Aż do rozrzewnienia dziękuję opatrzności, żem wiosek nie przedał, bo i ja byłbym wlazł w to powietrze bankowe – pisał do żony Józef Wybicki. – Teraz przecież choć rok bieda, kalkuluję jednak, że dobra pójdą w górę – starał się podtrzymać małżonkę na duchu dobrze zapowiadający się literat. Wcześniej na jego oczach zawalił się stary świat. Rosja i Prusy 23 stycznia 1793 r. podpisały traktat inicjujący drugi rozbiór Rzeczpospolitej. Nadal mógł obradować sejm, jeszcze nie zniknęło polskie wojsko i urzędy, ale skutki politycznej katastrofy odczuł na własnej skórze niemal każdy. W Warszawie padły wszystkie domy bankowe, ciągnąc za sobą na dno liczne manufaktury, huty oraz latyfundia rolne. Dziesiątki tysięcy ludzi w ciągu kilku dni straciły cały majątek. Koniec Polski przynosił jej mieszkańcom spektakularny krach gospodarczy.
Litewski eksperyment
Caryca Katarzyna II nominowała swego byłego faworyta Stanisława Antoniego (Augusta) Poniatowskiego na króla (1764 r.) zapewne nie po to, by Polska doświadczyła gospodarczego odrodzenia. Jednak młody monarcha, jeśli chciał mieć choć trochę realnej władzy, musiał zdobyć pieniądze. A skoro o nałożeniu nowych podatków decydował jednomyślnie sejm, nie było to sprawą prostą. Poniatowski postanowił więc iść śladem zachodzących w zachodniej Europie zmian gospodarczych. Wkrótce po koronacji zarząd królewskimi dobrami na Litwie powierzył 32-letniemu Antoniemu Tyzenhauzowi, by w okolicach Grodna przeprowadził rewolucję przemysłową opartą na angielskich wzorcach. Nominat dostosował je do polskich realiów – na rolniczej Litwie brakowało ludzi chętnych do pracy w manufakturach, zatem przywrócił pańszczyznę, zniesioną w królewszczyznach przez Jana III Sobieskiego.