Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Ofiary lebensraumu

Polityka nr 33/2008 Polityka nr 33/2008
Hitlerowi nie udało się zrealizować tzw. Generalnego Planu Wschodniego, który zakładał wysiedlenie na Syberię dziesiątków milionów mieszkańców środkowo-wschodniej Europy. Ale zrealizowane plany cząstkowe skazały na wygnanie ok. 1,7 mln obywateli okupowanej przez nazistów II RP

 

Władze Trzeciej Rzeszy obmyślały wielki plan wysiedleń i kolonizacji, a za cel wojny stawiały zdobycie dla Niemców przestrzeni życiowej (Lebensraumu). Już wtedy w najbliższym otoczeniu Adolfa Hitlera zastanawiano się nad sposobem wyludnienia podbitych obszarów, brano pod uwagę pozbycie się całych narodów.

Ogłoszone w „Mein Kampf" Adolfa Hitlera żądania nowego wytyczenia granicy na wschodzie, bynajmniej nie ograniczonego do granic z 1914 r., lecz obejmującego tereny na wschodzie po Ural i na południu po Krym, w niemałym stopniu stanowiły kontynuację żądań nacjonalistów niemieckich.

Imperium Germanicum i Mitteleuropa

W drugiej połowie XIX w. ekonomista Fryderyk List i publicysta Paul de Lagarde nakreślili projekty aneksji terenów Europy Środkowo-Wschodniej. Według nich skierowanie niemieckiego wychodźstwa do krajów naddunajskich, północnej Turcji i zachodnich wybrzeży Morza Czarnego miało zapobiec emigracji Niemców do Ameryki, gdzie ulegali wynarodowieniu.

Początków koncepcji wysiedleń ludności polskiej i osadzania w jej miejsce Niemców można się doszukiwać w czasach kanclerzy Otto Bismarcka i Bernharda Bülowa. Przystąpiono wówczas do wydalenia z Wielkopolski blisko 20 tys. Polaków i 10 tys. Żydów, którzy nie posiadali obywatelstwa pruskiego. Bismarck niewiele sobie robił ze sprzeciwu opinii publicznej i w 1886 r. powołał Komisję Kolonizacyjną, która dysponowała funduszem 100 mln marek, przeznaczonych na wykup ziemi na Pomorzu i w Poznańskiem. Następnie w 1894 r. z inicjatywy trzech zamożnych ziemian (Ferdinanda von Hansemanna, Hermanna Kennemanna i Heinricha von Tiedemanna) założono stowarzyszenie Deutscher Ostmarkeverein, potocznie nazywane hakatą (od inicjałów założycieli), mające wspierać kolonizację i germanizację terenów, które w wyniku rozbioru Polski znalazły się w granicach Rzeszy. Przed pierwszą wojną światową rozległe plany zaborcze propagował także Związek Wszechniemiecki (Alldeutscher Verband), opowiadający się za tzw. gospodarką wielkiego obszaru (Grossraumwirtschaft).

W kilka tygodni po rozpoczęciu wielkiej wojny kanclerz II Rzeszy Theobald Bethmann-Hollweg ułożył memoriał o niemieckich celach wojennych. Nawiązując do idei Związku Wszechniemieckiego, snuł plany stworzenia Imperium Germanicum. Postulował „zabezpieczenie Rzeszy niemieckiej od zachodu i wschodu" poprzez podporządkowanie Francji i odepchnięcie Rosji oraz utworzenie pod niemieckim przywództwem Mitteleuropy, obejmującej Francję, Belgię, Holandię, Danię, Austro-Węgry i Polskę kongresową. Zdradzał przy tym zainteresowania nawet Egiptem, Persją i Kaukazem.

W końcowej fazie wojny w niemieckich kołach wojskowych zrozumiano, że niemożliwe jest pełne zwycięstwo na zachodzie i zaczęto ograniczać się do koncepcji trwałych podbojów na wschodzie. Układano plany utworzenia na Krymie niemieckiej kolonii, a Ukrainę widziano jako pomost łączący Niemcy z Azją. Zastąpiono wówczas tzw. małe rozwiązanie na wschodzie (kleine Ostlösung) wielkim rozwiązaniem na wschodzie (grosse Ostlösung), które miało sięgać terenów Azji. Niektórzy historycy uważają, że właśnie grosse Ostlösung było punktem zaczepienia dla Hitlera.

Po przegranej sromotnie wojnie pojawiły się najpierw różne koncepcje odbudowy niemieckiej potęgi. Gen. Hans von Seeckt, naczelny dowódca Reichswehry w latach 1920-1926, wymyślił, że Niemcy powinny w sojuszu z Rosją rozbić Polskę, a następnie uderzyć na Francję. Był zwolennikiem utrzymywania tajnych kontaktów ze Związkiem Radzieckim, które umożliwiały armii niemieckiej obchodzenie militarnych klauzul traktatu wersalskiego. Wpłynął on też na polityczne stanowisko Reichswehry, której korpus oficerski wybrał lojalność wobec interesów i wartości „wiecznych Niemiec", a nie wobec ustawicznie zmieniających się rządów republiki weimarskiej. Taka postawa niewątpliwie stała się wsparciem dla Hitlera.

A ten, już jako wódz Trzeciej Rzeszy, snując plany zaborcze, 9 września 1936 r. w Norymberdze powiedział: „Gdyby Ural ze swymi olbrzymimi złożami surowców, Syberia ze swymi bogatymi lasami, Ukraina ze swym czarnoziemem należały do Niemiec, wówczas pod rządem narodowosocjalistycznym opływalibyśmy w bogactwa". A przed rozpoczęciem wojny z Polską, podczas tajnej narady 23 maja 1939 r., powiedział, że celem kampanii nie jest zdobycie Gdańska i budowa autostrady eksterytorialnej, ale rozszerzenie przestrzeni życiowej na wschodzie, zabezpieczenie dostaw żywności dla Rzeszy oraz rozwiązanie problemu Niemców bałtyckich.

Generalplan Ost

Nic więc dziwnego, że od jesieni 1941 r. zaczęto opracowywać w podległym Heinrichowi Himmlerowi aparacie administracyjnym SS Generalny Plan Wschodni (Generalplan Ost, GPO). W jego tworzenie byli zaangażowani przedstawiciele elity intelektualnej Trzeciej Rzeszy. Podwaliny opracował profesor zwyczajny Uniwersytetu Berlińskiego w dziedzinie ekonomii rolnictwa Konrad Meyer. Ekspertem GPO od spraw rasy był prawnik dr Erhard Wetzel (przed wojną pracował w sądownictwie, w czasie wojny kierował wydziałem do spraw volksdeutschów i mniejszości w Urzędzie Polityki Rasowej NSDAP). Jednym z autorów planów przymusowych wysiedleń ludności polskiej był nazistowski historyk Theodor Schieder.

Planowano - w perspektywie 30 lat - na podbitych terytoriach na wschodzie, zamieszkanych przez ok. 45 mln ludzi, najpierw wysiedlenie do zachodniej Syberii 31 mln osób uznanych za rasowo niepożądane, a następnie osiedlenie na ich miejsce 10 mln osadników niemieckich pochodzących spoza Niemiec i rozproszonych po różnych częściach Europy. Wysiedleniami i kolonizacją chciano objąć: ziemie polskie (wcielone do Rzeszy, Generalne Gubernatorstwo i okręg białostocki), Litwę, Łotwę, Estonię, część Ukrainy, Krym i łuk Dniepru oraz okręg leningradzki. GPO ulegał ciągłym modyfikacjom. W 1942 r. został poszerzony o Generalny Plan Osadnictwa (Generalsiedlungsplan, GSP), który zakładał dodatkowo germanizację Protektoratu Czech, kolonizację Lotaryngii i Alzacji oraz północnej Słowenii, anektowanej przez Trzecią Rzeszę.

Prace nad ostateczną wersją Generalnego Planu Wschodniego, prowadzone w największej tajemnicy, przeciągały się, a zniecierpliwiony Hitler w rozmowach z Himmlerem domagał się skrócenia czasu realizacji planu osadnictwa 10 mln Niemców do 10 lat. Ostatecznie przystał na to, aby germanizację i kolonizację przeprowadzić w ciągu: 10 lat na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy, 15-20 lat w Generalnym Gubernatorstwie oraz 10-20 lat na pozostałych terenach objętych GPO. Wkrótce jednak, w 1943 r., w obliczu zmieniającej się sytuacji polityczno-wojskowej Hitler postanowił odłożyć prace nad przygotowaniem planów długofalowych na okres po zakończeniu wojny.

Generalny Plan Wschodni zakładał w długofalowej perspektywie czasowej usunięcie z Polski od 80 do 85 proc. jej ludności, wysiedlonej na Syberię. Jednak już na dwa lata przed rozpoczęciem prac nad GPO, zaraz po zajęciu Polski we wrześniu-październiku 1939 r., władze Trzeciej Rzeszy planowały wysiedlić z inkorporowanych do Niemiec ziem polskich na tereny Generalnego Gubernatorstwa ponad 8 mln osób, to jest ok. 80 proc. ludności. Szybko jednak zorientowano się, że zamierzenia te muszą ulec korektom z powodu wzrastającego zapotrzebowania na miejscu na siłę roboczą oraz niechęci władz GG do przyjęcia tak dużej liczby przesiedlanych. Opracowano więc trzy plany krótkofalowe (Nahpläne), z których pierwszy zakładał wysiedlenie z ziem wcielonych do Rzeszy, w okresie od 1 do 17 grudnia 1939 r., 80 tys. osób, drugi - w 1940 r. ponad 600 tys. osób i trzeci - w 1941 r. ponad 800 tys. Tylko pierwszy z nich został zrealizowany.

Pierwsze deportacje

Już we wrześniu-październiku 1939 r. grupy operacyjne policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa rozpoczęły przerzucanie z polskich ziem zachodnich na tereny późniejszego Generalnego Gubernatorstwa nauczycieli, duchownych, posiadaczy ziemskich, kupców, rzemieślników, legionistów i powracających z frontu oficerów. W większości były to jeszcze tzw. wysiedlenia dzikie, prowadzone z inicjatywy niemieckich władz lokalnych (NSDAP i administracji cywilnej) i nieobjęte planami centralnymi; w ich ramach do listopada 1939 r. usunięto 35 tys. Polaków, głównie z terenów Pomorza.
 

Stosowano niejasne i niejednolite kryteria. Jesienią 1939 r. z okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie przesiedlono do GG tysiące osób tylko dlatego, że były stare lub chore. A wśród wysiedlonych z Pomorza znalazło się także 2 tys. obywateli polskich narodowości niemieckiej.

O przebiegu tych pierwszych akcji wysiedleńczych dowiadujemy się z korespondencji kierownika wydziału odszkodowań w Placówce Komisarza Rzeszy dla Umacniania Niemczyzny, skierowanej do wyższego dowódcy SS i Policji w Gdańsku: „Z jaką groteskową bezmyślnością wielokrotnie wówczas postępowano, wskazuje wypowiedź urzędowego zwierzchnika powiatu Gdańsk-wieś, który oświadczył, że synów kilku rodzin wciągnięto do Wehrmachtu dla ich »wyprostowania«. Starych rodziców natomiast ewakuowano do Generalnego Gubernatorstwa lub wywłaszczono. Nie biorąc pod uwagę tych kilku wypadków, które świadczyć mogą tylko o bezdennej głupocie, w przeważającej liczbie wypadków ustalono, że ogromna większość ewakuacji została zarządzona z konkurencyjnej zawiści, osobistych pobudek i imiennie, po to tylko, aby zająć mienie ewakuowanych".

Sposób realizacji pierwszych wysiedleń różnił się zdecydowanie od technik wysiedleńczych stosowanych w okresie późniejszym przy akcjach masowych. Jeden z naocznych świadków wysiedleń prowadzonych w Gdyni w 1939 r., Ludwik Landau, tak je relacjonuje: „O godzinie 5.30 rano jednego z pierwszych dni października polecono grupie wybitniejszych mieszkańców przygotowanie mieszkańców do ewakuacji na godzinę 6.00. Istotnie o tej porze zjechały auta z megafonami, z których dawano polecenia, przesuwając termin do godz. 9.00. O tej porze cała ludność miała się zebrać w określonym punkcie, zbierano wszystkich bez względu na wiek, stan zdrowia itp. (...) Zabrać wolno było tylko ręczny bagaż, pieniędzy nie więcej niż 20 zł; przechodzono przez wielokrotne rewizje, przy których zabierano nie tylko pieniądze, ale i kosztowności zdzierając np. pierścionki z palca. Wysiedlonych umieszczano przejściowo w obozach (w Chyloni i in.), po czym wsadzano do pociągów ewakuacyjnych, oddzielnie mężczyzn, oddzielnie kobiety z dziećmi. (...) wysiedleni przymusowo wywożeni byli do czterech punktów: do Częstochowy, Kielc, Siedlec i Lublina. Z tych punktów przenoszono ich do okolicznych gmin, powierzając wójtom i sołtysom, którzy ich rozdzielali po domach, oczywiście nie będąc w możliwości dania jakiejkolwiek możności utrzymania".

Wysiedlani cały swój majątek pozostawiali na miejscu, a niemieckie władze lokalne przekazywały go zazwyczaj miejscowym Niemcom mieszkającym w Polsce przed 1 września 1939 r. albo urzędnikom przybywającym z Rzeszy.

Wysiedlenia masowe

Podstawę prawną dla masowych przemieszczeń ludności dał dekret Hitlera z 7 października 1939 r., który powierzył całość spraw wysiedleńczych aparatowi SS. Heinrich Himmler, Reichsführer SS, został mianowany komisarzem Rzeszy dla umacniania niemczyzny (Reichskommissar für die Festigung des deutschen Volkstums). 30 października 1939 r. wydał on zarządzenie określające precyzyjne, jakie grupy społeczne mają ulec wysiedleniu z ziem wcielonych do Rzeszy: „1) z dawnych polskich, obecnie niemieckich prowincji i terenów Rzeszy wszystkich Żydów, 2) z prowincji Gdańsk, Prusy Zachodnie wszystkich Polaków z Kongresówki, 3) z prowincji Poznań, Prusy Południowe i Prusy Wschodnie oraz Wschodni Górny Śląsk szczególnie wrogo usposobione elementy spośród ludności polskiej, których liczba zostanie podana później".

Odtąd osoby wysiedlane otrzymywały nakaz opuszczenia zamieszkanego terenu, który brzmiał: „Ze względów bezpieczeństwa publicznego zostaje pan(i) z natychmiastowym skutkiem z terenu Rzeszy wydalona. Niniejsze wydalenie dotyczy również wszystkich członków rodziny (...). W ciągu 20 minut po otrzymaniu niniejszego rozkazu wydalenia winien się pan(i) wraz ze wszystkimi członkami rodziny gotów do podróży przed domem (drzwi wejściowe) znajdować na ulicy. Zarządzeniom urzędników policji należy się bezwzględnie podporządkować". Dalej w dokumencie wymienione było, co wolno było ze sobą zabrać osobie wysiedlanej, a więc: „1) całkowitą ciepłą odzież na sobie; 2) na osobę najwyżej jeden koc wełniany; 3) żywność na kilka dni; 4) przybory do jedzenia i picia, noże, widelce; 5) dowody osobiste i metryki urodzenia; 6) na osobę najwyżej 200 zł w polskiej walucie; 7) jedną walizkę z najpotrzebniejszą odzieżą". Wyszczególniono także to, czego zabraniano zabierać ze sobą: „1) papierów wartościowych wszelkiego rodzaju; 2) przedmiotów wartościowych wszelkiego rodzaju ze srebra, złota i przedmiotów ozdobnych; 3) umeblowania wszelkiego rodzaju; 4) z żywego inwentarza (psy, koty, ptaki itp.)". Na końcu nakazu natychmiastowego opuszczenia mieszkania zamieszczone było ostrzeżenie: „zamykanie szaf oraz drzwi na klucz i zabieranie kluczy ze sobą jest surowo zabronione".

W wielu przypadkach osoby przewidziane do wysiedleń były wraz z rodzinami usuwane ze swoich domów przy użyciu siły i transportowane pod nadzorem policyjnym do miejsc przeznaczenia. Taki los spotkał Katarzynę Banaszek z Leonowa w powiecie gostyńskim, która po latach tak to opisała: „W dniu 7 grudnia [1939 r.] ktoś zaczął dobijać się do drzwi wejściowych. Mieszkałam na piętrze. Popatrzyłam oknem i zobaczyłam pod drzwiami dwóch żandarmów niemieckich uzbrojonych w karabiny. Zeszłam i otworzyłam wejście. Jeden z nich wyjął jakiś papier i przeczytał mi treść nakazu: »Musisz się ubrać w 10 minutach, pojedziesz z nami« - powiedział z zadowoleniem. Po tych słowach Niemcy poszli ze mną do pokoju. Stale popędzali, żebym szybko się ubierała. Gdy zaczęłam się myć, jeden z żandarmów podszedł do mnie i uderzył w twarz tak mocno, że zalałam się krwią. Płacząc i ocierając krew ubrałam na siebie, co mogłam. Niemiec kazał mi zabrać chleb, garnuszek, nóż i łyżkę. Po moim wyjściu Niemcy opieczętowali mieszkanie, zaprowadzili mnie na wóz i wieźli do Borku".

Poniewierka

Każdy transport z wysiedleńcami pochodzącymi z ziem wcielonych do Rzeszy, kierowany do Generalnego Gubernatorstwa, był odnotowywany i zawiadamiano o nim Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt - RSHA). Jednak same transporty były organizowane przez lokalne władze (policję, NSDAP i landratów), które początkowo nie dbały o zapewnienie wysiedlanym Polakom ludzkich warunków podróży.

„Wśród przekleństw i wrzasków eskorty niemieckiej ładujemy się do wagonów. (...) Po wepchnięciu nas do środka wagonu eskorta niemiecka w pośpiechu i z łoskotem zasunęła za nami ciężkie drzwi, zamknęła i zaplombowała. (...) »Zamknęli nas jak do grobu« - odezwał się jakiś głos. W środku wagonu wytworzył się niesamowity bałagan na skutek usadowienia się na podłodze wagonu, prawie po ciemku, ponad trzydziestu ludzi. Tumany kurzu osadzają się na naszych spoconych twarzach. Powodem tego jest pył cementowy - w wagonach przedtem przewożono cement. W ustach czujemy gorzki smak oraz odczuwamy bóle głowy. Wszyscy kaszlą i wycierają sobie oczy. (...) Potęguje się płacz dzieci oraz bezradny szloch matek otulających swe pociechy. Odczuwamy już pierwsze pragnienie, a wody brak. Zziębnięci ludzie nerwowo szukają miejsc w wagonie. (...) Jest coraz chłodniej i mimo że każdy z nas nakrył się tym, co miał, nadal marzniemy. Naczynie służące do załatwiania potrzeb fizjologicznych zapełniło się, ludzie zaczęli załatwiać swe potrzeby na środku wagonu (...) w wagonie robiło się coraz zimniej i smrodliwie" - tak warunki transportu z Poznania do Gorlic wspominał Franciszek Domiechowski.

Złe warunki transportu, brak wody i żywności przyczyniały się do zgonów wysiedlonych, zanim zdążyli dotrzeć do miejsca przeznaczenia. We wspomnieniach Domiechowskiego czytamy: „Dokonujemy makabrycznego odkrycia: w naszym wagonie jest trzech zmarłych staruszków. Zrobiły to bezsprzecznie zimno, niewygody, a może również strach przed mordem ze strony esesmanów (...) w wagonie przeżywamy drugi dramat - młodsza córka pani Winiarskiej, Zosia, umiera na jej rękach. (...) w tym samym dniu trzeci dramat: umiera ze zmarłą córeczką na ręku pani Winiarska. (...) Stwierdzamy, że od czasu zamknięcia nas w wagonie na rampie kolejowej obozu przy ulicy Bałtyckiej w Poznaniu dnia 16 marca [1940 r.] o godzinie 10.00 do czasu otwarcia nam drzwi wagonów 20 marca o godzinie 19.30 minęło 105,5 godziny. Jechaliśmy 34,5 godziny, na postojach oczekiwaliśmy 71 godzin. Oto inne tragiczne szczegóły tego bilansu: z 1100 osób, które wsiadły w Poznaniu, wysiadło 1040 ludzi, a 60 osób zmarło w drodze na skutek ciężkich warunków transportu, jakie stworzyli nam niemieccy oprawcy".

Warunki transportu od połowy 1940 r. zaczęły nieco się polepszać. Stało się tak na skutek nacisku opinii publicznej wolnego świata oraz interwencji samego generalnego gubernatora Hansa Franka, który zagroził odmową przyjęcia kolejnych transportów.

Początek nowego życia wysiedlonych na wygnaniu był niezwykle trudny. Było tak pomimo pomocy ze strony miejscowej ludności. „Pierwszym naszym nabytkiem na wysiedleniu - wspominał przesiedlony z Wielkopolski do wioski Nienaszów nad Wisłokiem Tadeusz Modrzycki - było sześć glinianych misek, mających zastąpić talerze. (...) Ogromną przysługę wyświadczyła nam miejscowa nauczycielka (...), która podarowała nam pierzynę i dwa albo trzy jaśki. Gdyby nie ta pierzyna i odkupiony od kogoś tani, stary koc - nie mielibyśmy pod czym spać".

Przesiedleńcy nie tylko musieli sprostać wyzwaniom trudnej sytuacji materialnej, ale także niejednokrotnie zmuszeni byli dawać odpór niemieckiej propagandzie, która przedstawiała ich miejscowej ludności albo jako dobrowolnych uchodźców, albo jako uciekinierów będących na bakier z prawem, przestępców.

Germanizacja

W zamierzeniu władz Trzeciej Rzeszy celem akcji wysiedleńczej miała być germanizacja ziem wcielonych, na których planowano osiedlić 2,2 mln Niemców w miastach i 1,8 mln na wsi. Zamierzeń tych nie udało się zrealizować. Na miejsce usuniętej z Pomorza, Wielkopolski i ze Śląska ludności polskiej w latach 1939-1944 sprowadzono ogółem 631 485 etnicznych Niemców pochodzących z krajów bałtyckich, ZSRR, Rumunii, Bośni, Alzacji, a także Lubelszczyzny i wschodniej Małopolski. Osiedlano także Niemców zamieszkałych na terenie Rzeszy i Wolnego Miasta Gdańska, których we wrześniu 1944 r. na ziemiach wcielonych było ponad 500 tys.

Według obliczeń dokonanych na podstawie niemieckich dokumentów przez polskiego historyka Czesława Łuczaka, liczba wysiedlonych mieszkańców Pomorza w latach 1939-1944 wyniosła blisko 124 tys., co stanowiło nieco ponad 10 proc. ogółu tam zamieszkałej ludności polskiej. Wśród wysiedlonych na tereny Generalnego Gubernatorstwa w 1940 r. była cała zamieszkała na Pomorzu i pozostała przy życiu ludność żydowska (w pierwszych miesiącach wojny w okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie rozstrzelano łącznie kilka tysięcy Żydów). W okręgu Kraj Warty wysiedlono 630 tys. osób, co stanowiło w przybliżeniu ok. 1/5 ogółu polskich mieszkańców tego terenu. Na Śląsku wysiedleniem objęto 81 tys. osób. Niemieckie dokumenty potwierdzają wysiedlenie z ziem wcielonych do Rzeszy łącznie 888 tys. osób. Jeśli uzupełnimy tę liczbę o 35 tys. mieszkańców Pomorza usuniętych w trakcie tzw. wysiedleń dzikich, to otrzymamy liczbę ok. 923 tys. osób ogółem wysiedlonych. Było to ok. 9 proc. liczby osób pierwotnie planowanych do wysiedlenia.

Aby zapobiec ewakuacjom osób nadających się do germanizacji, Himmler wydał 12 września 1940 r. dekret o przebadaniu i kwalifikowaniu ludności ziem wcielonych do Rzeszy. Na tej podstawie grupy ludności nadające się do zniemczenia należało wpisywać na niemiecką listę narodową. Selekcją osób przeznaczonych bądź do wysiedlenia, bądź do germanizacji miały zajmować się urzędy centrali przesiedleńczych, stosując kryteria rasowe, zdrowotne i polityczne. „Zadaniem Centrali Przesiedleńczej jest w pierwszym rzędzie wysiedlenie osób narodowości innej, aniżeli niemiecka w celu stworzenia możliwości dla osadzenia osadników niemieckich" - jak określił to w lutym 1941 r. jeden z funkcjonariuszy policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa w Gdańsku SS-Oberführer i płk policji Willich.

Miejscem selekcji wysiedleńców stały się od jesieni 1940 r. obozy przesiedleńcze, powstałe m.in. w Łodzi, Konstantynowie, Potulicach, Toruniu, Smukale, Pszowie, Kochłowicach, Orzeszku, Gorzyczkach i Czechowicach. Panowały w nich straszne warunki, więźniów przetrzymywano w ciasnych pomieszczeniach, głodzono oraz bito. W niektórych, jak np. w Potulicach, warunki były zbliżone do tych panujących w obozach koncentracyjnych.
 
Wysiedlenia z Lubelszczyzny

Masowych wysiedleń okupacyjne władze niemieckie dokonywały także na Lubelszczyźnie, wchodzącej w skład Generalnego Gubernatorstwa. W okresie od listopada 1942 r. do lipca 1944 r. na tych terenach akcja wysiedleńcza dotknęła ponad 300 wsi, z których usunięto w sumie 116 tys. osób. Akcja prowadzona na Zamojszczyźnie miała odmienny charakter od przesiedleń prowadzonych na terenach wcielonych do Rzeszy, gdyż po raz pierwszy władze niemieckie zdecydowały się na wysiedlanie całych miejscowości oraz przeprowadzenie pacyfikacji wsi. Dokonano pacyfikacji 115 miejscowości, w trakcie których zamordowano 4674 osoby oraz spalono 84 wsie (16 całkowicie, 68 częściowo). Wysiedlanych kierowano do obozów przesiedleńczych (m.in. w Zamościu, Zwierzyńcu, Puszczy Solskiej, Biłgoraju) oraz do obozów koncentracyjnych (m.in. w Majdanku i Auschwitz), a także wywożono do Niemiec na roboty przymusowe (dorosłych) lub w celach germanizacyjnych (dzieci).

Za zalążek realizacji Generalnego Planu Wschodniego można uznać tworzenie pierwszych obszarów kolonizacji właśnie na Lubelszczyźnie. Plan kolonizacji tych obszarów został przygotowany w styczniu 1942 r., a akcję kolonizacyjną rozpoczęto w listopadzie tego samego roku od osiedlania niemieckich chłopów w powiecie zamojskim oraz od zasiedlania niemieckimi urzędnikami śródmieść Zamościa i Lublina. Himmler ogłosił 12 listopada 1942 r., że powiat zamojski ma się stać „pierwszym niemieckim obszarem osadniczym w Generalnym Gubernatorstwie". Planowano osiedlić Niemców z Besarabii, Bośni, Serbii, Słowenii, ZSRR i Kraju Warty, z których do powiatu zamojskiego miało przybyć 29 tys. (z tego do samego Zamościa 10 tys.), do powiatu krasnostawskiego 19 tys. i do Lublina 10 tys. Napotkano jednak na spore trudności, gdyż do połowy 1943 r. osiedlono na tym obszarze tylko ok. 8 tys. Niemców.

O tym, jak wyglądały metody wysiedleń prowadzonych na Zamojszczyźnie przez aparat SS i policji podległy Himmlerowi, pisał w korespondencji kierowanej do władz w Berlinie generalny gubernator Hans Frank: „Mężczyzn, kobiety, dzieci i starców odstawiano do obozów bez odzieży, oporządzenia i dzielono na grupy zdolnych do pracy, częściowo zdolnych i niezdolnych, bez względu na ewentualne więzy rodzinne. Przerywano przy tym wszelką łączność między członkami rodziny, tak że los jednej grupy w danym momencie nie był znany drugiej. Zrozumiałe, że kroki te wywołały wśród dotkniętej wysiedleniem ludności nieopisaną panikę i doprowadziły do tego, że wśród ludności przeznaczonej do wysiedlenia prawie połowa zbiegła. Zrozpaczona uciekała ona z obszaru wysiedleń i w znacznym stopniu przyczyniła się do wzmocnienia w dystrykcie lubelskim oddziałów bandyckich istniejących tu od dłuższego czasu i występujących z rosnącą zuchwałością i siłą. (...) Ten chaos pogłębiły jeszcze odwety przeprowadzone przez policję porządkową dystryktu w celu obrony przed napadami zasiedlonych wsi. Te kroki odwetowe objęły m.in. masowe rozstrzeliwanie niewinnych od dwóch do sześciu lat, szczególnie kobiet i dzieci oraz starców. Doświadczenie pokazuje, że akcje te niezbyt zastraszyły grupy bandyckie. Za to wzmogły rozgoryczenie i nienawiść niewinnie dotkniętych".

Wygnani z Warszawy

Poza Zamojszczyzną do opuszczenia rodzinnych stron w GG zmuszono także blisko 171 tys. osób z miejscowości, na których terenie urządzono poligony wojskowe Wehrmachtu i Waffen SS.

Ostatnią wielką akcją wysiedleńczą władz Trzeciej Rzeszy było wygnanie w 1944 r. około połowy miliona mieszkańców lewobrzeżnej Warszawy. Kilka dni po wybuchu powstania warszawskiego Himmler wydał dyrektywę: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony odstraszający przykład dla całej Europy". Mimo to Niemcy rozpoczęli wysiedlanie ludności cywilnej stolicy. Wygnańców najpierw kierowano, jak wiadomo, do obozu przejściowego w Pruszkowie.

O nastrojach panujących wśród mieszkańców stolicy w ostatnich dniach powstania warszawskiego dowiadujemy się z raportu sytuacyjnego KG AK z 30 września 1944 r.: „Po dniu wczorajszym nastrój beznadziejny. Większość ludzi czeka na okazję wyjścia z Warszawy (...). Już nikt nie wierzy, że powstanie się utrzyma, ludzie są zrezygnowani, czekają po prostu na zagładę".

Po upadku powstania ludność pozbawiona całego swojego mienia została wysiedlona do obozów i na roboty przymusowe do Rzeszy. Himmler rozkazał: „Do obozów koncentracyjnych należy kierować tylko tych mężczyzn, którzy walczyli czynnie albo których należy do tego zaliczyć. Tych wszystkich, którzy poddali się dobrowolnie, z kobietami i dziećmi należy kierować na normalne roboty do Niemiec".

Bilans

Według ustaleń Czesława Łuczaka, łącznie w okresie drugiej wojny światowej ze wszystkich okupowanych ziem polskich Niemcy wysiedlili blisko 1 mln 710 tys. osób. Spośród tej liczby obywateli Drugiej Rzeczpospolitej 45 tys. osób wywieziono w celu germanizacji i ponad 100 tys. osób na roboty przymusowe do Niemiec oraz 23,5 tys. do pracy w okupowanej Francji.

Tomasz Chinciński
 


SPIS TREŚCI 11. numeru Pomocnika Historycznego:
 

Zanim padły pierwsze strzały - Co się zdarzyło na Westerplatte?

Obywatele z palestry - Antyczny sport: sprawdzian dzielności i szkoła cnoty

Piłsudski, król Ajnów - drugie życie brata Marszałka

Koniec-Polski - Wielki Hetman Koronny

Graf Manuzzi - szpieg magnatem

Śmiały Żmudzin - Życie i śmierć doktora Girsztowta

Ofiary Lebensraumu - Polacy wysiedleni przez III Rzeszę

Utajone ankiety - O wyższości OBOP nad SB

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną