W efekcie zdymisjonowano ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, chociaż Bogiem a prawdą, nie zasłużył na to. Teraz widać, słychać i czuć, że media ostrzą pazurki na nowe dymisje, bo ktoś przecież musi ponieść odpowiedzialność za śmierć Iwana, najważniejszego, jak mówią dziennikarze, świadka w sprawie zabójstwa gen. Papały. Świadka, dzięki któremu zdobyto kluczowe dowody.
Dziennikarze, którzy tak przedstawiają rolę Iwana, albo nie wiedzą, co mówią, albo manipulują świadomie. Zirajewski nie był świadkiem zabójstwa, nie dostarczył żadnych dowodów bezpośrednich. Obciążył jedynie, wielokrotnie zresztą swe zeznania zmieniając, Edwarda Mazura, biznesmena z Chicago. Na jego opowieści oparto wersję, że Mazur szukał w Gdańsku killera, który zastrzeli Papałę. Sporządzono do władz USA wniosek ekstradycyjny, w którym Zirajewski był przedstawiony jako as w rękawie polskiej prokuratury. Ale amerykański sędzia nie dał wiary jego opowieściom. Uznał że są niewiarygodne i odmówił ekstradycji. Ba, teraz dowiadujemy się, że i polscy prokuratorzy mieli wątpliwości dotyczące wiarygodności Iwana.
Zeznania Artura Zirajewskiego nie posunęły do przodu kwestii wyjaśnienia tajemnicy śmierci Papały. Jego nagła śmierć też nie będzie miała wpływu na przebieg śledztwa. Co miał opowiedzieć, opowiedział. I nic z tego nie wynikło.
Trwa roztrząsanie, czy próbował popełnić samobójstwo, a może ktoś mu w tym pomógł. Być może chciał targnąć się na swoje życie i dlatego przedawkował leki. Trafił do szpitala, podleczono go, wrócił pod celę i umarł z powodu zatoru płucnego. Mogło tak być, ale doszukiwanie się w takiej wersji sensacji, to domena tabloidów. W warunkach więziennych zachowania najbardziej nawet zatwardziałych przestępców są nieprzewidywalne. Załamanie psychiczne może tam dopaść każdego. Targnięcie się na własne życie, to indywidualna decyzja. Nawet najbardziej pilnowany więzień jeśli zechce umrzeć z własnej ręki, zrobi to. Czy tak było w przypadku Iwana, prawdopodobnie nigdy już się nie dowiemy.