Inicjatywa rozbrojeniowa, która przeszła do historii jako plan ministra spraw zagranicznych Adama Rapackiego, bywa często przywoływana w dyskusjach dotyczących PRL. Zwolennicy tezy o istnieniu pewnego marginesu swobody w relacjach z ZSRR wskazują na nią jako na przykład niezależności ówczesnej polskiej polityki zagranicznej. Z kolei jej przeciwnicy oceniają plan jako działanie ściśle zależne od Moskwy; twierdzą też, że idea zrodziła się w kremlowskich gabinetach, a stronie polskiej powierzono jedynie jej propagowanie. Jak było w rzeczywistości?
Na fali odwilży w 1955 r. polska dyplomacja starała się wykazać swoją samodzielność i w MSZ powstał plan stworzenia europejskiej strefy bez broni atomowej, obejmujący kraje środkowoeuropejskie i całe Niemcy (w wersji pierwotnej uwzględniono też Skandynawię i Francję, ale ostatecznie z tego zrezygnowano). Dokument przedstawiający te plany przekazano we wrześniu 1956 r. do sowieckiego MSZ.
Dość szybko sprawa stała się przedmiotem plotek i spekulacji, budząc niepokój wśród dyplomatów Czechosłowacji i NRD. W gmachu MSZ przy ul. 1 Armii Wojska Polskiego (dzisiaj al. Szucha) dobrze rozumiano, że konieczne jest przyspieszenie działań i zablokowanie ewentualnych kontrinicjatyw.
Najważniejszą sprawą było uzyskanie zielonego światła z Moskwy. Przekazane memorandum nazywane „polską inicjatywą dotyczącą strefy ograniczonych zbrojeń” zostało przez Rosjan wykorzystane jako element wystąpienia premiera ZSRR z listopada 1956 r. i użyte w międzynarodowych rokowaniach rozbrojeniowych. Stronie polskiej nie mogło podobać się skorzystanie z wypracowanych rozwiązań z przemilczeniem polskiego autorstwa, jednakże w ówczesnych realiach wiceminister spraw zagranicznych Marian Naszkowski mógł jedynie stwierdzić: „Jesteśmy zadowoleni, jeśli pomogliśmy stronie radzieckiej, zwłaszcza że chodzi o wspólną sprawę”.