Klasyki Polityki

Wzorzec sprawiedliwości czy zemsta zwycięzców?

Kulisy procesu norymberskiego

Ława oskarżonych w Norymberdze. Ława oskarżonych w Norymberdze. Galerie Bilderwelt / Getty Images
Norymberga stała się w powszechnej świadomości wzorem udanego rozliczenia masowych zbrodni. Kulisy procesu przywódców III Rzeszy pokazują jednak obraz mniej spiżowy, w którym znaczącą rolę odgrywały zarówno przypadek, jak i przede wszystkim polityczne targi.
Herman Göring otruł się w dniu egzekucji.Galerie Bilderwelt/Getty Images Herman Göring otruł się w dniu egzekucji.
Skazany na 20 lat więzienia Baldur von Schirach w swojej celi.SIPA Press/EAST NEWS Skazany na 20 lat więzienia Baldur von Schirach w swojej celi.

Koalicja antyhitlerowska do ostatnich dni wojny nie była w stanie stworzyć wspólnej formuły ścigania zbrodni narodowego socjalizmu. Na konferencji w Teheranie (1943 r.) Stalin wygłosił toast zapowiadający rozstrzelanie 50 tys. niemieckich oficerów, a premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill jeszcze do wiosny 1945 r. był zwolennikiem natychmiastowych egzekucji schwytanych nazistowskich przywódców, by uniknąć prawnych komplikacji i groźby kompromitacji, jaką zakończyły się próby postawienia przed sądem niemieckich polityków i wojskowych po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Rozstrzygnięcia zapadły dopiero na konferencji w Londynie w sierpniu 1945 r., kiedy to zdecydowano o utworzeniu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego, „by sądzić zbrodniarzy wojennych, których zbrodnie nie mają wyraźnej lokalizacji geograficznej”.

Początkowo alianci nie mogli dojść do porozumienia nawet w sprawie miejsca procesu. Sowieci obstawali przy Berlinie. Używali trudnego do odparcia argumentu, że był on stolicą III Rzeszy, ale najważniejsze dla nich, że znajdował się pośrodku ich strefy okupacyjnej, co dawałoby szansę na większą kontrolę nad procesem. Amerykanie przekonywali do Norymbergi, leżącej w ich strefie okupacyjnej, podkreślając symboliczną rolę tego miasta jako miejsca słynnych parteitagów NSDAP i uchwalenia antysemickich ustaw w 1935 r.

Nie bez znaczenia były względy praktyczne. Berlin był tak zniszczony, że wielkie przedsięwzięcie logistyczne wydawało się ogromnym wyzwaniem. W Norymberdze zachował się budynek sądu i więzienia, co okazało się istotnym argumentem. Ostatecznie zdecydowano, że siedzibą Międzynarodowego Trybunału Wojskowego miał być Berlin, tam też odbył on swoje pierwsze posiedzenie, by ogłosić decyzję o prowadzeniu dalszych prac w Norymberdze.

Kto pod sąd

Przedmiotem sporu był też wybór oskarżonych, który został dokonany w sposób dość arbitralny. Adolf Hitler, Joseph Goebbels i Heinrich Himmler popełnili samobójstwa, z pozostających przy życiu przywódców III Rzeszy oczywistą i pierwszoplanową postacią na ławie oskarżonych był Herman Göring. Jednym z najbliższych współpracowników Hitlera, jego zastępcą w NSDAP, był Rudolf Hess, ale on w maju 1941 r. uciekł do Anglii, a więc nie mógł odpowiadać za znaczną część zbrodni popełnionych w czasie wojny. Włączono go do procesu w wyniku nacisków Rosjan, którzy uważali, że jego misja do Wielkiej Brytanii była ukrytą próbą doprowadzenia do separatystycznego pokoju między Berlinem a Londynem. Były kanclerz Rzeszy Franz von Papen co prawda odegrał istotną rolę w utorowaniu Hitlerowi drogi do władzy, ale został szybko zmarginalizowany, w czasie wojny był ambasadorem w Turcji.

Pomyłką okazało się umieszczenie na ławie oskarżonych Gustava Kruppa. Miał być symbolem odpowiedzialności niemieckiego przemysłu za wojnę, ale okazało się, że jego wiek i stan zdrowia nie pozwalają na uczestnictwo w procesie, a w dodatku od 1943 r. koncernem Kruppa kierował nie on, lecz jego syn Alfried Krupp. Rozważano nawet wymianę Kruppów, ale uznano, że po ogłoszeniu listy oskarżonych takie działania godziłyby w powagę trybunału.

Aliantów dzieliło samo rozumienie prawa. Zachodni politycy i prawnicy dobrze pamiętali sowieckie procesy pokazowe z lat 30. Wspomnienie ożyło w Norymberdze, ponieważ ze strony ZSRR prace trybunału nadzorował wiceminister spraw zagranicznych Andriej Wyszynski, główny oskarżyciel w procesach moskiewskich. W trakcie bankietu dla wszystkich delegacji wzniósł publicznie toast za oskarżonych: „aby ich droga prowadziła z sali sądowej prosto do grobu”. Wywołało to konsternację wśród zachodnich przedstawicieli, którzy zresztą zdążyli ten dość dziwaczny dla zachodniego rozumienia praworządności toast spełnić, zanim tłumacz zdołał przełożyć jego znaczenie. Roman Rudenko, szef zespołu radzieckich oskarżycieli, zaledwie kilka miesięcy wcześniej przesłuchiwał na Łubiance uwięzionych przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.

Brytyjskie Foreign Office przewidywało, że udział Rosjan będzie uznany przez świat za dowód hipokryzji, a cały proces straci w ten sposób swe moralne podstawy, bo przecież Moskwa również podjęła próbę podboju innych narodów, dopuściła się zbrojnych agresji, co więcej, w najlepsze kontynuowała te praktyki już po zakończeniu działań wojennych. W jednym z dokumentów pytano retorycznie, czy identyczne z niemieckimi, które mają być sądzone, nie są działania ZSRR wobec Polski, Finlandii, krajów bałtyckich, Turcji, Persji. Udział Związku Radzieckiego w procesie norymberskim wymuszał konieczność pomijania niewygodnych tematów, a wręcz zafałszowywania niektórych części aktu oskarżenia.

Dotyczyło to w pierwszej kolejności paktu Ribbentrop-Mołotow. Stał się on częścią oskarżenia, ale tylko jako dowód zawierania przez III Rzeszę układów, które z góry zamierzała łamać. Sąd starał się blokować próby, podejmowane przez niemieckich oskarżonych i ich obrońców, mówienia o tajnym protokole, na mocy którego ZSRR dokonał wspólnie z Niemcami rozbioru Polski, następnie zaatakował Finlandię, anektował kraje bałtyckie i część terytorium Rumunii. Źródłem największych trudności okazało się forsowanie przez Moskwę mordu na polskich oficerach w Katyniu jako części aktu oskarżenia przeciwko przywódcom III Rzeszy. Prokuratorzy reprezentujący państwa zachodnie starali się przekonać, bez skutku, swoich sowieckich partnerów, by odstąpić od sprawy Katynia, ostrzegając, iż oskarżeni i ich obrońcy będą obwiniać o tę zbrodnię ZSRR. Upór, z jakim Moskwa forsowała tę sprawę, świadczył, że Stalin uznał, iż niewłączenie jej do aktu oskarżenia byłoby pośrednim przyznaniem się do odpowiedzialności. Pominięcie Katynia w treści wyroku można uznać za ułomny triumf sprawiedliwości, ale inny w ówczesnej sytuacji nie był możliwy.

Były jednak i kwestie kompromitujące nie tylko dla Związku Radzieckiego, ale całej zwycięskiej koalicji. Przymusowe deportacje zostały uznane za zbrodnie III Rzeszy, gdy podobne praktyki były na masową skalę realizowane w czasie wojny i po jej zakończeniu przez ZSRR, a w Poczdamie wielkie mocarstwa zgodnie zadecydowały o przesiedleniach milionów Niemców z Polski i Czechosłowacji. Innym drażliwym tematem były bombardowania miast i ludności cywilnej, rozpoczęte przez Niemców, ale na znacznie większą skalę prowadzone przez aliantów zachodnich, w dziedzinie lotnictwa bombowego dysponujących w miarę trwania wojny coraz większą przewagą.

Amerykański historyk Bradley F. Smith, autor jednej z najważniejszych książek na temat procesu norymberskiego, uważał, że alianci, po obróceniu w gruzy niemieckich miast – w tym i samej Norymbergi – nie mieli w ogóle moralnego prawa stawiać przywódców III Rzeszy przed sądem. Trybunał unikał w trakcie procesu wątku bombardowań, choć w kilku przypadkach niemieccy oskarżeni i świadkowie starali się obarczać odpowiedzialnością Amerykanów i Brytyjczyków za śmierć setek tysięcy niemieckich cywilów.

22 oskarżonych na ławie

Proces, w którym przed sądem stanęło ostatecznie 22 oskarżonych, rozpoczął się w listopadzie 1945 r. i trwał do początku października 1946 r. Najważniejszą postacią był Göring, który przyjął rolę obrońcy III Rzeszy. Przekonywał, że kierowała się ona swoim interesem państwowym tak samo jak mocarstwa tworzące trybunał, miała prawo do rewidowania krzywdzących dla niej postanowień traktatu wersalskiego, a wiele działań uznawanych obecnie za zbrodnicze było w czasie wojny dokonywanych także przez aliantów. Zachowywał się wobec trybunału wyzywająco, z czym sędziowie i oskarżyciele nie zawsze potrafili sobie poradzić. Według wielu obserwatorów pojedynek między byłym marszałkiem Rzeszy a Robertem Jacksonem skończył się zwycięsko dla tego pierwszego, który wypadł bardziej błyskotliwie i przekonująco niż główny oskarżyciel amerykański.

Jedynym oskarżonym, który jednoznacznie przejawiał skruchę, okazał się były szef rządu Generalnego Gubernatorstwa Hans Frank. Twierdził, że w więzieniu wrócił do religii i teraz postrzegał w chrześcijańskiej perspektywie, jako wielkie grzechy, zbrodnie III Rzeszy i własny w nich udział.

Najbardziej błyskotliwą i skuteczną obronę swojej osoby zaprezentował Albert Speer, ulubiony architekt Hitlera, w ostatnich latach wojny kierujący przemysłem zbrojeniowym III Rzeszy. To w dużej mierze dzięki niemu Niemcy zwiększali produkcję militarną mimo zmasowanych alianckich bombardowań. Speer jako genialny technokrata był odpowiedzialny za przedłużenie wojny, ale przede wszystkim obciążało go nieludzkie traktowanie i śmierć tysięcy robotników przymusowych pracujących w zakładach zbrojeniowych. Trybunałowi opowiedział, że w ostatnich miesiącach wojny sabotował z narażeniem własnego życia rozkaz Hitlera, by niszczyć niemiecki przemysł i infrastrukturę na terenach, z których wycofywał się Wehrmacht. Twierdził też, że przygotowywał zamach na Hitlera, który miał polegać na wpuszczeniu gazu trującego przez przewody wentylacyjne w Kancelarii Rzeszy. Mimo że nie dostarczył żadnych dowodów, zrobił dobre wrażenie na trybunale i ostatecznie uratował głowę.

Do szczególnie przejmujących chwil procesu należało zaprezentowanie filmu pokazującego odkrycie przez aliantów obozów koncentracyjnych. Część oskarżonych zasłaniała oczy, nie chcąc patrzeć na zdjęcia ofiar, niektórzy płakali. Zupełnie inne reakcje wywołał drugi wyświetlany na sali sądowej film, „The Nazi Plan”, montaż kronik, które miały pokazać agresje i podboje III Rzeszy. Niektórzy z oskarżonych, zwłaszcza Göring, nie kryli swej radości, gdy oglądali samych siebie w chwilach największej chwały. Część z nich zareagowała też entuzjastycznie na wieść o wystąpieniu Churchilla w Fulton w marcu 1946 r., w którym były brytyjski premier mówił o zarysowującym się podziale świata, żelaznej kurtynie i wzywał Zachód do obrony przed sowieckim zagrożeniem. Nazistowscy przywódcy byli przekonani, że proces lada chwila zostanie przerwany, a oni sami zostaną zrehabilitowani, pochwaleni za dalekowzroczność i dokooptowani do zachodniego sojuszu. Göring miał poklepywać się z radości w uda i wykrzykiwać, że „Führer i ja zawsze to przepowiadaliśmy”.

W trakcie procesu przedstawiono wielką liczbę dokumentów wytworzonych przez III Rzeszę, z których przez dziesięciolecia korzystali potem historycy. Znaczna część z nich, zgodnie z amerykańskimi preferencjami, dotyczyła przygotowań do wojny i kolejnych agresji. Bardzo wiele miejsca poświęcono także obozom koncentracyjnym, pracy przymusowej, zbrodniom na jeńcach i mordowaniu Żydów. Do najbardziej wstrząsających momentów procesu należały dokumenty i zeznania (m.in. komendanta Auschwitz Rudolfa Hoessa) dotyczące funkcjonowania obozów i egzekucji dokonywanych na wschodzie przez Einsatzgruppen. Eksterminację Żydów traktowano jako część szerszego pejzażu zbrodni, nie oddzielając jej od mordów na innych ofiarach. Prowadziło to w wielu przypadkach do deformacji rzeczywistego charakteru wydarzeń. Gdy mówiono o komorach gazowych w Auschwitz i 4 mln (taka, niemal czterokrotnie zawyżona liczba była wówczas powszechnie wymieniana) zamordowanych w tym obozie, z reguły nie podkreślano – ani na sali sądowej, ani w prasowych omówieniach – że byli to w przytłaczającej większości Żydzi. Sowieci w Norymberdze uciekali od eksponowania martyrologii Żydów, wskazując na cierpienia wszystkich obywateli ZSRR i zniszczenia doznane przez ich kraj. W podobnym kierunku zmierzali Francuzi, którzy w kontekście obozów skupiali się na swoich rodakach wywiezionych tam jako członkowie ruchu oporu, a nie na deportowanych z Francji Żydach. Myślenie Anglosasów wciąż kształtowały obrazy obozów koncentracyjnych wyzwolonych w Niemczech w kwietniu 1945 r., w których Żydzi byli tylko jedną kategorią ofiar.

Innym charakterystycznym przesunięciem uwagi było skoncentrowanie się na Auschwitz i obozach koncentracyjnych w Rzeszy, odnośnie do których zachowało się wiele dokumentów i które przeżyło dziesiątki tysięcy więźniów, mogących dawać świadectwo. W Norymberdze nie wymieniono w ogóle Bełżca, Sobiboru, a jedynie przelotnie Treblinkę, a były to obozy, w których w sumie zagazowano znacznie więcej ludzi niż w Auschwitz. Paradoksalnie, był to triumf nazistowskich oprawców, którzy skutecznie zatarli, przynajmniej na pewien czas, ślady po dokonanej przez siebie zbrodni.

Skazanych na śmierć powieszono w więziennej sali gimnastycznej w nocy z 15 na 16 października 1946 r. Wykonania wyroku uniknął Göring, który tuż przed wyprowadzeniem z celi popełnił samobójstwo przy użyciu ampułki z cyjankiem, dostarczonej prawdopodobnie przez jednego z amerykańskich strażników więziennych, z którym marszałek Rzeszy się zaprzyjaźnił. Zwłoki w symbolicznym geście ułożono na noszach u stóp szubienicy. Ciała zostały po egzekucji przewiezione do Monachium, spalone w krematorium, a prochy wsypano do rzeki Izery.

Pozostała siódemka skazanych swoje wyroki odbywała w więzieniu Spandau w brytyjskim sektorze Berlina, w którym byli jedynymi więźniami. Zarząd więzienia co miesiąc przechodził rotacyjnie w ręce kolejnego z mocarstw okupacyjnych. W 1966 r., po odbyciu całości wyroku, więzienie opuścił Speer. Architekt Hitlera opublikował wspomnienia, które okazały się wielkim sukcesem wydawniczym. Ostatnim więźniem Spandau był Hess, który popełnił samobójstwo w 1987 r. w wieku 93 lat. Po jego śmierci więzienie zostało zburzone, by nie stało się turystyczną atrakcją czy co gorsza miejscem pielgrzymek neonazistów.

Zbrodnia przeciwko ludzkości

Proces norymberski wywołał wiele krytycznych ocen. Podnoszono jednostronność trybunału, w którym zabrakło miejsca dla sędziów z krajów neutralnych i pokonanych, arbitralność w doborze oskarżonych, pomijanie zbrodni dokonywanych przez aliantów, występowanie w roli oskarżyciela i sędziego Związku Radzieckiego, który pod wieloma względami zasługiwał na podobną ocenę jak III Rzesza, ale znalazł się w obozie zwycięzców. Kontrowersyjnym rozwiązaniem, sprzecznym z zachodnią tradycją prawną, było pozbawienie skazanych możliwości apelacji do wyższej instancji sądowniczej.

Inny nurt krytyki podnosił, że w Norymberdze sądzono oskarżonych za czyny, które przed 1945 r. nie były skodyfikowane w prawie międzynarodowym jako przestępstwa. Zarzut zbrodni przeciwko pokojowi poprzez przygotowanie i prowadzenie wojny napastniczej opierał się głównie na pakcie Kellog-Briand z 1928 r., który wielu prawników uważało za zbyt słabą podstawę. Podobną krytykę formułowano wobec kategorii zbrodni przeciw ludzkości, wprowadzonej do prawa międzynarodowego w statucie trybunału przyjętym w sierpniu 1945 r. W tym przypadku argumenty krytyków wydają się jednak znacznie słabsze. Kategoria zbrodni przeciwko ludzkości opierała się na wielu już wcześniej istniejących uregulowaniach prawnych, zarówno w prawie międzynarodowym, jak i kodeksach poszczególnych państw, a także wynikała z prawa naturalnego.

To właśnie kategoria zbrodni przeciwko ludzkości okazała się najważniejszym i najtrwalszym dorobkiem procesu norymberskiego, a nie kategoria zbrodni przeciwko pokojowi, która była główną osią konstrukcji zarówno aktu oskarżenia, jak i wyroku Międzynarodowego Trybunału Wojskowego. Stała się podstawą niezliczonych procesów karnych, zarówno odnoszących się do zbrodni popełnionych w czasie drugiej wojny światowej, jak i w czasie konfliktów na Bałkanach w latach 90. czy w Rwandzie w 1994 r. Była też fundamentem, na gruncie którego powstały i orzekały międzynarodowe trybunały w Hadze (dla byłej Jugosławii) oraz Aruszy (dla Rwandy). Proces w Norymberdze zniósł zasadę suwerenności państwowej jako parawanu, za którym kryli się przywódcy odpowiedzialni za zbrodnie na obywatelach własnych i innych państw.

Autor jest historykiem, profesorem w Instytucie Studiów Politycznych PAN, dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Polityka 47.2015 (3036) z dnia 17.11.2015; Historia; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Wzorzec sprawiedliwości czy zemsta zwycięzców?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną