Po I wojnie w Europie wyłoniły się nowe państwa – w tym Polska – w których zapanował dość powszechnie demokratyczny porządek ustrojowy, często wzorowany na konstytucji francuskiej. „Taka była tendencja powojenna, taka moda” – wyraził się Józef Piłsudski. Zresztą jego pozycja Naczelnika Państwa zrodziła paradoks; w powszechnym przekonaniu w wyborach na prezydenta byłby nie do pokonania, a prawica bała się jego hegemonii politycznej. Toteż w konstytucji marcowej z 1921 r. rola prezydenta została mocno okrojona, a parlamentu wzmocniona. Dzięki temu ustawa zasadnicza miała silnie demokratyczny, jak mówiono, „sejmokratyczny” charakter. Co doprowadziło do protestacyjnego wyjazdu Naczelnika do Sulejówka na polityczną emigrację. Na kilka lat.
Zwolennicy silnej ręki
Upadek tego systemu w Polsce nie był żadną anomalią. Jak się okazało, w Europie w dwudziestoleciu międzywojennym liberalne demokracje parlamentarne padały jedna za drugą. Spis autorytarnych wodzów, naczelników i regentów rozwalających i marginalizujących parlament jest długi. Przed Piłsudskim: we Włoszech Benito Mussolini, na Węgrzech adm. Miklós Horthy, od 1926 r. na Litwie prezydent Antanas Smetona, w Portugalii António Salazar, w Hiszpanii Primo de Rivera, a potem Francisco Franco, w Estonii Konstantin Päts, na Łotwie Kārlis Ulmanis, w Rumunii król Karol II, a potem gen. Ion Antonescu, w Austrii kanclerz Engelbert Dollfuss, w Grecji gen. Joanis Metaksas. Te kryzysy i upadki demokracji mieściły się między dwoma totalitarnymi ekstremizmami, personifikowanymi przez Hitlera i Stalina, które dość solidarnie kwestionowały powojenny ład europejski, nie uznawały kształtu i przebiegu granic, jawnie zapowiadały ich rewizję. Nowe państwa nie potrafiły udźwignąć trudności i ciężarów kryzysów gospodarczych, napięć społecznych, nierównowagi rozwoju i egoizmów państwowych, rozczarowań i powojennej demoralizacji.