Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ministerstwo wojny

Jak działa BBN

...i wewnątrz ...i wewnątrz Henryk Jackowski / BEW
Rząd poszerza front walki w Afganistanie. Także prezydent, przy pomocy podległego mu Biura Bezpieczeństwa Narodowego, prowadzi działania zaczepne.
Siedziba BBN w Warszawie z zewnątrz...Henryk Jackowski/BEW Siedziba BBN w Warszawie z zewnątrz...

Nowoczesny biurowiec na tyłach Pałacu Prezydenckiego, w którym mieści się BBN, od siedziby głowy państwa dzieli jakieś 200 m pałacowych ogrodów. I nie tylko pod względem topograficznym BBN ma do Lecha Kaczyńskiego najbliżej. To właśnie Biuro ma dziś największy wpływ na wizerunek Lecha Kaczyńskiego. Stało się tak przede wszystkim za sprawą Aleksandra Szczygły, dziesiątego szefa tej działającej od 1991 r. instytucji.

BBN utworzył Lech Wałęsa. W małej konstytucji z 1992 r. zapisano, że „prezydent sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie zewnętrznego i wewnętrznego bezpieczeństwa państwa”, a jako organ doradczy w tym zakresie wskazano Radę Bezpieczeństwa Narodowego. W konstytucji z 1997 r. potwierdzono rolę rady, ale zdecydowanie ograniczono zakres uprawnień prezydenta w kwestiach bezpieczeństwa. Pozostał najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych, jednak w czasie pokoju – tylko za pośrednictwem ministra obrony narodowej. Choć konstytucja sporo mówi o kompetencjach prezydenta w sprawach bezpieczeństwa, to słabo definiuje narzędzia, którymi może się posłużyć. Wspominając o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, dla której BBN ma być organizacyjno-eksperckim zapleczem, nie określa, kto ma w niej zasiadać.

Aleksander Kwaśniewski powoływał do niej najważniejsze osoby w państwie (m.in. premiera, marszałków Sejmu i Senatu, szefów MON, MSZ i MSWiA) i zwoływał posiedzenia. Podobnie czynił jego następca, ale tylko do chwili, gdy władzę sprawowało PiS. Gdy rządy przejęła koalicja PO-PSL, Lech Kaczyński zrezygnował z tego klucza.

Obecnie RBN jest organem martwym: po raz ostatni spotkała się w 2007 r. Pozostali w niej tylko polityczni przyjaciele prezydenta: szef BBN oraz – mimo że nie pełnią żadnych funkcji państwowych – Anna Fotyga i Jarosław Kaczyński. Ani prezydentowi, ani jego współpracownikom to jednak nie przeszkadza. – Lech Kaczyński konsultuje się z Radą w sposób mniej formalny, m.in. przez wymianę poglądów, raportów, opinii. Więc formalne posiedzenia wydają się zbędne – mówi wiceszef BBN Witold Waszczykowski. I nic nie zapowiada, by cokolwiek się w tej sprawie zmieniło.

Wejście Szczygły

Aleksander Szczygło kieruje BBN od stycznia tego roku. Ten 46-letni polityk PiS od lat jest jedną z najbardziej zaufanych osób urzędującego prezydenta. Ich relacje najlepiej obrazuje krążąca na politycznych korytarzach anegdota, że gdyby Szczygło był młodszy, Lech Kaczyński by go usynowił.

Szczygło otrzymał jedno zadanie – radykalnie zmienić sposób funkcjonowania BBN, które za rządów Władysława Stasiaka stało się urzędem zajmującym się w dużej części tematami cywilnymi, np. akcją Bezpieczne Wakacje. – To osoby o całkowicie odmiennych charakterach. Szczygło jest trochę porywczy. To ekstrawertyk, który szybko podejmuje decyzje i mówi, co myśli. A Stasiak to typ urzędnika. Zajmował się sprawami niewywołującymi kontrowersji, a jak podpadł kiedyś prezydentowi, przez trzy miesiące bał się do niego podejść – mówi jeden z urzędników BBN.

– Minister Stasiak podejmował wiele projektów, ale tych najważniejszych nie udało mu się doprowadzić do pomyślnego finału m.in. ustawy o bezpieczeństwie narodowym, która wzmacniała pozycję BBN. Z kolei minister Szczygło nie ma obaw przed pójściem pod prąd. Jest świetny w sytuacjach kryzysowych i skuteczny w działaniu. Potrafi też być koncyliacyjny, choć wiele osób ma na ten temat inną opinię – potwierdza gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM i wiceszef BBN w latach 2006–08. Na efekty pracy Biura pod rządami nowego szefa nie trzeba było długo czekać. BBN zaczął atakować raportami, które wywoływały krótkotrwałe co prawda, ale dość silne wstrząsy polityczne.

Zaczęło się od analizy działań rządu w sprawie uwolnienia porwanego, a następnie zamordowanego w Pakistanie polskiego inżyniera. Opublikowany w czerwcu dokument nie zostawiał suchej nitki na szefie MSZ Radosławie Sikorskim. Szeroki oddźwięk miało też wysłane do prokuratury w ostatnich dniach października zawiadomienie Szczygły o możliwości popełnienia przestępstwa przez ABW w sprawie kopalni Wujek-Śląsk. Według szefa BBN, agencja wiedziała o przypadkach fałszowania czujników stężenia metanu, co zdaniem Biura mogło być główną przyczyną tragicznego w skutkach wrześniowego wybuchu w tej kopalni. ABW odpierała zarzuty zapewniając, że natychmiast po otrzymaniu informacji o możliwych nieprawidłowościach zawiadomiła o sprawie policję i Wyższy Urząd Górniczy. Mimo to raport stał się narzędziem do ataku na rząd, który przypuścili przede wszystkim posłowie PiS.

Po drodze była jeszcze awantura o nominacje generalskie z okazji Święta Wojska Polskiego. Szczygło zarzucił ówczesnemu szefowi MSWiA Grzegorzowi Schetynie sfałszowanie wniosków o awanse dla policjantów i ukrycie przed prezydentem, że w przeszłości służyli w SB i ZOMO. Całkiem zaś niedawno nazwał premiera Tuska „leniwą siostrą Kopciuszka”, a wypowiadając się o stanie polskiej armii, stwierdził, że „zmieściłaby się na nie największym stadionie piłkarskim”.

Parcie na Wschód

Jednak szczególnym przedmiotem zainteresowania BBN jest Rosja. Gdy wsłuchać się w enuncjacje urzędników prezydenta, można odnieść wrażenie, że zbrojna napaść Rosji na Polskę jest całkowicie realna. Tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy Biuro poświęciło wschodniemu sąsiadowi dwie obszerne analizy.

Największe kontrowersje wzbudził 30-stronicowy artykuł na temat „Propaganda historyczna Rosji w latach 2004–09”, który ukazał się dzień po wizycie premiera Putina na Westerplatte. Minister Szczygło wyjaśniał, że ta data została wybrana specjalnie, by „publikacja nie stała się powodem, dla którego strona rosyjska stwierdziłaby, że ta wizyta nie może się odbyć”. Miesiąc wcześniej, w sierpniu, rok po zakończeniu wojny rosyjsko-gruzińskiej, w BBN powstał raport sugerujący, że Rosja ignoruje porozumienia o zawieszeniu broni. Sporo rosyjskich wątków było również w listopadowej analizie na temat bezpieczeństwa energetycznego Polski. Jej autorzy przestrzegali przed uzależnieniem od dostaw gazu ze Wschodu.

Raporty powstają w trzech departamentach: bezpieczeństwa wewnętrznego, międzynarodowego i systemu obronnego. Wszystkie obsadzone są przez osoby, które przyszły do BBN po wyborczym zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego i reprezentują poglądy zbliżone do PiS. – Zdecydowana większość tych, którzy pracowali za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego, została zwolniona. W Biurze dokonano czystki – mówi Marek Siwiec, szef BBN w latach 1997–2004.

Wielkie czyszczenie

Głęboka wymiana kadr rzeczywiście nastąpiła, ale z poślizgiem. Tym, który czyścił kadrę – w przekonaniu obecnych pracowników Biura, w znacznej części związaną ze służbami specjalnymi – był Władysław Stasiak. Obecny szef Kancelarii Prezydenta wszedł do BBN w sierpniu 2006 r., zastępując na stanowisku szefa Andrzeja Urbańskiego. Jednak Urbański łączył tę funkcję z kierowaniem prezydencką kancelarią i Biurem zajmował się jedynie formalnie. – Do czasu, gdy nastał Stasiak, czyli przez osiem miesięcy, niewiele się działo. Stara ekipa pozostała, nowej jeszcze nie było – opowiada nasz rozmówca. Najlepiej świadczy o tym fakt, że do tego momentu Biurem faktycznie rządził jego wiceszef, admirał Ryszard Łukasik, którego ściągnął jeszcze prezydent Kwaśniewski. Powód był prozaiczny – po zwycięskich dla PiS wyborach parlamentarnych 2005 r. nie było zbyt wielu chętnych do objęcia funkcji szefa BBN. – Posada tutaj uznawana była wówczas za zsyłkę. To się zmieniło dopiero w 2007 r., gdy władzę przejęła PO. Nagle zaroiło się od kandydatów – twierdzą urzędnicy Biura.

Na miejsce ludzi Kwaśniewskiego do okazałego gmachu na tyłach Pałacu Prezydenckiego zaczęli wprowadzać się nowi. Najmocniejszą reprezentację stanowili pracownicy warszawskiego Ratusza, którym w latach 2002–05 kierował obecny prezydent. Stamtąd przyszli nie tylko członkowie ścisłego kierownictwa BBN, jak Andrzej Urbański, Władysław Stasiak czy późniejszy wiceszef Biura gen. Roman Polko, ale też pracownicy średniego i niższego szczebla. Pracę na stanowiskach kierowniczych w stołecznym urzędzie miasta za kadencji Kaczyńskiego mają za sobą zarówno dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Lucjan Bełza, jak i szefowa Departamentu Bezpieczeństwa Międzynarodowego Joanna Strzelczyk.

Do BBN trafili także pracownicy komisji weryfikacyjnej WSI, która po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych w 2007 r. przeniosła się do siedziby Biura.

W sumie Biuro zatrudnia dziś około stu pracowników i dysponuje budżetem w wysokości 14 mln zł (na przyszły rok zażądało 3 mln więcej). Szczygle doradza wiceminister gospodarki w rządach PiS Piotr Naimski, który zajmuje się sprawami energii, i Paweł Soloch, były wiceszef MSWiA w latach 2005–07, odpowiadający za kwestie związane z bezpieczeństwem wewnętrznym. W gronie doradców jest też była rzeczniczka BBN Paulina Bolibrzuch, która redaguje wydawany przez Biuro kwartalnik „Bezpieczeństwo Narodowe”.

Ludźmi Szczygły są też dyrektor jego gabinetu Agnieszka Wieliczko, a także dyrektorzy dwóch departamentów: Systemu Obronnego – płk Piotr Borowy oraz Komunikacji Społecznej – Jarosław Rybak. Wszyscy przyszli z MON. Wieliczko była szefową gabinetu politycznego ministra obrony w czasach, gdy był nim Szczygło, Borowy szefem resortowych kadr, zaś Rybak rzecznikiem resortu.

Ten ostatni odgrywa niezwykle ważną rolę: stojąc na czele departamentu komunikacji społecznej odpowiada m.in. za PR. Pomysł utworzenia takiej struktury wyszedł podobno od samego Aleksandra Szczygły, który chce, by działalność Biura była odpowiednio nagłośniona. – To biuro propagandy utworzone z myślą o zbliżających się wyborach prezydenckich. Ma dobrze reklamować pracę głowy państwa i punktować rząd – mówi jeden z byłych członków kierownictwa BBN.

Jak w kisielu

Praca urzędników BBN nie należy do zbyt wymagających. – Człowiek, który tam trafi, czuje się, jakby pływał w kisielu – mówi jeden z pracowników. Co jednak ważniejsze, niewiele z tej pracy wynika.

Przedstawiciele biura m.in. cyklicznie spotykają się ze swoimi odpowiednikami na Litwie, Ukrainie, w Gruzji, a nawet w Stanach Zjednoczonych. Tyle tylko, że w tych krajach władza głowy państwa jest zdecydowanie silniejsza niż u nas. Większe uprawnienia mają też szefowie prezydenckich instytucji zajmujących się tym co nasz BBN. – Z tych dysproporcji mogą wynikać poważne problemy. Kiedy nasi partnerzy zauważyli u nas konkurencję między ośrodkiem prezydenckim i rządowym, zaczęli to rozgrywać. Gdy nie mogli porozumieć się z rządem w sprawach bezpieczeństwa, uderzali do strony prezydenckiej – mówi Antoni Podolski, twórca i do niedawna dyrektor Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.

Oprócz analiz i raportów BBN od 2006 r. wydaje kwartalnik „Bezpieczeństwo Narodowe” oraz serię „Biblioteka Bezpieczeństwa Narodowego”. To najczęściej zapisy z konferencji i seminariów organizowanych przez Biuro. Jedna z nich dotyczyła „polityki medialnej instytucji państwowych w obszarze zagrożeń terrorystycznych”. Z wykładami o „strategii i celach przekazu informacji” wystąpili na niej m.in. Stanisław Janecki, redaktor naczelny „Wprost”, Marzena Paczuska z TVP oraz rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski i reżyser Krzysztof Zanussi. Z zapraszaniem zewnętrznych ekspertów BBN ma jednak poważny problem, bo nie wszyscy chcą uczestniczyć w jego konferencjach. Odkąd Szczygło zaczął urzędowanie w gmachu przy ul. Karowej, prawie całkowicie wygasły kontakty Biura z MSZ. To efekt nieco zapomnianych dziś słów szefa BBN, które wypowiedział pod adresem ministra Radosława Sikorskiego. Dwa lata temu w jednym z wywiadów Szczygło nazwał go zdrajcą; za to, że opuścił PiS i przystąpił do PO.

MSZ pod ostrzałem

Na stosunkach z MSZ ciąży również osoba Witolda Waszczykowskiego, byłego zastępcy Sikorskiego w tym resorcie. Waszczykowski odszedł z MSZ w atmosferze skandalu w sierpniu 2008 r., zarzucając premierowi i ministrowi spraw zagranicznych, że źle prowadzili negocjacje z rządem USA w sprawie tarczy antyrakietowej. W odpowiedzi Sikorski zarzucił swemu zastępcy nielojalność. – MSZ bojkotuje wszelkie nasze inicjatywy – żali się Waszczykowski. – Gdy organizowaliśmy seminarium na temat naszego udziału w operacjach pokojowych, zaprosiliśmy przedstawicieli MON i MSZ. Zastępcy Radosława Sikorskiego nawet telefonu nie chcieli odebrać.

Wojna między obiema instytucjami posunęła się do tego stopnia, że gdy na początku listopada Witold Waszczykowski wraz z odpowiedzialnym w Kancelarii Prezydenta za sprawy międzynarodowe Mariuszem Handzlikiem odwiedzili Waszyngton, sami o mały włos musieliby sobie organizować pobyt. – Minister Sikorski wysłał depesze do ambasady w Waszyngtonie mniej więcej takiej treści: „żadnych spotkań z nimi i żadnego wsparcia logistycznego”. Ambasada uznała, że interesy państwa polskiego są ważniejsze niż widzimisię ministra – opowiada Waszczykowski.

I tak coraz mocniej okopany BBN coraz częściej musi stawiać czoła pytaniom o sens działania instytucji, która nie ma realnych kompetencji. – BBN w tej formie i tak mocno uwikłany w politykę nie ma racji bytu. Powinien zostać zlikwidowany lub połączony z Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, które mogłoby wtedy obsługiwać również prezydenta. Nie powinien istnieć dwugłos w takich sprawach jak bezpieczeństwo państwa – mówi Antoni Podolski. Pojawiają się też opinie, że skoro Rada Bezpieczeństwa Narodowego jest, jak w istocie zdecydował prezydent, instytucją martwą, to BBN jako jej zaplecze traci sens istnienia.

Groźne pomruki

Osoby związane z BBN mają na ten temat całkowicie odmienne zdanie. – Odrzucam zarzut, że BBN stał się biurem politycznym. Upolitycznia nas rząd m.in. przez ograniczanie dostępu do informacji oraz prerogatyw prezydenta – tłumaczy Witold Waszczykowski. – Prezydent musi dysponować odpowiednim zapleczem merytorycznym, które dostarczy mu wiedzy niezbędnej chociażby przy podejmowaniu decyzji o mianowaniu oficerów na najwyższe stanowiska w armii – argumentuje były szef BBN Marek Siwiec. Krytykuje jednak funkcjonowanie Biura. – W ogóle nie wiem, czym się ono teraz zajmuje. Prezydent Kaczyński akceptuje twór, który w sferę publiczną nie wnosi żadnej wartości.

BBN krytyką się nie przejmuje. W planach pracy na najbliższe miesiące ma m.in. raport o skutkach wejścia w życie traktatu z Lizbony. – Prezydent zapewne będzie bardzo zainteresowany jego implikacjami dla Polski – zapowiada Witold Waszczykowski i brzmi to trochę jak groźba. Po za tym wśród tematów poruszanych przez BBN znajdą się relacje z Bliskim Wschodem, które zdaniem prezydenckiego otoczenia zostały mocno zaniedbane przez rząd Tuska. Szef BBN będzie miał też na oku postępy w profesjonalizacji armii i – to nowość – działanie służb specjalnych. Aleksander Szczygło jest bowiem przekonany, że są one wykorzystywane do celów politycznych. Przed wyborami na pewno nieraz o tym usłyszymy.

Anna Dąbrowska
Grzegorz Rzeczkowski

Polityka 50.2009 (2735) z dnia 12.12.2009; Kraj; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Ministerstwo wojny"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną