Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Sezamowy sezon

Pozostłości Ptolemais są równie wielką atrakcją dla archeologów, jak i dla turystów Pozostłości Ptolemais są równie wielką atrakcją dla archeologów, jak i dla turystów DAVID HOLT / Flickr CC by SA
Polscy archeolodzy wydobyli w tym roku w libijskim Ptolemais 1,5 tys. zabytków! Dzięki nim budują coraz dokładniejszy obraz życia mieszkańców miasta, które w późnym antyku było jednym z ważniejszych ośrodków rzymskiej Afryki. A dla współczesnych stało się sezamem pełnym skarbów.

Archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego prowadzą w Ptolemais prace wykopaliskowe od 2001 r. Ich największym dotychczasowym osiągnięciem było odnalezienie rzymskiej willi ze wspaniałymi mozaikami. W tym roku również, w tzw. Pałacu Leukaktiosa, odsłonięto kolejną, trzynastą już mozaikę. Jednak to nie ona stała się największym hitem sezonu, odkryć było bowiem znacznie więcej. Archeolodzy znaleźli pod pałacem sześć cystern, a w nich pozostałości kolekcji rzeźb antycznych. Sam fakt, że cystern było aż tyle, nie jest niczym wyjątkowym. W nadmorskim Ptolemais pozbawionym źródeł słodkiej wody takie cysterny znajdowały się wszędzie. Gromadzona w nich woda była mieszkańcom miasta niezbędna do życia podczas trwającej ponad pół roku pory suchej. Na cembrowinach cystern widać wyraźne ślady ich używania, a ze środka wydobywane są naczynia, którymi czerpano wodę.

Rzeźby w dobrym tonie

W tym roku, nieomal równie często co zagubione naczynia, wyciągano z cystern fragmenty rzeźb. Do cysterny pod willą trafiły fragmenty posążku Afrodyty, grupy przedstawiającej satyra goniącego menadę, pozbawione głowy popiersie któregoś z władców, części posążku Asklepiosa i cyrenajskiego bóstwa Zeusa-Amona (przedstawionego z baranem na głowie), a także mała hellenistyczna główka portretowa (być może Aleksandra Wielkiego), główka wczesnoklasycznej rzeźby Ateny oraz piękna głowa Afrodyty. Najprawdopodobniej uszkodzone marmury wyrzucił ktoś do nieużywanej już cysterny.

– W połowie XX w. włoscy archeolodzy znaleźli w pobliskim Palazzo delle Collonne niezwykłą kolekcję dzieł sztuki hellenistycznej i staroegipskiej – przypomina prof. Tomasz Mikocki, szef wykopalisk w Ptolemais. – Kto wie, może również któryś z właścicieli „naszej” willi był zbieraczem rzeźby. Posiadanie w domu posągów należało do dobrego tonu, było wyrazem mody, a także dowodem wysokiej pozycji społecznej. W przypadkach kolekcjonowania grup erotycznych (a fragmenty takich marmurów również znaleźliśmy) mogło być też rodzajem antycznej pornografii na najwyższym poziomie. Z pewnością na takie hobby mógł sobie pozwolić tylko bogacz.

Zresztą mieszkańcy Ptolemais dbali o kulturę i wychowanie. Chłopcy pobierali nauki m.in. w gimnazjonie. W pobliżu takiego obiektu, zlokalizowanego w trakcie poprzedniej kampanii wykopaliskowej, znaleziony został m.in. dwumetrowy słup. Zapisano go z czterech stron nazwiskami urzędników organizujących zawody sportowe. Rejestr ów prowadzono ponad 150 lat, świadczą o tym różnice w kroju liter poszczególnych pozycji.

– Ludziom tym zależało na uwiecznieniu swoich imion z czystej pychy i pragnienia popularności – mówi prof. Ewa Wipszycka z Uniwersytetu Warszawskiego, która w tym roku dołączyła do zespołu badawczego. – Obecność imienia przodka na stojącym w publicznym miejscu słupie zapewniała też jego potomkom wysoką pozycję i ułatwiała im starania o urzędnicze stanowiska w mieście obsadzane w drodze wyborów. Wprawdzie grono elity miejskiej było szczupłe, ale walka między jej członkami bardzo ostra. Upajająca satysfakcja ze zwycięstwa w rywalizacji kompensowała przykrość natury finansowej: za pełnienie funkcji publicznych nie płacono, odwrotnie, trzeba było wykładać z własnej kieszeni pieniądze na organizacje igrzysk. Może to właśnie któryś z nauczycieli gimnazjonu był wielbicielem sztuki dawnych mistrzów i zaszczepił w swoich uczniach miłość do rzeźby?

Rzymska kasa sklepowa

Kolejne odkrycie czekało na archeologów przy ulicy przylegającej do willi. W szeregu pomieszczeń służących zapewne jako warsztaty lub sklepy, tuż obok warsztatu metalurgicznego (z zachowanym piecem do wytopu metalu), znajdował się niewielki kantorek. Natrafiono w nim na niezwykły skarb: górę rzymskich monet. – Na poziomie posadzki znaleźliśmy 566 monet ważących 12,5 kg – mówi prof. Mikocki.

– Stożkowa forma, w jakiej znaleźliśmy monety, dowodzi, że ich właściciel przechowywał je w jakimś worku, który nie przetrwał do naszych czasów.

W skład skarbu wchodziły monety brązowe i 15 srebrnych, wszystkie z II i III w. n.e. Najwięcej jest sesterców (czyli popularnych, dużych monet brązowych) wybitych w mennicy rzymskiej. Tylko dwie z nich – z Zeusem-Amonem na rewersie – wybito w pobliskiej Kyrene. – Najstarsze monety pochodzą z czasów Trajana (98–117) i są najsłabiej zachowane, gdyż były w obiegu przez blisko 150 lat, najmłodsze to monety Filipa I Araba (244–249) – tłumaczy archeolog Piotr Jaworski. – W naszym skarbie mamy na przykład monetę z przedstawieniem jelenia, wybitą z okazji obchodów tysiąclecia państwa rzymskiego. Cesarz wyprawił wówczas wielkie igrzyska, na które sprowadził egzotyczne zwierzęta z różnych stron świata. Ich podobizny polecił umieścić na rewersach.

W żargonie archeologicznym skarbem nazywa się zespoły monet, biżuterii czy innych wartościowych przedmiotów ukryte przez właścicieli w nadziei na późniejsze ich odzyskanie, do którego z jakichś powodów nigdy nie doszło. Najczęściej skarby znajdowane są w garnkach, kasetkach czy skrzyneczkach, które miały zapewnić im bezpieczne przechowanie w ziemi. W Ptolemais archeolodzy nie natrafili jednak na „sejf”, tylko raczej na „kasę”. – Tutaj mamy do czynienia zapewne z monetami, które stanowiły dochód właściciela warsztatu z prowadzonej przez niego działalności gospodarczej – zaznacza prof. Mikocki. – W czasie trzęsienia ziemi, gdy zawalił się strop, worek z pieniędzmi został pogrzebany w ruinach.

Część pieniędzy rozsypała się po podłodze albo też ktoś próbował je wydobyć, ponieważ niektóre monety archeolodzy znaleźli w pewnym oddaleniu od reszty.

– Przypuszczalnie zamożny rzemieślnik miał ich aż 600 – mówi Jaworski. – Najprawdopodobniej nie była to szczególnie duża suma, tylko typowy dochód bogatego zakładu z pewnego okresu poprzedzającego katastrofę.

Na podstawie tego znaleziska będzie można ustalić też kilka innych ważnych faktów. Po pierwsze, siłę nabywczą, jaką reprezentował skarb około połowy III w. W sukurs archeologom przyjdą badacze papirusów, którzy pomogą zgromadzić zachowane w tekstach informacje na temat cen towarów i usług na terenie sąsiedniego Egiptu. Po drugie, ten pierwszy na terenie Cyrenajki skarb z tego okresu ma ogromną wartość datującą. Wiadomo bowiem, że prowincję tę kilka razy nawiedzały silne trzęsienia ziemi, które niszczyły tamtejsze miasta. Jednym z groźniejszych było trzęsienie datowane na 262 r. n.e. Tymczasem najpóźniejsze monety ze skarbu z Ptolemais nie mogły być wybite po 249 r. – Worek z pieniędzmi utknął w pomieszczeniu zawalonym w trakcie trzęsienia ziemi, jeśli jednak miało ono miejsce w 262 r., to dlaczego nie ma tu monet z lat 250–262? – zastanawia się Jaworski. – Niewykluczone, że mamy tu do czynienia ze słabo dotychczas udokumentowanym w Cyrenajce trzęsieniem ziemi, które w 251 r. zniszczyło położoną nieopodal Kretę.

W poszukiwaniu bazylik

Archeolodzy przy poszerzaniu wykopów wokół Pałacu Leukaktiosa odkryli w tym roku również dwuizbowy budynek wbudowany w willę po trzęsieniu ziemi w 365 r. W jednym z jego pomieszczeń znajdował się piec ceramiczny, w którym wypalano terakotowe lampki. Oprócz samych lampek, często dekorowanych symbolami chrześcijańskimi, znaleziono tam formy, z których je wyciskano.

W innym miejscu zauważono, że do willi przylegała niewielka, licząca sobie około 20 metrów długości budowla bazylikalna – charakterystyczna dla miast chrześcijańskich konstrukcja z półokrągłą absydą. – To nie mógł być porządny kościół, w którym odbywał się regularny kult – mówi prof. Wipszycka. – Raczej wygląda on na małą kaplicę, jakich w mieście musiało być znacznie więcej. Odbywały się w nich sporadyczne msze, takie jak święta patronów, zaślubiny czy msze za dusze zmarłych. Ptolemais miało około dziesięciu kościołów z prawdziwego zdarzenia, w których codziennie odprawiano msze i zamykano je na noc.

Poszukiwania bazylik zaplanowano na przyszły rok. Nowy projekt stawia sobie za cel zlokalizowanie, a w rezultacie odkopanie bazyliki jednego z Ojców Kościoła – Synezjusza z Kyrene. Znany jest jego list, w którym mówi, że gdy chodził z domu do kościoła, musiał przejść przez agorę. – Na razie nie wiemy, gdzie jest agora, choć możemy założyć, że znajdowała się gdzieś pośrodku miasta. Z pewnością też biskup Ptolemais mieszkał w bogatej dzielnicy nadmorskiej lub rezydencjonalnej – zastanawia się prof. Mikocki. – Na zdjęciach satelitarnych widać co najmniej osiem dużych bazylik, ale ze źródeł tekstowych wynika, że pod uwagę możemy brać tylko jeden z dwóch kościołów, które wstępnie pomierzyliśmy. Nasze przypuszczenia zweryfikują dopiero planowane badania geofizyczne oraz wykopaliska.

Jak widać, badania w Ptolemais nie ograniczają się tylko do jednej willi. Polscy archeolodzy przekopali w ciągu dotychczasowych sześciu sezonów powierzchnię około tysiąca metrów kwadratowych, ale nadal jest to tylko malutki fragmencik miasta liczącego w obrębie murów przeszło 250 ha. Zarówno do dokumentacji architektury Ptolemais, jak i do szukania określonych obiektów w mieście Polacy wykorzystują najnowsze, nieinwazyjne techniki wykopaliskowe. W tym roku fotograf Miron Bogacki wykonał setki zdjęć z lotni, doskonale przedstawiające całe miasto. Zdjęcia robione były w porze suchej, dlatego porównanie ich ze zdjęciami, jakie wykonane zostaną na wiosnę (gdy pojawi się roślinność) może umożliwić lokalizację wielu nieznanych budowli.

Dokonaniami Polaków zachwyca się zarówno konkurencja (czyli pracujący w Libii od kilkudziesięciu lat Włosi), jak i sami Libijczycy. Największym dowodem uznania była propozycja założenia Polskiego Instytutu Archeologicznego, jaką Libijczycy przedstawili polskiemu MSZ. – Bylibyśmy jedynym zagranicznym instytutem naukowym w Libii – marzy prof. Mikocki. – Przed nami stanęłoby otworem całe wybrzeże zachodniej Afryki, czyli stanowiska w Libii, Maroku i Algierii. Wielkie odkrycia i wielkie plany, a pomyśleć, że w 2001 r., gdy nikt nie wróżył archeologom tak wielkich sukcesów, „Polityka” była jednym ze sponsorów tego przedsięwzięcia. Choć sukces ma wielu ojców, miło być jednym z nich.

 

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną