Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Silni, zwarci, tysiącletni

Jak wyglądała największa parada wojskowa w historii Polski

Propaganda komunistyczna w 1966 r. postanowiła wykorzystać wojsko i historię do stworzenia alternatywnego przekazu wobec kościelnych obchodów Milenium. Propaganda komunistyczna w 1966 r. postanowiła wykorzystać wojsko i historię do stworzenia alternatywnego przekazu wobec kościelnych obchodów Milenium. Mariusz Szyperko / PAP
Defilada Tysiąclecia 22 lipca 1966 r. była największą paradą wojskową w historii Polski. Komunistyczne wojsko zaprezentowało się na niej jako spadkobierca rycerstwa.
Uczestniczka defilady przypuszcza szturm na I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę.Leszek Łożyński/Reporter Uczestniczka defilady przypuszcza szturm na I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę.

Od drugiej połowy lat 50. aż do 1966 r. przez Polskę przetaczały się dwie fale konkurencyjnych obchodów rocznicowych – Milenium chrztu Polski i Tysiąclecia Państwa Polskiego. Kardynał Stefan Wyszyński, organizując obchody kościelne, podjął próbę przeprowadzenia ogólnonarodowych rekolekcji. Władysław Gomułka próbował przeciwstawić się Kościołowi i w tym celu nasycić komunizm narodowymi treściami.

Do realizacji tego celu postanowiono wykorzystać m.in. wielką defiladę wojskową. Na początku 1966 r. w Głównym Zarządzie Politycznym Wojska Polskiego (GZP WP), który kierował propagandą w szeregach armii i pilnował jej wizerunku na zewnątrz, przygotowano koncepcję historycznej części defilady. W naradzie wzięli udział m.in. gen. bryg. Zbigniew Szydłowski, odpowiedzialny za kulturę w wojsku, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego płk Kazimierz Konieczny, kierownik Centralnego Zespołu Artystycznego WP płk Kazimierz Magnowski oraz znawca dawnej broni i barwy ppłk Karol Linder. GZP przedstawił polityczną koncepcję, którą wojskowi musieli wypełnić treścią.

Zwieńczenie tysiącletnich dziejów Polaków

Na początku kwietnia wspólna notatka Wydziału Propagandy KC PZPR i GZP WP precyzowała plan defilady – miały się w niej znaleźć m.in. kolumny „zwycięzców nad Krzyżakami” i „zwycięzców spod Wiednia”. Warto zwrócić uwagę na używane sformułowania – nie wspominano o Polsce jagiellońskiej, Polsce szlacheckiej czy Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Dzieje oręża miały się skupiać na wybranych bitwach, nie zaś mówić coś więcej o przeszłości Polski.

Z rozmachem zaplanowano część współczesną defilady z udziałem ok. 8 tys. żołnierzy, 275 samolotów, 235 pojazdów pancernych, 150 samochodów, 80 dział i 75 rakiet (dla porównania – w warszawskiej defiladzie z 15 sierpnia 2015 r. według „Polski Zbrojnej” wzięło udział 1,5 tys. żołnierzy i 170 pojazdów). W pokazie na placu Defilad zaprezentowany miał zostać także najnowszy sprzęt, który trafił do LWP. Zastrzegano jednak: „Udział w defiladzie następującego sprzętu bojowego: ASU-85 [dział samobieżnych jednostek powietrzno-desantowych], »Szyłek« [samobieżnych dział przeciwlotniczych], »Gradów« [wyrzutni rakietowych] i rakiet taktycznych o ciągu kołowym jest uzależniony od terminowej dostawy wyżej wymienionego sprzętu oraz przeszkolenia części kadr w Związku Radzieckim”. Do lipca zadanie to udało się zrealizować.

Na początku lipca prasa ogólnokrajowa poinformowała, że uroczystościom związanym ze Świętem Odrodzenia oraz kulminacją obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego towarzyszyć będzie defilada wojskowa z udziałem nowoczesnego sprzętu, nawiązująca „do najchlubniejszych tradycji oręża polskiego na przestrzeni naszych dziejów”. Rozpoczęła się kampania propagandowa – media (zwłaszcza wojskowy dziennik „Żołnierz Wolności”, ale również „Trybuna Ludu” i „Express Wieczorny”) zamieszczały reportaże o wizytach żołnierzy w zakładach pracy, próbach do defilady czy zapowiedzi relacji telewizyjnych.

Armia traktowała Defiladę Tysiąclecia jako element promowania swojego wizerunku, toteż przed 22 lipca wydano dodatek do „Żołnierza Wolności”, poświęcony w całości temu wydarzeniu. Już sama okładka była znacząca – wczesnopiastowski woj, zakuty w zbroję rycerz spod Grunwaldu i żołnierz z przełomu XVIII i XIX w. rozmawiali z żołnierzem LWP na tle wyrzutni rakietowej. Dodatek akcentował przywiązanie do tradycji. W rubryce „Opowiadanie starego wiarusa” prezentowano kilka historii wyimaginowanych żołnierzy od czasów Mieszka do drugiej wojny światowej. Weteran ułanów z 1939 r. mówił: „W szarżach kawaleryjskich owej trudnej wojny było coś z romantyzmu husarskich ataków pod Kircholmem, ze wspaniałych działań zagonów jazdy Czarnieckiego, tropiących Szwedów. Nasze działania cechowało podobnie wielkie poświęcenie, oddanie sprawie obrony Ojczyzny i męstwo”. Kilka lat wcześniej, gdy na ekrany weszła „Lotna” Andrzeja Wajdy, ułani szarżujący na czołgi byli raczej symbolem chaosu, anachronizmu i bohaterszczyzny. W lipcu 1966 r. LWP deklarowało: to patrioci, my zaś ich czcimy.

21 lipca w czasie uroczystej sesji sejmowej uświetniającej Tysiąclecie Gomułka wygłosił przemówienie, w którym dokonał własnej syntezy historii Polski. Wynikało z niej, że Polska Ludowa była zwieńczeniem tysiącletnich dziejów Polaków. Mówił: „Nie dzielimy naszej narodowej przeszłości na dwie nieprzystawalne dla siebie części: naszą i obcą. Historia nie jest dla nas lamusem starzyzny, z którego wydobywa się i odkurza to, co w danej chwili potrzebne. Czujemy się dziedzicami całej bogatej i złożonej spuścizny dziejowej narodu”. I następnego dnia pokazano Polakom, że komuniści to spadkobiercy całej historii narodu.

Defiladę rozpoczął meldunek złożony marszałkowi Polski Marianowi Spychalskiemu przez kierującego uroczystością gen. dyw. Czesława Waryszaka, dowódcę Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Po tradycyjnym pozdrowieniu „Czołem żołnierze” minister obrony narodowej z trybuny honorowej wygłosił przemówienie zakończone deklaracją: „Wobec dziesięciu wieków naszej historii, wobec Polski Ludowej, przyrzekamy uroczyście, że swój obowiązek wobec ojczyzny, wobec sprawy postępu, socjalizmu i pokoju – spełnimy”.

Defiladę otworzył pokaz lotniczy, prowadzony przez najbardziej doświadczonych pilotów i instruktorów ze szkoły w Dęblinie, dowodzonych ze stanowiska ulokowanego na dachu budynku PKO na rogu ulic Marszałkowskiej i Sienkiewicza. Samoloty wykorzystano w sposób spektakularny, a jednocześnie propagandowy – przelatywały nad Warszawą w ściśle określonych formacjach, tworząc figurę białego orła, liczbę 1000 oraz biało-czerwoną szachownicę. Atrakcją były zwłaszcza samoloty odrzutowe i naddźwiękowe, które – jak podkreślano – przeleciały nad miastem bez wykorzystania całej mocy silników („szyby w warszawskich mieszkaniach nie wytrzymałyby” – komentował lektor Polskiej Kroniki Filmowej).

Gdy umilkł dźwięk samolotów, na plac Defilad wmaszerowała najpierw kompania reprezentacyjna WP, za nią zaś kolumny historyczne. Przed Władysławem Gomułką, Józefem Cyrankiewiczem, Edwardem Ochabem i Marianem Spychalskim defilowali podchorążowie z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu jako tarczownicy z czasów Chrobrego, wojowie konni Bolesława Krzywoustego, pawężnicy i kusznicy z XV w., rycerze spod Grunwaldu, XVII-wieczna piechota łanowa oraz husarze w pełnych zbrojach ze skrzydłami. Pokazano też kilka grup żołnierzy z epoki powstań narodowych: kosynierów kościuszkowskich, czwartaków z powstania listopadowego, 10. regiment piechoty i kawalerię narodową z ostatnich lat I Rzeczpospolitej oraz ułanów Księstwa Warszawskiego. Całość zamknęły dwie kolumny z czasów ostatniej wojny: piechota i ułani z września 1939 r. oraz kościuszkowcy („zdobywcy Berlina”) i kawalerzyści z 1. Warszawskiej Brygady Kawalerii z 1. Armii WP, którzy walczyli m.in. w 1945 r. na Pomorzu.

Wybór tych wątków pokazuje, że peerelowska polityka historyczna nie była wcale arcykomunistyczna. Najbardziej oczywiste było pojawienie się żołnierzy z 1. Dywizji Piechoty – w końcu to od nich zaczęło się Ludowe Wojsko Polskie. Nie dziwi też pojawienie się wojów wczesnopiastowskich i żołnierzy spod Grunwaldu – sześć lat po obchodach 550. rocznicy zwycięstwa nad Krzyżakami i u szczytu kampanii odwołującej się do wydarzeń z X w. taki wybór był oczywisty, tym bardziej że kojarzył się z „powstrzymywaniem germańskiego Drang nach Osten”, co w atmosferze państwowego straszenia zachodnioniemieckim rewizjonizmem było w cenie. Naturalnym wyborem w Polsce Ludowej byli także kosynierzy oraz czwartacy, bo to od nich nazwę wziął batalion szturmowy Armii Ludowej, który walczył m.in. w powstaniu warszawskim.

Symbol totalitaryzmu

Ale dlaczego pokazano oddziały XVII-wieczne? Przecież Gomułka nie cenił czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a oficjalna wizja historii krytykowała je za „szlachecką anarchię” oraz niepotrzebną ekspansję na wschód. Jednak wizerunek żołnierzy kształtowano na defiladzie w oderwaniu od tych wątków – husarzy przedstawiono jako „zwycięzców spod Wiednia”, a więc bohaterów stosunkowo neutralnych walk z Turkami, a piechota łanowa miała pełnić funkcję wojska plebejskiego. Chcąc odnieść się do tysiącletniej historii oręża polskiego, trudno było pominąć epokę jego wielkich sukcesów – XVI i XVII w. – w kanonie literackim wciąż poczesne miejsce zajmowała „Trylogia” Sienkiewicza, którą wkrótce zaczęto ekranizować. Z tych samych powodów, pomimo krytyki rządów przedwrześniowych, nie można było się odciąć od września 1939 r. – niedługo przed 22 lipca 1966 r. rozpoczęły się zdjęcia do „Westerplatte” Stanisława Różewicza, które ożywiło legendę polskiego bohaterstwa z początku wojny.

Warto zauważyć jeszcze jeden paradoks: nikt nie miał problemu z tym, że prezentowani są na defiladzie husarze i rycerze, a więc typowi feudałowie – przedstawiciele klas posiadających, negatywnie ocenianych przez oficjalną ideologię i myśl historyczną. Na użytek chwili o tym zapomniano, podkreślając pozytywne elementy wizerunku, takie jak bohaterstwo czy walka z Niemcami.

Historię wykorzystano także, prezentując kilkadziesiąt historycznych sztandarów jednostek polskich. W oficjalnym przekazie podkreślano różnorodność ich proweniencji – lektor Polskiej Kroniki Filmowej mówił, że znajdują się tam sztandary spod Lenino, z Lasów Janowskich, Madrytu i Monte Cassino. Konkretny ich wykaz, przygotowany na kilka miesięcy przed defiladą, pokazuje, że o ile rzeczywiście szeroko reprezentowano Ludowe Wojsko Polskie oraz uwzględniano Gwardię Ludową, Armię Ludową oraz przedwojenne formacje lewicowe (z czasów rewolucji październikowej czy wojny domowej w Hiszpanii), o tyle udział tradycji niekomunistycznych był symboliczny – znalazły się tam trzy sztandary pułkowe z czasów II RP, sztandar praskiego obwodu AK (przejęty prawdopodobnie we wrześniu 1944 r., gdy AK na Pradze przez chwilę nawiązało współpracę z LWP) oraz sztandar obozu repatriacyjnego 2. Korpusu we Włoszech (instytucji podporządkowanej komunistom, zajmującej się sprowadzaniem do Polski tych andersowców, którzy chcieli wrócić). Wrażenie miało być jednak inne – oto na defiladzie reprezentowane są wszystkie nurty walki zbrojnej w czasie ostatniej wojny, w myśl zasady, że „krew przelana za Ojczyznę jednaką ma wartość”.

Przez plac Defilad przetoczyły się masy sprzętu pancernego, nowoczesnych pojazdów oraz żołnierzy. Podkreślano udział jednostek takich, jak podhalańczycy, „czerwone berety” (żołnierze z dywizji powietrznodesantowej z Krakowa) czy „niebieskie berety” (jednostki obrony wybrzeża, które w ramach Układu Warszawskiego ćwiczyły się przede wszystkim do desantu morskiego w Danii). Szczególnie podkreślano udział dużej kolumny wojsk rakietowych – symbol nowoczesności oraz siły polskiej armii. Choć np. w kronikach filmowych z defilady zaznaczano: „oby nigdy nie służyły do innego celu niż defilady”, ich prezentacja była jednoznacznym symbolem militarystycznym i przypomnieniem o konieczności podtrzymywania gotowości bojowej.

Defiladę Tysiąclecia zamknęła parada młodzieży – organizacji młodzieżowych, sportowców, najmłodszych robotników. Tego rodzaju wydarzenie organizowano zwykle właśnie przy okazji obchodów 22 lipca jako Święta Odrodzenia, kładąc tym samym akcent na rolę, jaką miała odegrać młodzież: następcy pokolenia, które budowało Polskę Ludową. Udział młodzieży w defiladzie był chyba też najbliższy totalitarnym wzorcom stalinowskich pochodów pierwszomajowych, o czym świadczy epatowanie entuzjazmem, machanie kwiatami i szturmówkami czy pokazy sportowe – lekkoatletów z chorągwiami, akrobatów budujących piramidy na jadących platformach czy gimnastyczek synchronicznie wykonujących zaplanowane figury.

Wydaje się zresztą, że trudno o trafniejszy symbol totalitaryzmu niż właśnie defilada, która z założenia wymusza posłuszeństwo i dyscyplinę. Jest symbolem potęgi, ale także prezentacją idealnego świata – w tym wypadku przeszłości i teraźniejszości, a pośrednio także obietnicą przyszłości (symbolizowanej przez młodzież).

Propaganda komunistyczna w 1966 r. postanowiła wykorzystać wojsko i historię do stworzenia alternatywnego przekazu wobec kościelnych obchodów Milenium i uprawomocnienia swoich rządów za pomocą argumentów nacjonalistycznych („Polska Ludowa jest zwieńczeniem historii Polski i dziedziczy jej najlepsze tradycje”).

Przebierając podchorążych w zbroje i sukmany, pokazywano, że wojsko w PRL jest po pierwsze polskie, po drugie zaś to ono (i tylko ono) reprezentuje to, co dobre w historii naszego oręża – a przecież pamięć o sukcesach na polach bitew stanowi ważny element historycznej świadomości Polaków. Pokazanie w jednej defiladzie wojska polskiego od wojów Chrobrego do zdobywców Berlina i „czerwonych beretów” tworzyło złudzenie łączności między różnymi formacjami historycznymi – która wcale nie była oczywista. Jednocześnie wojsko pokazywało swoją potęgę: nowoczesny sprzęt, doskonałe wyszkolenie, mnogość możliwości działania. Budowało wizerunek instytucji atrakcyjnej nie tylko jako miejsce pracy, ale także cieszącej się zaufaniem społecznym. Zdawało się mówić: jesteśmy silni, zwarci i dziedziczymy wszystko, co najlepsze z polskiej historii.

Trudno mówić o tym, jak została odebrana defilada – nagrania filmowe pokazują zarówno tłumy bez emocji przyglądające się pokazowi siły, jak i zainteresowanych odbiorców. Bez wątpienia pokaz historycznych mundurów i broni oraz nowoczesnego sprzętu mógł przyciągać więcej uwagi niż kolejna akademia i długie przemówienie Gomułki – i świadomie z tego korzystano. O sile oddziaływania defilady mówi jednak wiele... dzisiejszy jej odbiór. W serwisie YouTube pod nagraniami z jej przebiegu obok komentarzy w duchu antykomunistycznym można znaleźć też takie wypowiedzi jak: „Tak się robi obchody”, „I to jest armia! Maszerują jak po zdobyciu Berlina... Myślę, że w tamtym czasie dużo naszych rodaków czuło autentyczną dumę i podziw”, „Husaria pięknie wygląda” czy nawet „Szkoda, że nie mamy już takiej armii”.

Ciśnie się na usta komentarz: ustroje się zmieniają, a miłość do munduru i defiladowego kroku jest niezmienna.

Polityka 30.2016 (3069) z dnia 19.07.2016; Historia; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Silni, zwarci, tysiącletni"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną