Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Amerykański triumf Gierka

Kraków tak, Gdańsk nie – 40. rocznica wizyty Geralda Forda

Prezydent USA Gerald Ford i I sekretarz KC PZPR Edward Gierek na krakowskim rynku Prezydent USA Gerald Ford i I sekretarz KC PZPR Edward Gierek na krakowskim rynku Jan Morek / PAP
Prezydent Gerald Ford przyleciał do Warszawy 28 lipca 1975 r. Wizytę poprzedziły długie i drobiazgowe negocjacje co do jej terminu i porządku; władze PRL chciały wiele na niej ugrać.

Podczas swej wizyty w USA, w październiku 1974 r., Edward Gierek, I sekretarz KC PZPR, zaprosił gospodarza do odwiedzenia PRL. Tego typu oferty są standardową procedurą i częstokroć zdarza się, że na rewizytę trzeba czekać nawet kilka lat. Podobne przypuszczenia snuł ambasador PRL w Waszyngtonie Witold Trąmpczyński, który w notatce podsumowującej wizytę Gierka proponował, aby „nie podejmować w 75 r. inicjatywy w sprawie realizacji wizyty Forda”, stwierdzając przy tym, iż „jest prawdopodobniejsze, że strona amerykańska zechce ją złożyć w 1976 r., tj. w roku wyborów prezydenckich”. Tymczasem już w końcu października 1974 r. ambasador USA w Warszawie Richard Davies poinformował ministra spraw zagranicznych PRL Stefana Olszowskiego, że prezydent będzie chciał wkrótce złożyć wizytę w Polsce. Na zachętę dodał, że umożliwi to „ponowną wizytę polskich przywódców w USA”.

Tylko nie z neutrałem i bękartem

Prezydent Gerald Ford miał już w planach podróże do Europy, które pragnął połączyć z odwiedzeniem Polski. Pomysł nie spodobał się polskim władzom, ponieważ Ford zaakceptował wcześniej zaproszenie do Rumunii i Jugosławii. Gierkowi zależało na dobrych stosunkach z ZSRR, a Jugosławia i Rumunia starały się manifestować na arenie międzynarodowej swoją niezależność od Związku Radzieckiego. Warszawa – jak w swych dziennikach skomentował Mieczysław Rakowski – nie chciała znaleźć się „w towarzystwie neutrała (Jugosławia) i bękarta wspólnoty (Rumunia)”. Ponadto w grę wchodziły względy prestiżowe – czym innym był zbiorowy objazd krajów socjalistycznych, a czym innym wizyta złożona tylko w Polsce, co można by było wykorzystać propagandowo. Międzynarodowy poklask i uznanie były pożądane przez Edwarda Gierka, zwłaszcza w kontekście coraz widoczniejszych problemów gospodarczych.

Kolejne miesiące upłynęły więc polskim i amerykańskim dyplomatom na rozmowach, w których m.in. Olszowski tłumaczył amerykańskiemu ambasadorowi, iż „ranga naszych stosunków z USA, tradycja i plany ich dalszego rozwoju, przemawiają za oddzielnym zorganizowaniem tej wizyty”, a ambasador USA w Warszawie „ze zrozumieniem” przyjmował „uwagi o niestosowności łączenia wizyty w Polsce z wizytą w Rumunii”. W efekcie pojawiła się inna koncepcja – aby wizytę Forda połączyć z jego przyjazdem do Brukseli na szczyt NATO w końcu maja 1975 r. Oczywiście z polskiego punktu widzenia połączenie wizyty w kraju socjalistycznym ze szczytem „wrogiego imperialistycznego paktu” było nie do zaakceptowania. Podobnie upadł pomysł wykorzystania spotkania Forda z prezydentem Egiptu Anwarem Sadatem w czerwcu w austriackim Salzburgu. Obydwaj mieli omawiać proces pokojowy na Bliskim Wschodzie. Polska, działając pod presją ZSRR, popierała kraje arabskie, stojąc tym samym po przeciwnej stronie barykady niż USA, wspierające Izrael. Nie mogła więc przyjmować prezydenta tuż po zakończeniu przez niego „wrogich” rozmów.

Przełom przyniósł pomysł połączenia wizyty z planowanym podpisaniem w Helsinkach Aktu końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (czytaj s. 54). Od września 1973 r. trwała w Genewie tzw. druga faza KBWE i wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na to, że z końcem lipca 1975 r. możliwe będzie zorganizowanie trzeciej fazy i podpisanie aktu. Pomysł ten strona polska oceniła „wysoce korzystnie”, uznając, że to „byłoby dla nas najlepszym ustawieniem”. PRL bardzo mocno zaangażowała się bowiem w rozmowy KBWE, a jednym z powodów było planowane uznanie nienaruszalności europejskich granic i tym samym potwierdzenie granicy polsko-niemieckiej. W USA patrzono na sprawę nieco inaczej, określając KBWE mianem drugiej Jałty – powodem było sankcjonowanie przez Konferencję również wojennych zdobyczy ZSRR.

W PRL kwestii sowieckich zdobyczy wojennych i kształtu polskiej granicy wschodniej oczywiście nie poruszano, a Polacy przystali na koncepcję połączenia podróży ze szczytem helsińskim. Władze w Warszawie stawiały jednak warunki; minister Olszowski w szyfrogramie do ambasady PRL w Waszyngtonie wyjaśniał, że „nie odpowiada nam wiązanie wizyty w Polsce z wizytą w Rumunii (a także w Bonn). Moglibyśmy ew. taką wizytę przyjąć, gdyby odbyła się przed KBWE, trwała dłużej niż kilka godzin, była połączona np. z wypoczynkiem aklimatyzacyjnym. Nie jesteśmy zainteresowani wizytą typu tranzytowego, wszystkie względy przemawiają za zorganizowaniem wizyty w Polsce oddzielnie”.

Ostatecznie jednak Warszawa uznała, że przyjazd Forda do Polski tuż przed KBWE jest korzystny wizerunkowo. Problem podstawowy polegał jednak na tym, że genewskie rozmowy drugiej fazy KBWE nieco się ślimaczyły i nie było pewności, czy dojdzie do zorganizowania helsińskiego szczytu w planowanym terminie. Mimo to obie strony rozpoczęły przygotowania do (niepotwierdzonej jeszcze) wizyty.

Batalia o Gdańsk

Władze polskie zaproponowały, aby po pierwszym dniu spędzonym w Warszawie prezydent udał się do Gdańska, a następnie wypoczął nad jeziorami. Polacy podkreślali walory Warmii i Mazur oraz zwracali uwagę na bliskość Gdańska i Helsinek, argumentując, że taki pobyt da świetne efekty aklimatyzacyjne. Amerykanie początkowo się zgodzili i jeszcze na trzy tygodnie przed wizytą sekretarz stanu Henry Kissinger, referując Fordowi plan podróży, wyjaśniał, że po pierwszym dniu w Warszawie prezydent wraz z delegacją udadzą się do Gdańska i na Mazury.

Władze polskie były z tego bardzo zadowolone. W całej sprawie nie chodziło o walory klimatu Gdańska ani o to, by Ford kontemplował uroki mazurskiej przyrody. Stronie polskiej zależało na tym, żeby amerykański prezydent odwiedził tereny, które przed wojną nie należały do Polski, symbolicznie potwierdzając tym samym przebieg polsko-niemieckiej granicy. Zgodnie bowiem z oficjalnym stanowiskiem USA (niezmienionym od konferencji poczdamskiej) kwestia granicy winna być uregulowana dopiero w przyszłym traktacie pokojowym z Niemcami. Jednakże Kissinger, będąc świadomym, że pomysł może się nie spodobać zachodnioniemieckiemu sojusznikowi, skonsultował sprawę z kanclerzem RFN. Helmut Schmidt – jak nietrudno zgadnąć – był przeciwny, nie bacząc na to, że w 1970 r. RFN podpisała z Polską traktat potwierdzający granicę, a dwa lata później doszło do nawiązania stosunków dyplomatycznych. Schmidt miał zamiar w Helsinkach, podpisując się pod Aktem końcowym, ponownie potwierdzić nienaruszalność granicy, jednakże wolał, aby obyło się bez tego typu amerykańsko-polskich demonstracji.

Amerykanie oczywiście nie poinformowali Polaków, jaki był prawdziwy powód rezygnacji z Gdańska i Mazur. Wskazywali na brak czasu, na konieczność ograniczenia wizyty jedynie do pobytu w Warszawie oraz dywagowali na temat tego, że lepszy byłby wybór „miejsca związanego z USA”. Mocno zawiedziona Warszawa postanowiła, że jednak warto za Gdańsk umierać. Odpowiednie instrukcje wysłano do ambasadora PRL w Waszyngtonie, a w sprawę włączył się osobiście I sekretarz KC PZPR, który rozmawiał na ten temat z amerykańskim ambasadorem. O przebiegu rozmowy minister Olszowski natychmiast poinformował tajnym szyfrogramem ambasadora Trąmpczyńskiego, wyjaśniając, iż Gierek powiedział Daviesowi „w sposób zdecydowany, że postaramy się zrobić wszystko, by przekonać, że warto uwzględnić Gdańsk i że nam na tym bardzo zależy”.

Natomiast ambasador USA zawracał uwagę na (niezbyt szczęśliwie sformułowane przez Gierka) słowa, że Gdańsk zawsze był, jest i będzie polski. Ambasador Trąmpczyński zwrócił się w tej sprawie do Helmuta Sonnenfeldta, jednego z najbliższych współpracowników Kissingera. Dzięki temu, że Kissinger nakazał nagrywanie swoich rozmów telefonicznych, możemy się dziś dowiedzieć, że Sonnenfeldt mało dyplomatycznie skarżył się Kissingerowi na polskiego ambasadora, narzekając, że „ten cholerny Polak wciąż na mnie ujada” i przypominał, iż Polacy naciskają w sprawie Gdańska. Jako ciekawostkę warto odnotować, że sekretarki odsłuchujące i przepisujące nagrania zapisały, że Polacy naciskają w sprawie ...pistoletów (wstawiając słowo „guns” zamiast „Gdansk”).

Kissinger pozostał jednak nieugięty. Sonnefeldtowi powiedział, że przyjazd do Gdańska jest „out of the question”, przypominając o obietnicy złożonej niemieckiemu kanclerzowi. Podobnie stanowcze instrukcje wysłał do Daviesa, informując, że prezydent „nie odwiedzi Gdańska ani żadnego innego niemieckiego miasta” oraz nakazał ambasadorowi ucinanie wszelkich spekulacji na ten temat.

20 lipca, czyli na 8 dni przed przyjazdem prezydenta, wiceminister spraw zagranicznych Romuald Spasowski (odpowiedzialny w MSZ za stosunki z USA) zaproponował „rozważenie Krakowa, ale łącznie z Oświęcimiem, bo nigdy nie rozdzielamy”. Amerykanie przyjęli propozycję, a Kissinger informował ambasadę w Warszawie, że „nie ma sprzeciwu wobec rozszerzenia wizyty poza Warszawę, pod warunkiem że nie jest to miejsce leżące na przedwojennym niemieckim terytorium”. W efekcie z powodu takiej zmiany programu Amerykanie musieli sprowadzić z Niemiec zachodnich helikopter, aby móc przewieźć prezydenta na trasie Kraków–Oświęcim. Dodatkowo Departament Stanu poprosił ambasadę PRL o informację, ilu obywateli amerykańskich zginęło w Auschwitz.

Czujne oko Moskwy

Prezydent Ford przybył do Warszawy i został ulokowany w pałacu w Wilanowie. Rozmowy polityczne prowadzono m.in. w Sejmie, a pierwsze pytanie, jakie Gierkowi zadał prezydent, brzmiało: „Czy można tu zapalić?”. I sekretarz KC oczywiście wyraził zgodę, co nie było niczym nadzwyczajnym, gdyż powszechnie wtedy jeszcze palono w czasie różnych sesji i spotkań politycznych. Jako że gierkowska ekonomia zaczęła się już nieco sypać, rozmowy dotyczyły głównie spraw gospodarczych i handlowych. Warto zauważyć, że w pierwszych czterech miesiącach 1975 r. zmalał polski eksport do USA, przy jednoczesnym wzroście importu ze Stanów. A przecież zgodnie z planami Gierka winno być odwrotnie i strona polska starała się wpłynąć na USA w celu odwrócenia tej tendencji.

Prezydent Ford obiecał dalszy rozwój współpracy gospodarczej, a jedynym zgrzytem było wspomnienie przez niego tzw. akcji łączenia rodzin, czyli blokowania przez władze PRL wyjazdu do USA niektórych osób. Część uwagi poświecono także Związkowi Radzieckiemu, który interesował się wizytą, a polska ambasada w Waszyngtonie informowała na bieżąco o stanie spraw tamtejszego ambasadora ZSRR, który „był bardzo zainteresowany przebiegiem rozmów”. Gierek – jak relacjonowano w przygotowanej przez MSZ notatce – „dokonał szerokiej prezentacji głównych założeń polityki zagranicznej PRL, podkreślając nierozerwalność sojuszu i współpracy z ZSRR i miejsce Polski we Wspólnocie Socjalistycznej”. Tego typu mantry Polacy wypowiadali w zasadzie przy wszystkich polsko-amerykańskich rozmowach. Amerykanie cierpliwie ich wysłuchiwali, a gdy formalnościom i komunistycznemu rytuałowi stawało się zadość, przechodzono do interesów i prawdziwych rozmów. Warto przy tym wspomnieć, że według amerykańskich ocen Gierek cieszył się pełnym zaufaniem ZSRR, choć – jak podkreślano w Departamencie Stanu – gierkowska polityka zagraniczna „była prowadzona pod czujnym okiem Moskwy”.

W drugim dniu wizyty prezydent odleciał swoim samolotem do Krakowa, zabierając na pokład kilku polskich polityków. Pasażerom Air Force One wydawano specjalne zaświadczenia potwierdzające odbycie lotu na pokładzie prezydenckiego odrzutowca i w efekcie do dzisiaj w amerykańskich archiwach można oglądać kopię certyfikatu, jaki otrzymał m.in. Stefan Olszowski podróżujący z prezydentem.

Auschwitz wyzwolili Amerykanie?

Pobyt Forda w Oświęcimiu wywołał olbrzymie zainteresowanie mediów i był transmitowany na żywo przez niektóre amerykańskie telewizje. Nie obyło się bez incydentów. Niemiecki „Die Welt” przytoczył na pierwszej stronie rozmowę Forda z Gierkiem na terenie obozu. Otóż według niemieckich dziennikarzy prezydent miał zapytać I sekretarza, jak długo ten był więźniem Auschwitz, na co Gierek miał odpowiedzieć, że był więziony cztery lata i że został wyzwolony przez amerykańskich żołnierzy. W rzeczywistości chodziło o wypowiedź Kazimierza Smolenia (dyrektora Muzeum w Oświęcimiu), który jako więzień obozu został ewakuowany do Mauthausen-Gusen i tam wyzwolony przez US Army. W świat jednak poszła kompletnie nieprawdziwa wiadomość o tym, że Auschwitz wyzwolili Amerykanie, uwalniając przy okazji Edwarda Gierka. W związku z publikacją polskie MSZ poleciło radcy prasowemu w Bonn, aby „natychmiast porozumiał się z redakcją »Die Welt« i w sposób kategoryczny wyjaśnił szkodliwość wkładania w usta tow. Gierkowi słów, których on nie wypowiedział”.

Pobyt w oświęcimskim obozie zrobił wstrząsające wrażenie na prezydencie (wspomniał o nim wiele lat później w pamiętnikach). Był także bardzo trudny emocjonalnie dla Kissingera, który jako 15-latek musiał z rodziną uciekać w 1938 r. z nazistowskich Niemiec, a część jego bliskich zginęła w Holocauście. Już po przylocie do Helsinek Ford i Kissinger powrócili w rozmowie do wizyty w Auschwitz, a wstrząśnięty Kissinger narzekał, iż niepotrzebnie uległ namowom Schmidta i zrezygnował z Gdańska i Mazur. Po wizycie strona polska oceniała, że „włączenie Oświęcimia do programu jest naszym istotnym sukcesem”, a „złożenie hołdu pamięci ofiar obozu koncentracyjnego przez Prezydenta USA w przededniu KBWE – i po wizycie w RFN – będzie miało szczególną wymowę polityczną”.

Wizyta Forda miała być międzynarodowym sukcesem Gierka i niewątpliwie się nim stała. Przyznać trzeba, że przyjazd prezydenta USA – jak mało co – nadawał się do działań propagandowych i uwypuklania międzynarodowego znaczenia Polski i jej przywódcy. Po przyjęciu Nixona w Warszawie w 1972 r. (POLITYKA 21/12) i podróży do USA Gierek mógł śmiało podkreślać swoje znaczenie, dowodząc, że spotyka się z najważniejszymi światowymi politykami jak z równy z równym.

Jednakże poza aspektem międzynarodowym wizyta miała się także przydać w sprawach wewnętrznych. Przyjazd Forda miał odwrócić uwagę od przykrych mankamentów siermiężnej rzeczywistości, w tym przede wszystkim od braków w zaopatrzeniu. Wizyta miała zaowocować nowymi kredytami i sprawić, aby społeczeństwo życzliwszym okiem spojrzało na I sekretarza. Niestety – dla PZPR – w czasie wizyty popularny stał się dowcip mówiący o tym, że wraz z Fordem przyjechał porucznik Columbo – bohater, popularnego również w Polsce, amerykańskiego telewizyjnego serialu kryminalnego. Zdaniem Polaków amerykański policjant miał przeprowadzić śledztwo w sprawie zaginionego mięsa i wędlin, które w tajemniczych okolicznościach zniknęły ze sklepowych półek. No cóż, władze liczyły na zupełnie inne komentarze.

***

Autor jest historykiem MSZ. Cytaty pochodzą z opublikowanych przez PISM tomów „Polskich Dokumentów Dyplomatycznych” za lata 1974 i 1975 oraz z dokumentów zgromadzonych w polskich i amerykańskich archiwach. Wykorzystanie materiałów USA było możliwe dzięki wsparciu Fundacji Kościuszkowskiej.

Polityka 31.2015 (3020) z dnia 28.07.2015; Historia; s. 57
Oryginalny tytuł tekstu: "Amerykański triumf Gierka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną