Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Jak się pojednać?

W 74. rocznicę rzezi wołyńskiej Polacy i Ukraińcy wciąż szukają pojednania

„Sam spór o to, czy upowcy są lub nie bohaterami, będzie trwał długo”. „Sam spór o to, czy upowcy są lub nie bohaterami, będzie trwał długo”. Wojtek Laski / EAST NEWS
Prof. Grzegorz Motyka o rzezi na Wołyniu w 1943 r. i o tym, jak pamiętają te wydarzenia Polacy, a jak Ukraińcy.
Prof. Grzegorz MotykaAndrzej Rybczyński/PAP Prof. Grzegorz Motyka

[Tekst ukazał się w POLITYCE 10 lipca 2016 roku]

Jagienka Wilczak: – Panie profesorze, w 73. rocznicę rzezi wołyńskiej znów rozgorzała dyskusja wokół tamtych wydarzeń. Czy uważa pan, że to wina polityków, którzy weszli na obszar przynależny historykom?
Grzegorz Motyka: – Nie jestem zaskoczony, bo od dawna ostrzegałem, że pomiędzy Polakami i Ukraińcami istnieje silny konflikt pamięci w sprawie zbrodni wołyńsko-galicyjskiej. To jest właściwie jedyny sporny temat historyczny, który nas dzisiaj dzieli, lecz za to bardzo głęboko. Nie tylko na poziomie świadomości społecznej po obu stronach granicy, ale przede wszystkim z punktu widzenia celów wyznaczonych przez polską i ukraińską politykę historyczną.

Po przyjęciu przez Radę Najwyższą Ukrainy w kwietniu 2015 r. w godzinę po wizycie tam prezydenta Bronisława Komorowskiego ustaw historycznych, w których uznano UPA za formację niepodległościową i wprowadzono penalizację dla wszystkich, którzy negowaliby ten fakt, było oczywiste, że jest tylko kwestią czasu, kiedy po polskiej stronie problem stanie w całej ostrości. W moim przekonaniu ta decyzja Rady Najwyższej wpłynęła na wynik wyborczy Bronisława Komorowskiego. Brak jakiejkolwiek reakcji prezydenta sprawił, że wiele osób uznało, iż nie może na niego oddać swego głosu.

Wpływ na ostrość tegorocznego sporu ma też polaryzacja życia politycznego w Polsce. Już w 2013 r. podczas prac nad uchwałą w 70. rocznicę rzezi wołyńskiej PiS dużo zainwestowało w sztuczne zaostrzenie konfliktu. Pomiędzy stwierdzeniem, że wołyńska zbrodnia ma znamiona ludobójstwa  [jak zapisano w uchwale Sejmu – przyp. red.], a tym, czy mówić po prostu o ludobójstwie – jak tego chciało PiS – wbrew pozorom, nie ma wielkiej różnicy. Bo w obu przypadkach mówi się, że zbrodnie spełniły definicję ludobójstwa stworzoną przez Rafała Lemkina [polski prawnik, autor projektu konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa uchwalonej w 1948 r. – red.]. Ale ponieważ tak wiele wówczas włożono wysiłku w to, żeby odróżnić się od Platformy Obywatelskiej, to dzisiaj trzeba spłacić ten dług wyborczy.

Co wydarzyło się w Wołyniu?

Przypomnijmy może chronologię wołyńskich wydarzeń.
Miejsce: województwo wołyńskie przede wszystkim, tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie – po Brzozów i Lubaczów i część województwa lubelskiego. Przebieg: jesienią 1942 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów Bandery podejmuje decyzję, by usunąć Polaków i Żydów pod groźbą śmierci ze wszystkich terenów, które OUN uważa za ukraińskie. Na początku 1943 r., dokładnie 9 lutego, na Wołyniu oddział UPA uderza na posterunek niemieckiej policji, a po jego rozbiciu przechodzi do niewielkiej polskiej wsi Parośle i całą wybija, rozpoczynając „antypolską akcję”. Mord jest brutalny, za pomocą siekier. Kiedy po kilku miesiącach napadów okazuje się, że część Polaków wprawdzie ucieka, ale zostaje w miastach, a pozostali tworzą bazy samoobrony, zapada na Wołyniu decyzja: wybijamy całą polską ludność. To już maj–czerwiec 1943 r. I efektem tej decyzji jest kulminacja napadów 11 lipca, która obejmuje te tereny, gdzie napadów dotąd było niewiele. Czystka na Wołyniu będzie trwała do początku 1944 r., a w Galicji Wschodniej i na Lubelszczyźnie do 18 maja 1945 r., kiedy to napadnięto na wieś Borodycę.

Napisał pan kolejną książkę, ma tytuł „Wołyń ’43. Ludobójcza czystka: fakty, analogie, polityka historyczna” i ukaże się jesienią (nakładem Wydawnictwa Literackiego). Czy znalazł pan jakieś nieznane dokumenty, zapełnił białe plamy?
Po pięciu latach od poprzedniej książki [„Od rzezi wołyńskiej do Akcji Wisła: konflikt polsko-ukraiński 1943–1947”, Kraków 2011 – przyp. red.] uznałem, że powinienem napisać uzupełnienie, pokazując sprawy, gdzie nasza wiedza mocno się poszerzyła. Cały czas trwają badania, są odkrywane nowe dokumenty, wcale niekoniecznie dotąd utajnione. Czasem można znaleźć fascynujące rzeczy w teczkach, które naukowcy od dawna przeglądają, ale trzeba je po prostu odnaleźć w całym dokumencie i uważnie przeczytać ten interesujący akapit.

W warstwie historycznej ważnym odkryciem dokonanym przez Ołeksandra Zajcewa było zwrócenie uwagi na pisma Mychajło Kołodzińskiego, jednego z członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, człowieka, który odpowiadał za pion wojskowy tej organizacji i za przygotowanie planów powstańczych. Kołodziński był instruktorem chorwackich ustaszy w latach 1935–37, razem z nimi przebywał w odosobnieniu i tam przygotował traktat, w którym zarysował plan doktryny wojennej ukraińskich nacjonalistów. W plan powstania przeciwko Polsce i Sowietom Kołodziński jednoznacznie wpisał dokonanie totalnej czystki ludności polskiej i żydowskiej na terenach przede wszystkim zachodniej Ukrainy. Zakładał, że dokona się to za pomocą pozorowanego buntu chłopskiego. W tej pracy znajdują się niezwykle drastyczne sformułowania. Kołodziński został rozstrzelany w marcu 1939 r., czyli pół roku przed wybuchem wojny, przez Węgrów na Ukrainie Zakarpackiej. Jednak jego praca pokazuje, że pomysł wymordowania Polaków pojawił się w radykalnej części OUN, która potem stworzyła oddziały zbrojne UPA banderowców, jeszcze przed wojną. I w gruncie rzeczy to, co się działo na Wołyniu w 1943 r., było próbą wcielenia w życie idei Kołodzińskiego. Próbą stworzenia ukraińskiej państwowości poprzez powstanie udające chłopską żakierię.

W książce staram się pokazać, że na Wołyniu i w Galicji Wschodniej mieliśmy do czynienia z nowoczesną czystką etniczną, ubraną w szaty kozackiego buntu. Oddzielny rozdział poświęcam polskiemu odwetowi, pokazując, że bywał on straszny, okrutny, ale też, że nie ma symetrii pomiędzy działaniami UPA a Armii Krajowej. Na zasadzie analogii pokazuję antyserbskie czystki, dokonane przez ustaszów. Ostatnia część to próba analizy polityki historycznej Polski i Ukrainy, prowadzona od 1989 r. po dzień dzisiejszy. Próbuję pokazać, jakie cele stawiała sobie polska polityka w tej kwestii, skąd się bierze spór o Wołyń i wzajemne niezrozumienie.

Czy ukraińscy historycy znaleźli jakieś nieznane panu dokumenty, usprawiedliwiające ich przekonanie o symetrii wydarzeń na Wołyniu?
Nie ma takich dokumentów. Najlepsze prace na temat odwetu napisali, paradoksalnie, polscy historycy – Mariusz Zajączkowski i Tomasz Bereza. Zajączkowski dużo miejsca poświęcił odwetowi na Lubelszczyźnie, gdzie był on najkrwawszy. Tomasz Bereza napisał oddzielną pracę poświęconą wymordowaniu wsi Piskorowice na Rzeszowszczyźnie. Z ukraińskich prac na uwagę zasługują książki Iwana Olchowskiego, dziennikarza z Wołynia, który badał i zbierał relacje oraz świadectwa na temat czystek i polskich zbrodni. Ze wszystkich tych materiałów widać wyraźnie, że symetrii nie ma, a na Wołyniu, jeśli w ogóle jest mowa o polskiej odpowiedzialności, to często przypisuje się Polakom zbrodnie, jakie popełnili Niemcy. Dobrym przykładem jest tu wieś Remel w powiecie rówieńskim, zniszczona w marcu 1943 r. Często słyszę, że była to wioska wymordowana przez Polaków czy przez polską policję, podczas gdy nawet sztandarowy organ OUN „Idea i Czyn”, wydawany w podziemiu i przedstawiający oficjalną linię organizacji, pisze wprost, że Remel wymordowali Niemcy.

Spór o rzeź wołyńską

Mówienie o symetrii jest nieuprawnione, ale Ukraińcy uparcie trzymają się tego porównania. Stąd bierze się spór?
Moim zdaniem w 2003 r. podczas dyskusji toczonej z okazji 60. rocznicy zbrodni wołyńskiej w państwie ukraińskim doszło do nieoficjalnego konsensu wokół dotyczącego Wołynia fragmentu polityki historycznej. Ponad podziałami uznano, że z ukraińskiego punktu widzenia należy się trzymać linii, w której obie strony popełniły jakoby podobne zbrodnie. W Polsce najbardziej znana jest praca Wołodymyra Wiatrowycza pt. „Druga wojna polsko-ukraińska”, natomiast takich wypowiedzi można znaleźć znacznie więcej. Ukraińska Wikipedia podaje opis zbrodni wołyńskiej jako „obopólnej czystki etnicznej dokonanej przez Armię Krajową i UPA”. Tymczasem zasada symetrii zbrodni jest niezgodna z historyczną prawdą. Po ukraińskiej stronie był plan depolonizacji ogromnego obszaru kilku województw, po polskiej natomiast większość zbrodni była dokonana z zemsty albo z chęci zastraszenia strony ukraińskiej. Na Lubelszczyźnie miano nadzieję, że takie drastyczne wymordowanie kilku czy kilkudziesięciu ukraińskich wiosek sprawi, że UPA nie zdecyduje się przenosić antypolskiej czystki na teren tego województwa. Była to decyzja prowadząca do zbrodni, a jednocześnie naiwna, bo w efekcie ludność ukraińska scementowała się po stronie UPA, uznając ją za jedynego obrońcę przed polskim podziemiem.

Była więc nie tylko obrona przed agresją UPA, ale także polskie ataki na wioski ukraińskie, o których tym razem my niechętnie mówimy.
Z całą pewnością zdarzały się wypadki, kiedy przekraczano granice obrony koniecznej. W przygotowywanej książce pokazuję to na tle akcji odwetowych polskiego podziemia przeciwko Niemcom czy Litwinom, a także zbrodni, jakich dopuścił się Romuald Rajs ps. Bury w 1946 r. na Białorusinach. Polska zemsta ogarniała jedynie poszczególne wioski, nie było planu deukrainizacji obszaru choćby całej gminy, jaki zadeklarowałaby Komenda Główna AK. To na Lubelszczyźnie, a nie na Wołyniu, lokalni komendanci poszli najdalej w odwecie. A po pacyfikacji wsi Sahryń sama komenda okręgu odcięła się od tej zbrodni i zagroziła dowódcom polowym sądem.

Powiedzmy jeszcze, jak wyglądały relacje między Polakami i okupantami, myślę o okupacji sowieckiej i niemieckiej na Ukrainie Zachodniej.
Niemcy i Sowieci po pierwsze, zniszczyli polską państwowość w 1939 r., umożliwiając OUN przeprowadzenie antypolskiej czystki. Po drugie, swoimi zbrodniami, skierowanymi w dużej mierze przeciwko polskim obywatelom, dali przykład, że samo myślenie o masowych zbrodniach nie jest czymś nierealnym i jest technicznie możliwe. Sowieci w ciągu jednego dnia wywieźli kolonistów polskich, Niemcy w ciągu jednego roku wymordowali na Wołyniu wszystkich wołyńskich Żydów. Nagle zniknęło 150–200 tys. osób. A jednocześnie ludzie stanęli przed faktem, że oto zniknęli sąsiedzi, znajomi i życie toczy się dalej tym samym rytmem. I to było doświadczenie, które miało ogromny wpływ na moralność społeczną w tamtym regionie. Natomiast kiedy już zaczęły się czystki, Niemcy, którzy byli głównie zainteresowani bezpieczeństwem szlaków kolejowych, na miejsce ukraińskich policjantów, którzy zdezerterowali do UPA, zmobilizowali parę tysięcy Polaków i następnie wykorzystywali ich przeciwko Ukraińcom. To zresztą wywołało spór w polskim kierownictwie. Pojawiły się głosy, by na tym terenie zrezygnować z antyniemieckiej konspiracji i robić wszystko, żeby ocalić polski stan posiadania. Zwyciężył jednak pogląd, że taka postawa zagraża żywotnym interesom Polski. Bo łatwo może być wykorzystana przez stronę sowiecką do przedstawienia Polaków jako niemieckich kolaborantów.

Wołyń dzieli polityków

Jakie jest w sprawie Wołynia oddziaływanie polityków na historyków i odwrotnie?
Cele polskiej i ukraińskiej polityki historycznej w sprawie Wołynia od dawna są na kursie kolizyjnym. Najkrócej mówiąc, spór ten wygląda następująco: w 1994 r. grupa polskich historyków podczas konferencji z Ukraińcami w Podkowie Leśnej przyjęła komunikat, w którym stwierdzono, że UPA walczyła o niepodległość, ale metody tej walki, czyli zastosowanie ludobójczych czystek, są nie do zaakceptowania i należy je potępić jednoznacznie. Ta formuła została energicznie zawetowana przez środowiska narodowo-kresowe i dyskusja z tą częścią historyków trwa w Polsce po dzień dzisiejszy. Według działaczy kresowo-narodowych metody działania UPA były tak straszne, że cała ta formacja nie ma niepodległościowego charakteru, jest zbrodnicza i za taką musi być oficjalnie uznana. Po stronie ukraińskiej natomiast co najmniej od 2003 r. zaczęło narastać przekonanie, że UPA w sposób oczywisty miała niepodległościowy charakter. Natomiast metody tej walki ani są gorsze, ani lepsze od tych, jakimi posługiwała się Armia Krajowa i polskie podziemie. To nie jest tak, że tylko Polacy czegoś chcą od Ukraińców, tj. uznania zbrodni wołyńskiej za ludobójstwo i potępienia UPA. Ukraińcy, proponując swój model pojednania, oczekują przecież od Polaków milczącego, lecz faktycznego uznania, że pomiędzy działaniami polskiego i ukraińskiego podziemia była symetria zbrodni.

Potoczna relacja Ukraińców jest taka, że sprawa polska na Wołyniu w ogóle nie istnieje w świadomości Ukraińców, że chodzi przede wszystkim o walkę z komunistami, o wolną Ukrainę, a czczenie dziś Bandery i banderowskich dowódców jest oddaniem hołdu ich wolnościowym działaniom.
To prawda, członkowie i kierownictwo UPA organizowało walkę z Sowietami i w tej walce najczęściej ginęli. Poświęcenie tych ludzi, fakt, że większość z nich oddała swoje życie, było z pewnością – w zmitologizowanej wersji – pewnym wzorem dla tych, którzy walczyli w czasie rewolucji godności na Majdanie. Dlatego uważam, że sam spór o to, czy upowcy są lub nie bohaterami, będzie trwał długo. Oni z pewnością nie będą bohaterami dla Polaków, ale Ukraińcy sami muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy formacja obarczona tak ciężkimi winami może być uznawana jednoznacznie za bohaterską. Jednak warunkiem zdjęcia sprawy wołyńskiej z agendy politycznej jest uznanie przez stronę ukraińską, że doszło wówczas do zorganizowanej czystki, przeprowadzonej przez UPA. Piękny gest prezydenta Petra Poroszenki, który złożył wieniec i przyklęknął przed pomnikiem Ofiar Wołynia na Żoliborzu, stwarza nadzieję, że po stronie ukraińskiej pojawia się zrozumienie tego faktu. W każdym razie jest to pierwszy od lat gest, w którym została złamana dotychczasowa zasada równowagi win.

Pana zdaniem zbrodnię wołyńską należy po prostu nazwać ludobójstwem?
Słowo ludobójstwo ma wielką moc i żadne państwo nie chce uznać, że jego żołnierze dopuścili się tego czynu. Ukraińscy narodowcy wychodzą z założenia, że po pierwsze, zbrodni nie było, a po drugie, nie można jednocześnie chwalić swojej formacji i przyznawać się do popełnionych przez nią zbrodni. Dlatego nieprzypadkowo w oficjalnych wypowiedziach jest mowa, że zbrodni dopuszczali się tylko pojedynczy partyzanci UPA. Wracając do pytania – nie ma większej różnicy, czy mówimy o ludobójczej czystce etnicznej (do czego się skłaniam), czy po prostu o ludobójstwie, natomiast jest ogromna różnica między tymi określeniami a terminem genocidum atrox. Bo ludobójstwo okrutne jest formułą stworzoną przez Ryszarda Szawłowskiego [politolog, specjalista prawa międzynarodowego – przyp. red.] po to, żeby uznać, że czystka wołyńska jest, obok Holocaustu i może Rwandy, największym ludobójstwem w historii ludzkości. Że na Wołyniu mordowano nie tylko dla wymordowania, ale także, żeby dać upust sadystycznym skłonnościom.

Czy uważa pan, że ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa to dobry pomysł?
Jeśli już, to ustanowiłbym dzień pamięci ofiar zbrodni wołyńskiej. Bo nie mamy dnia ludobójstwa niemieckiego i sowieckiego. Mamy za to dzień pamięci o Holocauście lub zbrodni katyńskiej. To rodzi wątpliwość, czy chodzi tylko o pamięć dla ofiar ówczesnych zbrodni, czy też o napiętnowanie Ukraińców.

Sądzi pan, że możliwe jest pojednanie między Polakami i Ukraińcami wedle użytej w relacjach polsko-niemieckich formuły przebaczamy i prosimy o przebaczenie?
Wierzę, że tak. Ale tylko pod warunkiem przyznania przez stronę ukraińską, że UPA dopuściła się zorganizowanych antypolskich czystek. Rozumiem, że zapewne jeszcze bardzo długo będziemy się różnili w ocenie samej UPA. Dla wielu Ukraińców członkowie tej formacji to bohaterowie. Ale mówienie, że nie było antypolskiej akcji UPA, to zaklinanie rzeczywistości. Cytuję w książce dokumenty z najkrwawszych miesięcy, z lipca i sierpnia 1943 r., które pokazują, że nawet duża część ludności ukraińskiej była niechętna temu, co się działo. W sprawozdaniu OUN z lipca 1943 r. zapisano, że w trakcie antypolskich czystek „w niektórych miejscowościach pomogła miejscowa ludność”. Podkreślam: w niektórych miejscowościach, czyli że ludzie na Wołyniu generalnie byli przeciwni zabijaniu polskich sąsiadów. Nawet z niepełnych danych wiemy, że w tym regionie prawie 800 Ukraińców uratowało bez mała dwa tysiące Polaków. I o tym także musimy pamiętać.

rozmawiała Jagienka Wilczak

***

Grzegorz Motyka, dr hab., prof. ISP PAN, członek Rady IPN, znawca stosunków polsko-ukraińskich w XX w. Napisał m.in. „Od rzezi wołyńskiej do Akcji Wisła. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947” – książka otrzymała Nagrodę Historyczną POLITYKI za 2011 r. Ostatnio: „Na Białych Polaków obława. Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944–1953” (2014 r.). Wkrótce ma się ukazać jego nowa książka „Wołyń ’43. Ludobójcza czystka: fakty, analogie, polityka historyczna”. Książki ukazały się (lub ukażą) nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Polityka 30.2016 (3069) z dnia 19.07.2016; Historia; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Jak się pojednać?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną