Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Wybrać, jak trzeba

Po przewrocie majowym w 1926 r. parlament funkcjonował do końca kadencji. Wybory zostały rozpisane w marcu 1928 r. Piłsudski wyznał później, że chciał 'mieć pewną grupę posłów umiejących zahamować życie sejmu'.

Józef Piłsudski życzył sobie, by głównym komisarzem wyborczym został cieszący się jego pełnym zaufaniem Stanisław Car, mistrz korzystnych dla sanacji interpretacji konstytucji (określano go złośliwie: Jego Interpretatorskoje Wieliczestwo). Artykuł 16 ordynacji wyborczej stanowił, że prezydent mianuje głównego komisarza na wniosek premiera spośród trzech kandydatów zgłoszonych przez Zgromadzenie Prezesów Sądu Najwyższego. Chodziło więc o to, aby Stanisław Car znalazł się w tej trójce. Wydawało się to możliwe, bo zdaniem samego Cara istniały szanse na pozyskanie prezesów Aleksandra Mogielnickiego, Bolesława Pohoreckiego i Mariana Seydy. Pozostałby tylko Aleksander Dworski. Prezesi jednak zawiedli i mimo interwencji ministra sprawiedliwości, na zaproponowanej przez nich liście znaleźli się sędziowie Giżycki, Ludkiewicz i Michalski. W tej sytuacji prezydent Mościcki złamał przepisy ordynacji wyborczej i powołał Cara.

Nominacja Stanisława Cara na stanowisko głównego komisarza wyborczego stwarzała dla piłsudczyków swego rodzaju bezpiecznik, lecz było to za mało, żeby wygrać wybory. Ten cel można było próbować osiągnąć dwojako. Metodą tradycyjną, poprzez utworzenie własnej partii politycznej, której do tej pory piłsudczycy nie mieli, lub też poprzez skupienie wyborców wokół osoby Józefa Piłsudskiego; zwalniałoby to z konieczności formułowania programu, zastępując go zasadą solidaryzmu państwowego.

W tej koncepcji wartością najwyższą był interes państwa określany przez rząd. Państwo przedstawiane było jako najwyższa forma organizacji społeczeństwa. Wyrażać miało interesy obywateli, co oznaczało konieczność poszukiwania kompromisu pomiędzy poszczególnymi klasami, warstwami, środowiskami społecznymi.

Te idee znaleźć można w ogłoszonej 19 stycznia 1928 r. deklaracji Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem Marszałka Piłsudskiego, podpisanej przez 373 osoby o bardzo różnych poglądach: od socjalistycznych po konserwatywne. Sygnatariusze deklarowali pragnienie, „by przyszli posłowie zwrócili szczególną uwagę na zagadnienia gospodarcze naszego młodego Państwa, dążyli do planowego wzmożenia produkcji krajowej, podniesienia zdolności wytwórczej na wszystkich polach pracy polskiej i by ten trud godzenia interesów podejmowali bez uprzedzeń i animozji partyjnych”.

Wiele miejsca poświęcano krytyce Polski przedmajowej. Stwierdzano: „Rząd Marszałka Piłsudskiego dokonał w ciągu 19 miesięcy olbrzymiej pracy, której dodatnie wyniki widzi i odczuwa każdy obywatel. Fakt ten musi rozbudzić więcej wiary i zaufania wśród szerokich warstw społeczeństwa niż czcze rezonerskie czy demagogiczne programy partyjne. Szumnych deklaracji programowych złożono w naszych sejmikach setki. Tyle one były warte, co mierzwa słomy”.

Szkodnicy unieszkodliwieni

W Warszawskiej Informacji Prasowej (WIP), w której publikowano materiały nadesłane przez różne komitety wyborcze, można było przeczytać tekst BBWR: „Niedługo, bo dopiero półtora roku trwający okres rządów Marszałka Piłsudskiego jest najlepszym już dowodem, ile może zdziałać dobra wola i bezinteresowne umiłowanie ojczyzny, gdy szkodnicy państwowi zostaną już unieszkodliwieni. Ten krótki okres już wzywa do zastanowienia, jak wielkie nieszczęścia spadłyby na naród, gdyby do władzy na powrót dorwało się niepoczytalne warcholstwo, węsząc wszędzie tylko osobisty interes, a państwo uważając za bezpański folwark”.

Nazwa użyta w deklaracji świadczy o tym, że pierwotnym zamiarem było utworzenie struktury w celu przeprowadzenia wyborów; jej dalsze losy zależeć miały od wyników. Deklarowano, że nie ma ona w niczym przypominać partii politycznej. Decydującą rolę przy tworzeniu BBWR odgrywał aparat państwowy. Starostowie i wojewodowie otrzymywali ścisłe instrukcje pełnego zaangażowania się. Kazimierz Świtalski, obok Walerego Sławka główny realizator przygotowań wyborczych, zanotował w prowadzonym diariuszu przebieg konferencji ze starostami w Lublinie 16 grudnia 1927 r.: „Rozpocząłem swoje przemówienie od zaznaczenia, że rząd ma prawo, podobnie jak każdy inny czynnik, wpływać na przebieg wyborów, o ile ten wpływ ograniczy się do nacisku moralnego na wyborców, i na wpływanie na ludzi mających jakiekolwiek znaczenie na tym terenie. Starostowie będą mieli za zadanie patronować i kontrolować akcję społeczną idącą na korzyść listy rządowej”.

Wspomniany przez Świtalskiego nacisk moralny był zrozumiałym dla obecnych eufemizmem. W dyskusji podnosili konieczność operowania koncesjami „jako pewną bronią agitacyjną”. W innym miejscu Świtalski zanotował: „Wojewoda Morawski zawiadomił mnie, że na swoim terenie idzie taktyką odbierania kredytów instytucjom endeckim”.

Jednym z najtrudniejszych zadań było ułożenie list kandydatów. Założeniem było, że obóz pomajowy wystawia jedną listę, lecz nie udało się tego w pełni zrealizować. Poza jedynką (taki numer nosiła lista BBWR), na niektórych terenach występowały jeszcze dwie listy: Narodowo-Państwowy Blok Pracy (nr 21) i Katolicka Unia Ziem Zachodnich (nr 10). Również listy Stronnictwa Chłopskiego (nr 10) i Polskiego Stronnictwa Katolicko-Ludowego (nr 13) miały charakter prorządowy.

Na liście jedynki znaleźli się konserwatyści z księciem Januszem Radziwiłłem na czele, socjaliści, radykalni działacze chłopscy, inteligenci. Kryterium była deklaracja lojalności wobec Józefa Piłsudskiego. W terenie starano się pozyskać lokalne autorytety. Dążono do tego, by komitety BBWR składały się z przedstawicieli różnych warstw i środowisk społecznych. Wciągano do nich ziemian, chłopów, przemysłowców, robotników, rzemieślników, nauczycieli, adwokatów, lekarzy. Akces do BBWR nie oznaczał konieczności rezygnacji z dotychczasowej przynależności partyjnej, ponieważ BBWR programowo nie był partią. W działalność na rzecz Bloku zaangażowały się też wszystkie organizacje kierowane i infiltrowane przez obóz pomajowy, jak np. Związek Legionistów Polskich.

Nie wszyscy piłsudczycy wierzyli w szanse wyborcze BBWR. Kazimierz Bartel, pierwszy pomajowy premier, na spotkaniu piłsudczyków w mieszkaniu Walerego Sławka stwierdził: „Nie mamy żadnych szans, aby wejść do sejmu jako poważny klub”. Było to stanowisko skrajne, lecz obawy przed wyborczym sprawdzianem były w obozie pomajowym silne. Te środowiska nie miały doświadczeń wyborczych, bo na ogół piłsudczycy wchodzili do parlamentu z list innych stronnictw politycznych, przede wszystkim PSL Wyzwolenia i PPS.

BBWR w jakimś sensie nawiązywał do przygotowywanej przez Piłsudskiego w 1917 r. koncepcji powołania Organizacji A, która miała skupiać działaczy organizacji lewicowych, czy szerzej – postępowych, zdolnych do postawienia wyżej interesu ogólnego niż cele partyjne. Aresztowanie Piłsudskiego przez Niemców w lipcu 1917 r. przerwało pracę nad tą koncepcją, choć Bogusław Miedziński, który ostatni rozmawiał z Piłsudskim na ten temat, dokonał mistyfikacji i w porozumieniu z Jędrzejem Moraczewskim i Tadeuszem Kasprzyckim powołał, rzekomo zgodnie z listą ułożoną przez Piłsudskiego, Konwent Organizacji A, który miał kierować piłsudczykami w czasie, gdy Komendanta więziono w Magdeburgu. Piłsudski zamierzał też powołać Organizację B, skupiającą działaczy prawicy, lecz w tym wypadku sprawa nie wyszła poza ogólne rozważania.

BBWR stanowił, w nowych warunkach, nawiązanie do tego sposobu myślenia. Sytuacja była o tyle lepsza, że Piłsudski mógł liczyć na poparcie konserwatystów, co stwarzało realne szanse na przełamanie monopolu endecji na prawicy. Pozyskanie ich było ważne z kilku powodów. Dawało obozowi pomajowemu polityczne alibi umożliwiające prawicowemu elektoratowi głosowanie na BBWR. A dla tych środowisk Piłsudski wciąż nosił socjalistyczne piętno. Chodziło również o odcięcie endecji od zasobów finansowych prawicy.

W wyborach 1928 r., jak stwierdza świetnie zorientowany Świtalski, „główny atak miał być wymierzony przeciw Narodowej Demokracji. Głęboka niechęć Piłsudskiego do tej partii wynikała z przeświadczenia, że była ona zbyt uległą wobec inspiracji obcych czynników i że powoływaniem się na ich protekcję chciała ułatwić sobie dojście do władzy w Polsce. Grały też znaczną rolę u Piłsudskiego reminiscencje jego długo tłumionego gniewu na oszczerczą kampanię tej partii w okresie sprawowania przez niego urzędu Naczelnika Państwa”.

Bolesne przetasowania

Konserwatyści, czy jak woleli się nazywać – zachowawcy, z natury źle się czuli w opozycji i z aprobatą przyjmowali przyjazne gesty Marszałka. W październiku 1926 r. w gabinecie Piłsudskiego znaleźli się przedstawiciele wileńskich konserwatystów Aleksander Meysztowicz i Karol Niezabytowski. Kilka tygodni później Piłsudski złożył wizytę w rezydencji Radziwiłłów w Nieświeżu. Pretekstem było udekorowanie krzyżem Virtuti Militari sarkofagu mjr. Stanisława Radziwiłła, który poległ jako adiutant Piłsudskiego w czasie wyprawy kijowskiej. To wówczas powstał wierszyk: „To nie sztuka zabić kruka/ani sowę trafić w głowę/ale sztuka całkiem świeża,/trafić z Bezdan do Nieświeża” – nawiązujący do socjalistycznej przeszłości Marszałka, który dowodził akcją napadu na wagon pocztowy na stacji w Bezdanach.

Zofia Nałkowska zanotowała w „Dziennikach” pod datą 31 października 1926 r.: „Lewica rozczarowana, pełna goryczy, jeszcze prawie nie mogąca uwierzyć – odstępuje to swoje dziwne bożyszcze z bólem, w zarzutach i krytyce wciąż jeszcze delikatna, nieśmiała, prawie tkliwa, jak opuszczona kochanka. Każda chwila zdziera nowe złudzenia. Ostatnie uroczystości w Nieświeżu pod hasłem monarchistycznym, wymiana mów z Radziwiłłem, Sapiehą, podniosłość narodowo-dziejowego nastroju – cóż za zdziwienie, jakież zamieszanie wśród pozostałych jeszcze w wierności szeregów!”.

Wcześniej, w pierwszych dniach czerwca 1926 r., premier Bartel zaprosił Andrzeja Wierzbickiego, dyrektora naczelnego Centralnego Związku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, powszechnie zwanego Lewiatanem, któremu oświadczył: „Mogę pana zapewnić, że ani w polityce społecznej, ani w gospodarce Marszałek nie pójdzie na żadne eksperymenty. Podstawy polityki skarbowej poprzednich gabinetów zostaną utrzymane”. Wierzbicki wysłuchał tej deklaracji z uwagą i zadowoleniem. Pozyskanie Lewiatana oznaczało bolesną dla endecji utratę ważnego źródła finansowania kampanii wyborczej, pozyskanie konserwatystów, przejęcie klienteli ziemiańskiej.

Po odzyskaniu niepodległości konserwatyści mieli poczucie utraty gruntu pod nogami. Powszechne wybory stwarzały konieczność szukania oparcia w ruchach masowych, bo konserwatyści byli jak jemioła – niezdolni do samodzielnej egzystencji, a przede wszystkim walki o mandaty. W dawnej Galicji związali się z ruchem ludowym. Ten sojusz okazał się jednak nietrwały. Naturalnym sojusznikiem wydawała się endecja, lecz Dmowski niechętnie umieszczał konserwatystów na listach wyborczych. Wybory 1922 r. zmarginalizowały środowiska konserwatywne, wewnętrznie zresztą rozbite.

Piłsudski stwarzał nadzieje na ich galwanizację. Chodziło nie tylko o ambicje polityczne. Przede wszystkim o ograniczający wpływ na realizację uchwalonej w 1925 r. reformy rolnej, ograniczanie nadmiernych, zdaniem konserwatystów, świadczeń socjalnych i wpływów komunistycznych. Meysztowicz wspomina, że jego wejście do rządu poprzedziły szczegółowe pertraktacje, w czasie których uzyskał stosowne zapewnienia.

Osiem milionów dla premiera

Był jeszcze cel doraźny przyciągnięcia konserwatystów do obozu pomajowego – pieniądze. Wybory były przedsięwzięciem kosztownym. Andrzej Wierzbicki w czasie rozmowy z Kazimierzem Świtalskim poinformował, że w 1922 r. tylko siedem mandatów z ich środowiska wymagało poparcia finansowego. Przeciętnie 30 tys. zł. Łącznie ok. 210 tys. zł, a więc bardzo mało. Wierzbicki zapytał też, czy rząd potrzebuje pieniędzy na akcję wyborczą. Świtalski odpowiedział, że wybory na Kresach będą bardzo kosztowne i że będzie na nie potrzeba 3–5 mln zł.

Rozmowa z Wierzbickim miała miejsce 8 grudnia 1927 r. Wkrótce po niej, 16 grudnia, Piłsudski wysłał odręczny list do ministra skarbu Gabriela Czechowicza: „Sprawy państwowe zmuszają mnie do wymagania od Pana zwiększenia mego funduszu dyspozycyjnego o 5 milionów złotych (pięć). Zechce Pan Minister przekazać tę sumę do Prezydium Rady Ministrów do mojej dyspozycji”. Realizując to polecenie min. Czechowicz wniósł 20 grudnia pod obrady Rady Ministrów wniosek o powiększenie funduszu dyspozycyjnego premiera o 5 mln zł. Ta kwota została poprawiona na maszynopisie na 8 mln i w tej wysokości uchwalona.

Przewidziany w budżecie fundusz dyspozycyjny premiera wynosił 200 tys. zł. Wzrost więc był ogromny. Były jednak na to pieniądze w kasie państwowej. Ustawa budżetowa upoważniała rząd do wydania w roku budżetowym 1927/1928 prawie 2 mld zł, ale wobec znacznej nadwyżki dochodów rząd przekroczył budżet o ok. 560 mln zł. Ów wzrost dochodów państwa był rezultatem korzystnej dla Polski koniunktury, w czym miał swój udział długotrwały strajk górników brytyjskich, otwierający rynki dla polskiego węgla.

Świetny znawca dziejów gospodarczych Polski Zbigniew Landau uważa, że „lata 1926–1929 były najkorzystniejszym okresem gospodarczym w całej historii II Rzeczypospolitej”. Zwiększenie funduszu dyspozycyjnego premiera o 8 mln zł nie miało żadnego znaczenia ekonomicznego, miało natomiast znaczenie polityczne i moralne.

Było to o tyle istotne, że piłsudczycy głosili program rewolucji moralnej, uzdrowienia państwa, walki z nadużyciami i aferami. Po przewrocie majowym nie udało się wykryć żadnej wielkiej afery ani udowodnić korupcji aparatu państwowego. Wytoczono wprawdzie proces gen. Michałowi Żymierskiemu, ale to złodziejstwo było niewspółmierne do poprzedzającej przewrót majowy propagandy. Póki jednak była korzystna koniunktura gospodarcza, odczuwalna w rodzinnych budżetach, można było utwierdzać społeczeństwo w przekonaniu, że odsunięcie od władzy rozkradających Polskę polityków dało natychmiastowe pozytywne skutki.

Fundusz dyspozycyjny premiera nie podlegał kontroli parlamentarnej, lecz wszelkie przesunięcia w budżecie wymagały akceptacji parlamentu. Owe 8 mln zł na fundusz dyspozycyjny premiera zostało przekazane, gdy skończyła się już kadencja sejmu, a nowy nie został jeszcze wybrany. Na razie można więc było spokojnie pieniądze te wydawać. Piłsudski nie ukrywał, że są one przeznaczone na akcję wyborczą, co było niezgodne z prawem.

Pieniądze wyborcze przeznaczone były na różne cele. Z notatek Świtalskiego: „Gazeta Poranna” lwowska za 5000 miesięcznie trzymałaby linię rządową podczas wyborów (10 listopada 1927 r.). Jakubowi Bojce, nestorowi ruchu ludowego, Świtalski obiecał 10 tys. zł na cele agitacyjne (23 listopada). Następnego dnia obiecał 3 tys. zł miesięcznie na „Ziemię Lubelską” pod warunkiem „że redakcja dostaje się do rąk naszych bez żadnych ubocznych wpływów”. 30 grudnia Zofia Moraczewska, przewodnicząca Ligi Kobiet Polskich, zwróciła się do Świtalskiego o dotację w wysokości 150 tys. zł – zgodził się na 50 tys. zł.

Ostatnia przed wyborami notatka Świtalskiego nosi datę 9 stycznia 1928 r. Dalsze nie zachowały się. Decyzje finansowe podejmował Świtalski i zapewne też Sławek. Piłsudski miał do obu całkowite zaufanie.

Stosowano też różne formy nacisku. Świtalski starał się nie dopuścić do powstania bloku wyborczego radykalnego PSL Wyzwolenie i PPS. Kazimierz Bartel miał więc oświadczyć socjalistom, że jeśli PPS pójdzie sama do wyborów, przedłużona zostanie dzierżawa drukarni państwowej dla „Robotnika”, jeśli zblokuje się z „Wyzwoleniem” – drukarnię straci. Głośne stało się cofnięcie kredytów Centralnemu Towarzystwu Rolniczemu, co spowodowało nawet interwencję, zresztą bezskuteczną, prezydenta Mościckiego. Kuszono propozycjami wpisania na listy wyborcze lub przymknięciem oczu na różne grzeszki. Nie uchylano się od zwykłych przekupstw.

Wyszło całkiem nieźle

BBWR uzyskał w wyborach sejmowych prawie 2400 tys. głosów, co dało mu 102 mandaty zdobyte w okręgach i 23 z listy państwowej. Do senatu wprowadził 48 senatorów, ale ostatecznie klub senacki BBWR liczył 46 osób.

Druzgocącą klęskę poniosła endecja. W poprzednim sejmie miała 100 posłów i mogła zawsze liczyć na głosy konserwatywnego Stronnictwa Chrześcijańsko-Narodowego (20 posłów), była więc najsilniejszym stronnictwem. W 1928 r. BBWR zajął jej miejsce, zaś endecja znalazła się dopiero na czwartej pozycji, wyprzedzona również przez PPS i PSL Wyzwolenie. Równie dotkliwą porażkę poniosło PSL Piast, które w 1922 r. zdobyło 70 mandatów, a w 1928 r. zaledwie 21. Ze stronnictw istniejących w poprzednim sejmie największą beneficjentką była PPS, która zwiększyła swój stan posiadania z 41 do 63 mandatów.

Bezpośrednio po wyborach Piłsudski oceniał ich wyniki raczej pozytywnie. W gronie najbliższych współpracowników stwierdził, że celem, który sobie stawiał, było „mieć pewną grupę posłów umiejących zahamować życie sejmu”. Wybór marszałka sejmu okazał się jednak porażką Piłsudskiego. Kazimierz Bartel uzyskał tylko 141 głosów, zaś Ignacy Daszyński – 206. Marszałkiem został więc kandydat socjalistów. Posłowie BBWR i członkowie rządu demonstracyjnie opuścili salę sejmową. Na tym jednak demonstracja się zakończyła i sejm rozpoczął normalne funkcjonowanie.

Wydaje się, że Piłsudski, zaskoczony sukcesem wyborczym BBWR, zastanawiał się nad przyszłością sejmu. Gdyby powiodło się z wyborem Bartla, to mając całkowicie powolnego prezydenta i pełną kontrolę nad rządem można byłoby przystąpić do reformowania systemu. Wybór Daszyńskiego oznaczał walkę z sejmem, kompromitowanie go w oczach opinii publicznej, odsunięcie perspektywy przekształceń ustrojowych.

Był to prolog rozgrywki, która zakończyła się rozwiązaniem sejmu, uwięzieniem przedstawicieli opozycji w twierdzy brzeskiej i wyborami, już fałszowanymi, które zapewniły większość BBWR.

Andrzej Garlicki

Polityka 36.2007 (2619) z dnia 08.09.2007; Historia; s. 75
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną