Dziś raczej mówi się z zastanowieniem: Okół, Okół, to będzie tam koło dinozaurów. Bo obok jest Bałtów, gdzie zaparkowały stada gadów z masy plastycznej i ściągają masy turystyczne. Albo: tam nieprzejezdne, droga w przebudowie. Sprzęt dudni i zakurza, ingeruje ludziom w ogródki; a policja wyłapuje i mandatuje obce rejestracje, jeśli się ktoś spróbuje mimo zakazów przebijać na Okół. Paweł, harmonista, nie mógł dojechać na próbę zespołu ludowego Okolanki. Kiedy wreszcie dojechał, przywiózł wiadomość: drogowcy wykopali spod drogi 754 w Okole cztery szkielety ludzkie; troje dużych i dziecko. Wyniesiono przed szkołę krzesła, bo piękny dzień, i siedem okolanek zaśpiewało z akompaniamentem o tych, którzy poszli w świat i teraz tęsknią za polskim chlebem. Poniosło się w chaos przebudowy i na temat dzisiejszego Okołu – pustoszejącej wsi starych ludzi, młodych uciekających za granicę, o pójściu w niepamiętanie.
Było wtedy
Pan kierownik szkoły podstawowej mówił w 1953 r., żeby się żadne z okolskich dzieci w wymienionym dniu nie ważyło iść na pole. Wobec tego poszły, bo słuchały bardziej rodziców niż jakichkolwiek kierowników. Poszła Pelagia, lat 16, i zobaczyła: z jednej strony jadą traktory z ośrodka maszynowego, na nich urzędnicy z flagami, to się wszystko odbywa w niepewno-radosnym śpiewie socjalistycznym, bo śpiewający już dostrzegają drugą stronę. Po drugiej stronie stoją „okoloki”, niektórzy przynieśli ze sobą narzędzia rolnicze, które w zdenerwowaniu mogą posłużyć za broń. Bo traktory jadą zaorywać miedze na prywatnych polach i będą tworzyć „masyw” ziemi wspólnej, pod wspólnotowe, spółdzielcze uprawy socjalistycznego kołchozu Okół.