Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Błąd Zimmermanna

Telegram, który rzucił na kolana kajzerowskie Niemcy

„Lusitania” tonąca po zaatakowaniu przez niemiecki okręt podwodny U-20, 1915 r. Zginęło na niej 1,2 tys. osób w tym 128 obywateli USA. „Lusitania” tonąca po zaatakowaniu przez niemiecki okręt podwodny U-20, 1915 r. Zginęło na niej 1,2 tys. osób w tym 128 obywateli USA. The Print Collector / Getty Images
Jak Arthur Zimmermann, minister spraw zagranicznych kajzerowskich Niemiec, zmusił Stany Zjednoczone do przystąpienia do pierwszej wojny światowej.
Ćwiczenia wojskowe na Uniwersytecie w Michigan, 1918 r.Smith Collection/Gado/Getty Images Ćwiczenia wojskowe na Uniwersytecie w Michigan, 1918 r.
„Prawdziwi synowie wolności” – plakat werbunkowy armii amerykańskiej z 1918 r.Universal History Archive/UIG/Getty Images „Prawdziwi synowie wolności” – plakat werbunkowy armii amerykańskiej z 1918 r.
Niemiecki minister spraw zagranicznych Arthur ZimmermannAKG Niemiecki minister spraw zagranicznych Arthur Zimmermann

Wielka Wojna trwała już ponad dwa lata. Koniec 1916 r. nie zapowiadał rozstrzygnięcia – linia frontu zachodniego, ustalona po bitwie nad Marną, niemal nie drgnęła. Prowadzone przez obie strony walki na wyczerpanie osłabiały je w równym stopniu. Bitwa pod Verdun, zaplanowana przez niemieckiego szefa sztabu generalnego gen. Ericha von Falkenhayna, miała wykrwawić francuską armię. Jednak trwająca dziesięć miesięcy hekatomba nie przyniosła rozstrzygnięcia – Francuzi od lutego do grudnia stracili w walkach o forty Verdun niemal tylu żołnierzy, co Niemcy (162 tys. zabitych po stronie francuskiej, po niemieckiej 143 tys.). Podobny pomysł mieli alianci, rozpoczynając 1 lipca ofensywę nad Sommą – tam straty okazały się jeszcze wyższe. W pięciomiesięcznej bitwie zginęło 146 tys. żołnierzy alianckich i 164 tys. niemieckich, nie licząc rannych, trwale okaleczonych i wziętych do niewoli. Pod koniec roku obie strony zdały sobie sprawę, że rozstrzygnięcie na Zachodzie, najważniejszym froncie Wielkiej Wojny, bez zmiany układu sił nie będzie możliwe.

Alianci, szczególnie Brytyjczycy, pokładali wielkie nadzieje w przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych, zakładając słusznie, że olbrzymi potencjał przemysłowy i demograficzny USA przechyli szalę na stronę ententy. Problem polegał na tym, że mimo licznych i oczywistych, głównie gospodarczych i politycznych, związków pomiędzy Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi, te ostatnie nie paliły się do wypowiadania wojny Niemcom. Największą przeszkodę dla brytyjskiej polityki stanowił demokratyczny prezydent Woodrow Wilson, zdecydowany przeciwnik zaangażowania w militarny konflikt. Powołany w listopadzie 1916 r. na drugą kadencję, obiecywał w kampanii wyborczej zachowanie przez USA neutralności.

W jego przypadku nie była to zimna kalkulacja – Wilson wszedł do wielkiej polityki z hasłem odnowy moralnej, w którą głęboko wierzył, podobnie jak w pokojowe współistnienie państw i narodów. Jego wielkim marzeniem było powołanie Ligi Narodów, mającej dzięki dyplomacji zakończyć wszelkie wojny na świecie. Tę nienową, bo sięgającą końca XVIII w. ideę podnoszono już wcześniej (wspominał o niej np. Theodore Roosevelt w mowie napisanej z okazji otrzymania w 1906 r. Pokojowej Nagrody Nobla za wkład w zawarcie pokoju pomiędzy Rosją i Japonią po zbrojnym starciu 1905 r.), ale to wybuch Wielkiej Wojny dał Wilsonowi okazję do jej realizacji. Powstanie tej międzynarodowej ligi miało zapoczątkować pokój pomiędzy wojującymi stronami, wynegocjowany przez niezaangażowane Stany Zjednoczone. Stąd uparte trzymanie się przez Wilsona neutralności i zamykanie oczu na fakt, że nikt nie chciał zawarcia pokoju bez zwycięzcy, jak to określił sam amerykański prezydent. Pomysł ten odrzucała ententa, gdyż Brytyjczycy i Francuzi dążyli do całkowitego zwycięstwa, rozumiejąc, że tylko zniszczenie niemieckiego militaryzmu może zapewnić pokój w Europie, Niemcy zaś, mimo coraz trudniejszej sytuacji, nie widzieli powodu, by wycofywać się ze zdobytych przez ich żołnierzy terenów.

Podwodny front

Niemcy, chcące za wszelką cenę utrzymać Stany Zjednoczone z dala od wojny, znalazły się w sytuacji nierozwiązywalnego paradoksu – z armią tkwiącą w okopach i bez realnej perspektywy odniesienia militarnego zwycięstwa na lądzie, musiały, jak rozumował niemiecki sztab generalny, zadać cios aliantom, a przede wszystkim Anglii, na morzach. Próbę przełamania brytyjskiej blokady morskiej (zarządzonej już w sierpniu 1914 r.) Kaiserliche Marine podjęła podczas bitwy jutlandzkiej (31 maja – 1 czerwca 1916 r.), lecz mimo strat poniesionych przez Royal Navy blokada została utrzymana. Jedyną nadzieją na odcięcie Wielkiej Brytanii od utrzymujących ją przy życiu zamorskich dostaw, głównie ze Stanów Zjednoczonych, pozostawały coraz liczniejsze U-Booty. Jednak wojna podwodna budziła narastający sprzeciw opinii publicznej, a ogłoszenie jej w nieograniczonej formie, wedle niemieckich sztabowców jedynie skutecznej, zmusiłoby USA do porzucenia neutralności.

Niekonsekwencja niemieckiej polityki wobec Stanów Zjednoczonych brała się m.in. z konfliktu pomiędzy cywilnym rządem cesarstwa a sztabem generalnym, zdominowanym po dymisji gen. Ericha von Falkenhayna przez duet feldmarszałek Paul von Hindenburg–gen. Erich Ludendorff. Nieograniczonej wojnie podwodnej sprzeciwiali się kanclerz Theobald von Bethmann-Hollweg, minister spraw zagranicznych Gottlieb von Jagow (zastąpiony w listopadzie 1916 r. przez Arthura Zimmermanna) i ambasador w USA Johann Heinrich von Bernstorff.

Do konfrontacji pomiędzy dwoma obozami doszło w obecności cesarza na konferencji w Pszczynie 7 stycznia 1917 r. Wojskowi argumentowali, że zmasowane użycie okrętów podwodnych, bez oglądania się na wymogi Deklaracji Londyńskiej (nakazującej zapewnić pasażerom i załogom zatapianych statków ich bezpieczne opuszczenie), w ciągu sześciu miesięcy doprowadzi Wielką Brytanię do klęski. W tym czasie Stany Zjednoczone, które nieuchronnie przyłączą się do wojny, nie zdołają zmobilizować, przeszkolić, wyposażyć i przerzucić wojsk do Europy. Tym razem cesarz Wilhelm II, mimo niechęci, jaką odczuwał szczególnie do Ludendorffa, dał się przekonać. Niemcy miały 1 lutego 1917 r. przystąpić do nieograniczonej wojny podwodnej, co oznaczało, że każdy statek, również pływający pod neutralną banderą, zmierzający z ładunkiem do Wielkiej Brytanii, zostanie bez ostrzeżenia storpedowany.

To zaostrzenie wojny podwodnej miało nastąpić po chwilowym ucywilizowaniu konfliktu na morzach. Już w początku 1915 r. admiralicja niemiecka ogłosiła, że wody wokół Wielkiej Brytanii i Irlandii, jak i cały kanał La Manche, stają się strefą wojenną, gdzie postanowienia Deklaracji Londyńskiej nie będą stosowane. Jednak po zatopieniu przez U-20 „Lusitanii” i śmierci niemal 1,2 tys. osób znajdujących się na pokładzie, w tym 128 obywateli Stanów Zjednoczonych, i związanych z tym ostrych protestach Amerykanów działania U-Bootów zostały znacznie ograniczone, zaś kanclerz von Bethmann wydał zakaz atakowania statków pasażerskich jakichkolwiek bander. Tym razem jednak wojna podwodna miała być toczona aż do zwycięstwa, a U-Booty skierowano również na wody przybrzeżne USA. Przewidując, że w tej sytuacji rząd amerykański nie ograniczy się do ostrych not dyplomatycznych, minister spraw zagranicznych Niemiec Arthur Zimmermann, znacznie bardziej wojowniczy od poprzednika, postanowił odwrócić, przynajmniej na jakiś czas, jego uwagę od sytuacji w Europie, podpalając amerykańsko-meksykańską granicę.

Meksykański kocioł

Permanentnie zrewoltowany i niestabilny politycznie Meksyk stanowił poważny problem dla amerykańskiej administracji. Wybrany w powszechnych wyborach i wyznający demokratyczne ideały prezydent Meksyku Francisco Madero wydawał się idealnym partnerem dla Wilsona. Jednak ten reformator został obalony na drodze zbrojnego przewrotu, a następnie zamordowany z rozkazu gen. Victoriano Huerty. Wilson, głównie z powodów moralnych, nie potrafił zaakceptować Huerty, mimo uznania jego rządów przez wiele państw. Amerykanie ogłosili embargo na sprzedaż broni do Meksyku, niezbędnej tamtejszemu rządowi do zwalczania rebelii Emiliano Zapaty na południu kraju i wspartego przez Amerykanów Venustiano Carranzy, konstytucjonalisty, jak sam się nazywał, operującego na północy. Na kilka miesięcy przed wybuchem wojny światowej w meksykańskim kotle postanowili zamieszać Niemcy, widząc okazję do wplątania Stanów Zjednoczonych w wojnę z Meksykiem, a nawet wywołania niepokojów w całej Ameryce Południowej. Porozumiawszy się z Huertą, obiecali mu znaczne dostawy, które rzeczywiście zostały załadowane na kilka parowców i wysłane do Meksyku.

9 kwietnia 1914 r. doszło do fatalnego w skutkach incydentu w Tampico, gdzie meksykańscy żołnierze aresztowali obsadę amerykańskiej uzbrojonej szalupy wpływającej do portu po prowiant. Marynarze zostali w ciągu doby zwolnieni, ale przeprosiny Huerty nie usatysfakcjonowały amerykańskiego admirała, żądającego salutu z 21 dział oddanych z baterii, nad którą miała powiewać amerykańska flaga, na co dyktator nie wyraził zgody. Z tak błahej przyczyny oba państwa, bez wiedzy i zgody prezydenta Wilsona, znalazły się na krawędzi wojny. Sytuację skomplikowało zatrzymanie, bezprawne w świetle prawa międzynarodowego, niemieckiego parowca „Ypiranga”, płynącego z ładunkiem broni przeznaczonej dla Huerty, na wieść o czym Wilson nakazał zajęcie składów celnych w Veracruz. Nikt nie spodziewał się, że Meksykanie stawią opór, jednak po wylądowaniu piechoty morskiej wybuchły walki, w których życie straciło 19 Amerykanów i 126 Meksykanów – prezydent Wilson uważał, że ofiary te obciążają jego sumienie. Po incydencie w Veracruz Huerta stracił władzę i został zmuszony do opuszczenia Meksyku. Jeśli jednak administracja spodziewała się, że zwycięski Carranza okaże jej wdzięczność, srogo się zawiodła.

Kongres głosuje za wojną

Słynny telegram ministra Zimmermanna do ambasadora w Meksyku, zawierający propozycję skierowanego przeciw Stanom Zjednoczonym sojuszu niemiecko-meksykańskiego, wspartego też przez walczących po stronie aliantów Japończyków (mających jeszcze przedwojenne zatargi z USA), został wysłany 17 stycznia 1917 r. W zamian za udział w antyamerykańskiej koalicji Zimmermann proponował Meksykowi odzyskanie straconych na rzecz USA terytoriów – Teksasu, Nowego Meksyku i Arizony. Do przesłania zaszyfrowanej depeszy wykorzystano trzy różne kanały, w tym należący do USA podmorski kabel telegraficzny, do którego dostęp mieli Anglicy (pikanterii całej sytuacji dodawało, że Amerykanie udostępnili swój kabel podmorski Niemcom, by przyspieszyć wymianę korespondencji dyplomatycznej w trakcie rokowań pokojowych). Niemcy mogli sobie pozwolić na taką nonszalancję, gdyż wierzyli niezachwianie, że ich kody są nie do złamania. Tymczasem angielscy kryptolodzy z zakonspirowanej placówki znanej jako Room 40 odczytywali je już od 1914 r. Szczęśliwym dla Anglików zbiegiem okoliczności udało im się zdobyć z zatopionych okrętów przeciwnika księgi kodowe niemieckiej marynarki wojennej, a w Mezopotamii szyfr dyplomatyczny.

Admirał William Hall, szef wywiadu Admiralicji, szybko zorientował się, jakie znaczenie może mieć telegram Zimmermanna. Jego główny problem polegał na tym, by ujawniając zdobytą informację, nie zdradzić, że Anglicy złamali niemiecki szyfr. Hall skonstruował więc skomplikowaną intrygę, mającą przekonać wszystkie zainteresowane strony, że telegram został wykradziony już w Meksyku, przez agenta mającego dostęp do niemieckiej ambasady. Dokument, zawierający pewne zmiany względem oryginału nadanego z Berlina do Waszyngtonu, udało się zdobyć w urzędzie telegraficznym w Meksyku, i to on właśnie został później ujawniony opinii publicznej.

Za pośrednictwem amerykańskiej ambasady w Londynie 20 lutego 1917 r. odszyfrowaną depeszę przekazano prezydentowi USA. Wilson, zapewniony, że dokument jest autentyczny, postanowił go upublicznić, co stało się 28 lutego. Jak można się było spodziewać, w Ameryce wybuchła prawdziwa burza, jednak oburzenie opinii publicznej nie od razu przełożyło się na podjęcie decyzji o wypowiedzeniu wojny. Choć rząd USA po ogłoszeniu nieograniczonej wojny podwodnej 3 lutego zerwał stosunki z Niemcami, nastroje pacyfistyczne były wciąż bardzo silne, nastawione antybrytyjsko mniejszości, przede wszystkim Niemcy i Irlandczycy, protestowały przeciwko przystąpieniu do wojny. Sam Wilson, ku wściekłości bardziej wojowniczych polityków skupionych wokół byłego prezydenta Roosevelta, nie kwapił się do bardziej stanowczych działań – ujawnienie telegramu miało mu posłużyć jako argument w debacie o uzbrojeniu statków transportowych. I rzeczywiście – po upublicznieniu dokumentu Kongres przegłosował ustawę ogromną większością głosów, ale w Senacie sprawa utknęła. Opinie negujące prawdziwość telegramu zostały wsparte przez potężny koncern prasowy Hearsta, który wprost nakazał swoim dziennikarzom przedstawianie całej sprawy jako angielskiej intrygi, mającej wciągnąć Amerykę w wojnę. Niespodziewanie spór rozstrzygnął sam minister Zimmermann.

Do dziś historycy spierają się, dlaczego przyznał się publicznie do autorstwa dokumentu. Być może powodem była obawa, że druga strona posiada inne depesze, potwierdzające prawdziwość pierwszego telegramu (tak było, choć zostały ujawnione dopiero po wojnie). Bez względu na motywy Zimmermann popełnił błąd, który przypieczętował los Niemiec. Najpierw 3 marca udzielił wywiadu amerykańskiemu dziennikarzowi, przyznając się w nim do autorstwa telegramu. 29 marca powtórzył swoje słowa przed Reichstagiem – niemieckie knowania zostały potwierdzone bez żadnych wątpliwości. Zaledwie osiem dni później, 6 kwietnia 1917 r., Kongres Stanów Zjednoczonych przegłosował przystąpienie USA do wojny przeciwko Cesarstwu Niemieckiemu.

***

Korzystałem m.in. z książki Barbary W. Tuchman „Telegram Zimmermanna”.

Polityka 13.2017 (3104) z dnia 28.03.2017; Historia; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Błąd Zimmermanna"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną