Wino do dziś uchodzi za najszlachetniejszy z alkoholi. Ten trunek rozpala zmysły, koi smutki, niepozbawiony jest też właściwości leczniczych. Starożytni Egipcjanie mieszali z winem zioła i żywice. Wspomina o tym najstarszy, datowany na początek II tys. p.n.e. egipski papirus medyczny. W 2007 r. Jackie Campbell z Centre for Biomedical Egyptology University of Manchester stwierdziła, że Egipcjanie świetnie wiedzieli, które składniki lekarstw należy ekstrahować w alkoholu, by wydobyć z nich substancję czynną.
Ostatnio Patrick McGovern z University of Pennsylvania w Filadelfii, od lat badający skład staroegipskiego wina, poddał analizie laboratoryjnej osad ze ścianek dwóch naczyń, które miały kontakt z winem. Jedno z nich pochodziło z grobowca faraona Skorpiona (ok. 3150 p.n.e.) w Abydos, a drugie – naczynko na lek z IV–VI w. n.e. – znaleziono w Dżebel Adda w południowym Egipcie. Specjalnie wybrano zabytki z najwcześniejszej i najpóźniejszej fazy tej cywilizacji, by sprawdzić, jak zmienił się przez ten czas skład wina. W starszym naczyniu znaleziono ślady wina i kolendry, melisy, szałwi, mięty, tymianku i żywicy sosnowej, w młodszym było wino z żywicą i rozmarynem. Skład trunku z grobowca Skorpiona nie odpowiada co prawda żadnej ze znanych recept, ale niełatwo jest przypisać molekuły konkretnym roślinom. A może po prostu akurat ten przepis nie został odnotowany, zresztą, po co z góry zakładać, że doprawiany ziołami alkohol był lekarstwem, może faraon Skorpion lubił wermuty?
Ferment i kac
Kariera wina jako używki, ofiary dla boga, lekarstwa czy luksusowego trunku trwa od kilku tysięcy lat i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. Wszystko zaczęło się pewnie od przyjemnego rauszu po zjedzeniu kiści nieatrakcyjnie wyglądających, z lekka pomarszczonych i nadpleśniałych owoców.