Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Pierwszy konflikt cywilizacji

Aleksander Wielki walczący pod Issos. Fragment mozaiki Aleksandra odnalezionej w Pompejach. Aleksander Wielki walczący pod Issos. Fragment mozaiki Aleksandra odnalezionej w Pompejach. Wikipedia
Aleksander Wielki w ciągu dziewięciu lat podbił olbrzymie terytoria Azji. Chcąc utrzymać ogromne imperium, świadomie przedzierzgnął się z macedońskiego króla we wschodniego despotę. To poróżniło go z żołnierzami przywykłymi do dawnych obyczajów, wedle których był on pierwszym pośród równych.

Z początkiem wiosny 334 r. p.n.e. niespełna dwudziestodwuletni macedoński król Aleksander przeprawił się przez Hellespont (obecnie cieśnina Dardanele) i jako pierwszy ze swoich żołnierzy zeskoczył z łodzi na brzeg, po czym wbił włócznię w ziemię ze słowami: „Przyjmuję od bogów Azję zdobytą włócznią". Wiódł wojsko liczące niewiele ponad 30 tys. pieszych i 5 tys. konnych; stojąc na jego czele, zamierzał zawojować całą ojkumene, czyli świat zamieszkany, znany mieszkańcom basenu Morza Śródziemnego, a także dotrzeć do krain jeszcze niepoznanych i również je ujarzmić.

Dokonał tego w wyniku nieustannych, trwających dziewięć lat podbojów. Stoczył trzy wielkie bitwy z Persami, które po kolei otwierały mu drogi do nowych krain. Wkrótce po przeprawie przez Hellespont zwyciężył nad rzeką Granik, co umożliwiło mu opanowanie Azji Mniejszej. Po starciu z perskim władcą Dariuszem pod Issos w 333 r. p.n.e. legły przed nim otworem Syria, Egipt i Mezopotamia. Gdy wreszcie rozgromił dwa lata później drugą armię Wielkiego Króla pod Gaugamelą, uznał się za jego spadkobiercę. Odbył zwycięski pochód przez krainy o coraz bardziej egzotycznych nazwach: Babilonię, Persję, Medię, Partię, Hyrkanię, Baktrię i Sogdianę, przyjmując hołdy poddaństwa od co pokorniejszych lokalnych władców, a bezlitośnie rozprawiając się ze stawiającymi opór. Pierwotny cel wyprawy został zrealizowany. Było nim bowiem pomszczenie krzywd wyrządzonych przez Persów Grekom półtora stulecia wcześniej, w czasie wojen perskich (patrz opowieść o Pauzaniaszu w „Pomocniku Historycznym" nr 3, POLITYKA 29/06). Strudzeni żołnierze Aleksandra mieli nadzieję na powrót do swych ojczystych stron.

Ogromne państwo Dariusza - tak jak i jego ciało, poznaczone śladami ukłuć sztyletów satrapów, którzy go zdradzili w obliczu niechybnej klęski z rąk Macedończyków - leżało u stóp Aleksandra. Niesyty zdobyczy przekonał swych żołnierzy do podjęcia marszu na Indie. Niedługo potem jednak musiał zawrócić znad brzegów spływającej z niższych partii Himalajów rzeki Hyfasis (obecnie Beas), ulegając żądaniom swych wojów. Jak do tego doszło, że dotychczas posłusznie, wręcz ochoczo spełniające rozkazy swego wodza wojsko spowodowało, iż zarzucił on realizację śmiałych planów?

Niegdyś król-dowódca...

Monarchia macedońska miała specyficzny charakter. Władza króla nie była absolutna, dzielił ją bowiem ze zgromadzeniem żołnierzy. Każdy z uczestników dysponował prawem wypowiadania się w nieskrępowany sposób, okazując władcy szacunek przez zdjęcie hełmu. Decyzje podejmowane były większością głosów, a waga głosu każdego z obecnych była równa. O znaczeniu tego organu niech świadczy fakt, iż w procesach o zdradę (za którą przewidziana była kara śmierci) to właśnie ogół żołnierzy orzekał o winie; król występował w roli oskarżyciela. Oskarżony miał prawo do obrony i, jeśli zdołał przekonać zgromadzenie o swojej niewinności, mógł zostać uniewinniony wbrew oskarżeniu władcy. Aleksander nie zwykł kwestionować takich wyroków.

Obok istnienia całkiem demokratycznego organu władzy, który poprzez formułę funkcjonowania niejako ściągał króla z piedestału, o relacjach władcy z poddanymi decydowały jego osobiste cechy charakteru i umiejętności. Aleksander dokonywał czynów niesłychanej odwagi, nierzadko zakrawającej na brawurę. Zwykł tak czynić szczególnie wtedy, gdy nie był zadowolony z szybkości działań swoich żołnierzy. Podczas oblężenia pewnej cytadeli, której fortyfikacji nie mogli oni sforsować, sam wszedł na drabinę i, roztrącając obrońców, stanął na murze. Macedończycy, widząc swego władcę narażonego na trafienie strzałą lub oszczepem, przerażeni tym widokiem - i zawstydzeni własną opieszałością - rzucili się tym gwałtowniej do ataku.

Aleksander nie tylko walczył między swoimi żołnierzami, równie jak oni narażony na rany bądź śmierć, ale też dzielił z nimi codzienny trud wojennych wypraw. Miał w zwyczaju zsiadać z konia podczas długich marszów i iść pieszo; wiele zachowanych anegdot przedstawia go czekającego na ostatnich żołnierzy docierających do obozu bądź pomagającego utrudzonym.

Braterstwo broni macedońskiego króla z poddanymi, jego wielka odwaga i pewność siebie oraz poszanowanie zasad ustrojowych sprawiały, że Aleksander był otoczony wielkim szacunkiem, wręcz czcią. Jednocześnie żołnierze mieli zapewne poczucie możności sprzeciwienia się królowi w ramach zwyczajowego porządku - czyli wystąpienia jako zgromadzenie. Nigdy by jednak do tego nie doszło, gdyby ich relacje z władcą nie zepsuły się wskutek przejmowania przez niego wschodnich obyczajów.

...teraz despota

Aleksander miał świadomość, że zarządzanie olbrzymim terytorium, które podbił, będzie z pomocą samych tylko Macedończyków technicznie niemożliwe. Aby nie utracić raz już ujarzmionych ziem, musiał stać się królem nie tylko macedońskim, ale i azjatyckim. Pokonanych przez siebie wschodnich satrapów nieraz zostawiał na ich dotychczasowych stanowiskach, żądając w zamian lojalności. Świadom, że tym chętniej go ją obdarzą, jeśli upodobni się do władcy bardziej odpowiadającego ich wyobrażeniom, wcielił ten pomysł w życie.

Zamienił swój strój, który dotychczas od odzienia jego europejskich poddanych odróżniał się jedynie kolorem (purpurą sukni i bielą płaszcza), na wspaniałą szatę medyjską; zrezygnował także z diademu, czyli opaski na głowie związanej nad karkiem, z końcami luźno opadającymi na plecy, na rzecz tiary pokonanych przez siebie władców perskich. Był to rodzaj cylindrycznej czapki, przepasanej białą i czerwoną wstęgą.

Początkowo używał tego przebrania tylko podczas rozmów ze swoimi niehelleńskimi poddanymi oraz towarzyszami życia prywatnego, z czasem zaczął się w nim pokazywać oficjalnie. Już starożytni historycy rozumieli, że na przychylne dla Aleksandra nastroje wśród podbitych ludów miała wpływ równość obyczajów i zewnętrznych form życia, ale jego macedońscy poddani tego już nie pojmowali, uważając takie działania za krotochwile.

Wraz ze strojem Aleksandra uległ zmianie także jego styl życia. Zdobywszy na Persach ogromne bogactwa, dotychczas król małej, biednej Macedonii, który, aby wyruszyć na swą wyprawę, musiał się zadłużyć, zasmakował w splendorze towarzyszącemu Wielkiemu Królowi. Prócz zwykłego zachwytu z pewnością kierowało nim też przeświadczenie, że wraz z ogłoszeniem się władcą Azji, nie może się wzbraniać przed przyjęciem wystawnego stylu życia, by ów tytuł nie brzmiał w uszach jego azjatyckich poddanych śmiesznie. Kolejnym krokiem Aleksandra w umacnianiu władzy w Azji było uznanie się za równego bogom, rzecz znów dla Azjatów oczywista, natomiast dla Macedończyków nie do przyjęcia - szczególnie oburzył ich pomysł oddawania królowi czci przez składanie hołdu w formie padania na twarz. Przepych, który zagościł na dworze, oraz nowa etykieta gorszyły ich.

Uwieńczeniem działań Aleksandra mających ocieplić jego stosunki z nowymi poddanymi, były zaślubiny z Roksaną, córką baktryjskiego satrapy, który mu się dobrowolnie poddał. Podczas uroczystości, urządzonej wedle perskiego obyczaju, w związki małżeńskie z Azjatkami weszło też stu towarzyszy króla, naturalnie z jego inspiracji. Zaślubiny z dziewczyną niepochodzącą z królewskiego rodu, wprowadzoną na ucztę, by zabawiała biesiadników, jego przyjaciele odczuli jako poniżenie; wszak znalazł sobie teścia wśród tych, którzy mu się poddali.

Aleksander zapłacił za pozyskanie lojalności Azjatów dotkliwą cenę - więź łącząca go z poddanymi macedońskimi została poważnie nadszarpnięta. Od tej chwili każde jego nowe posunięcie będzie przez nich przyjmowane ze stale wzrastającą nieufnością. Aleksander z pewnością bolał nad tym faktem, który odbił się na jego psychice w niekorzystny sposób. Nieufność bowiem zaczęła wzrastać i w nim.

Pewnego razu, podczas wieczornej biesiady, pokłócił się z jednym ze swoich oficerów, Kleitosem. Poruszony jego szykanami wezwał straż. Zamroczenie alkoholem (a Macedończycy, w przeciwieństwie do Greków, nie mieli zwyczaju rozcieńczania wina wodą) oraz wyraźne opory w wykonaniu jego rozkazu spowodowały, iż Aleksander uznał, że właśnie dokonuje się na niego spisek. Zaczął histerycznie krzyczeć, że oto zostaje zdradzony przez swych towarzyszy, tak jak Dariusz przed nim. Jego zachowanie jest świadectwem, iż zaczynał czuć się coraz bardziej obco wśród nierozumiejących go i coraz bardziej niechętnie do niego nastawionych towarzyszy.

Kleitos miał pecha spotkać jeszcze tego samego wieczora wciąż wściekłego i pijanego Aleksandra. Zginął z jego ręki. Własna zbrodnia wstrząsnęła królem i miejsce wzburzenia szybko zajęła rozpacz, co nie zmieniło faktu, że paru innych znamienitych towarzyszy - Filotas, Parmenion, Kallistenes - podzieliło los Kleitosa. Oficjalnie skazani zostali za rzekomy udział w spiskach na życie Aleksandra, lecz wydaje się, iż pozbył się ich, niewygodnych już z racji wykazywanej przez nich pewnej niezależności czy wręcz krytykowania niektórych jego decyzji.

Ostatnim już czynnikiem, który nadwerężył relację Aleksandra z jego żołnierzami, był fakt, iż nie nadążali oni po prostu za swoim tryskającym energią królem. Stopniowo rosło ich rozgoryczenie, że wciąż oddala on horyzont podbojów, nie bacząc na ich zmęczenie ciągłą walką. Łatwo możemy sobie wyobrazić pomruki niezadowolenia wśród utrudzonego marszem i nieustającymi bitwami macedońskiego wojska. Otwarty bunt tej już niewielkiej, bo stanowiącej 1/6 całej armii, części sił zbrojnych, wciąż pozostającej pod względem militarnym prawdziwą elitą, wisiał w powietrzu.

Nie pójdą ani kroku dalej

Lato 326 r. p.n.e. powoli przechodziło w jesień, pozostawiając w pamięci żołnierzy niemiłe wspomnienie siedemdziesięciu dni marszu w nieustającym deszczu. Prócz jakże uciążliwej pory deszczowej ich morale osłabiła ciężka bitwa z lokalnym władcą Porosem, w której po raz pierwszy w życiu zmuszeni byli przeciwstawić się słoniom bojowym. Wieść o jeszcze silniejszej wrogiej armii, czekającej, by stawić im czoła na drugim brzegu rzeki Hyfasis, wywołała popłoch. Aleksander początkowo nie był świadom buntowniczych nastrojów w wojsku, póki nie doszły do niego słuchy o żołnierzach wygrażających, że nie pójdą za nim już więcej do boju. Nie chcąc, aby zamieszanie rozeszło się na całą armię, zwołał czym prędzej zgromadzenie.

„Celem wysiłków każdego dzielnego człowieka są, jak ja sądzę, jedynie takie, które wiodą go do pięknych czynów - przemówił. - Wytrwajcie jeszcze, bo pięknych czynów dokonują tylko ci, którzy narażają się na trudy i niebezpieczeństwa, a zaszczytnie jest żyć w aureoli męstwa i umierać, gdy się pozostawia po sobie nieśmiertelną sławę". Następnie zachęcał żołnierzy do zabrania po nim głosu, jednak ci spuścili tylko głowy w milczeniu. Stało się jasne, że trud jest dla Aleksandra celem samym w sobie i niemożnością jest wystąpić przeciwko niemu nie narażając się na gniew. Wreszcie nabrał odwagi Koinos, oficer podeszły wiekiem i cieszący się dużym poważaniem. Starał się przekonać króla, że jego czyny już są wielkie, a na dalsze żołnierze nie mają sił. Nalegał żarliwie: „Nie prowadź Macedończyków dalej wbrew ich woli. Nie znajdziesz w nich już dawnych żołnierzy tak gotowych do podejmowania trudów, gdy im zabraknie dawnej ochoty do walki. Wróć raczej sam, jeśli możesz, do domu, zobacz swą matkę!".

Oklaski, jakie otrzymał Koinos po swojej mowie, uraziły Aleksandra. Rozwiązał zgromadzenie, by zwołać je ponownie następnego dnia i oświadczyć z gniewem, że sam pójdzie dalej, znalazłszy z pewnością żołnierzy chcących z nim iść, bynajmniej nie wśród Macedończyków. Następnie zerwał się z miejsca i zamknął w swoim namiocie. Popełnił tym samym wielki błąd.

Gwałtowna reakcja króla, a przede wszystkim wyraźne aluzje, że jeśli oni za nim nie podażą, to i tak zrobią to jego azjatyccy poddani, zradykalizowała nastroje Macedończyków. Niegdyś, po zabójstwie Kleitosa, Aleksander zastosował podobny wybieg i z teatralną przesadą okazywał swój - z pewnością zresztą prawdziwy - żal. Wzbudził tym samym współczucie wśród żołnierzy martwiących się o jego stan zdrowia (nic bowiem wtedy nie jadł ani nie pił). Tym razem jednak się nie ugięli i nikt nie zaszedł do jego namiotu. Po trzech dniach próżnego czekania król zrozumiał, że nie uda mu się ich w ten sposób złamać, i ustąpił.

Aleksander w efekcie nie tylko zarzucił realizację planu podboju Indii - a miał wszak sięgnąć tym po nieśmiertelność! - ale i ucierpiał jego autorytet. Koinos swą mową uzyskał przychylność żołnierzy, którzy niegdyś poszliby za swoim ukochanym dowódcą w ogień; więcej - pozostali oficerowie również, milcząc, opowiedzieli się przeciw Aleksandrowi. Bez nich - doświadczonych, niezrównanie wyszkolonych weteranów - armia nie mogła sprawnie funkcjonować. Król zdał sobie sprawę z faktu, że potrzebuje ich bardziej niż oni jego. Aby z całego zajścia w ogóle wyjść z twarzą, ogłosił, iż wróżby ofiarne w związku z dalszą wyprawą nie wypadły po jego myśli, zatem zarządza odwrót. Macedończycy zareagowali na to śmiechem i radosnymi okrzykami; podchodzili do Aleksandra, dziękując i życząc mu wiele szczęścia. Współczesny historyk Peter Green, autor monografii o Aleksandrze Wielkim, stwierdził w niej dowcipnie, że jeśli ów miał kiedykolwiek ochotę wymordować ich gołymi rękoma, to z pewnością w tej chwili.

Co wynikło z tej spontanicznej kłótni władcy z poddanymi? Żołnierze nauczyli się, że są w stanie wymóc na swoim królu niemałe ustępstwa. Jednak zarówno oni zapamiętają tę lekcję, co zaprowadzi ich później do ponownego wystąpienia przeciwko Aleksandrowi, jak i ów nie zapomni o tym upokorzeniu. I tym razem to nie on będzie stroną, która przegra.

Aleksander tryumfujący

Po dwóch latach cofająca się armia dotarła do Opis, miasta leżącego nad Tygrysem. Tam przyprowadzono do Aleksandra oddział 30 tys. młodych Persów, których parę lat wcześniej on sam nakazał trenować do walki na sposób macedoński, a więc w zwartym szyku falangi. Będąc pod wrażeniem ich zwinności i sprawności w posługiwaniu się bronią, postanowił odprawić część ze swych utrudzonych żołnierzy, których przywiódł jeszcze z ich - jakże teraz dalekiej - ojczyzny. Wszak nieraz domagali się, aby pozwolił im na powrót do domów.

Jakież było ich oburzenie, gdy nakazał to 10 tys. najstarszych i najbardziej doświadczonych spośród nich! Postanowienie króla uznali bowiem za dowód, iż ten ich lekceważy i, wyeksploatowawszy ich siły i możliwości, porzuca. Otoczyli go, wołając głośno, by zwolnił ze służby ich wszystkich, skoro ma tych nowych „tancerzy", z którymi pójdzie na podbój świata. Czynili również drwiące aluzje do jego rzekomego boskiego rodowodu. Aleksander, wskutek przejmowania wschodnich obyczajów bardzo już porywczy, wpadł wraz ze swymi przybocznymi między żołnierzy i wskazał trzynastu spośród nich, których uznał za najgłośniej wyrażających swą dezaprobatę, po czym rozkazał ich natychmiast stracić. Zgromadzenie zdrętwiało ze strachu. Zaiste, Macedończycy nie spodziewali się takiego obrotu spraw.

Czemu Aleksander uciekł się już nie tylko do ostrych słów, ale i drastycznych czynów? Było to zapewne podyktowane wcześniejszym doświadczeniem: wybieg z izolowaniem się w namiocie nie odniósł skutku, zatem wobec ponownego oporu żołnierzy - bardziej już do tego skorych z powodu swojego sukcesu w wymuszeniu ustępstwa na królu - pozostała mu tylko brutalna siła, którą tym łatwiej mu było zastosować, im bardziej stawał się nieopanowany w gniewie.
Zastraszywszy w ten sposób swych żołnierzy, wygłosił do nich mowę, w której wypomniał im zasługi swego ojca w budowie podstaw militarnej potęgi małej Macedonii oraz swoje własne czyny, skrupulatnie wyliczając opanowane pod jego dowództwem ziemie, po czym ich odprawił, mówiąc: „Jeśli chcecie wszyscy odejść, idźcie wszyscy, a wróciwszy do domu powiedzcie, żeście opuścili waszego króla". Drwił sugerując, że zdobędą wtedy sławę wśród ludzi i błogosławieństwo bogów.

Po upływie trzech dni, podczas których nikogo do siebie nie przyjmował, zwołał zgromadzenie tylko azjatyckich poddanych i utworzył z nich gwardię przyboczną, a najznamienitszym nadał tytuł krewnych (a była to najwyższa ranga dworska). Macedończycy, świadkując temu, byli zdruzgotani. Poniewczasie dostrzegli, iż Aleksander może ich zastąpić pełnowartościowymi oddziałami i nie jest już od nich tak zależny; świadomi tego oficerowie nie wstawili się tym razem za nimi. Żaden Koinos nie wystąpił z protestem. Gdy król zaczął nadawać perskim oddziałom macedońskie nazwy, upokorzenie żołnierzy sięgnęło zenitu. Przybyli gromadnie pod kwatery Aleksandra, wyrażając skruchę, gotowi poddać się każdej, nawet najsroższej karze, byleby oszczędził im poniżenia i odrzucenia.

Widok hardych Macedończyków, teraz korzących się i szlochających, poruszył Aleksandra. Słysząc ich błagania, sam nie mógł powstrzymać łez; chciał im coś powiedzieć, lecz nie mógł wydobyć głosu. Wreszcie, usłyszawszy skargę tyczącą się zaszczytnego tytułu krewnego nadanego barbarzyńcom, zawołał: „Ależ ja was wszystkich uważam za krewnych swoich i odtąd tak będę was nazywał!". Następnie wyprawił wielką ucztę pojednawczą, na którą zaproszeni zostali Macedończycy, Persowie i ci spośród innych ludów, którzy zdążyli się już zasłużyć w służbie u pana wielkiego imperium.

Czyżby Aleksander Wielki po raz kolejny uległ swoim poddanym?

Zreasumujmy: w Opis wybuchł bunt. Żołnierze sprzeciwili się nie tylko doraźnym rozkazom swego króla, ale też wystąpili przeciwko całości jego polityki, z przejmowaniem przez niego wschodnich obyczajów i opieraniem się na wojskach pochodzenia, ich zdaniem, barbarzyńskiego. Ponieśli jednak klęskę; wpierw Aleksander zlikwidował trzynastu najbardziej aktywnych oponentów, a następnie, upokarzając Macedończyków, zmusił ich do całkowitej uległości. Jego wzruszenie, jakie okazał skruszonym żołnierzom, było podyktowane latami przeżytymi wśród nich, nierzadko w pierwszym szeregu podczas niezliczonych bitew, ale nie oznaczało bynajmniej odejścia od wschodniego modelu rządzenia. Łącząc tym samym środki typowe i dla wschodniego satrapy, i macedońskiego króla-dowódcy, doprowadził do pełnej kapitulacji swoich zbuntowanych poddanych. Zwyciężył na całej linii.

Wielkim jednak dramatem Aleksandra Wielkiego był brak zrozumienia u jego poddanych dla prowadzonej przez niego polityki. Nawet zwycięstwo w Opis nie zlikwidowało problemu, tylko odsunęło go w cień. Czy udałoby mu się zrealizować koncepcję wielkiego państwa rządzonego przez dwie, obce sobie kulturowo, nacje? Czy też doświadczałby kolejnych buntów, to z jednej, to znów z drugiej strony? Krótki czas, jaki pozostał ambitnemu królowi - a żył on jeszcze tylko rok - uniemożliwił nam na zawsze znalezienie odpowiedzi. Warto jednak sobie uświadomić, że Aleksander Wielki dwadzieścia cztery stulecia temu stanął w obliczu konfliktu cywilizacji Wschodu i Zachodu i poniósł jego konsekwencje.
Marcin Czajkowski

Ważniejsze źródła: Flawiusz Arrian, „Wyprawa Aleksandra Wielkiego", przeł. Helena Gesztoft-Gasztold; Diodor Sycylijski, XVII księga „Biblioteki historycznej"; Marek Junianus Justynus, XI i XII księga „Zarysu dziejów powszechnych starożytności na podstawie Pompejusza Trogusa [Z dodaniem prologów]", przeł. Ignacy Lewandowski; Kwintus Kurcjusz Rufus, „Historia Aleksandra Wielkiego", przeł. i red. Lidia Winniczuk; Plutarch z Cheronei, „Żywot Aleksandra Wielkiego", przeł. Mieczysław Brożek

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną