Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Rwanie hiacyntów

Jak generał Kiszczak walczył z gejami

Milicja Obywatelska zatrzymywała gejów w lokalach, parkach, miejscach pracy. Milicja Obywatelska zatrzymywała gejów w lokalach, parkach, miejscach pracy. Piotr Borowicz / Forum
W połowie listopada 1985 r. Milicja Obywatelska zatrzymała tysiące homoseksualistów. Operację, powtarzaną jeszcze w 1986 i 1987 r., nazwano Hiacynt. Do dziś nie wiadomo do końca, gdzie są i co kryją sporządzone wówczas kartoteki. I komu jeszcze posłużą?
Tygodnik „W Służbie Narodu” pisze o akcji Hiacynt, 1986 r.AN Tygodnik „W Służbie Narodu” pisze o akcji Hiacynt, 1986 r.

Oficjalnie władze chciały zapobiec epidemii AIDS. Inne wytłumaczenie mówiło o potrzebie infiltracji kryminogennego środowiska homoseksualistów, jeszcze inne wskazywały na potrzebę ochrony gejów, którzy często padali ofiarami przestępstw. Kolejne podkreślały potrzebę walki z prostytucją. Jednak w rzeczywistości zatrzymywani geje w większości nie mieli nic wspólnego z żadnym z wymienianych pretekstów. Mimo to padali ofiarami nie tylko upokarzających przesłuchań, ale często także szantażu, w konsekwencji którego niektórzy godzili się na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. Materiały miały też służyć kompromitowaniu działaczy opozycji antykomunistycznej, w tym Solidarności. Lecz głównymi ofiarami operacji Hiacynt (kwiat ten był w starożytności symbolem męsko-męskiej miłości) padli przede wszystkim zwykli obywatele.

Szedłem przez park, który wtedy nazywał się parkiem 22 Lipca, wracałem z pracy – mówi Michał Wojtczak ze Szczecina. Miał wtedy 37 lat. – Nagle jak spod ziemi wyrosło dwóch facetów i mówią: pan pozwoli z nami. Rozejrzałem się dookoła i mignął mi jeszcze jeden człowiek. Nie wiem skąd, ale wiedziałem, że to był kapuś. Wskazał mnie milicjantom. W pierwszej chwili chciałem się szarpać, ale stwierdziłem, że nie będę robił widowiska – wspomina Wojtczak. Spokojnie zapytał, o co chodzi. Mężczyźni odpowiedzieli, że wszystkiego dowie się na posterunku. – Wsadzili mnie do taryfy, która już czekała przy ulicy. I pojechaliśmy na Kaszubską do komendy – opowiada. Nie pamięta, o czym myślał w czasie podróży, pamięta tylko jedno: przerażenie. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że nie jest jedynym zatrzymanym.

W korytarzu siedziało kilkunastu, może 20 facetów. Wszyscy skrępowani, zawstydzeni.

Polityka 48.2015 (3037) z dnia 24.11.2015; Historia; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Rwanie hiacyntów"
Reklama