Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Koniec i Kropa

Prezydent Łodzi odwołany

Prezydent Jerzy Kropiwnicki podczas otwarcia dla turystów fragmentu łódzkich kanałów Prezydent Jerzy Kropiwnicki podczas otwarcia dla turystów fragmentu łódzkich kanałów Radosław Jóźwiak / Agencja Gazeta
Jerzy Kropiwnicki nie jest już prezydentem Łodzi. Mieszkańcy miasta odwołali go w niedzielnym referendum. Po siedmiu latach rządów.

Początek roku był dla Jerzego Kropiwnickiego, zwanego przez łodzian Kropą lub Kropaszenką, bardzo dobry. W sylwestrową noc publiczna telewizja po raz pierwszy od lat transmitowała łódzką imprezę. Po wspólnym występie królowych polskiej sceny: Maryli Rodowicz i Dody, prezydent Łodzi triumfalnie pozdrawiał Warszawę, która bawiła się znacznie skromniej.

W dniu Trzech Króli dał wolne magistrackim urzędnikom i apelował, by inni pracodawcy poszli w jego ślady. Przypomniał w ten sposób, że to on pierwszy wystąpił do Sejmu z inicjatywą, by święto to uczynić dniem wolnym od pracy. Parlament ma wkrótce podjąć decyzję w tej sprawie.

Gdy urzędnicy świętowali, w magistracie okupację rozpoczęła setka młodych ludzi pod przywództwem Marka Żydowicza – twórcy festiwalu sztuki operatorskiej Camerimage. Domagali się budowy Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage. Ma ono stanowić część gigantycznego projektu przebudowy śródmieścia Łodzi. Prezydent Kropiwnicki na realizację całej tej wizji chce w ciągu kilku najbliższych lat wydać z budżetu miasta około 1,2 mld zł. Wątpliwości mają jednak radni SLD i PO: roczny budżet Łodzi to 3 mld zł, w zeszłym roku na wszystkie inwestycje wydano łącznie 400 mln zł. By przeprowadzić wizjonerski projekt, miasto będzie musiało zadłużyć się na wiele lat. Przez ten czas nie będzie miało środków na inne inwestycje, np. na doprowadzenie do porządku dotychczasowej swej wizytówki – ulicy Piotrkowskiej, która w ostatnich latach strasznie podupadła.

Z całego projektu najwięcej kontrowersji budzi budowa CFK Camerimage. Realizować ma ją spółka, której prezesem jest Żydowicz, a większość udziałów należy do dwóch założonych przez niego fundacji (właścicielem pozostałych jest miasto). Sam projekt CFK, autorstwa znanego architekta Franka Gehry’ego, kosztować ma 45 mln zł, a jego realizacja – blisko pół miliarda.

Żydowicz przekonuje, że inwestycja zostanie w połowie dofinansowana z Unii Europejskiej i żąda, by miasto zagwarantowało pozostałą kwotę. Protest rozpoczął, gdy radni uchwalili, że zanim dadzą pieniądze, muszą mieć gwarancję, że UE także je wyłoży i nie będą musieli finansować całości z miejskiego budżetu (dwa dni później Ministerstwo Kultury, rozdzielające środki z Unii, oświadczyło, że pieniędzy na 2010 r. już nie ma, a o rozdziale kwot na dalsze lata zadecyduje po przeprowadzeniu konkursu). Żydowicz zagroził, że jeśli CFK nie powstanie, przeniesie swoją imprezę do innego miasta. – Kropiwnicki popiera go, bo po przegranej w walce o organizację Euro 2012, wycofaniu się z miasta koncernów Philips i Dell, boi się kolejnej porażki – przekonuje lewicowy radny Jarosław Berger.

Akcja Żydowicza nie zaważyła jednak na wynikach referendum w sprawie odwołania prezydenta, na co liczyli po cichu jego stronnicy. Wniosek o referendum złożyło SLD. Jaki ma ono sens na krótko przed wyborami samorządowymi? SLD argumentowało, że każdy dzień władzy Kropiwnickiego to strata dla miasta. Przeciwnicy prezydenta obawiali się też, że bez takiej spektakularnej akcji sukces w tegorocznych wyborach mógłby odnieść obecny zastępca Kropiwnickiego, Włodzimierz Tomaszewski. Pod wnioskiem SLD o przeprowadzenie referendum podpisało się blisko 90 tys. łodzian – głównie młodych ludzi. W samym głosowaniu wniosek poparło prawie 128 tys. mieszkańców miasta, to jest 96 procent uczestników plebiscytu. Frekwencja wyniosła 22 procent.

Skromny prezydent

Gdy w 2002 r. Kropiwnicki po raz pierwszy wygrał wybory prezydenckie, łodzianie wiązali z nim ogromne nadzieje. Poprzednia kadencja, gdy miastem rządziło SLD, upłynęła pod znakiem afer, trzykrotnie zmieniano prezydenta. Głosując na szefa Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, czerwona Łódź pokazała lewicy czerwoną kartkę. W kolejnych wyborach w 2006 r. Kropiwnicki znów odniósł sukces.

W pierwszych dniach urzędowania w 2002 r. Kropiwnicki symbolicznie odciął się od swych poprzedników, wystawiając na licytację odziedziczonego po nich służbowego Peugeota 607. – Uważałem, że ponieważ mieszkańcom nie powodzi się zbyt dobrze, prezydent musi się zadowolić tańszym modelem – tłumaczy dziś. Limuzynę, kupioną dwa lata wcześniej za blisko 200 tys. zł, sprzedano za połowę tej kwoty. Pieniądze przeznaczono na zakup trzech respiratorów dla łódzkich hospicjów.

Kilka lat temu radni dopatrzyli się, że prezydent i inni członkowie zarządu miasta jeżdżą nowymi Fordami – choć rada nie zatwierdzała wydatków na ten cel. – Okazało się, że zapisano je w budżecie jako samochody dla jednostek urzędu miasta, straży miejskiej i drogowców, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że Kropiwnicki i jego ludzie za dużo na siebie wydają – mówi Mateusz Walasek, przewodniczący klubu radnych Platformy Obywatelskiej.

Po wyborach w 2002 r. Kropiwnicki zapowiadał, że wprowadzi oszczędności, redukując urzędnicze etaty. Część pracowników magistratu faktycznie zwolniono. Ich miejsca zajęli jednak od razu ludzie z politycznego zaplecza prezydenta, zatrudniono także kilkunastu doradców i pełnomocników. W sprawach bezpieczeństwa radą służyć miał prezydentowi znany detektyw Krzysztof R., aresztowany później pod zarzutem współpracy z mafią paliwową, a w sprawach inwestycji zagranicznych Piotr M., znany ze słabości do Maybachów były poseł Samoobrony, który także trafił wkrótce do aresztu pod zarzutem oszustw podatkowych. Doradcą ds. infrastruktury został Jerzy Widzyk, były minister transportu w rządzie Jerzego Buzka. Pobierał wynagrodzenie, choć prawie nie pojawiał się w Łodzi. Kropiwnickiemu to nie przeszkadzało. – On sam rzadko bywa w urzędzie. Pojawia się, gdy trzeba przeciąć jakąś wstęgę. Władzę realnie sprawuje jego zastępca Włodzimierz Tomaszewski – uważa Mateusz Walasek.

Sporo czasu Kropiwnicki spędzał w podróżach. Od 2002 r. wyjeżdżał służbowo za granicę 175 razy – najczęściej do Niemiec (17 razy), Francji (12), Belgii (10) i Izraela (9). Odwiedził również Malezję, Singapur, Liban, Syrię, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Armenię. – W misjach biorą udział także jego najbliżsi współpracownicy, radni klubu PiS i biznesmeni, dobierani według klucza znanego chyba tylko prezydentowi – mówi Jarosław Berger.

Po pięciu latach rządów Kropiwnickiego wyliczono, że ponad rok z tego czasu spędził za granicą, a na same tylko jego wyjazdy z budżetu miasta poszło blisko 300 tys. zł. Ze światowych wojaży prezydenta niewiele jednak wynika. Do namacalnych efektów podróży zaliczyć można zorganizowaną w 2004 r. przez podległą miastu placówkę kulturalną wystawę zdjęć zrobionych przez Kropiwnickiego w Izraelu i opublikowaną przez niego książkę „Wędrówki po Ziemi Świętej” – opisującą podróże do Izraela, Libanu i Syrii.

Przyjazne miasto

Po triumfie wyborczym w 2002 r. Kropiwnicki zadeklarował, że miasto i urząd staną się przyjazne mieszkańcom. W pierwszym dniu prezydentury odwiedził wydział komunikacji i nakazał urzędnikom likwidację kilkusetosobowych kolejek do wymiany prawa jazdy lub zarejestrowania samochodu. Następnego dnia otwarto nowe okienka i kolejki zniknęły. Po paru tygodniach wszystko wróciło do dawnej normy. Kolejki okazały się jednak niczym wobec przeżyć mieszkańców w związku z największą inwestycją za rządów Kropiwnickiego – budową trasy Łódzkiego Tramwaju Regionalnego. Prace rozpoczęto latem 2007 r. – jednocześnie na całej długości starego torowiska, po którym jeździły dotąd tramwaje kilku linii. Miasto zostało całkowicie sparaliżowane. Łodzianie w mediach i Internecie dawali upust wściekłości z powodu spóźniających się i wypchanych do granic możliwości zastępczych autobusów.

Wkrótce potem, gdy do Łodzi w ramach kampanii wyborczej przyjechał ówczesny premier Jarosław Kaczyński, Kropiwnicki zabrał go na rozkopany odcinek ulicy Piotrkowskiej, na który tego dnia ściągnięto mnóstwo sprzętu i prace szły wyjątkowo żwawo. Prezydent chwalił się inwestycją i rozwojem miasta. Nie wytrzymała właścicielka pobliskiej restauracji – wygarnęła Kropiwnickiemu, że prace ślimaczą się od wielu miesięcy i jak tak dalej pójdzie, będzie musiała ogłosić bankructwo, podobnie jak wielu innych przedsiębiorców z Piotrkowskiej.

Budowa ŁTR trwała ponad rok. Kosztowała blisko 300 mln zł. Tramwaj, który miał być regionalny, nie wyjechał poza granice Łodzi, bo sąsiednie miasta nie miały pieniędzy, by się dołożyć do inwestycji. Miał być szybki – ale ruch zorganizowano tak, że tramwaje zatrzymują się dwa razy częściej niż przed przeprowadzeniem inwestycji.

Kulturalni urzędnicy

Obejmując fotel prezydenta Kropiwnicki podkreślał, że w podległym mu urzędzie nie ma miejsca dla niekompetentnych, nieuprzejmych i niekulturalnych urzędników. By sprawdzić, jak jego podwładni traktują petentów, dzwonił do nich incognito. Burkliwych – już przedstawiając się – surowo upominał i ostrzegał, że następnym razem wyciągnie poważniejsze konsekwencje.

Jedna z pierwszych decyzji Kropiwnickiego dotyczyła strojów służbowych. Uznał, że skoro urzędnik ma budzić zaufanie i szacunek petentów, jego ubiór nie może być zbyt swobodny. Podczas oficjalnych uroczystości miejskich i religijnych oraz w święta państwowe przedstawiciele urzędu muszą występować w zaprojektowanych przez niego samego czapkach maciejówkach z herbem miasta. Prezydent i jego zastępcy nosili dodatkowo szarfy w barwach miasta, zakładane obowiązkowo przez prawe ramię do lewego boku. – Wielu urzędników uważa, że te przebieranki ośmieszają urząd, ale podporządkowują się, bo boją się Kropiwnickiego – mówi Jarosław Berger.

Tajemnicą poliszynela jest, że były już prezydent jest cholerykiem i gdy wpadnie w złość, daleko mu do ideału kulturalnego urzędnika. Przekonali się o tym latem ubiegłego roku obserwatorzy uroczystości otwarcia zdroju ulicznego w pasażu nieopodal magistratu. Jeden ze zgromadzonych widzów zaczął wypominać prezydentowi, że zbyt często wyjeżdża do Izraela i zaniedbuje miasto. Gdy Kropiwnicki poradził mu: „Napij się pan i idź sobie stąd”, mężczyzna wylał mu pod nogi kubek wody. Prezydent wyładował złość na strażniku miejskim, który nadbiegł chwilę potem. „Do k… nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma” – krzyczał na niego. A później dodał: „Gdzie masz ch… czapkę?”. Gdy media opisały zajście, prezydent wyparł się swych słów. Prokuratorskie śledztwo w sprawie znieważenia przez niego strażnika zostało umorzone. Strażnik zaś został ukarany upomnieniem za brak czapki.

Według radnych lewicy, o tym, jak Kropiwnicki traktował podległych sobie ludzi, najlepiej świadczy historia z Teatrem Nowym. Parę lat temu, gdy ekipa Nowego protestowała przeciwko Grzegorzowi Królikiewiczowi, którego Kropiwnicki mianował dyrektorem artystycznym, mimo negatywnej opinii Ministerstwa Kultury i ZASP, na polecenie prezydenta straż miejska i wynajęta agencja ochrony przypuściły szturm na teatr. Pracowników wyprowadzono siłą. Władze miasta nakazały odwołanie wszystkich przedstawień, tłumacząc to koniecznością dezynsekcji i deratyzacji. Ostatecznie Królikiewicz pozostał na stanowisku – za degradację artystyczną sceny łódzcy recenzenci przyznali mu potem Czarną Maskę.

Do kolejnych przepychanek wokół teatru doszło niedawno. Kropiwnicki znów chciał obsadzić w fotelu dyrektora artystycznego człowieka bliskiego mu ideowo – Olgierda Łukaszewicza. W 2008 r., w wyniku konkursu, funkcję powierzono jednak reżyserowi Zbigniewowi Brzozie. Teatr nieco odżył. Prezydent uznał wówczas, że repertuar jest adresowany do elity, pomija lektury szkolne, a widownia świeci pustkami. Latem minionego roku zarządził w teatrze referendum. Podwładni Brzozy mieli wypowiedzieć się, czy chcą, by pozostał na stanowisku. Większość aktorów zbojkotowała głosowanie. Wzięli w nim udział pracownicy techniczni i administracyjni, którzy wycięli Brzozę z funkcji.

Przezroczysta władza

Podczas swojej pierwszej konferencji prasowej jesienią 2002 r. Kropiwnicki napisał flamastrem na okiennej szybie: „Władza ma być przezroczysta”, mówiąc, że będzie to motto jego prezydentury. Już pierwszego dnia zawiesił w obowiązkach urzędnika, który – jak mu przekazano – mógł brać łapówki (potem okazało się, że nie ma na to żadnych dowodów, i trzeba było go przywrócić do pracy). By ograniczyć możliwość korupcji, zarządził, że urzędnicy magistratu nie mogą spotykać się z petentami w cztery oczy – zawsze musi być przy tym osoba trzecia.

W wywiadach opowiadał, że gdyby od niego zależało, jakie kary wymierzać łapówkarzom, wprowadziłby dożywotni zakaz pracy w administracji publicznej. Przekonywał, że najlepszy sposób na walkę z korupcją znaleziono w Singapurze, gdzie karze się za nią batożeniem.

Wobec swoich najbliższych współpracowników nie był jednak tak surowy. W 2007 r. jedna z lokalnych gazet ujawniła, że Grzegorz K., wiceprezes ZChN, a potem także sekretarz generalny założonego przez Kropiwnickiego Chrześcijańskiego Ruchu Samorządowego, jako prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania przez lata wykorzystywał podległych sobie pracowników przy remoncie własnego mieszkania i domu oraz do pracy w ogrodzie. Jeżdżąc służbowym samochodem MPO, pobierał równocześnie ryczałt za samochód prywatny. Gazeta napisała też, że MPO przekazywało posegregowane surowce wtórne firmie należącej do przyjaciółki Grzegorza K., a ta sprzedawała je z wielokrotnym przebiciem spółce zajmującej się recyklingiem.

Po publikacji Kropiwnicki oznajmił, że ufa Grzegorzowi K., i podkreślał jego zasługi dla MPO. W ubiegłym roku, w związku z ujawnionymi przez prasę nieprawidłowościami w MPO, prokuratura postawiła zarzuty K. i trojgu jego współpracownikom. – Prokurator zakazał K. przebywania w MPO. Mimo to prezydent początkowo nie odwołał go z funkcji, lecz tylko zawiesił w obowiązkach, i K. nadal otrzymywał wynagrodzenie prezesa – mówi radny PO Bartosz Domaszewicz.

Dokąd popłynie Łódź?

Kropiwnicki uważa, że jego siedmioletnie rządy w Łodzi były pasmem sukcesów, a inicjatorzy referendum kierowali się wyłącznie zawiścią. – Lewica nie może znieść – mówi – że prezydent miasta był pomysłodawcą przywrócenia dnia wolnego w święto Trzech Króli, że za moich rządów Jan Paweł II przyjął tytuł honorowego obywatela Łodzi, że św. Faustyna została patronką miasta, a sama Łódź straciła gębę czerwonej i stała się normalnym katolickim polskim miastem.

On i jego współpracownicy przekonywali łodzian, by nie szli do urn. Bezskutecznie. Kropiwnicki nie będzie mógł postawić kropki nad i w swoim wielkim dziele.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną