Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wieczny Tumult

Zamieszanie wokół Marka Żydowicza

Bohater we własnej osobie Bohater we własnej osobie Łukasz Głowala / Forum
Marek Żydowicz, postać legendarna w Toruniu i Łodzi, od lat próbuje pożenić trzy światy: wielkiej sztuki, wielkich pieniędzy oraz lokalnej polityki. Towarzyszą temu wyjątkowo widowiskowe awantury.

Wydarzenia, do których doszło podczas sesji rady miejskiej w święto Trzech Króli 2010 r., łódzcy samorządowcy zapamiętają na długo. Marek Żydowicz, dyrektor festiwalu operatorskiego Camerimage, wykrzykiwał z mównicy: „Chcecie mnie wygnać z tego miasta? Nie uda się! Jesteście śmieszni. Zapewniam, że zabiorę wtedy wszystko, łącznie z Davidem Lynchem. Będę tu stał i tak długo przemawiał, dopóki będę miał pomysł, co mówić. Będę tu nocował i pisał petycje do waszych partyjnych przełożonych i autorytetów...”.

Tym razem poszło o budowę Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage Łódź Center, w którym, według planów Żydowicza, miałby w przyszłości odbywać się festiwal.

Trójkąt wychowawczy

– Dla mnie konfrontacja ze światem to rzecz naturalna. Już jako dziecko zetknąłem się z życiem na krawędzi tego, co ludzie nazywają normalnym i nienormalnym – mówi Żydowicz. Urodził się w Świeciu nad Wisłą. Gdy był w szkole podstawowej jego ojciec, lekarz w przychodni przeciwgruźliczej, sam zapadł na tę chorobę. Matka krążąc między sanatorium a własną pracą nie miała dla chłopca wiele czasu. – Moje życie toczyło się w trójkącie wychowawczym: między szpitalem psychiatrycznym, zakładem poprawczym a kościołem. W środku tego trójkąta był nasz dom – wspomina. Bez problemu wchodził na teren szpitala, gdzie pielęgniarką była jego ciotka: obserwował psychicznie chorych, rozmawiał z nimi, fotografował ich, rysował. Od chłopaków z poprawczaka uczył się grypsery, tajemnym przejściem zanosił im to, czego potrzebowali. W kościele – niegdyś klasztorze bernardyńskim – szukał ciszy i kontaktu ze sztuką.

Marzył, by zostać artystą. Do szkoły filmowej w Katowicach nie dostał się z braku miejsc. Zaczepił się w świeckich Zakładach Celulozy i Papieru – w wydziale obsługującym bocznicę kolejową. – 1979 r. Zima stulecia. Robotnicy z wydziału rozgrzewali się w swojej budce alkoholem, a mnie kazali odkuwać lód z torów – opowiada. Gdy po chwili wrócił i powiedział, że dwa oczekujące pociągi przejechały, robotnicy nie mogli uwierzyć. Okazało się, że Żydowicz polał tory gorącą wodą. Po chwili zrobiła się na nich taka skorupa z lodu, że cała ekipa musiała usuwać ją przez wiele godzin. – Cały Marek: w gorącej wodzie kąpany – śmieje się znajomy Żydowicza, działacz jednej z toruńskich organizacji kulturalnych.

Po roku Żydowicz próbuje dostać się na malarstwo do Torunia. – Dziekan po obejrzeniu moich prac powiedział, że na ten kierunek nie szukają ludzi ukształtowanych, ale takich, którzy dopiero szukają swojej drogi. Zaproponował mi konserwatorstwo i muzealnictwo – wspomina Żydowicz. Na III roku równocześnie studiował i prowadził zajęcia ze studentami. Odszedł z uczelni po kilku latach, bo – jak mówi – uznał, że w tej feudalnej strukturze nie ma dla niego miejsca.

Sponsorzy z paragrafem

W 1989 r. Żydowicz wraz z trójką toruńskich artystów założył fundację, która nosi dziś nazwę Fundacji Sztuki Współczesnej Tumult. Po kilku miesiącach doszło do konfliktu. Żydowicz przekonywał, że Tumult powinien przejąć od miasta dawny zbór ewangelicki w centrum Rynku Nowomiejskiego (należącego do toruńskiej starówki). Artyści obawiali się, że fundacja nie podoła finansowo; argumentowali, że nie została powołana do inwestowania w nieruchomości. Na początku 1990 r. cała trójka zrezygnowała z funkcji w zarządzie Tumultu. Do ministra kultury napiszą potem, że Żydowicz „uznał Fundację za prywatną instytucję (…), a jej nazwę za szyld dla rozwijania swej przedsiębiorczości”. O odzyskanie kontroli nad fundacją będą bezskutecznie walczyć kilka lat.

Dziś Żydowicz przekonuje, że jego dawni współpracownicy nie interesowali się fundacją, dopóki nie pojawiły się pieniądze. W maju 1990 r. miasto sprzedało bowiem Tumultowi budynek zboru i oddało w wieczyste użytkowanie grunt pod nim, równocześnie zwalniając fundację z opłaty za kupno i znacznie obniżając opłatę za użytkowanie wieczyste. W efekcie Tumult przejął zbór płacąc jedynie – na dzisiejsze pieniądze – 3,6 tys. zł. Zobowiązał się, że w ciągu 3 lat wyremontuje go i przeznaczy na cele kulturalne.

Przejęcie i rewitalizację zboru sponsorowały w znacznej części firmy należące do braci Janusza i Mirosława Stajszczaków. Głównie bydgoski Weltinex, który w latach 1989–90 importował do Polski nieopodatkowany alkohol (działalność tej i podobnie funkcjonujących firm prasa ochrzciła potem mianem Schnapsgate). Gdy urząd skarbowy zażądał od Weltineksu uregulowania zaległości podatkowych, Stajszczakowie przerzucili majątek do innych spółek, m.in. Maktronik, Polfrost – także sponsorów Tumultu.

Biznesmeni zgodzili się finansować fundację Żydowicza pod warunkiem, że w jej statucie zapisana zostanie działalność na rzecz sportu i turystyki, a przedstawiciele ich spółek będą stałymi członkami rady fundacji. Początkowo w radzie zasiadali prezesi Weltineksu i powiązanych z nim spółek. Potem – gdy działalność tych firm zaczęła badać prokuratura – członkami rady zostali przedstawiciele kontrolowanego przez Stajszczaków Bydgoskiego Banku Komunalnego i Interbanku. A gdy te z kolei szturmowane były przez usiłujących odzyskać swoje oszczędności klientów, Żydowicz zaprosił do rady samych Stajszczaków.

Obaj mieli już wówczas prokuratorskie zarzuty za wyprowadzenie z Weltineksu majątku zagrożonego zajęciem komorniczym, a Janusz, poszukiwany listem gończym, ukrywał się w Rosji. Obaj przyjęli zaproszenie Żydowicza – Janusz na czas nieobecności wskazał zastępcę. Członkami rady zostali wówczas także Janusz Wąsowski, prezes Domaru (ostatni wielki biznes Stajszczaków; padł niedawno, pozbywając się wcześniej majątku), i sam Żydowicz.

Choć od tego czasu prokuratura stawiała Stajszczakom kolejne zarzuty, a Mirosław siedział 2 lata w więzieniu za próbę przekupienia oficera UOP, i chociaż statut Tumultu pozwala wykluczyć członków rady, których działania godzą w dobro fundacji, rada działa w tym składzie do dziś. – Jestem lojalny. Nie wyrzucę panów Stajszczaków z fundacji tylko dlatego, że ktoś o nich źle mówi – tłumaczy Żydowicz.

Camera obscura

Działalność kulturalna Tumultu skupiała się początkowo na organizacji wystaw malarstwa. Największe z nich to Tumult Toruński 89 i Konfrontacje Artystyczne 91. Żydowiczowi coraz trudniej było jednak cokolwiek zorganizować – był skłócony z toruńskimi artystami; zarzucali mu, że buduje sobie nazwisko ich kosztem. Niemiecki reżyser Volker Schlöndorff, zaproszony na przegląd filmowy towarzyszący Konfrontacjom, podsunął pomysł zorganizowania festiwalu sztuki operatorskiej. Dzięki finansowemu wsparciu kontrolowanego przez Stajszczaków Domaru w 1993 r. odbyła się pierwsza edycja Camerimage.

Idea okazała się genialna: gdyby Tumult organizował kolejny zwykły festiwal filmowy, nie miałby szans pokazać najlepszych światowych produkcji z danego roku, bo te prezentowane są na największych imprezach, dysponujących olbrzymimi budżetami. Na festiwalu operatorskim – jedynej takiej imprezie na świecie – można pokazać najlepsze filmy, bo są one oceniane pod innym kątem, choć nagrody przyznawane są także reżyserom i aktorom. Z roku na rok lista sław przybywających na Camerimage wydłużała się.

Przez kilka lat pokazy festiwalowych filmów odbywały się w auli Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Żydowicz coraz częściej wspominał jednak o potrzebie budowy centrum festiwalowego. W 1999 r. przedstawił władzom miasta propozycję budowy multikina, zarazem – pałacu festiwalowego. Inwestorem miała być amerykańska firma Chervelton International. Od powstania multipleksu Żydowicz uzależniał to, czy Camerimage pozostanie w Toruniu. Wkrótce potem miasto i fundacja Tumult powołały spółkę Camerimage Center Toruń. Miasto wniosło do CCT wybraną przez Żydowicza działkę o wartości 3 mln zł, fundacja – wyceniony na pół miliona złotych know-how w zakresie organizacji festiwalu. Prezesem spółki został Żydowicz.

Jesienią 1999 r. jeden z członków zarządu miasta ujawnił w mediach, że Chervelton na działce obok przyszłego kina planuje budowę hipermarketu i żąda, by ratusz ograniczył podobne inwestycje w Toruniu. Przeciwko oddaniu działki za darmo wystąpili wtedy toruńscy biznesmeni. – Wcześniej przedstawiciele Cherveltona i Żydowicz przekonywali, że budowa i eksploatacja kina dostosowanego do potrzeb Camerimage będzie znacznie droższa niż zwykłego multipleksu. Więc miasto powinno zrekompensować to Cherveltonowi, oddając mu za darmo swoje udziały w spółce CCT – opowiada radny.

Żydowicz próbował jeszcze przeforsować inne rozwiązanie: że miasto po wybudowaniu multikina nieodpłatnie przekaże swoje udziały Tumultowi za to, że przez 10 lat będzie on organizować w Toruniu Camerimage. A gdy i to się nie powiodło, w lutym 2005 r. obwieścił: „Klamka zapadła. Miasto zerwało rozmowy. Ogłaszamy nabór ofert na miejsce organizacji Camerimage”. Wkrótce ogłosił, że festiwal przenosi się do Łodzi.

Zbór w Toruniu przez większość dni w roku jest zamknięty na głucho – wykorzystywane są tylko pomieszczenia biurowe w jego wieży. Nie działa także zegar na wieży – ufundowany dla torunian przez lokalną firmę. Żydowicz odciął go od prądu po konflikcie z władzami miasta i ogłosił, że będzie on stał, dopóki władze się nie zmienią. Po wyborach samorządowych w 2002 r. zegar faktycznie ruszył, ale na krótko, wkrótce rozgorzał bowiem konflikt między Żydowiczem a kolejnym prezydentem miasta.

 

Trzech panów w łódce

W Łodzi festiwal nabiera rozmachu: projekcje odbywają się w Teatrze Wielkim, finalny bal operatorów – w pałacu Poznańskiego. Znane łódzkie lokale wydają bankiety na cześć najważniejszych gości. W 2000 r. gościem honorowym był amerykański reżyser David Lynch. Żydowicz ogłosił, że Lynch zakochał się w mieście i wspólnie z fundacją Tumult chce tu otworzyć swoje studio (reżyser powiedział później w jednym z wywiadów, że tak naprawdę pomysł był Żydowicza). Władze miasta były zachwycone.

Na przeszkodzie stanęły kłopoty finansowe Tumultu. W 2001 r. fundacji nie stać było nie tylko na budowę studia, ale nawet na opłacenie pobytu Lyncha w Polsce. Przyjazd innej gwiazdy kina – Johna Malkovicha, uratował Andrzej Walczak – łodzianin, współwłaściciel Grupy Atlas, największego producenta chemii budowlanej w Polsce. Rok później Atlas był już głównym sponsorem Camerimage (i pozostał nim na kilka lat).

Walczak deklarował także wsparcie dla projektu studia Lyncha. Przez kilka lat Żydowicz poszukiwał miejsca, w którym mogłoby ono powstać. W końcu, w 2005 r. wskazał na XIX-wieczną elektrociepłownię EC1 w sąsiedztwie Dworca Fabrycznego. Przekonywał, że oprócz studia Lyncha mogłaby ona pomieścić centrum festiwalowe i galerię sztuki (idée fixe Walczaka).

W styczniu 2006 r. Żydowicz, Lynch i Walczak założyli Fundację Sztuki Świata, której celem ma być rewitalizacja EC1. Prezesem FSS został jeden z najbliższych współpracowników Żydowicza – Kazimierz Suwała. Wiosną 2006 r. łódzcy radni wyrazili zgodę, by miasto sprzedało fundacji część zabytkowej elektrowni – EC1 Wschód wraz z 7-hektarową działką. Nieruchomość warta była 4 mln zł, ale fundacja dostała na nią 99,9 proc. rabatu – zapłaciła 4 tys. zł.

Tymczasem założyciele fundacji doszli jednak do wniosku, że EC1 Wschód nie pomieści studia, centrum festiwalowego i galerii. Powstał gigantyczny projekt przebudowy 90-hektarowego obszaru wokół Dworca Fabrycznego, gdzie powstać ma Nowe Centrum Łodzi. Projekt zakłada, że po tym, jak PKP wprowadzi pod ziemię Dworzec Fabryczny, na górze powstaną Specjalna Strefa Sztuki (nowoczesne muzeum sztuki XX i XXI w.) i Centrum Festiwalowo-Kongresowe Camerimage. W zrewitalizowanej EC1 Wschód funkcjonować miałoby studio Lyncha i biuro festiwalu Camerimage, a w pozostałej części EC1 (należącej do miasta) – interaktywne muzeum techniki.

Samorządy miejski i wojewódzki w wizjonerskim projekcie dojrzały szansę dla miasta i regionu. Żydowicz został pełnomocnikiem prezydenta miasta ds. budowy Nowego Centrum Łodzi, a Walczak – pełnomocnikiem marszałka województwa. W maju 2007 r. łódzka rada miejska przeznaczyła na rewitalizację EC1 183 mln zł. Urząd marszałkowski dołożył kolejne 83 mln zł. Kwoty te miały służyć zagospodarowaniu całej EC1 – także części należącej do Fundacji Sztuki Świata. Po zakończeniu inwestycji fundacja, kontrolowana dziś tylko przez Żydowicza i Lyncha, byłaby więc właścicielem majątku wartego miliony.

Kto wypadnie za burtę?

Wiosną 2008 r. między Żydowiczem a Walczakiem wybuchł konflikt o zagospodarowanie EC1 Wschód. Dziś Żydowicz twierdzi, że Walczak, który odpowiedzialny był początkowo za projekt, nie chciał w nim uwzględnić wskazówek Lyncha.

Walczak przekonuje, że reżysera pochłania przede wszystkim medytacja transcendentalna (za swego mistrza duchowego uważa zmarłego w 2008 r. guru Beatlesów i wielu amerykańskich gwiazd, którym był Maharishi Mahesh Yogi). Do projektu EC1 Wschód miał specyficzne podejście. – Przysłał naczelnego architekta ajurwedowskiego (system medycyny indyjskiej, zajmujący się zdrowiem psychicznym, duchowym i fizycznym), który zrobił ekspertyzę budynku. Dostaliśmy rozkaz, żeby całą elektrownię przekręcić o 14 stopni – bo nie spełnia norm ajurwedowskich. Dokonałem cudów, żebyśmy nie musieli mówić architektowi miasta, że będziemy przestawiać zabytkowy budynek. Żydowicz przyznaje, że wskazówki ajurwedowskiego architekta były rozważane, ale ostatecznie nie zostały wzięte pod uwagę.

W wyniku konfliktu Walczak został odsunięty od projektu EC1 Wschód, a później odszedł z rady Fundacji Sztuki Świata. Koncentruje się na projekcie Specjalnej Strefy Sztuki. W lipcu 2008 r. rozstrzygnięty został konkurs architektoniczny na SSS, a dwa miesiące później miasto i urząd marszałkowski przeznaczyły na nią po 96,5 mln zł i wspólnie złożyły w Ministerstwie Kultury wniosek o jej dofinansowanie kwotą 190 mln zł ze środków unijnych. Ministerstwo ostrzegło jednak, że szanse na takie pieniądze są niewielkie.

Gdy więc Żydowicz wystąpił do marszałka z wnioskiem o dofinansowanie trzeciej inwestycji w ramach Nowego Centrum Łodzi, Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage, ten odmówił. Żydowicz zorganizował wówczas konferencję, wezwał łodzian, by nie głosowali więcej na marszałka, nazwał go szkodnikiem. Marszałek nie ustąpił. Naciskom Żydowicza uległy za to władze Łodzi. W czerwcu 2009 r. miasto zawiązało z Fundacją Tumult i Fundacją Sztuki Świata spółkę Camerimage Łódź Center. Prezesem został Żydowicz. Zgodnie z umową miasto miałoby wnieść do spółki działkę, na której ma powstać centrum festiwalowe. O tym, że obecnie w tym miejscu działa fabryka zatrudniająca 250 osób i że jej właściciel – holenderska firma Enkev – zażądał za nią kilkudziesięciu milionów złotych, większość łódzkich radnych dowiedziała się dopiero, gdy wokół budowy centrum Camerimage zrobiła się afera.

Za 5 mln zł, które miasto wniosło już do spółki, CŁC zamówiło u światowej sławy architekta Franka Gehry’ego wstępny projekt centrum festiwalowego. Projekt budowlany ma kosztować kolejne 40 mln zł, a jego realizacja – co najmniej pół miliarda złotych. W grudniu 2009 r. radni uzależnili przyznanie pieniędzy na dalsze prace projektowe od tego, czy Ministerstwo Kultury pokryje z unijnych pieniędzy połowę kosztów budowy centrum. – Nie ma sensu finansować projektu, jeśli nie będziemy mieli pieniędzy na jego realizację – tłumaczyli.

Podczas sesji w święto Trzech Króli 2010 r. Żydowicz i ówczesny wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski usiłowali przekonać radnych do zmiany tej decyzji, argumentowali, że im szybciej będzie projekt – tym szybciej Ministerstwo Kultury da pieniądze na jego realizację. Gdy radni odesłali sprawę do komisji, Żydowicz ogłosił okupację sali obrad. Wraz z nim w budynku rady pozostała setka młodych ludzi. Dzień później ministerstwo ogłosiło, że w 2010 r. nie będzie przyjmować nowych wniosków o dofinansowanie inwestycji. Jeśli zostaną jakieś rezerwy – rozdysponuje je w przyszłym roku. Pierwsza na liście rezerwowej jest jednak Specjalna Strefa Sztuki.

Według radnych PO i SLD, były już prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki chciał wykorzystać sprawę centrum Camerimage, by zaskarbić sobie sympatię łodzian przed referendum w sprawie jego odwołania. Walka polityczna nie przysłużyła się projektowi. Po tym, jak łodzianie odwołali Kropiwnickiego, radni wykreślili z budżetu kwoty zarezerwowane już wcześniej na budowę centrum. – Pan Żydowicz stosując szantaż i krzyk udowodnił, że jego fundacja nieprzypadkowo nosi nazwę Tumult – mówi Maciej Rakowski, radny lewicy, szef miejskiej komisji kultury.

Marek Żydowicz uznał, że umowa z Łodzią dotycząca organizacji festiwalu została rozwiązana. Do Tumultu napływają podobno oferty z kolejnych miast.

 

Polityka 8.2010 (2744) z dnia 20.02.2010; Kraj; s. 23
Oryginalny tytuł tekstu: "Wieczny Tumult"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną