Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Nieomal Sarajewo

Polskie ultimatum dla Litwy sprzed 80 lat

Polsko-litewskie przejście graniczne przez most na rzece Mereczance, 1938 r. Polsko-litewskie przejście graniczne przez most na rzece Mereczance, 1938 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe
80 lat temu polski rząd postawił litewskiemu ultimatum z żądaniem nawiązania stosunków dyplomatycznych w ciągu 48 godzin. Jednocześnie przy granicy z Litwą w gotowości bojowej stanęły polskie i niemieckie wojska.
Garnizon wileński powracający z manifestacji zbrojnej na granicy polsko-litewskiej, marzec 1938 r.Narodowe Archiwum Cyfrowe Garnizon wileński powracający z manifestacji zbrojnej na granicy polsko-litewskiej, marzec 1938 r.

W połowie marca 1938 r. mała miejscowość Transninkai nad rzeką Mereczanką, prawobrzeżnym dopływem Niemna, na ówczesnej granicy polsko-litewskiej, znalazła się na czołówkach światowych gazet. Porównywano ją do Sarajewa, a na zbrojny incydent, który miał tam miejsce, patrzono jak na możliwy początek kolejnej wielkiej wojny. Polsko-litewski kryzys wybuchł dokładnie w czasie, gdy III Rzesza dokonywała anszlusu Austrii. Napięcie w stosunkach międzynarodowych sięgało zenitu.

Stosunki między Polską a Litwą w okresie międzywojennym były dyplomatycznym węzłem gordyjskim. Powodem było Wilno. 11 listopada 1917 r. Rada Litewska – Taryba – ogłosiła je stolicą niepodległego państwa. Zapis ten znalazł się w konstytucji Litwy. Tymczasem 9 października 1920 r., z inicjatywy marszałka Józefa Piłsudskiego, Wilno zajęły oddziały gen. Lucjana Żeligowskiego. Litwini nigdy się z tym nie pogodzili.

Najdłuższa wojna Europy

Kolejne litewskie rządy nie uznawały granicy z Polską na Wileńszczyźnie, nazywając ją linią demarkacyjną, odmawiały nawiązania stosunków dyplomatycznych z Warszawą, a na forum międzynarodowym głosiły opinię o istnieniu stanu wojny między oboma państwami. Sprawa była o tyle kuriozalna, że zarówno Polska, jak i Litwa należały do Ligi Narodów, w której statucie było zapisane, że członkami organizacji nie mogą być państwa pozostające w stanie wojny i nieutrzymujące ze sobą stosunków dyplomatycznych. Kiedy jednak rząd w Kownie rozpoczął w 1921 r. starania o członkostwo w Lidze Narodów, polska dyplomacja nie blokowała tych dążeń. Rządy obu państw miały bowiem nadzieję, że konflikt zostanie rozwiązany właśnie na forum Ligi. Jednak każda ze stron widziała to inaczej.

Rząd Litwy zdecydowanie sprzeciwiał się propozycjom Warszawy przeprowadzenia na Wileńszczyźnie plebiscytu, zdając sobie sprawę z przewagi na tych terenach ludności polskiej i żydowskiej. Według danych z 1919 r. w samym Wilnie mieszkało 130 tys. osób, w tym 72 tys. Polaków, 47 tys. Żydów, 2 tys. Białorusinów, kilka tysięcy ludzi innych narodowości i tylko 3 tys. Litwinów.

Na forum Ligi Narodów i w gabinetach dyplomatycznych gorączkowo poszukiwano sprawy, którą można by było potraktować jako precedens do zakończenia kuriozalnego stanu rzeczy między członkami organizacji. Taki casus się znalazł – był to kryzys z 1885 r. między Bułgarią a Serbią. Po powstaniu Księstwa Bułgarii jej rząd dążył do przyłączenia zdominowanej przez Bułgarów Rumelii Wschodniej. Przeciwna temu Serbia zaatakowała Bułgarię, jednak jej wojska zostały wyparte. Przez kolejne lata rządy Serbii utrzymywały, że są w stanie wojny z Bułgarią, i odmawiały nawiązania stosunków dyplomatycznych. Dopiero nacisk mocarstw na Serbię spowodował podpisanie przez nią traktatu o zakończeniu stanu wojny.

Teraz, wobec bezsilności Ligi Narodów, postanowiono w podobnej sprawie odwołać się do ówczesnych potęg, a konkretnie do Konferencji Ambasadorów, organu, którego zadaniem była realizacja postanowień traktatu wersalskiego. W jej skład wchodzili paryscy ambasadorowie Wielkiej Brytanii, Włoch i Japonii, a obradom przewodniczył przedstawiciel Francji. Konferencja była odpowiedzialna m.in. za wytyczanie granic i plebiscyty przeprowadzane po pierwszej wojnie światowej. W sprawie ustalenia granicy polsko-litewskiej do tego gremium postanowił się odwołać zarówno rząd Polski, dążący do uznania ustalonej niedawno granicy wschodniej RP, jak i rząd Litwy. Podjęta 15 marca 1923 r. decyzja była dla Litwy niepomyślna. Strona polska uznała ją za definitywnie kończącą spór, jednak rząd litewski odmówił przyjęcia jej do wiadomości, nadal upierał się – jak wspomnieliśmy – przy istnieniu stanu wojny i odmawiał nawiązania stosunków dyplomatycznych z Warszawą.

Formalnie rzecz biorąc, polski rząd mógł na tej podstawie wystąpić o wykluczenie Litwy z Ligi Narodów z powodu uporczywego utrzymywania „fikcji prawnej stanu wojny”. Nie zrobiono jednak tego. Mimo inicjatyw ze strony polskiej żaden postęp w kolejnych latach nie nastąpił. Dla litewskich polityków sprawa Wilna była kwestią narodowego honoru.

Strzały na granicy

Licząca 520 km granica polsko-litewska dzieliła więc oba kraje niewidzialnym murem, szczególnie na Wileńszczyźnie. Z polskiej strony kilometrowy pas ziemi niczyjej patrolowały jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza. Ze strony Litwy, która – jak już wiemy – granicę uważała jedynie za linię demarkacyjną, nie było nawet znaków granicznych, a teren patrolowały podlegające lokalnym władzom jednostki policji. Poza rolnikami mającymi pola w pasie ziemi niczyjej lub po obu stronach granicy – i oczywiście przemytnikami – żaden ruch praktycznie się tam nie odbywał. Regularnie natomiast dochodziło do incydentów zbrojnych. Pomiędzy 1927 a 1938 r. po obu stronach zginęło siedmiu strażników, a 13 zostało rannych. Z czasem takie incydentalne strzelaniny zaczęto traktować jak swoistą rutynę i nie budziły już żadnego zainteresowania mediów. Wszystko zmieniło się 11 marca 1938 r.

W piątkowy poranek w okolicy wsi Transninkai funkcjonariusz litewskiej policji Justas Lukoševičius był na rutynowym obchodzie, kiedy usłyszał dwa, a następnie trzy strzały. Poinformował o incydencie zwierzchnika, który nakazał mu natychmiastowe przeprowadzenie dochodzenia. Lukoševičius w pewnym momencie zauważył biegnącego między krzakami na polską stronę żołnierza. Kiedy wezwał go do zatrzymania się, ten odwrócił się i strzelił w stronę Litwina.

Lukoševičius odpowiedział czterema strzałami. Kule dosięgły żołnierza, którym okazał się Stanisław Serafin, strzelec KOP. Mimo opatrzenia ran zmarł z upływu krwi, zanim na miejsce zdążył dotrzeć wezwany przez policjantów lekarz. Zwykle takie zdarzenia były wyjaśniane na spotkaniach oficerów, odpowiedzialnych za pilnowanie granicy z obu stron. Szef dystryktu policji w Alytus, Januškevičius, skontaktował się więc z pułkownikiem Żabińskim z 23. Batalionu KOP w Druskiennikach. Usłyszał wyjaśnienie, że żołnierz wszedł na terytorium Litwy przez pomyłkę. Następnego dnia ciało Serafina zostało wydane Polakom na moście granicznym w Varenie. Na zaplanowane na niedzielę kolejne spotkanie płk Żabiński już nie przyszedł. Władze w Warszawie postanowiły bowiem nadać incydentowi w Transninkai międzynarodowy rozgłos.

W niedzielę 13 marca 1938 r. dla wszystkich stało się jasne, że zajęta dzień wcześniej przez Wehrmacht, Luftwaffe i SS Austria stanie się częścią Niemiec. Trzecia Rzesza zyskiwała granice z Włochami, Węgrami i Jugosławią i brała w kleszcze Czechosłowację, od której Hitler domagał się oddania Kraju Sudetów. Polski minister spraw zagranicznych Józef Beck przebywał w tym czasie we włoskim Sorrento, gdzie 16 marca miała się rozpocząć międzynarodowa konferencja. Kiedy dotarły do niego informacje o anszlusie Austrii i incydencie w Transninkai, natychmiast zmienił plany.

13 marca Beck wysłał do Polski depeszę z pokładu włoskiego niszczyciela, którym płynął z Sorrento do Neapolu, skąd miał odlecieć do Warszawy. Pisał w niej, że całkowita bierność wobec niemieckiej ekspansji jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski, i radził, by wykorzystać incydent na granicy polsko-litewskiej do natychmiastowego zmuszenia władz w Kownie do nawiązania stosunków dyplomatycznych z Polską i zakończenia stanu wojny.

Minister widział unormowanie stosunków z Litwą w szerszym kontekście – jako początek realizacji planu stworzenia polsko-bałtycko-skandynawskiego bloku państw, którego liderem byłaby Polska. Miałoby to przywrócić stan równowagi w coraz bardziej zdominowanej przez ZSRR i III Rzeszę Europie Środkowej. Dopóki jednak stosunki z Litwą były nieuregulowane, nie było szans na wciągnięcie do bloku Łotwy i Estonii, szczególnie po powołaniu przez nie w 1934 r. tzw. Bałtyckiej Ententy. Beck miał nadzieję na szybką zmianę tej sytuacji.

Na świętego Józefa

Narada w warszawskim zamku, siedzibie prezydenta Ignacego Mościckiego, odbyła się zaraz po powrocie Becka z Włoch. Wzięli w niej udział także wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski i minister spraw wojskowych gen. Tadeusz Kasprzycki. Plan Becka został zaaprobowany. Ustalono, że dla zwiększenia presji na rząd Litwy pod jej granicę zostanie skierowanych 50 tys. żołnierzy oraz broń pancerna, a kilkadziesiąt samolotów przeleci na lotniska w Wilnie i Lidzie. Polskie jednostki miały pozostawać w stanie ostrego pogotowia bojowego.

Jednocześnie z relokacją wojsk zaplanowano zdecydowane kroki dyplomatyczne. Przekazanemu Litwinom żądaniu postanowiono nadać formę bezdyskusyjnego ultimatum, a odpowiedź miała nastąpić w ciągu 48 godzin od jego otrzymania. Termin wręczenia noty ustalono na czwartek 17 marca, odpowiedź musiała więc nadejść do soboty. Dużą rolę odegrały tu względy sentymentalne – 19 marca przypadał dzień świętego Józefa, patrona Piłsudskiego. Załatwienie sprawy Litwy i Wilna miało być więc swoistym prezentem imieninowym dla zmarłego niespełna trzy lata wcześniej Marszałka.

Wkrótce, równocześnie z przygotowywaniem przez MSZ treści ultimatum, rozpoczęła się wielka kampania prasowa, będąca kolejną formą nacisku na władze Litwy. Jej kulminacją stał się zwołany na 17 marca ogromny wiec na placu Piłsudskiego w Warszawie, któremu ton nadawały orkiestry wojskowe, organizacje paramilitarne i kombatanckie. Wieczorem 200 tys. ludzi z flagami i transparentami „Wilno to serce Polski” i „Ukarać zbrodniarzy litewskich” ruszyło w Aleje Ujazdowskie do Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych, gdzie na balkonie powitał ich marszałek Edward Rydz-Śmigły.

Chociaż demonstracja była starannie wyreżyserowanym przez władze spektaklem, widok ubranego w polowy mundur marszałka budził skrajne emocje. „Wodzu, prowadź nas na Kowno!” – krzyknął ktoś z tłumu. Tysiące gardeł podjęło hasło. Gdy pod gmachem GISZ trwała demonstracja, polski ambasador w Estonii Wacław Przesmycki wszedł do poselstwa litewskiego w Tallinie i wręczył szefowi placówki Bronisławowi Dailide notę od polskiego rządu z treścią ultimatum. Litwin zbladł i czytał na stojąco: „W negatywnym wypadku rząd polski własnymi środkami zabezpieczy słuszne interesy swojego państwa”.

Chociaż o treści noty polski MSZ uprzedził rządy najważniejszych państw, w świecie dyplomacji wzbudziła ona konsternację. Nikt nie wiedział, co się wydarzy, jeśli rząd Litwy odrzuci polskie żądanie. Żaden wariant awaryjny nie był brany pod uwagę. Czy w razie odmowy polskie wojska wejdą na terytorium Litwy? A jeśli tak, to co będzie ich celem – zajęcie pasa ziemi niczyjej czy okupacja całego kraju? Obalenie litewskich władz? Napięcie wzrosło jeszcze bardziej, gdy informacje wywiadowcze potwierdziły, że wojska wzdłuż granicy z Litwą koncentrują też Niemcy.

18 marca 1938 r. Hitler wydał rozkaz gotowości bojowej I Dywizji Wehrmachtu w Prusach Wschodnich oraz jednostkom SS w Tilsit (obecnie Sowieck), tuż przy granicy z okręgiem Kłajpedy. Luftwaffe rozpoczęło loty nad terytorium Litwy, a niemieckie okręty wojenne zbliżyły się do Pilawy i portu w Kłajpedzie. Stawało się jasne, że w przypadku akcji wojsk polskich oddziały niemieckie także przekroczą granicę i zajmą rejon Kłajpedy oraz tereny na zachód i północ od Niemna. Niewykluczone, że rząd III Rzeszy traktował wówczas te tereny jako swego rodzaju kartę przetargową – Kłajpeda miała być ewentualną rekompensatą dla Polski za rezygnację z Gdańska.

Koncentracja wojsk wokół granic Litwy zaledwie kilka dni po anszlusie Austrii wywołała w Europie strach. Na samej Litwie incydent z Transninkai zaczął być komentowany jako drugie Sarajewo, pretekst do wybuchu kolejnej wielkiej wojny, a polskie ultimatum utożsamiano z tym postawionym Serbii przez Austrię po zabójstwie arcyksięcia Ferdynanda. Dlatego w europejskich stolicach z wielkim napięciem czekano na odpowiedź. W nocy z 18 na 19 marca w rezydencji prezydenta Antanasa Smetony pod Kownem zebrał się litewski rząd, przewodniczący parlamentu oraz szef sztabu generalnego i głównodowodzący litewskiej armii. Atmosfera była napięta.

Większość zebranych była zgodna, że lepszym wyjściem jest narażenie na szwank narodowego honoru niż perspektywa okupacji Litwy przez polskie i niemieckie wojska. Tym bardziej że dowodzący armią gen. Stasys Raštikis stwierdził jasno, że w ciągu 24–72 godzin może zmobilizować do obrony jedynie 120 tys. rezerwistów. „Nie jesteśmy w stanie walczyć przeciw Polsce sami” – stwierdził. Natychmiast po spotkaniu minister spraw zagranicznych skontaktował się z ambasadorem Dailide i poinstruował go, by przekazał polskiemu ambasadorowi w Tallinie zgodę na postawione warunki.

Preludium wielkiej tragedii

W sobotę 19 marca, tuż po południu, na nadzwyczajnej sesji zebrał się litewski Seimas. Posłowie w milczeniu wysłuchali informacji przekazanej przez premiera. Parlament zaakceptował decyzję rządu, z dopiskiem „akceptujemy z powodu groźby użycia siły”. Polski rząd następnego dnia przysłał notę, że „litewskie poselstwo w Warszawie będzie miało zapewnione wszelkie warunki do normalnego funkcjonowania”. W ciągu tygodnia nastąpiła wymiana ambasadorów i attaché wojskowych, powołano też specjalną komisję do uregulowania spraw związanych z transportem i wymianą poczty między oboma krajami. Jednocześnie litewski rząd nałożył ścisłą cenzurę na media, zabraniając w jakiejkolwiek formie krytykowania decyzji o przyjęciu polskiego ultimatum.

Już po zakończeniu kryzysu stacja BBC opisała ten tydzień marca 1938 r. jako „czas największego napięcia i grozy”. Prawdziwa groza miała jednak dopiero nadejść. Rok po polskim ultimatum rząd Litwy otrzymał kolejne – od III Rzeszy – z żądaniem zwrotu okręgu Kłajpedy, który Niemcy utraciły w wyniku traktatu wersalskiego. Zaalarmowane przez Litwinów rządy Polski, Francji i Wielkiej Brytanii zachowały milczenie. 23 marca okręg Kłajpedy został przyłączony do Prus Wschodnich.

Niespełna pół roku później polsko-litewską granicę przekroczyło 13 tys. polskich żołnierzy i 25 tys. uchodźców – ofiar niemieckiej agresji. Na krótki czas Litwa stała się dla nich bezpiecznym schronieniem. W czerwcu 1940 r., w wyniku realizacji postanowień paktu Ribbentrop-Mołotow, Litwa i inne kraje bałtyckie znalazły się pod sowiecką okupacją. Dopełnił się kolejny akt europejskiej tragedii.

Polityka 11.2018 (3152) z dnia 13.03.2018; Historia; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "Nieomal Sarajewo"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną