Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Niezłomni i złamani

Polscy dominikanie a bezpieka

Wejście do klasztoru dominikanów w Krakowie Wejście do klasztoru dominikanów w Krakowie M. Lasyk / Reporter
Jak dominikanie w PRL zmagali się ze Służbą Bezpieczeństwa.
materiały prasowe

Dominikanin ojciec Józef Puciłowski na zlecenie władzy zakonnej zlustrował współbraci pod kątem ich zachowania wobec SB. Jest historykiem z wykształcenia, współpracował z antykomunistyczną opozycją. Działał w ramach specjalnej dominikańskiej komisji badającej teczki zakonników zachowane w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej. Właśnie wyszła jego książka na ten temat. Niewiele zakonów ma na koncie tak rzetelne rozliczenie się z tą ponurą kartą we własnej historii.

Dominikanie byli pod szczególną obserwacją peerelowskiej policji politycznej. Mieli w swych szeregach wiele wybitnych postaci, mających wpływ intelektualny, duchowy i moralny nie tylko na zakonną młodzież, lecz także na studentów i uczniów szkół świeckich. Udzielali się w duszpasterstwach akademickich, tworzonych przez zakon w miastach uniwersyteckich. Niejedna z tych osób zasili szeregi opozycji demokratycznej, a po przełomie 1989 r. odegra znaczącą rolę w nowym demokratycznym życiu publicznym.

Służba Bezpieczeństwa była tego świadoma. Już w początku lat 60. zbierała informacje o „działalności klerykalnej” wśród młodzieży studenckiej Krakowa (m.in. ks. Józefa Tischnera). Krakowskie duszpasterstwo SB dezorganizowała donosami tajnych współpracowników (TW) do władz zakonnych i podrzucaniem materiałów pornograficznych.

Jednocześnie SB próbowała wykorzystać zakon, uważany za inteligencki i nastawiony na inteligencję, do ówczesnej rozgrywki władzy ludowej z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Na przykład zgodę władz państwowych na wydawanie nowego dominikańskiego czasopisma „W Drodze” (od 1973 r.) warunkowano tym, by redakcja inicjowała dyskusję na tematy soborowe, wchodząc w polemikę z prymasem tak, aby wypadał on jako niechętny wszelkim zmianom w Kościele. Dominikanin TW Radosław dostał od SB zadanie utrącania tematyki duszpasterstw akademickich w nowym czasopiśmie. Gdy później z funkcjonariuszami SB spotyka się ówczesny sekretarz redakcji o. Konrad Hejmo, zapewnia oficerów, że według jego wiedzy Wyszyński nie zablokuje wydawania czasopisma.

Ojciec Hejmo i ojciec Albert (Mieczysław) Krąpiec, długoletni rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, to jedyni ujawnieni w książce z nazwiska członkowie Zakonu Kaznodziejskiego (czyli dominikanów) współpracujący z SB. Reszta (18) sportretowanych przez o. Puciłowskiego występuje pod swymi operacyjnymi kryptonimami. Autor nazywa ich złamanymi.

Tacy duchowni zdarzali się też w innych zakonach i w każdej kościelnej diecezji. Jednak tylko dominikanów współpracujących z SB spotkało wątpliwe wyróżnienie, jakim było zaproszenie ich do udziału w pracach specjalnej grupy działającej na polecenie Zenona Kliszki, prawej ręki Władysława Gomułki, na odcinku walki z „klerykalizacją”. Grupa przygotowała teologiczną krytykę poglądów prymasa Wyszyńskiego na kult maryjny. Miała przedstawić go jako balansującego na krawędzi herezji i w ten sposób zdyskredytować w oczach obradującego w Rzymie historycznego II Soboru Watykańskiego (1963–65).

24 złamanych

Donosicielską prozę życia zakonnych tajnych współpracowników ilustruje przypadek TW Dominika. Zwerbowano go już w stanie wojennym, w listopadzie 1982 r. Zgodził się na współpracę kierowany „współodpowiedzialnością obywatelską”. W latach 1982–89 odbył aż 44 rozmowy z oficerami SB. Jeden z nich raportował, że nawet nie zamierza odbierać od Dominika zobowiązania o współpracy, bo TW podczas rozmowy „był absolutnie lojalny wobec reżimu, ostro krytykował KOR za wpływ na Lecha Wałęsę”. Dominik informował SB o nastrojach i poglądach w zakonie. Otrzymał paszport na Zachód (co nie było wtedy łatwe i częste) i donosił także o sytuacji w Watykanie. Lojalność nie przeszkadzała mu pobrać wynagrodzeń w sumie na 50 723 ówczesnych złotych.

TW Walak vel Sosnowski podczas spotkania z SB w 1963 r. został poinstruowany, jak obsługiwać aparat podsłuchowy. Wielokrotnie denuncjował nie tylko współbraci, ale i osoby świeckie, w tym pielęgniarkę żyjącą w związku z księdzem i krakowskiego dostojnika PZPR, którego żona poprosiła pewnego dominikanina o domową katechizację ich syna.

Dominikańska komisja lustracyjna orzekła (na podstawie niepełnych materiałów archiwalnych) fakt współpracy z SB w 24 przypadkach. Szczególnie szkodliwa była działalność TW Józefa, ojca Mieczysława Krąpca, który rozmawiał z funkcjonariuszami SB najwyższego szczebla, takimi jak gen. Konrad Straszewski, dostarczając im cennej wiedzy o sytuacji w zakonie i w Kościele w Polsce oraz na świecie.

Spośród wspomnianych 24 dominikanów (obecnie zakon skupia ok. 500 osób) 11 było uwikłanych w związki hetero- lub homoseksualne, sześciu opuściło z tego powodu zakon przed końcem PRL. Dlaczego szli na współpracę? Zwykle ze strachu przed ujawnieniem uwikłań obyczajowych, a niekiedy z pobudek ideowych (jak wspomniany TW Dominik) lub z przeświadczenia, że służą celom wyższym (jak TW Józef, rektor KUL). Do tego dochodziły motywy finansowe i psychologiczno-ambicjonalne: potrzeba zaistnienia w zakonie dzięki studiom na Zachodzie, a do tego konieczny był paszport wydawany przez milicję. Czasem werbunek ułatwiały błędy wychowawcze – o. Puciłowski nazywa je duchem poniżania – ze strony władz zakonnych, które mogły wpychać podwładnych w objęcia „postępowców” z SB.

Jednak w ocenie autora dominikanie z próby lat 1945–89 wyszli obronną ręką. Zdecydowana większość oparła się ideologii i infiltracji, a niektórzy – autor przedstawia portrety 20 takich zakonników – zasłużyli na miano niezłomnych.

***

Józef Puciłowski OP, Portrety imienne i bezimienne. Polscy dominikanie a bezpieka 1949–1989, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2017

Polityka 38.2017 (3128) z dnia 19.09.2017; Historia; s. 55
Oryginalny tytuł tekstu: "Niezłomni i złamani"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną