Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tusk zmienia ustrój

Premier proponuje zmiany w konstytucji

Donald Tusk – jako szef rządzącej partii – przedstawił propozycje zmian w Konstytucji RP. Już dostaje mu się za to zarówno od tych, którzy uznają reformy za mało znaczącą kosmetykę, jak i od tych, którzy mówią o chęci przypodobania się populistom.

Tymczasem kilka pomysłów PO jest sensownych, a przynajmniej wartych dyskusji.

Konieczne jest choćby wpisanie do konstytucji zasady oddzielenia funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Dość wspomnieć, ile lat trwała batalia, by doprowadzić do ich rozdziału, chociaż było jasne, że łączenie tych urzędów w jednym ręku było jednym z najpoważniejszych błędów w ustroju państwa.

Nie tylko zasadny, ale i wyważony jest pomysł ograniczenia immunitetu parlamentarnego. W tym przypadku Tusk poszedł akurat pod prąd populistom, którzy gardłowali za całkowitym zniesieniem tej formy ochrony niezależności posłów i senatorów. Zasugerował jedynie, by nie należała się ona politykom automatycznie. Bo faktycznie: jej utrzymanie zdaje się być usprawiedliwione destrukcyjną siłą często nieodpowiedzialnych – i właśnie populistycznych – mediów oraz wszechwładzą służb specjalnych i niektórych prokuratorów, wciąż łatwo ulegających rozmaitym wpływom (jeśli nie politycznym, to wynikającym z zależności służbowych, bądź z chęci przypodobania się nastrojom ludu).

Za zagrywkę PR-owską łatwo może być uznany plan ograniczenia liczby posłów i senatorów. Poziom parlamentu nie zależy przecież od liczby jego członków, lecz ich rozsądku i doświadczenia. Kluczem do jego podniesienia jest zatem odpowiedzialność partii politycznych podczas typowania swoich kandydatów i – przede wszystkim – stan świadomości wyborców. Mniejszy parlament to co najwyżej oszczędności dla budżetu. Lecz znowu: w istocie postulat Tuska idzie wbrew tym radykałom (także z PO), którzy chcieli całkowitej likwidacji senatu.

Kontrowersje może budzić za to idea wprowadzenia do tej izby byłych prezydentów – zwłaszcza, jeśli zachowany miałby być system powoływania pozostałych senatorów w drodze wyborów powszechnych. Tym samym bowiem izba wyższa parlamentu pozostałaby w praktyce kopią Sejmu, nie zaś, jak marzyło wielu, „miejscem refleksji”.

Propozycje Tuska konserwują też w istocie inne kontrowersyjne rozwiązanie ustroju III RP: otóż wybierany przez naród prezydent ma mieć władzę jeszcze mniejszą niż dotąd. Pomysł osłabienia veta głowy państwa (oraz wyznaczenia Trybunałowi Konstytucyjnemu sztywnego terminu na rozpatrzenie prezydenckiej skargi konstytucyjnej) to naturalnie reakcja na formalnie legislacyjne, a w praktyce zwykle polityczne, gry Lecha Kaczyńskiego. Doświadczenie pokazuje jednak, że krojenie rozwiązań konstytucyjnych pod konkretnych polityków na dłuższą metę raczej psuje ustrój niż go usprawnia.

Oczywiście: największy kłopot będzie z zebraniem poparcia dla takiej rewolucji w samym parlamencie. Zmianę Konstytucji uchwala wszak Sejm „większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów” oraz Senat „bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów”. Bariera ta długo jeszcze wydaje się niemożliwa do przeskoczenia. Dlatego i to może stać się podstawą sugestii, że propozycje Tuska mają wyłącznie medialny charakter.

Owszem, populistyczni politycy często mamią lud niemożliwymi do spełnienia obietnicami. Ale równocześnie politycy, którzy chcą uchodzić za poważnych, muszą ogłaszać swoje wizje nawet wtedy, gdy wyglądają one na utopijne. Dopiero czas pokazuje, kto jest kim.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną