Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Skumbrie w tomacie

Fundacja Uniwersytetu Jagiellońskiego na obrazie Jan Matejki. Fot. Wiki Fundacja Uniwersytetu Jagiellońskiego na obrazie Jan Matejki. Fot. Wiki
Troje historyków wydało właśnie trzy tomy zbioru o dziejach inteligencji polskiej do 1918 r. Dzieło znakomite, kawał świetnej historiografii. I dobry wstęp do dyskusji nie tylko o historii inteligencji.

Polski inteligent jest gorący. Gorący, bo można się na nim mocno sparzyć, o czym przekonali się niedawno politycy, gdy wydali wojnę „wykształciuchom”. Gorący, bo pytanie, czym się on wyróżnia i czy w ogóle jest, a jeśli nawet, czy jeszcze długo będzie istniał, wraca bez przerwy i wywołuje wielkie namiętności. Wciąż też wraca pytanie, do czego inteligent służy i jaki, po prawdzie, powinien być, jeśli już jest. Czy w dobie wolności i demokracji ma jeszcze coś szczególnego do zrobienia? Czy nadal ma prawo i obowiązek odgrywać role społeczne, które na siebie przyjął, gdy nie istniało niepodległe państwo polskie i rodził się nowoczesny naród, a nowe porządki społeczne kształtowały się poprzez wielkie rewolucje przemysłowe i polityczne. Także w PRL, gdy polska inteligencja, w warunkach ograniczeń wolności i w ramach niepełnego państwa, przekraczała te ograniczenia i wypełniała swoimi działaniami i treściami istniejące próżnie oraz przestrzenie kontrolowane politycznie.

Tę dyskusję rozpoczął na dobrą sprawę już w 1946 r. profesor socjologii Józef Chałasiński swoim szkicem „Społeczna genealogia inteligencji polskiej”, którym wpisywał się w nadchodzącą Wielką Zmianę i w którym próbował zmienić postszlachecki kod polskiego inteligenta. Po pierwsze więc, usankcjonował niejako fakt istnienia grupy inteligenckiej, tej warstwy pracującej, jak niebawem zaczęto ją nazywać, a po drugie, rozpoczął tradycję jej aktywnego krytykowania z przekonaniem, że role społeczne i ideowe inteligenta są szczególne i wyjątkowe.

Potem, aż do dzisiaj, mniej więcej co dekadę pojawiał się ten temat. A już zwłaszcza po 1989 r., gdy zdawało się, że wreszcie inteligent może odpocząć, że w demokracji bezpowrotnie traci swoją pozycję przewodnika i depozytariusza wyższych racji. Że teraz będzie ekspertem, fachowcem, składnikiem tzw. klasy średniej, a jego głos będzie wart tyle co każdy inny, o czym szybko przekona się, gdy pójdzie do urny wyborczej i gdy otworzy jakąkolwiek gazetę czy włączy telewizor. A nawet mniej, bo wyniki wyborów, a także kultura masowa wręcz zepchną go na margines, zamkną w campusach, bibliotekach i nielicznych klubach dyskusyjnych. I bezpowrotnie straci też szacunek społeczny, gdyż siła, racje i wymierne korzyści będą liczone wedle innych miar i innych stawek. Po co czytać książki, wystarczy czytać tylko swoją książeczkę czekową.

Wszystkie te dyskusje, trochę ze zrozumiałych konieczności, operowały ogólnikami i były zawsze nacechowane swoim czasem i jego wyzwaniami, przede wszystkim politycznymi. Wywoływane figury służyły pewnym założeniom i konfrontowane były wedle opozycji: teza na tezę. Dyskusja zatem o inteligencji polskiej jest rozmową o Polsce dzisiaj i o Polsce jutro.
 

I nawet jeśli uczeni zajmują się dziejami polskiej inteligencji, jak i kiedy ona powstała, jakie miała losy w poszczególnych epokach, to prędzej czy później nie wytrzymują i rozprawiają tak w ogóle, porzucają swoje szkiełka i pokazują namiętności dzisiejsze. Troje historyków wydało właśnie trzy tomy zbioru „Dzieje inteligencji polskiej do roku 1918”. Maciej Janowski zajął się okresem 1750–1831, Jerzy Jedlicki latami 1832–1864, a Magdalena Micińska epoką 1864–1918. To jest dzieło doprawdy znakomite, kawał świetnej historiografii, spełniającej wszystkie reguły warsztatu badawczego. Wieloletnia i zespołowa praca, poddana bezwzględnej dyscyplinie seminaryjnej, zaowocowała książkami, które czytelnika wprowadzają w konteksty i gąszcze historii, pokazują jej bogatą różnorodność, która w tym wypadku staje się tym większa, im bardziej czynniki zewnętrzne wobec opisywanej grupy społecznej stają się zróżnicowane. Wiadomo, Polskę „diabli rozszarpali”, a potem każdy prządł po swojemu.

A jeszcze do tego mamy tu do czynienia z historią społeczną, która jest wyjątkowo trudna do uprawiania, daleko bardziej niż choćby polityczna. Na ludzi oddziałuje bowiem wszystko – to co twarde i to co miękkie. Państwo z jego urzędami, podatkami i szkolnictwem, ale także środowisko, sąsiedzi, wielkie i małe idee, obyczaje, szczególne przypadki. Niezwykle trudno tę złożoną rzeczywistość uchwycić, zbadać i opisać, złapać w niej sprawy ważne, nie zapominając o tych pozornie mniej istotnych, jednocześnie próbując nakreślić zjawiska dominujące i typowe. A też ujawnić interakcję między procesami określanymi jako obiektywne a zachowaniami uznawanymi za subiektywne. Pokazać, jak ludzie swoimi zachowaniami i myślami zmieniali rzeczywistość, lepili nie tylko własną historię, także historię narodową i społeczną.

Już tytuły poszczególnych rozdziałów tych trzech tomów wprowadzają nas w obszary tematyczne, którymi zajęli się poszczególni autorzy. Choćby Janowski: „Skąd przychodzili?”; „Literaci, artyści, sawantki”; „Stare i nowe ideały”; „Inteligencja i władza”. Jedlicki: „Strategia przetrwania”; „Szara codzienność”; „Robić coś pożytecznego”. Micińska: „Elity majątkowe”; „Cyganeria artystyczna”; „Wyciekanie wiedzy i talentu”; „Różnice pokoleniowe”. W każdym z tych rozdziałów – tu podałem tylko tytuły kilku – historycy gromadzą wiedzę imponującą, ale, co może ważniejsze, otwierają nowe horyzonty badawcze i poruszają wyobraźnię, aż się często prosi, by podane przykłady i wywołane z imienia i nazwiska osoby stały się obiektem penetracji literackich. Co akapit jakaś kapitalna historia, świetna anegdota, niezwykła przygoda, choć autorzy swoje konie trzymają na uwięzi naukowości i surowo pilnują, by się zanadto nie rozbrykały. Ta solidność wzmocniona jest całym aparatem, bibliografiami, definicjami czy raczej myśleniem wokół definicji, bo o ostatecznych definicjach, oczywiście, mowy być nie może. Czy da się zamknąć polską inteligencję w jakiejkolwiek definicji?

Każdy z tomów ma też swoją sumę, kończy się myślami spinającymi wcześniejszą opowieść. Maciej Janowski stwierdza, że w 1830 r. polskie warstwy wykształcone przechodzą umowną granicę między modelem niemieckim, modelem mieszczańskim, który wcześniej był im najbliższy, a właśnie „polską inteligencją we właściwym sensie tego słowa”. „Do 1830 r. męczeństwo, ofiarność, spiski i cierpienia nie zajmowały zbytnio wykształconego człowieka w Polsce. Nie było dla nich miejsca ani w praktycznym zachowaniu, ani nawet w świecie ideałów czy wzorców osobowych. Patriotyzm rozumiano jako działalność na rzecz dobra publicznego, a także lojalność wobec władzy”.

Jerzy Jedlicki kończy swoją książkę ukazaniem dramatu, który stał się udziałem polskiej inteligencji w 1863 r., „ponieważ walka o wolność i niepodległość pcha ją na drogę działań nielegalnych, w skrajnym przypadku rewolucyjnych, podczas gdy zadanie cywilizacyjne, przeciwnie, wymaga strategii długofalowej, legalnej, a nawet ugodowej”. Inteligencja dążyła do tych dwóch celów, ale wówczas nie były one ze sobą do pogodzenia: „każdy z nich wytwarza inny system wartości i inny rodzaj zachowań”. W konsekwencji: „uznanie bezwzględnego pierwszeństwa celu niepodległościowego sprzyjało ostentacyjnej pogardzie dla zadań cywilizacyjnych, co się często manifestowało w postaci walki z cudzoziemszczyzną i odwrotnie, prymat liberalnej idei postępu sprzyjał upodrzędnieniu ideałów patriotycznych”.

Ten dylemat, ten dramat miał szansę zniknąć w 1918 r. Magdalena Micińska miała więc niby podarowaną od historii puentę. Nie zatrzymała się jednak w tym miejscu i za motto swojego wywodu przyjęła wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z 1936 r.: „Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie, Chcieliście Polski, no to ją macie”. Nie zajmuje się dziejami polskiej inteligencji w II RP, tym bardziej w III RP (to tematy na następne tomy), ale nie może się jednak powstrzymać, wyrzuca szkiełko przez okno. Co zapomniała polska inteligencja po 1918 r.? „To ciągle ten sam paradoks – samą siebie. Spory we własnym łonie, entuzjazm i nienawiść, cynizm i nadzieja, skłonność do wielkich poświęceń i niepewność swej pozycji, podział na dobrych i złych, którego nie sposób udowodnić, ale w który wierzy się bez zastrzeżeń... To właśnie było udziałem inteligencji polskiej sprzed stulecia i jest jej udziałem dzisiaj. Skumbrie w tomacie, pstrąg”. Napisała i skończyła, to są ostatnie zdania trzech tomów.

I jak tu spokojnie rozprawiać o polskiej inteligencji? Na dobrą sprawę rozmowa dopiero się zaczyna. Tym bardziej że wszyscy autorzy omawianego dzieła udzielają wywiadów, w których – każdy z nich już bardziej we własnym imieniu i w zgodzie z własnym temperamentem – objaśniają, dopowiadają, mówią też o teraźniejszości i o przyszłości. To są bardzo interesujące uzupełnienia i przypisy do słów wcześniej napisanych, i nie wadziłoby, gdyby one zostały zebrane i dodane do tomów naukowych, choć takie dodawanie łamałoby naturalnie przyjęte konwencje i podnosiło gorączkę czytania. Ale przecież inteligent polski jest gorący.

„Dzieje inteligencji polskiej do roku 1918”: t. I, Maciej Janowski „Narodziny inteligencji 1750–1831”, s. 260; t. II, Jerzy Jedlicki „Błędne koło 1832–1864”, s. 322; t. III, Magdalena Micińska „Inteligencja na rozdrożu 1864–1918”, s. 232, Instytut Historii PAN i Wydawnictwo Neriton, Warszawa 2008 r.
 

Polityka 13.2009 (2698) z dnia 28.03.2009; Historia; s. 72
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną