Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Co słychać?

Podsłuchy w służbie państwa

Szacuje się, że rocznie służby zakładają 80-90 tys. podsłuchów Szacuje się, że rocznie służby zakładają 80-90 tys. podsłuchów Monika Schüll / PantherMedia
Czym się różni państwo policyjne od państwa prawa, jeżeli i w jednym, i w drugim podsłuchuje się obywateli, sprawdza skrzynki e-mailowe i otwiera listy?

Skandale podsłuchowe wybuchają u nas regularnie i wywołują kolejne gorące debaty o gwałceniu prawa do prywatności. Także o konieczności skrócenia smyczy służbom specjalnym. Niedawno w programie telewizyjnym znana dziennikarka radiowa i przedstawicielka władz Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Janina Jankowska miotała gromy na inwigilację stosowaną przez służby za rządów PO (w związku z podsłuchiwaniem Wojciecha Sumlińskiego i jego dziennikarskich rozmówców). Oznajmiła, że za czasów PiS dziennikarzy i polityków nie podsłuchiwano. Zapędziła się – podsłuchiwano! Prokuratura z Zielonej Góry prowadziła w tej sprawie śledztwo. Umorzyła je, ale nie dlatego, że nie było podsłuchów. Uznała, że były legalne.

Dla służb nie ma nic prostszego, niż podsłuchiwać, kogo się chce, a przy tym całkowicie legalnie. Przepisy tak skonstruowano, że wszystko da się załatwić i przyklepać. Można stosować bez zgody sądu podsłuchy pięciodniowe. Można też domagać się zgody na podsłuch, wymyślając kwalifikację prawną na podstawie indeksu przestępstw umożliwiających jego stosowanie. Interesuje nas pan X., więc na użytek sądu podejrzewamy go o zabójstwo, porwanie, handel bronią, narkotykami, korupcję albo udział w przestępczości zorganizowanej. Prawie żaden sędzia nie sprawdzi, czy te podejrzenia mają jakiekolwiek uzasadnienie. A to już przypomina metody państwa policyjnego.

W kraju policyjnym nikt nie kontroluje zasadności stosowania inwigilacji, a zebrana w sposób tajny wiedza służy do wymuszania posłuszeństwa wobec władzy. Podsłuchy z czasów PRL poznajemy dopiero teraz, po 20 latach od upadku starego systemu. Z zachowanych esbeckich stenogramów prywatnych rozmów nie dowiadujemy się o przygotowywanych przestępstwach, ale o intymnych sprawach tzw. figurantów. O ich kochankach, chorobach i nałogach.

W państwie prawa środki techniki operacyjnej – niezbędne z punktu widzenia bezpieczeństwa – pozostają pod ścisłą kontrolą, a informacje uzyskane z podsłuchów służą przede wszystkim potrzebom procesowym. Jeżeli nie mają znaczenia dowodowego, są komisyjnie niszczone, a w niektórych krajach osoby podsłuchiwane są powiadamiane o takich sytuacjach.

W Polsce Ludowej rozdzielono czynności operacyjne od procesowych, co umożliwiało gromadzenie teczek na każdego bez żadnej weryfikacji sądowej. Po 1989 r. ten podział zachowano. Do dzisiaj policja, ABW czy CBA mogą zbierać informacje operacyjne o obywatelach bez planu ich wykorzystania w sądzie.

Dzisiejsza Polska jest więc państwem prawa, ale z elementami systemu policyjnego. Jej tajne służby wciąż mogą podsłuchiwać wyłącznie dla celów operacyjnych, a kontrola sądowa nad tym procederem jest pozorna.

Wiedza wyłącznie operacyjna

Podczas swej niedawnej wizyty w Polsce Ivan Farr, szef departamentu operacji specjalnych policji północno-irlandzkiej (C4), mówił, że nawet w okresie apogeum wojny terrorystycznej w Ulsterze każda informacja zdobyta przez tamtejszych policjantów była traktowana jako element materiału dowodowego, który zostanie wykorzystany przed sądem. – W irlandzkiej policji nie było i nie ma wiedzy wyłącznie operacyjnej – wyjaśniał. – Mało tego, jeżeli w sądzie zeznaje oficer policji, ma obowiązek ujawnić swoje źródła operacyjne.

Wykład Ivana Farra wywołał konsternację wśród uczestników konferencji w podpoznańskim Będlewie, poświęconej m.in. projektowi ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych. Naukowcy, sędziowie, prokuratorzy i oficerowie służb specjalnych od kilku lat pracują nad tzw. eksperckim projektem porządkującym czynności operacyjne. Równolegle powstaje projekt poselski w zespole kierowanym przez Marka Biernackiego (PO), a swoją wersję nowelizacji ustawy przedstawiła niedawno grupa posłów z prof. Janem Widackim na czele. Także minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski i prokurator krajowy Edward Zalewski przygotowali własny projekt zmian przepisów dotyczących stosowania podsłuchów.

Ta mnogość projektów nie przekłada się na razie na ich jakość. Wszyscy zgadzają się, że obowiązujący stan prawny trzeba zmienić, ale problem w tym, jak to zrobić. W tej chwili nie ma jednej ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych. Każda służba działa w oparciu o odrębną regulację. Wynika z tego bałagan na rynku konkurujących instytucji oznaczonych gryfem tajności, powielanie tych samych czynności i inwigilowanie służb przez inne służby. Potrzebna jest ustawa, która scali w jednym akcie prawnym wszystkie przepisy dotyczące czynności operacyjno-rozpoznawczych prowadzonych przez dziewięć służb specjalnych (policja, ABW, CBA, Straż Graniczna, Agencja Wywiadu, Służba Wywiadu Wojskowego, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, Żandarmeria Wojskowa i Wywiad Skarbowy Ministerstwa Finansów).

Chodzi tu o (jak głosi prawo) „pozaprocesowe czynności polegające na uzyskiwaniu, gromadzeniu, zbieraniu, sprawdzaniu, analizowaniu, przetwarzaniu, przekazywaniu oraz wykorzystywaniu informacji o osobach, miejscach, przedmiotach, zdarzeniach lub zagrożeniach będących przedmiotem prawnie uzasadnionego zainteresowania służby państwowej, a także inne niejawne działania i przedsięwzięcia służące realizacji ustawowych działań tej służby”. Eksperci mają teraz dylemat. Należałoby usunąć słowo „pozaprocesowe”, bo to wytrych do naruszania praw obywatelskich, ale jak podkreślić specjalny charakter podejmowanych czynności, odróżnić je od wykonywanych w trybie kodeksu postępowania karnego? Nowa ustawa powinna brzmieć precyzyjnie, a każda czynność operacyjna musi mieć uzasadnienie procesowe.

Śledztwo w sprawie porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika to przykład, jak czynności operacyjne wykonywane poza rzeczywistą kontrolą wiodą śledczych na manowce. Tworzono setki notatek operacyjnych, zakładano podsłuchy, pobierano billingi i wciąż błądzono. Marek Biernacki, szef komisji śledczej wyjaśniającej kulisy śmierci Olewnika i twórca poselskiego projektu nowej ustawy, mówi, że na podstawie błędów popełnionych w tamtym dochodzeniu można stworzyć podręcznik, jak nie należy prowadzić czynności operacyjnych.

Eksperci piętrzą trudności

Unormować trzeba każdy szczegół. Kto i kogo będzie mógł werbować na niejawnego współpracownika. Jakie uprawnienia dostaną agenci specjalni, czyli funkcjonariusze działający w gangach pod przykrywką (czy będą mogli popełniać drobne przestępstwa, aby się uwiarygodnić w oczach gangsterów). Jak korzystać z usług szpiega koronnego (gangstera zwerbowanego na agenta). Jak będą tworzone tzw. dokumenty legalizacyjne (fałszywe tożsamości tajnych agentów) i czy tajny funkcjonariusz służb korzystający z takich dokumentów, zeznając przed sądem, będzie mógł podawać fałszywą tożsamość czy prawdziwą. Ustawa obowiązuje na terenie Rzeczpospolitej Polskiej, a to piętrzy kolejne trudności. Czy agent wyposażony w dokumenty legalizacyjne będzie mógł ich używać za granicą, w tym na pokładzie samolotu obcych linii lotniczych i na statku obcej bandery? Najwięcej trudności pracujący nad projektami mają z kwestią inwigilacji, a mówiąc wprost z podsłuchami.

Polska Platforma Bezpieczeństwa Wewnętrznego, organizator konferencji w Będlewie, powołała zespoły składające się ze znanych prawników, które zajmują się poszczególnymi segmentami eksperckiego projektu ustawy. Chociaż pracują w nich osoby politycznie skonfliktowane (np. Janusz Kaczmarek i były szef ABW za czasów PiS Bogdan Święczkowski, czy prokurator Kazimierz Olejnik, to dyskusja jest merytoryczna.

Kwestia ujawniania obywatelom, że byli podsłuchiwani (kiedy sprawa nie znajduje finału sądowego), pozornie wydaje się prosta. Podobnie jak ujawnianie przez służby liczby stosowanych technik operacyjnych. Eksperci piętrzą jednak trudności. Pytają, jak ustawa ma te sprawy regulować, skoro podsłuchiwane są np. budki telefoniczne – podsłuch zakładany jest w takich przypadkach na przedmiot, a nie podmiot. Jak ujawniać placówkom dyplomatycznym obcych państw, że prowadzono czynności kontrwywiadowcze? – Ustawa musi różnicować czynności operacyjne. Inne standardy dla przestępczości kryminalnej, inne dla działań wywiadu i kontrwywiadu – mówi Bogdan Święczkowski.

Wśród ekspertów nie ma zgody, jak niszczyć materiały z kontroli operacyjnej. Czy obywatel przypadkowo podsłuchany albo ten, któremu nie postawiono żadnych zarzutów związanych z treścią jego rozmów, powinien być powiadamiany o terminie likwidacji takich materiałów i czy powinien mieć prawo wglądu w stenogram z podsłuchu? Niektórzy ostrzegają, że pełna jawność narazi dobra osobiste innych osób, a to grozi Polsce lawiną skarg do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Dawid Southwell, angielski ekspert od spraw mafijnych, autor głośnej „Historii Przestępczości Zorganizowanej”, ostrzega: „Najważniejszą lekcją płynącą z badania przestępczości zorganizowanej jest to, że nie da się jej pokonać za pomocą większej liczby policjantów, cięższych kar, wzmożonej kontroli czy monitorowania całych społeczeństw”. Jedynym sposobem jest upraszczanie przepisów celnych i systemów podatkowych, bo lawirowanie w ich gąszczu przynosi przestępcom zyski, dla których warto nawet zabijać.

Funkcjonariuszom służb specjalnych nie podoba się tendencja do jawności, woleliby zachować status quo, ale sprawy zaszły już za daleko. Wbrew ich taktyce podsłuchy przestały być tematem tabu, toczy się na ich temat publiczna debata. Prace nad projektami nowej ustawy o czynnościach operacyjnych przyspieszyły. Już są pierwsze efekty. Służby będą zobowiązane do przedstawiania Sejmowi raportów o liczbie stosowanych podsłuchów i ich skuteczności (ile spraw trafiło do sądu, ile wyroków zapadło). A to oznacza, że wreszcie dojdzie do weryfikacji niejawnych działań. Szacuje się, że rocznie służby zakładają 80–90 tys. podsłuchów. Teraz trzeba będzie wykazać, czy to jest uzasadnione.

W sądach powstaną odpowiednie referaty zajmujące się kontrolą nad czynnościami podejmowanymi przez służby. – W każdej prokuraturze powinny też działać wydziały zajmujące się kontrolą operacji specjalnych – mówi Bogdan Święczkowski. – W Katowicach taki wydział powstał kilka lat temu, kierowałem nim.

Sceptycy wiedzą swoje: specyfika służb polega na kluczeniu, żadna kontrola nie wychwyci tego, co tajni i poufni zechcą ukryć. Nawet nawołujący do praworządności szef departamentu operacji specjalnych północnoirlandzkiej policji Ivan Farr przyznaje, że jego ludzie mają sposoby, aby wszystkiego przed sądem nie ujawniać. – Staramy się trzymać z daleka od sądów oficerów znających nasze osobowe źródła informacji, aby nie musieli ich zdradzać – mówi. – Na świadków wysyłamy innych oficerów, którzy znają sprawę, ale nie znają źródeł.

Kiedy Farr obejmował stanowisko, poprzednik udzielił mu trzech wskazówek: nigdy nic nie zakładaj z góry; w nic nie wierz; wszystko sprawdzaj! Podobnych rad można udzielić naszym posłom, sędziom i prokuratorom, którzy będą kontrolować tajne operacje służb i decydować o ich uprawnieniach.

 

Polityka 4.2010 (2740) z dnia 23.01.2010; Kraj; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Co słychać?"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną