Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Odzyskiwanie Instytutu

Sejm zmienił ustawę o IPN

Archiwum IPN w Warszawie Archiwum IPN w Warszawie Henryk Jackowski / BEW
Znowelizowana przez Sejm ustawa o IPN zmienia zasady wyboru jego kierownictwa, szerzej otwiera też drzwi do archiwów. Daje nadzieję, że Instytut nie będzie tak upolityczniony jak teraz.

Przygotowana przez PO nowelizacja przewiduje całkowitą zmianę sposobu powoływania prezesa IPN. Obecnie wybiera go 11-osobowe kolegium, które jest organem doradczym, sprawującym jedynie ogólny nadzór nad pracami Instytutu. W obecnym składzie stanowi dość osobliwe gremium.

Wydawałoby się, że powinni w nim zasiadać wyłącznie eksperci od spraw, którymi zajmuje się Instytut, a więc historycy specjalizujący się w najnowszych dziejach Polski oraz prawnicy zajmujący się problemem zbrodni hitlerowskich i komunistycznych. Tak jednak nie jest. W składzie kolegium jest zarówno socjolog wsi Barbara Fedyszak - Radziejowska, były prezes TVP i polonista Andrzej Urbański, jak i inżynier elektronik Andrzej Gwiazda. Jest też historyk - bibliotekarz Jacek Niemir oraz badacz dziejów Bochni i Wieliczki Teofil Wojciechowski. I ani jednego prawnika.

Ale niewystarczające kompetencje członków kolegium to nie wszystko. Problemem jest jego silne upolitycznienie i to ze znaczącym przechyłem w jedną stronę. Aż sześć osób zasiadających w tym gremium było rekomendowanych przez parlamentarzystów PiS lub prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ich siedmioletnia kadencja upływa dopiero w 2014 roku, do tego czasu są praktycznie nieodwoływalni.

Dlatego jedynie likwidując kolegium, które będzie się teraz nazywać radą - a tym samym skracając jego kadencję – PO mogła dokonać w nim zmian.

Odpolitycznić!

Nowelizacja ma skończyć z dotychczasową praktyką zgłaszania kandydatów do kolegium przez polityków. Takie prawo otrzymają instytuty historii uczelni wyższych (które mogą nadawać stopnie doktora habilitowanego), trzy instytuty PAN (Historii, Historii Nauki Polskiej oraz Studiów Politycznych), a także Krajowa Rada Sądownictwa i Krajowa Rada Prokuratury.  Dopiero spośród osób wskazanych przez te gremia Sejm, Senat i prezydent wybiorą dziewięciu członków rady IPN (na sześcioletnią kadencję).

W porównaniu do kolegium, rada zyska szersze kompetencje kosztem prezesa. Będzie mogła wskazywać tematykę badawczą, którą powinien zajmować się Instytut oraz kierunki jego działań.

Podobnie jak w przypadku kolegium, otrzyma prawo złożenia do Sejmu wniosku o odwołanie szefa Instytutu. Między innymi w sytuacji, gdy odrzuci obowiązkowe sprawozdanie składane co roku przez prezesa (to nowość) lub uzna, iż działa on na szkodę IPN albo nie wypełnia swych obowiązków. Jej wniosek posłowie będą mogli przyjąć zwykłą większością głosów (a nie 3/5, jak obecnie).

Nie zmieni się za to udział rady w powoływaniu prezesa IPN – tak jak do tej pory, będzie musiała wskazać kandydata spoza swego grona. Szefa Instytutu wybierze Sejm za zgodą Senatu (tyle, że zwykłą większością głosów, a nie 3/5). Procedura ta zostanie uruchomiona już za kilka miesięcy. Pięcioletnia kadencja obecnego prezesa Janusza Kurtyki upływa w ostatnich dniach grudnia.

Opozycja nie popiera

Właśnie kompetencje rady i tryb odwoływania prezesa budzą najwięcej kontrowersji, przede wszystkim ze strony polityków PiS i szefa IPN. Przekonują oni, że to właśnie dopiero doprowadzi do upolitycznienia IPN. Z drugiej zaś strony – jak przekonują – skutkiem będzie osłabienie pozycji prezesa i rozmycie odpowiedzialności za Instytut.  Z kolei według autorów ustawy efekt wprowadzenia zmian będzie z goła odmienny – odsunięcie polityków od wyboru kandydatów do rady pozwoli odpolitycznić IPN.

Wydaje się że rację mają ci drudzy. Wątpliwości budzi jedynie zapis, który pozwala Sejmowi odwoływać prezesa zwykłą większością głosów, co rzeczywiście osłabia jego niezależność. Jednak Sejm, tak jak do tej pory, nie będzie mógł sam wyjść z taką inicjatywą. Taką kompetencję będzie miała jedynie rada.

Z kolei większa kontrola rady nad prezesem ma sens, o ile przedstawiciele świata nauki poważnie podejdą do nowego obowiązku i rzeczywiście wybiorą kompetentnych kandydatów. W skrajnym przypadku, jeśli nikogo nie wskażą, wyłonienie członków rady będzie leżało w wyłącznej gestii posłów, senatorów i prezydenta.

Sensowny wydaje się też zapis pozwalający radzie wpływać na pracę badawczą IPN. Dziś wyłączną kontrolę nad nią sprawuje prezes.

Otwieranie teczek

Więcej zastrzeżeń można mieć do zapisów rozszerzających dostęp do informacji skrywanych w archiwach IPN. Kontrowersyjny jest przepis, który zwalnia Instytut z obowiązku zaczerniania w teczkach danych personalnych osób figurujących w nich jako agenci. Dziś jeśli ktoś chce poznać nazwisko agenta, który na niego donosił, musi złożyć osobny wniosek. Daje to szansę na zweryfikowanie prawdziwości takich informacji. Gdy ustawa wejdzie w życie, takiej możliwości zabraknie. O agenturalność będzie mógł być posądzony każdy, kogo za agenta uznał funkcjonariusz SB sporządzający dokument kilkadziesiąt lat temu.

Zastrzeżenia wielu osób (chyba niesłuszne) budzi też zapis zezwalający na dostęp do teczek pracownikom aparatu bezpieczeństwa PRL, ich agentom, a także tym, którzy byli przez nich traktowani jako agenci i źródła informacji. Szczególnie ci ostatni mogli czuć się pokrzywdzeni, bo IPN odmawiał im dotąd dostępu do swojej teczki. Spotkało to m.in. Lecha Wałęsę.

W uchwalonym projekcie znalazł się poza tym słuszny ze wszech miar zapis, wyznaczający IPN - owi siedmiodniowy termin udostępnienia akt, który ma zlikwidować istniejącą obecnie uznaniowość. Do końca grudnia 2012 roku IPN ma też skatalogować wszystkie teczki.

Nie zmienią się za to zasady, według których prowadzona jest lustracja. Nadal zajmować się nią będzie Biuro Lustracyjne IPN.

Nowelizacja prawdopodobnie wejdzie w życie jeszcze przed wakacjami. Nie powinno w tym przeszkodzić spodziewane weto prezydenta, bo za zmianami zaproponowanymi przez PO opowiedzieli się również posłowie SLD (którzy woleliby zlikwidować IPN, ale nowe przepisy traktują jako zło konieczne). Ich głosy będą niezbędne do odrzucenia weta głowy państwa.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną