Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Od słupów Chrobrego do Schengen

Za obronę granic odpowiadał król, którego drużynę przy większym zagrożeniu wspierało pospolite ruszenie. Fot. Tadeusz Późniak Za obronę granic odpowiadał król, którego drużynę przy większym zagrożeniu wspierało pospolite ruszenie. Fot. Tadeusz Późniak
Dziś, gdy likwidujemy granice z sąsiadami, warto przypomnieć, jak w biegu dziejów niemałym trudem wytyczaliśmy je i umacniali.

Brakuje wiarygodnych przekazów pozwalających jednoznacznie stwierdzić, jak przebiegały najstarsze granice polskiego państwa. Przybliżony ich opis zawierał dokument „Dagome iudex”, w którym książę Mieszko oddał się pod opiekę papieża Jana XV, ale nawet i on zaginął. Terytorium Mieszka dalej poszerzał Bolesław Chrobry, o którym Władysław Bełza, poeta i autor patriotycznych wierszy, za Gallem Anonimem pisał, że „graniczne słupy od rzeki Sali, po Dniepru stawia aż tonie”. Wbijanie słupów w Salę uwieczniono w 1937 r. na fresku w holu Wojskowego Instytutu Geograficznego w Warszawie (dziś Al. Jerozolimskie 97). Przetrwał on wojnę i lata PRL. Najpierw niemieckim okupantom wmówiono, że Chrobry słupy wbija w Dniepr, a potem towarzyszom z NRD, że w Odrę, nie zaś w płynącą przez środek ich kraju Salę.

Dawne granice w zasadzie były granicami naturalnymi. Biegły wzdłuż rzek i szczytami górskich pasm. Chroniły je bagna i puszcze. Lasów tzw. Przesieki Śląskiej – ciągnących się od Gór Złotych, wzdłuż Nysy Kłodzkiej do Odry – do końca XIII w. nie wolno było trzebić. Przeszkody naturalne wzmacniano wałami i zasiekami z powalonych drzew. W miejscach przekraczania rzek stawiano obronne grody. Nie mamy co prawda granicznych budowli na miarę chińskiego muru czy wału Trajana, ale i dziś nad Bobrem i Odrą kilometrami możemy wędrować wzdłuż tzw. wałów śląskich, potocznie nazywanych wałami Chrobrego. Według najnowszych badań powstały w okresie rozbicia dzielnicowego. Nie tyle chroniły granice, co kierowały kupców w pożądanym kierunku, aby łatwiej było ich kontrolować i ściągać cło.

Za obronę granic odpowiadał król, którego drużynę przy większym zagrożeniu wspierało pospolite ruszenie. Z nadgranicznych grodów obserwowano sąsiednie terytorium. Konne i piesze patrole organizowały zasadzki i podsłuchy. Prowadzono też wywiad, korzystając z kupców i pielgrzymów. Granicę przekraczało się bez dokumentów, co jednak nie oznaczało, że podróżnych nie kontrolowano.

Po śmierci Bolesława Krzywoustego jednolite państwo się rozpada. W 1241 r. aż pod Legnicę docierają Tatarzy. Na rzecz Brandenburgii tracimy ziemię lubuską, Czesi zajmują Śląsk, a sprowadzeni nad pruskie pogranicze rycerze Zakonu Najświętszej Marii Panny (Krzyżacy) nie tylko zajmują ziemie Prusów, ale i Pomorze Gdańskie – na parę stuleci stając się naszym groźnym sąsiadem. Rozbicie dzielnicowe przezwyciężają dopiero Władysław Łokietek i Kazimierz III Wielki. Ten ostatni stawia ok. 80 zamków i innych budowli, chroniących też granice.

Oddziały drabów

Pod koniec XV w., za Jagiellonów, już po unii Polski z Litwą i Rusią, Rzeczpospolita ma ponad 6,5 tys. km granic. Na północy, zachodzie i w części na południu są one w miarę dokładnie wytyczone, chronione przez naturę i fortyfikacje. Do dziś nieopodal Prostek (powiat Ełk) stoi najstarszy w Polsce słup graniczny (w kształcie kapliczki), postawiony w 1545 r. na trójstyku granic Korony, Litwy i Prus. Na wschodzie i południowym wschodzie, zwłaszcza na tzw. Dzikich Polach, granice są umowne. Słabo zaludnionych ziem nie ma jak i czym bronić przed napadami Tatarów, których łupieżcze czambuły zapuszczają się nawet na lewy brzeg Wisły.

Nie pomagają podarki posyłane chanom na Krym ani wypłata 30 tys. talarów wstydliwego haraczu. Upada też pomysł przesiedlenia na kresy zakonu krzyżackiego. Wreszcie w 1477 r. sejm w Piotrkowie decyduje o powołaniu obrony potocznej, stałej zaciężnej formacji liczącej 6,5 tys. żołnierzy, rozlokowanej na Rusi i Podolu. Powołać udało się tylko 16 rot pieszych (po 150 drabów, jak wtedy zwano piechurów) i 17 chorągwi jazdy (po 113 jeźdźców). Na większą armię stale brakowało pieniędzy, mimo decyzji Zygmunta Augusta z 1563 r., by czwartą część dochodów (kwartę) z dóbr królewskich przeznaczać na obronę południowo-wschodnich kresów. Powstało wtedy wojsko kwarciane. Królowi temu zawdzięczamy powstanie Komisji Morskiej, pierwszego urzędu, który zajął się też obroną granicy morskiej.

Za królów elekcyjnych wojsko, zwane teraz komputowym (etatowym), wzmacniano Kozakami zaporoskimi i prywatnymi chorągwiami, ale nie poprawiło to sytuacji na wschodnich rubieżach. O losach Polski zaczęli decydować jej silniejsi sąsiedzi. U schyłku Rzeczpospolitej szlacheckiej jednym z obrońców pogranicza był książę Józef Poniatowski. Dowodził Podolsko-Bracławską dywizją koronną i 15 lipca 1790 r. w liście do komisji wojskowej pisał: „lud tutejszy po słobodach i nowych osadach, złożony po większej części z Wołochów, Nowoserbów, Mało Rosjanów, skłonny bardziej niż inny do wędrowania i emigracji... Dla lepszego zabezpieczenia granic i zaradzenia, aby krajowi ludzie, ile możliwości za granicę nie uchodzili, potrzeba będzie przy każdej grobli i przejeździe kordegardę ze stajnią postawić; tam warta i rogatki przejazdu zabronią. Równie po stepach i suchych granicach... co pół mili kordegardę ze stajnią wystawić potrzeba będzie... Sąsiedzi nasi już dawno podobne obwarowania u siebie poczynili i miejscami okopali. Stąd u nich taki posterunek redutą nazywają”. Apele te nie na wiele się zdały i Polska niebawem zniknie z mapy.

Co 50 prętów reńskich

W wykrojonym na kongresie wiedeńskim i przyłączonym do Rosji Królestwie Polskim ochroną granic zajmowały się Komisje Przychodów i Skarbu oraz Spraw Wewnętrznych i Policji. Ta druga wydawała wizy i prowadziła ewidencję osób przekraczających granice. Od 1816 r. cudzoziemcy musieli meldować się w placówkach policji, a przejeżdżający tranzytem posiadać paszporty wydane im w ambasadach Rosji. W kraju paszporty wydawał urząd dyrektora generalnego policji Królestwa w Warszawie oraz prezesi komisji wojewódzkich. Komisji Przychodów i Skarbu podporządkowano Okręgi Celne. Ich naczelnicy odpowiadali za pracę komór celnych i Straży Granicznej (zwanej też Celną).

Granica oznakowana była biało-czerwonymi kolejno numerowanymi słupami. Tam, gdzie biegła prosto, co 50 prętów reńskich (pręt = 3,77 m) sypano kopce wysokie na 6 stóp (stopa = 44 cm). Jej ochrona pochłaniała aż jedną trzecią dochodów z cła. Strażnicy nosili mundury z zielonego sukna, z rzędem żółtych guzików, płaszcz i kaszkiet z daszkiem okutym blachą. Otrzymywali wynagrodzenie w takiej wysokości, by mogli się ubrać, wyżywić, opłacić mieszkanie oraz kupić i utrzymać konia z rzędem. Strażnik konny uzbrojony był w lancę, dwa pistolety i pałasz, a pieszy w karabin z bagnetem i pałasz krótki. Ludność pogranicza, w dużej mierze utrzymująca się z przemytu, nie chciała im wynajmować pomieszczeń i trzeba było wydać zarządzenie nakazujące właścicielom budynków z wolnymi lokalami wynajem ich Straży.

Nad granicą z Prusami stacjonowało kilka oddziałów dońskich Kozaków, tworzących dodatkową strefę ochronną. W 1837 r. wprowadzono wojskowe zasady użycia broni. Strażnik mógł jej użyć, kiedy przestępca graniczny nie zatrzymał się na wezwanie – wcześniej mógł to robić jedynie w obronie własnej.

Po 1851 r. także mieszkaniec Królestwa jadąc do Rosji musiał posiadać paszport, który wydawano po uzyskaniu pozytywnej opinii od policji. Określano w nim trasę podróży i miejsce pobytu. Po upadku powstania styczniowego Kongresówka stała się Krajem Nadwiślańskim i do wybuchu I wojny światowej za ochronę granic odpowiadała rosyjska straż pograniczna, w drugiej linii wspierana przez kawalerię.

Kierunek wersalski i ryski

16 listopada 1918 r. Józef Piłsudski powiadomił inne rządy o powstaniu państwa polskiego. Obejmowało ono wtedy zaledwie okolice Warszawy, Lublina, Krakowa i część Śląska Cieszyńskiego. Ostatecznie granice II RP ukształtowały się dopiero w 1923 r., po paru wojnach, powstaniach i plebiscytach. Najdłuższą granicę mieliśmy z Niemcami – 1919 km, potem z Rosją Sowiecką – 1412 km, Czechosłowacją – 984 km, Litwą – 507 km, Rumunią – 349, Wolnym Miastem Gdańsk – 121 i Łotwą – 109 km. Mieliśmy też 140 km granicy morskiej. Po zajęciu Zaolzia i rozbiorze Czechosłowacji wydłużyła się granica z Niemcami, a naszymi sąsiadami na krótko zostały Słowacja i Węgry.

W okresie międzywojennym w ochronie granic wyróżniano kierunek nazywany zachodnim (wersalski) – na granicy z Niemcami stały słupy z literami D (Deutschland), P (Polska) oraz napisem Versailles i datą zawarcia traktatu 8.6.1919. Obejmował on granicę niemiecką, morską, gdańską, czechosłowacką oraz rumuńską, od 1928 r. chroniony był przez Straż Graniczną. Był też kierunek wschodni (ryski), obejmujący granicę z Litwą, Łotwą i ZSRR, pilnowany od 1924 r. przez Korpus Ochrony Pogranicza (KOP chronił też małe odcinki granicy z Rumunią i Niemcami).

Zanim utworzono Straż Graniczną na kierunku zachodnim służbę pełniły m.in.: Straż Gospodarczo-Wojskowa, Korpus Straży Skarbowej, Wojskowa Straż Graniczna, Strzelcy Graniczni, Bataliony Wartownicze i w latach 1922–28 – cywilna Straż Celna. Ta nie doczekała się ani uregulowania kompetencji, ani lepszego wyposażenia czy jednolitego umundurowania. W 1927 r. Józef Piłsudski na jej naczelnego inspektora skierował płk. Stefana Pasławskiego z zadaniem przekształcenia SC w nową formację, o policyjnym charakterze (początkowo miała to być formacja wojskowa, ale militaryzacji granicy sprzeciwiły się Niemcy). Rozporządzenie prezydenta RP z 22 marca 1928 r. o utworzeniu Straży Granicznej zakończyło dziesięcioletni okres tymczasowości i ciągłych reorganizacji służb granicznych na kierunku zachodnim.

SG początkowo liczyła 5,2 tys. strażników. Jej warszawskiej komendzie podlegało 5 (od 1934 r. – 6) inspektoratów okręgowych, 98 komisariatów i 486 placówek (co 4–5 km). Od 1932 r. granicę morską patrolowały trzy motorówki: Kaszub, Mazur i Ślązak oraz ścigacz patrolowy Batory – ich macierzystym portem był Hel.

Podstawowym zadaniem SG była walka z przemytem i wymytem (rozróżniano przemyt do i wymyt z kraju). W połowie lat 30. każdego roku SG ujawniała ok. 15 tys. przypadków przemytu (70 proc. na granicy z Niemcami). Przez zieloną granicę szmuglowano nakrycia stołowe, brzytwy, kamienie do zapalniczek, odzież, jedwab, rowery, sztuczną biżuterię, eter, owoce cytrusowe, kostki maggi, dewocjonalia, rowery i nawet samochody. Z Polski do Czechosłowacji przemycano konie, krowy i świnie, co zmusiło ten kraj do wprowadzenia w nadgranicznych rejonach rejestracji zwierząt. W sumie, od sierpnia 1928 r. do połowy 1939 r., Straż Graniczna zatrzymała 135,3 tys. osób z przemytem i 85,6 tys. osób za inne przestępstwa i wykroczenia na granicy. SG nie patyczkowała się z przemytnikami, też często uzbrojonymi. W latach 1934–36 odnotowano 5151 przypadków użycia przez nią broni (zginęło 35 osób, w tym 32 na granicy z Niemcami, a 181 odniosło rany). Życie tracili i rany odnosili też strażnicy (np. w 1934 r. – 11 rannych).

Żerdź ze słomą

Na granicy wschodniej z początku nie tylko kontrolowano przepływ towarów i osób (w tym dezerterów), ale utworzono kordon sanitarny, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się epidemii chorób zakaźnych. Z czasem stał się on kordonem sanitarnym wobec płynącej ze wschodu bolszewickiej ideologii. Granic pilnowały tu kolejno m.in.: Kordon Graniczny Ministerstwa Spraw Wojskowych, Bataliony Celne i Policja Państwowa. Najwcześniej granicę wytyczono z Łotwą, najdłuższą (z ZSRR) ustalono w traktacie ryskim, natomiast Litwa przez całe międzywojnie granicę z Polską uznawała jedynie za linię demarkacyjną. Jej tymczasowy charakter podkreślały nawet znaki graniczne. Były to nie słupy, a ziemne kopczyki z wbitą żerdzią z wiechciem słomy na górze.

Pokój ryski nie ustabilizował sytuacji na wschodnich Kresach zamieszkanych przez ponad 6 mln Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. Mnożyły się incydenty graniczne i napady rabunkowe. Od kwietnia 1921 r. do kwietnia 1924 r. odnotowano 259 wypadów z ZSRR na teren Polski. Policja nie była w stanie im zapobiec. Głośnym echem odbił się napad (3 VIII 1924 r.) ok. 150 ludzi dowodzonych przez radzieckiego pogranicznika lejtnanta Boryszkiewicza na przygraniczne miasto Stołpce. W walce z nimi zginęło dziewięć osób, w tym siedmiu policjantów.

5 sierpnia 1924 r. gen. Władysław Sikorski, wówczas minister spraw wojskowych, pisał do premiera Władysława Grabskiego: „Stosunki na naszym pograniczu wschodnim muszą być poddane radykalnej i natychmiastowej rewizji. Z faktu, że bolszewicy prowadzą tam z nami zaciekłą, podjazdową wojnę, musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Słaba, względnie zła administracja, zdemoralizowana policja, której członkowie zawodowo piją i z rodzinami przechodzą do Rosji Sowieckiej, kompletny brak autorytetu Państwa wśród ludności miejscowej, tolerowanie jawnych podżegiwań do zamieszek – wszystko to przygotowuje doskonały grunt pod napady bolszewickie na kresach wschodnich. Napadów tych nie zwalczy wojsko używane dorywczo”.

Wojska Żermeny

Rząd podejmuje decyzję, a Ministerstwo Spraw Wojskowych już 12 września wydaje rozkaz o powołaniu Korpusu Ochrony Pogranicza, formacji o wojskowym charakterze. Z armii oddelegowano do niej dwóch generałów, 303 oficerów, 854 podoficerów zawodowych i 7994 żołnierzy. Pierwszym dowódcą zostaje gen. dyw. Henryk Minkiewicz.

Już w pierwszym roku służby KOP zatrzymał ponad 5 tys. osób, odparł napady 89 band z terenu ZSRR, na pograniczu wytropił i zlikwidował 51 zbrojnych grup przestępczych. Zginęło lub zostało rannych 18 kopistów. Granica była ochraniana kordonem, w którego skład wchodziły trzy linie. Pierwszą stanowiły rozmieszczone przy granicy strażnice, każda obsadzana przez 15–18 żołnierzy. Drugą stanowił odwód w sile plutonu, działający wzdłuż granicy i w strefie przygranicznej. W linii trzeciej były odwody batalionowe, stacjonujące w większych miejscowościach. Dodatkowym wsparciem były stacjonujące co 70–80 km szwadrony kawalerii KOP. Po 1937 r. KOP wyposażono w pododdziały artylerii lekkiej.

Oficerami KOP byli oficerowie WP kierowani na kilkuletnie kontrakty. Własnych już podoficerów zawodowych KOP szkolił w porosyjskiej twierdzy w Osowcu. Do służby w KOP nie przyjmowano miejscowych poborowych, a jedynie z województw centralnych i zachodnich. Dla potrzeb Korpusu szkolono też podkuwaczy koni, psy meldunkowe i gołębie pocztowe.

Dla KOP wybudowano ponad 200 nowych strażnic, stajni, koszar i innych obiektów, według projektów inż. Tadeusza Nowakowskiego, nawiązujących do legendy dawnych kresowych stanic obrony potocznej. Ów kresowo-historyczny rodowód KOP mocno podkreślano w pracy oświatowo-wychowawczej z żołnierzami i miejscową ludnością. Zarówno SG jak i KOP sygnalizowały przygotowania do agresji na Polskę i w pierwszych godzinach zarówno 1 września, jak i 17 września 1939 r. jako pierwsze starły się z niemieckim i radzieckim agresorem. W kampanii wrześniowej walczyło ok. 16 tys. strażników SG i 23,3 tys. żołnierzy KOP. Ponad 600 nazwisk tych ostatnich, głównie oficerów i podoficerów, znaleźć można na listach zidentyfikowanych ofiar Katynia.

Na wzór radziecki

17 maja 1945 r., kiedy jednostki Wojska Polskiego powracały z frontu, gen. Karol Świerczewski, dowódca II Armii WP, otrzymał rozkaz obsadzenia pięcioma dywizjami wschodniego brzegu Odry i Bystrzycy. Dziesięć dni później oddziały znad Bystrzycy nakazano przesunąć dalej na zachód, na wschodni brzeg Nysy Łużyckiej. Przegrupowanie oddziałów w linii od Szczecina po granicę z Czechosłowacją II Armia zakończyła 10 czerwca i dzień ten stał się potem świętem Wojsk Ochrony Pogranicza, które formalnie powołano we wrześniu 1945 r.

Nowa granica zachodnia, poza miejscami, gdzie wyznaczono tymczasowe przejścia, została zamknięta. Wojskowy kordon nie był jednak dostatecznie szczelny nad węższą i płytszą od Odry Nysą Łużycką i tu dodatkowo dwie dywizje I Armii WP rozlokowano na jej zachodnim (niemieckim) brzegu. Obsadzano też granicę z Czechosłowacją, co było szczególnie pilne z uwagi na wysuwane roszczenia terytorialne, a nawet politykę faktów dokonanych (zajęcie części Kotliny Raciborskiej i Kłodzkiej). Nad południową granicę w czerwcu 1945 r. skierowano I Korpus Pancerny i naszych sąsiadów postraszono kolejnym marszem na Zaolzie. Gorącą sytuację rozwiązał arbitraż, a ściślej mówiąc, dyktat Stalina wobec obu rządowych delegacji w Moskwie.

Nasze wojsko początkowo nie obsadziło nowej granicy na wschodzie – wzięły to na siebie wojska pograniczne ZSRR – ani granicy morskiej. Tej pilnowały wojska radzieckie z formującej się akurat w Polsce Północnej Grupy tych wojsk. Jedynie w dużych portach powstała polska Milicja Morska. My nie byliśmy jeszcze w stanie chronić tak długiego wybrzeża, a Rosjanie z kolei byli zainteresowani, by poza polską kontrolą wywozić wojenną zdobycz przez bałtyckie porty. Morską granicę przejęliśmy dopiero w 1946 r.

Po wojnie przyjęto radziecki model ochrony granic. Chronić je miała czysto wojskowa formacja. Jej pierwszym dowódcą został płk Gwidon Czerwiński, radziecki oficer z polskimi korzeniami. Etat dla WOP przewidywał 25 827 żołnierzy i ok. 5 tys. oficerów. Wśród 128 oficerów, którzy objęli stanowiska dowódcze (powyżej komendantów strażnic), było: 51 oficerów radzieckich, 49 oficerów z przedwojennego KOP i Straży Granicznej (wszystkich zwolniono w latach 1946–49 jako politycznie niepewnych) oraz 28 oficerów z jednostek frontowych WP.

Podstawową komórką WOP miała być strażnica (w sumie 249). Etat każdej przewidywał 56 żołnierzy, 12 koni wierzchowych i cztery taborowe oraz motocykl z przyczepą. Te ostatnie były tylko na papierze, a liczbę koni zmniejszono do ośmiu.

Polska jak łagier

W latach 1946–47 rozpoczęto budowę wież obserwacyjnych oraz wstępne prace nad urządzeniem (na wzór radziecki) wzdłuż granicy pasa kontrolnego, wolnego od drzew i krzewów. Jak podaje prof. Henryk Dominiczak, obliczono wtedy, że 504 km granicy wiedzie przez tereny porośnięte drzewami i krzewami. Aby stworzyć pas kontrolny, należałoby wyciąć 1347 ha lasów i 1655 ha krzewów. I za to się zabrano. Karczowane pasy zaorywano i na szerokość 4 m bronowano. Na bronowanej ziemi łatwiej było zauważyć ślady i w efekcie szybciej podjąć pościg, w czym od 1947 r. wopistom zaczęły pomagać psy kierowane do służby w strażnicach. W 1946 r. zatrzymano 21 811 uciekinierów, w 1947 r. – 16 433 i w 1948 r. – 11 135. Brakuje danych o ucieczkach udanych. A tych, zwłaszcza na początku, musiało być sporo.

Od 1 stycznia 1949 r. WOP podporządkowano Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Zaostrzono wymogi służby na granicy i przepisy wobec mieszkańców strefy nadgranicznej. Osoby w wieku powyżej 14 lat musiały mieć zgodę milicji na zamieszkanie w niej. Kto władzy podpadł, mógł być z niej wysiedlony. Ścisłą kontrolą objęto wczasowiczów i kuracjuszy. W Bałtyku wolno się było kąpać w ściśle wydzielonych miejscach. Kutry rybackie wypływały na połowy z wopistami na pokładzie i ci wystawiali też posterunki przy każdym obcym statku cumującym w porcie. W całej strefie nadgranicznej, a także wśród portowców, marynarzy i rybaków WOP rozbudowywał własną agenturę.

Pasem oranej i bronowanej ziemi starano się otoczyć całą Polskę, łącznie z odcinkami granicy w górach, wzdłuż granicznych rzek i Bałtyku, gdzie codziennie z wieczora bronowano plaże. Do końca 1955 r. powstał pas kontrolny o długości 2901 km, który objął całą granicę zachodnią i morską, prawie 90 proc. wschodniej i ponad 60 proc. granicy na południu.

Na najbardziej zagrożonych ucieczkami odcinkach i tam, gdzie warunki terenowe uniemożliwiały budowę pasa, stawiano płoty z drutu kolczastego lub drewna. W Polsce pas kontrolny nie był minowany (jak w NRD czy Czechosłowacji), ale zamontowano w nim ponad 13,5 tys. wyrzutni świetlnych rakiet, które w dzień, jak i w nocy, wskazywały miejsca naruszenia granicy. Wzdłuż niej stanęły też 1344 wieże obserwacyjne (407 na południowym odcinku, 394 – na wschodnim, 316 – na zachodnim i 197 – nad morzem).

W 1955 r. pas kontrolny pomógł ujawnić 380 przypadków naruszeń granicy, a urządzenia sygnalizacyjne – 12. W wyniku pościgów zatrzymano 232 osoby, w tym 144, które granicę przekroczyły nieświadomie. Taki był efekt gigantycznych nakładów na budowę granicznego kordonu, który w przypadku Polski (poza granicą morską) odgradzał jej obywateli od obywateli innych socjalistycznych państw, których granice przez wiele lat tylko w teorii były granicami przyjaźni.

Po 1956 r. zaprzestano dalszej budowy i konserwacji pasa kontrolnego. Kontrola granicy stała się bardziej dyskretna. Początkowo korzystano z urządzeń emitujących promienie podczerwieni, ale ta metoda okazała się zawodna, bo urządzenia sygnalizowały naruszenie granicy zarówno przez ludzi jak i zwierzęta. Z problemem uporano się wprowadzając do użytku urządzenia radiolokacyjne. Te ostatnie instalowano głównie na granicy morskiej, stykającej się bezpośrednio, poprzez Bałtyk, z wrogimi wówczas państwami NATO. Do dziś nadmorski krajobraz psują ruiny postawionych w PRL betonowych wież.

WOP początkowo były w MON, a następnie w MBP. Potem, w zależności od obranej koncepcji działania i zadań, w resorcie spraw wewnętrznych lub obrony. W 1991 r. zostały rozwiązane. W ich miejsce powołano Straż Graniczną, formację o policyjnym charakterze, podległą dziś MSWiA.

Po Październiku zaczęto łagodzić obostrzenia w strefie nadgranicznej. Od 1959 r. wolno było wędrować granicznymi szlakami w Sudetach i Karpatach, objętymi obszarem tzw. konwencji turystycznej. W 1972 r. teoretycznie otwarta została granica z NRD (na wyjazd wystarczał dowód osobisty). Zaprzestano wydawania paszportów na wyjazdy turystyczne do krajów socjalistycznych, zostały zastąpione specjalną wkładką do dowodu osobistego, a później wstawianym do dowodu stemplem. Ale dalej z Polski uciekano, porywając nawet samoloty, bo coraz bardziej świadomym i niepokornym obywatelom nie wystarczał socjalistyczny raj. W 1988 r. władze zezwoliły na trzymanie paszportów w domach (wcześniej, w ciągu tygodnia po powrocie, trzeba było je zdeponować na milicji). Rok później runął berliński mur. Od 2004 r. w podróżach do krajów Unii nie potrzebujemy paszportów, a 21 grudnia br. wejdziemy do strefy Schengen. Z wewnętrznych granic Polski z innymi państwami Unii znikną strażnicy i szlabany.

Polityka 51.2007 (2634) z dnia 22.12.2007; Historia; s. 106
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną