWN zastąpił waluty okupacyjne wydrukowanymi w Moskwie banknotami. Druga, niezwykle brutalna i przeprowadzona z zaskoczenia, odbyła się w 1950 r. Obie wymiany były nieekwiwalentne, czyli takie, w których obywatele otrzymywali nowe pieniądze o mniejszej wartości od wcześniej posiadanych. Ocenia się, że w 1950 r. osoby prywatne zostały pozbawione ponad 60 proc. wartości posiadanych środków płatniczych. Dlatego przez cały okres PRL bano się powtórki. Co jakiś czas pojawiały się plotki o zbliżających się kolejnych wymianach pieniędzy, wywołując panikę. Nie bez przyczyny, bo istotnie władze PRL kilka razy rozważały taki pomysł. Ostatnie przymiarki były w latach 80.

Dlatego od 1990 r. NBP i Ministerstwo Finansów oswajało Polaków z myślą, że pojawią się nowe złote i żeby zachować spokój, bo to będzie tylko denominacja. Nikt na tym nie straci, będzie za to wiele korzyści. Operowanie w życiu codziennym kwotami z długim ogonem zer było przecież coraz bardziej uciążliwe. W formularzach brakowało miejsc na długie ciągi cyfr. Nie bez znaczenia były też rosnące koszty obrotu gotówkowego. W obiegu było aż 16 banknotów różnych nominałów, bo monety dawno wycofano. Te najniższe banknoty były traktowane bez szacunku, więc ich żywot był bardzo krótki.

Były też argumenty wizerunkowe. Ceny podawane w milionach wskazywały na marny stan polskiej gospodarki wyniszczonej inflacją. III RP chciała się symbolicznie odciąć od peerelowskiej przeszłości. NBP miał problemy ze zmianą symboliki na starych banknotach. Dopiero w 1993 r. udało się wprowadzić znak wodny z orłem w koronie.

Z przeprowadzonego w listopadzie 1994 r. badania opinii publicznej wynikało, że tylko 44,2 proc. wierzyło w argumentację NBP i resortu finansów, że denominacja będzie tylko zabiegiem technicznym i nie przyniesie niekorzystnych skutków. Obawiano się podwyżek cen i kłopotów z przeliczaniem pieniędzy.

Na dwa fronty

Narodowy Bank Polski przygotowywał się do wymiany już od początku lat 90. Można to łatwo sprawdzić, zaglądając do portmonetki. Wśród monet, zwłaszcza 1 zł, znajdziemy takie, które zostały wybite w 1991 r. Już w 1990 r. zamówiono też w Niemczech 500 mln sztuk nowych banknotów o nominałach 1, 2, 5, 10, 20, 50, 100, 200 i 500 zł z wizerunkami miast polskich. Tak na wszelki wypadek, bo nie było wiadomo, kiedy zostaną użyte i jaki będzie przelicznik. Miały czekać na moment denominacji. Nie doczekały. Trafiły na makulaturę, bo okazały się zbyt łatwe do podrobienia. Jedynie niewielką ich część NBP sprzedawał po latach jako kolekcjonerskie banknoty nieobiegowe.

Bank centralny działał na dwóch frontach, bo równolegle z przygotowaniami do wprowadzenia nowych złotych musiał tworzyć kolejne, coraz wyższe nominały starych złotych. Zmuszała go do tego utrzymująca się wysoka inflacja. Początkowo trzycyfrowa, potem dwu. Średnie wynagrodzenia między 1989 a 1994 rokiem wzrosły 10-krotnie, a ich śladem także ceny. Wszystko to sprawiało, że zapowiadaną denominację wciąż trzeba było odsuwać w czasie.

Andrzej Heidrich, najsłynniejszy polski twórca banknotów, kontynuował więc swoją serię z PRL, dodając nowych bohaterów: Moniuszkę (100 tys. zł), Sienkiewicza (500 tys. zł), Reymonta (1 mln zł) i Paderewskiego (2 mln zł). W 1994 r. gotowy był banknot 5 mln zł z wizerunkiem Piłsudskiego. Marszałek jednak nie doczekał już wejścia do obiegu.

Pośpiech NBP w kreowaniu kolejnych banknotów trochę skomplikował też operację denominacji, bo wprowadzenie nowych setek i dwusetek trzeba było odwlec o kilka miesięcy. Bank chciał, aby popracowali trochę w obiegu Reymont z Paderewskim. To były banknoty już nieźle zabezpieczone, szkoda było, by poszły na przemiał. Wraz z wprowadzaniem coraz wyższych nominałów NBP wycofywał te najniższe – 10, 20 i 50 zł – które straciły rację bytu. Było to też przygotowanie do wymiany, bo dopiero 100 zł miało swój denominacyjny odpowiednik w postaci 1 grosza.

Nowe banknoty z królami Polski zaprojektował także Andrzej Heidrich, a wykonała brytyjska firma Thomas De La Rue. Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych nie kryła oburzenia, że to nie ona będzie drukować pierwsze partie banknotów, ale NBP tłumaczył, że zadecydowała o tym cena, ponad 30 proc. niższa, jakiej zażądali Brytyjczycy. Nowe banknoty miały nowe, niestosowane dotychczas, zabezpieczenia, w tym m.in. elementy świecące w ultrafiolecie, druk recto-verso (uzupełniające się elementy rysunku umieszczone po obu stronach banknotu), a w przypadku 200 zł nawet hologram. W pierwszych latach po denominacji kasjerzy rutynowo lustrowali większe banknoty pod lampą ultrafioletową.

Koszt operacji denominacyjnej szacowano na 500 mld starych zł (50 mln nowych). Wydatek zwróci się, przewidywano, w ciągu kilku lat dzięki obniżeniu kosztów obrotu gotówkowego. W 1995 r. do obiegu weszło 550 mln banknotów o wartości ok. 26 mld zł.

Test grozy

Na początku stycznia 1995 r. „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła test, by pokazać, co nas czeka. Zaprosiła 10 osób, w tym m.in. bankowca, naukowca, kasjerkę, emeryta, poetkę. Dała im takie zadanie. W sklepie spożywczym masz zapłacić 23 zł 83 gr. Płacisz trzema starymi banknotami po 100 tys. zł. Kasjerka wydała ci w formie reszty 5 nowych zł, 10 tys. starych zł, cztery nowe dwugroszówki i 500 zł starych. Czy prawidłowo? Rekordzista liczył niecałą minutę, innym zajmowało to dużo dłużej. Sześć osób nie doliczyło się, że kasjerka wydała o 4 gr za mało. Część się poddała. Powiało grozą.

W praktyce takie łamigłówki zdarzały się wyjątkowo rzadko. W marcu 1995 r. 87 proc. ankietowanych deklarowało, że z denominacją nie mają żadnych problemów. Nowe złote wypierały z obiegu stare bardzo szybko. W grudniu 1995 r. NBP informował, że wycofano już 50 proc. starych banknotów. Prasa wprawdzie donosiła o przypadkach bolesnych pomyłek i ostrzegała przed oszustami, którzy posługiwali się kolekcjonerskimi monetami emitowanymi w pierwszej połowie lat 90. Wmawiali, że to nowe złote. Jeden z nich przekonał sprzedawczynię w Szczytnie, że moneta 200 tys. starych zł stanowi odpowiednik 2 tys. nowych zł (faktycznie 20 zł). Dokonał niewielkiego zakupu, odebrał resztę według własnego przelicznika i przepadł.

Z końcem grudnia 1997 r. stare złote przestały być prawnym środkiem płatniczym. Można je było jeszcze wymieniać w bankach do końca 2010 r. Po ostatecznym rozliczeniu NBP ogłosił, że w szufladach i materacach pozostało 170 mln starych zł. Wiele osób zachowało je jako pamiątkę, inni machnęli ręką, bo banknoty miały minimalną wartość. Denominacja przeszła do historii.

Polityka 4.2015 (2993) z dnia 20.01.2015; Historia; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Minus cztery zera"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną