Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Dwa oblicza ofensywy Tet

Przełom wietnamskiej wojny

Ewakuacja amerykańskich żołnierzy rannych podczas odbijania miasta Hue z rąk Wietkongu Ewakuacja amerykańskich żołnierzy rannych podczas odbijania miasta Hue z rąk Wietkongu John Olson/The LIFE Images Collection / Getty Images
Nieudana wietnamska ofensywa Tet na początku 1968 r. miała znaczenie przełomowe, bo telewizyjne relacje utwierdziły Amerykanów w przekonaniu, że wojny w Azji nie da się wygrać.
Mały Wietnamczyk opłakujący siostrę zabitą przez amerykańskie siły broniące SajgonuTim Page/Corbis/Getty Images Mały Wietnamczyk opłakujący siostrę zabitą przez amerykańskie siły broniące Sajgonu

Amerykańskie zaangażowanie w Azji Południowo-Wschodniej miało dość skomplikowane podłoże. W 1954 r. padł francuski obóz warowny Dien Bien Phu. Był to koniec nadziei na ukształtowanie Indochin zgodnie z politycznymi koncepcjami Paryża. Na mocy podpisanych 20 lipca 1954 r. porozumień genewskich powstały niepodległe Laos, Kambodża i dwa państwa wietnamskie, o których zjednoczeniu miało zdecydować ogólnonarodowe referendum. Państwo Wietnamu (od 1955 r. Republika Wietnamu, południe) i Demokratyczna Republika Wietnamu (północ) były tworami kadłubowymi. Przecięcie jednego, ukształtowanego pod władzą francuską organizmu gospodarczego, owocowało odgrodzeniem północy od delty Mekongu, spichlerza Wietnamu, a południa od infrastruktury przemysłowej wokół Hanoi i Hajfongu. Już tylko ten element stanowił zarzewie przyszłych konfliktów.

Na północy stosunkowo szybko doszło do konsolidacji władzy. Wietnamska Partia Robotnicza kierowana przez Ho Chi Minha wykazała się w tej materii wielką skutecznością. Na południu działo się inaczej. Ngo Dinh Diem, dysponując poparciem amerykańskim, zdołał zdetronizować w październiku 1955 r. cesarza i proklamować republikę, a także ograniczyć wpływy wszechmocnych wcześniej sekt oraz rozmaitych tajnych stowarzyszeń, ale siły starczyło mu już na niewiele więcej. Wspomnieć należy, że południe musiało też uporać się z wchłonięciem prawie 2 mln uchodźców z północy, którzy nie chcieli żyć pod władzą komunistów.

Obawiając się, że komuniści z północy wygrają przewidziane traktatami genewskimi referendum, Diem – przy aprobacie amerykańskiej – zerwał w 1956 r. kontakty z Hanoi. W odpowiedzi w 1957 r. DRW rozpoczęła odtwarzanie struktur konspiracyjnych na południu, a w 1960 r. powstał Narodowy Front Wyzwolenia Wietnamu Południowego (NFW). Diem, zagrożony przez nabierającą dynamiki partyzantkę komunistyczną (Wietkong) i opozycję zewnętrzną, coraz chętniej sięgał po represje. To zaś negatywnie nastawiało do niego kluczowego sojusznika – Amerykanów. W 1963 r. Waszyngton zażądał ustąpienia Diema. Gdy ten odmówił, doszło 1 listopada do zamachu stanu, podczas którego prezydent został zamordowany. Junta wojskowa nie zdołała jednak opanować sytuacji i rozpoczął się okres chaosu trwający do września 1967 r., kiedy gen. Nguen Van Thieu objął urząd prezydenta. Komunistyczna partyzantka wykorzystała czas zamętu do wzmocnienia swoich struktur, a rozpolitykowana Armia Republiki Wietnamu coraz gorzej radziła sobie z zagrożeniem.

Zasada eskalacji

W amerykańskiej administracji myślenie o Azji Wschodniej naznaczone było teorią domina. Sam prezydent Dwight Eisenhower ujął to następująco: „Mamy rząd kostek domina. Przewróćmy pierwszą i to samo będzie szybko z ostatnią”. Utrzymanie Republiki Wietnamu w kręgu wpływów USA uznano więc za przedsięwzięcie istotne. Do końca prezydentury Eisenhowera w 1961 r. w Republice Wietnamu znajdowało się 685 amerykańskich doradców, ale to jego następca John F. Kennedy wyraził zgodę z jednej strony na obalenie Diema, a z drugiej na wysłanie do Azji większej liczby żołnierzy. W lutym 1962 r. rozpoczęło więc funkcjonowanie Dowództwo Pomocy Wojskowej Stanów Zjednoczonych w Wietnamie (MACV). W grudniu w Republice Wietnamu stacjonowało już ok. 11 tys. Amerykanów prowadzących teoretycznie wyłącznie szkolenie miejscowego personelu.

Wydarzenia toczyły się już jednak zgodnie z zasadą eskalacji. Po śmierci Kennedy’ego w wyniku zamachu (22 listopada 1963 r.) Lyndon B. Johnson kontynuował politykę poprzednika. W sierpniu 1964 r. na wodach Zatoki Tonkińskiej doszło do incydentu zbrojnego między ścigaczami torpedowymi DRW patrolującymi wody przybrzeżne a amerykańskim niszczycielem. Mimo że przebieg wydarzeń był bardzo zagmatwany, w płaszczyźnie politycznej zaowocowało to tzw. rezolucją Zatoki Tonkińskiej, która stała się formalną podstawą wysłania do Republiki Wietnamu bojowych sił amerykańskich.

W tym czasie Wietkong kontrolował około połowy terytorium Republiki Wietnamu i 30 proc. populacji. Na początku 1965 r. partyzantka przeprowadziła pierwsze bezpośrednie ataki na amerykańskie instalacje wojskowe. Waszyngton odpowiedział operacją lotniczą Rolling Thunder, czyli bombardowaniami Wietnamu Północnego. Równocześnie do Azji skierowano pierwsze pododdziały marines. 6 marca w pobliżu Da Nang wylądowały dwa bataliony piechoty morskiej.

Brutalizacja działań

Konfrontacja zamieniała się w wojnę. Do końca 1965 r. liczba żołnierzy amerykańskich w Wietnamie Południowym wzrosła do 180 tys. We wrześniu 1967 r. w Azji przebywało już 485 tys. Amerykanów, wspieranych przez niewielkie kontyngenty z Australii, Nowej Zelandii (6 tys. żołnierzy), Republiki Korei (48 tys.) i Tajlandii (2,4 tys.) oraz liczącą ok. 350 tys. żołnierzy (w siłach regularnych) Armię Republiki Wietnamu (ARW). Wykorzystując przewagę liczebną, przewagę siły ognia i manewrowości, a także stabilizację sytuacji politycznej Republiki Wietnamu, Amerykanie i ich miejscowi sojusznicy zaczęli w 1967 r. przejmować inicjatywę i odzyskiwać teren.

Działania cechowała olbrzymia brutalność, to właśnie wówczas użycie napalmu stało się złowrogą ikoną wietnamskiej wojny. Równocześnie zaczęto stosować defoliant zwany Agent Orange do niszczenia roślinności dającej schronienie partyzantom (amerykańskie wojska rozpyliły go ok. 10 mln galonów). W 1971 r. po raz pierwszy użyto – do oczyszczania w dżungli lądowiska dla śmigłowców – bomby burzącej Daisy Cutters o wadze i rozmiarach tak dużych, że do jej zrzutu były używane samoloty transportowe Hercules. Nietajona brutalizacja działań (miernikiem skuteczności amerykańskich sił miała być m.in. liczba poległych partyzantów, podawano informacje o liczeniu zabitych na pobojowiskach) zaczęła jednak wpływać na stosunek do wojny opinii publicznej w USA.

W Hanoi pierwsze narady poświęcone nowym wojennym wyzwaniom odbyły się latem 1967 r. Ostatecznie podjęto decyzję – niejednomyślnie, przeciwstawiać się jej miał zwycięzca spod Dien Bien Phu gen. Vő Nguyęn Giáp – o wykonaniu wielkiego zwrotu zaczepnego. Od samego początku miało to być przedsięwzięcie o dwoistym, wojskowo-politycznym charakterze, ukierunkowane z jednej strony na wywołanie ogólnonarodowego powstania, rozbicie ARW, zadanie możliwie dużych strat siłom amerykańskim, ale również przekonanie w ten sposób opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych, że wojna w Azji nie jest możliwa do wygrania. Początkowo kwestie polityczne uzupełniały jedynie zamiar wojskowy, ale przebieg nieodległych wydarzeń pokazał, że ostatecznie sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu.

W płaszczyźnie wojskowej plan był niesłychanie ambitny, by nie powiedzieć życzeniowy, oparty na nieprawdziwym przekonaniu, iż sytuacja na południu w istocie dojrzała do ludowego powstania. Przewidywano zatem zaatakowanie Sajgonu, Hue oraz wywołanie rewolty na prowincji siłami partyzanckimi (Narodowego Frontu Wyzwolenia) wspartymi pododdziałami regularnymi i jednoczesne zdobycie przez siły regularne bazy amerykańskiej piechoty morskiej w Khe Sanh (w pobliżu strefy zdemilitaryzowanej oddzielającej oba państwa wietnamskie). Ostateczne decyzje miały zapaść w październiku, kiedy to postanowiono, że generalne natarcie i powstanie rozpoczną się pierwszego dnia nowego roku księżycowego, czyli podczas hucznie obchodzonego w obu częściach podzielonego kraju święta Tet.

Na czas obchodów księżycowego nowego roku obie strony ogłosiły zawieszenie broni. Dla Hanoi był to od początku wybieg taktyczny. W nocy z 30 na 31 stycznia, a więc dobę przed zaplanowanym terminem, do walki ruszyła część oddziałów partyzanckich. Wynikało to z faktu, że Wietnamczycy używali dwóch wersji kalendarza, a planiści i dowódcy północy nie zdołali w pełni zsynchronizować działań wszystkich podległych sił. Pierwsze ataki były słabe, bardzo źle zorganizowane, a w związku z tym z łatwością je odparto. Doprowadziły też do utraty przez atakujących dużej części atutu zaskoczenia. Prezydent Thieu zerwał zawieszenie broni, o czym niezwłocznie powiadomił dowodzącego siłami amerykańskimi gen. Williama Westmorelanda, oraz rozkazał podniesienie gotowości bojowej w jednostkach południowowietnamskich.

Księżycowy nowy rok

31 stycznia w nocy w całym południowym Wietnamie uderzyło 80 tys. partyzantów i żołnierzy. W Sajgonie zamierzano zająć kilkanaście ważnych obiektów, w tym siedzibę prezydenta, budynki południowowietnamskiego połączonego sztabu, stację radiową, lotnisko Than Son Nhut i amerykańską ambasadę. W stolicy atakujący nigdzie nie zdołali odnieść trwałego sukcesu. Mimo chaosu i braku całościowego obrazu sytuacji siły amerykańskie i południowowietnamskie odparły napastników, a tam, gdzie zdołali się oni wedrzeć w głąb bronionych kompleksów, szybko ich wyprzeć lub wyeliminować. Jednakże w kwartałach, nawet opanowanych na krótko przez NFW, przeprowadzano, według zawczasu przygotowanych list proskrypcyjnych, systematyczne egzekucje osób związanych z południowowietnamskim rządem. Rozstrzeliwani byli pojmani nawet bez broni, przebywający na urlopach żołnierze ARW.

Jak się niedługo okazało, największe znaczenie, aczkolwiek bynajmniej nie wojskowe, miało wykonane przez zaledwie kilkunastu bojowników (15–19) uderzenie na ambasadę Stanów Zjednoczonych. Do 11 lutego, kiedy to stoczono ostatnie większe starcie, sytuacja została opanowana. Komuniści stracili 5,6–6 tys. ludzi, co oznaczało, że struktury w rejonie stołecznym zostały zdziesiątkowane. Powstanie, na które tak liczono w Hanoi, nie wybuchło. Wśród ok. 3 mln mieszkańców dominowało pasywne zniechęcenie.

Zupełnie inaczej wydarzenia rozegrały się w starej cesarskiej stolicy Hue. Dowódca garnizonu południowowietnamskiego gen. Ngo Quang Truong otrzymał rozkaz o zerwaniu zawieszenia broni, ale połowa jego żołnierzy przebywała na urlopach, a poza tym rozmieścił on większość swych sił poza zwartą zabudową miejską. Kiedy więc 31 stycznia komuniści zaatakowali, to mimo oporu południowowietnamskich, amerykańskich i australijskich obrońców drugie co do wielkości miasto południa zostało szybko opanowane, z wyjątkiem dwóch kompleksów koszarowych. Już 1 lutego Amerykanie wraz z sojusznikami rozpoczęli wypieranie przeciwnika z miasta. Były to zażarte walki miejskie, które skrwawiły 1. Dywizję Piechoty Morskiej, a także południowowietnamskich spadochroniarzy i marines. Trwały one do 26 lutego. Była to najdłuższa bitwa ofensywy Tet. Po odbiciu miasta odnaleziono 2810 ciał ofiar masowych egzekucji. W ten sposób, przez zinstytucjonalizowany terror, komuniści pozbywali się przeciwników politycznych (ok. 2 tys. osób uznano za zaginione).

Atak na Sajgon i Hue miał doprowadzić do związania oddziałów amerykańskich i południowowietnamskich, stwarzając dogodne warunki do rozpoczęcia działań powstańczych. Obszarem szczególnie ważnym była delta Mekongu, gdzie zaatakowano 13 z 16 miast. Ze względu na szczególny teren (kanały, błota, rozlewiska) operowała tam specjalnie wyekwipowana i wyposażona formacja amerykańska zwana Mobilnymi Siłami Rzecznymi (eksploatująca całą plejadę rozmaitych jednostek pływających z poduszkowcami włącznie), współdziałająca z południowowietnamską 7. Dywizją. Walki na prowincji toczyły się około trzech tygodni, ale już po siedmiu dniach komuniści znaleźli się w głębokiej defensywie, płacąc za iluzoryczny sukces pierwszych dni lutego bardzo ciężkimi stratami. 21 lutego w Hanoi podjęto więc decyzję o generalnym odwrocie, która nie dotyczyła jednak Hue, gdzie – z przyczyn propagandowych – postanowiono walczyć tak długo, jak będzie to możliwe, czyli w praktyce do całkowitego wyniszczenia własnych sił.

Walki wokół Khe Sanh toczyły się w pewnym oderwaniu od ofensywy Tet, choć były jej integralnym elementem. Hanoi miało zamiar – zdobywając umocnioną amerykańską bazę – powtórzyć niejako Dien Bien Phu; Amerykanie liczyli z kolei, że uda im się sprowokować nieuchwytnego do tej pory przeciwnika do walki na ich warunkach, a następnie zmasakrować go w konwencjonalnym boju. Ostatecznie ok. 7 tys. obrońców zwarło się z 30 tys. atakujących. Czynnikiem rozstrzygającym, w odróżnieniu od wcześniejszego epizodu francuskiego, miało się okazać utrzymanie przez Amerykanów panowania w powietrzu umożliwiającego nieprzerwane wsparcie i zaopatrywanie obleganego garnizonu. Jedynym taktycznym sukcesem komunistów okazało się zdobycie (7 lutego) izolowanej bazy sił specjalnych Lang Vei, obsadzonej przez dwa tuziny zielonych beretów (amerykańskie siły specjalne) i ok. 400 żołnierzy z lokalnych plemion Bru i Hre. Był to pierwszy atak, w którym armia północy użyła dwóch kompanii lekkich czołgów sowieckiego typu PT-76 (do walki rzucono 11 wozów). Ostatecznie blokada bazy została przełamana, po wygaśnięciu ofensywy Tet, w pierwszej dekadzie kwietnia.

Natychmiast po wygaśnięciu pierwszego impetu ofensywy Tet przystąpiono do podsumowań. Amerykańscy i południowowietnamscy wojskowi byli pełni optymizmu i przekonani, że znaleźli się na drodze do wygrania wojny – zwrot zaczepny przeciwnika został wszędzie odparty, a zadane mu straty wyniosły ok. 45 tys. zabitych, kosztem 2,8 tys. zabitych w Armii Republiki Wietnamu i 1,2 tys. w siłach zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Co więcej, komuniści zdekonspirowali, a następnie utracili całą w zasadzie sieć konspiracyjną na południu wraz z najbardziej doświadczoną i najbardziej ideową kadrą. Z czysto militarnego punktu widzenia były to oceny jak najbardziej prawidłowe, gdyż ofensywa Tet zakończyła się dla Hanoi prawdziwą wojskową katastrofą.

Przed ekranami telewizorów

Szybko okazało się jednak, że logika wojny w Wietnamie niewiele ma wspólnego ze sztabowym postrzeganiem świata. Z dziennikarskich bowiem relacji prasowych i telewizyjnych, które trafiały do Stanów Zjednoczonych, wyłonił się obraz, jeżeli nie klęski, to przynajmniej wojny, której nie można wygrać. Prawdziwą katastrofą okazała się utrwalona przez dziennikarzy publiczna egzekucja podejrzanego o przynależność do Wietkongu, wykonana przez szefa sajgońskiej policji. Dyskusja, czy to ofensywa Tet zdynamizowała ruchy pokojowe, czy też ugrupowania pacyfistyczne osadzone w nurcie wielkiego buntu lat 60. nadały jej tak apokaliptyczny obraz, toczy się od dekad. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie wówczas, wiosną 1968 r., Amerykanie przegrali wojnę wietnamską i to nie w dżunglach i na ryżowiskach Azji, lecz na froncie domowym, przed ekranami telewizorów.

Eksplozja społecznego defetyzmu udzieliła się prezydentowi, który znalazł się na skraju nerwowego załamania. 31 marca Johnson ogłosił decyzję o zawieszeniu bombardowań Demokratycznej Republiki Wietnamu, zamrożeniu liczby żołnierzy, gotowości do podjęcia rozmów pokojowych i niekandydowaniu w nadchodzących wyborach. Negocjacje rozpoczęte 13 maja w Paryżu faktycznie oznaczały początek końca amerykańskiej obecności w Indochinach i końca Republiki Wietnamu.

Polityka 4.2018 (3145) z dnia 23.01.2018; Historia; s. 57
Oryginalny tytuł tekstu: "Dwa oblicza ofensywy Tet"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną