Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Publicyści „POLITYKI” wspominają zmarłych

Andrzej Iwanczuk / Reporter
To nie były zwykłe, banalne osobowości. Oni na pewno byli jacyś, powszechnie rozpoznawalni. Malowali koloryt współczesnego życia politycznego, barwili je swoim językiem.

 

Zginęło kilkadziesiąt osób ze świata polityki; działalność wielu z nich była na naszych łamach raczej krytycznie oceniana. Taka jest natura demokracji – wejściem w ten świat zjednuje się sobie sympatyków i przyjaciół, krytyków i entuzjastów. Katastrofa zatrzymała ich w pół życia, na kliszach ludzkiej pamięci zostaną pewnie utrwaleni w ich aktualnych rolach. Jednak widać dziś jasno: to nie były zwykłe, banalne osobowości. Oni na pewno byli jacyś, powszechnie rozpoznawalni. Malowali koloryt współczesnego życia politycznego, barwili je swoim językiem.

 Każdy z tych życiorysów niósł w sobie alegoryczną opowieść o naszych czasach. Oto Krzysztof Putra, wicemarszałek Sejmu, sumiastowąsy ojciec ośmiorga dzieci, robotnik w białostockich Uchwytach, wyniesiony do polityki z działalności związkowej. Oto Janusz Kurtyka, prezes IPN, który być może gdyby nie zbiegi politycznych okoliczności, pozostałby przystojnym mediewistą, skupionym na możnowładczych rodach małopolskich, bo tego dotyczyły jego doktorat i habilitacja. Piotr Nurowski: jeszcze niedawno przyznawał na naszych łamach, że jest sportowym antytalentem; przeszedł aktywnie przez wszystkie polityczne epoki, wcielając się w role wszelkie: i ministranta, i wodzireja studenckich imprez, i organizatora pochodów pierwszomajowych, i medialnego biznesmena, i wreszcie szefa PKOl. Przemysław Gosiewski, chłopiec z Darłowa, działacz opozycji, zafascynowany historią miłośnik książek, absolwent prawa, minister, wicepremier, poseł słynący z pracowitości. Zbigniew Wassermann, w czasach PRL niepokorny prokurator demonstracyjnie chodzący do kościoła, w wolnej Polsce ambitny i bezkompromisowy w tropieniu aferzystów. Maciej Płażyński, legenda gdańskiej opozycji, jeden z trzech tenorów-założycieli Platformy Obywatelskiej, inicjator niezliczonych akcji charytatywnych, pomysłodawca akcji Boisko Blisko, twórczo później rozwiniętej w rządowy program Orlików 2012. Sebastian Karpiniuk, pracowity i skrupulatny poseł PO, może trochę zbyt skłonny do konfrontacji, ale dociekliwy i z polemicznym talentem.

 Wieloletni prawnik uniwersytecki Janusz Kochanowski, zaangażowany w tworzenie dziesiątków fundamentalnych aktów prawnych, który sam otwarcie mówił o sobie, że jest zbyt „uciążliwy i drażniący” na funkcję rzecznika praw obywatelskich. Jedną z jego ostatnich, głośnych (i odrzuconych) inicjatyw była propozycja, by wszyscy polscy uczniowie odbywali obowiązkowo podróże do Katynia.

Wśród osób, których śmierć w tym właśnie miejscu nabrała wręcz metafizycznego wymiaru, są przedstawiciele Rodzin Katyńskich, są duchowni-kapelani sił zbrojnych rozmaitych wyznań. Osoba szczególną jest tu Andrzej Przewoźnik. Znał nazwiska chyba wszystkich spoczywających na cmentarzu Katyńskim oficerów, stopnie, formacje. Rosyjscy urzędnicy mieli przed nim respekt, bo był twardym negocjatorem. Ten cmentarz był dla Niego czymś najważniejszym w życiu. I odnalezienie brakujących list oraz grobów zamordowanych przez NKWD Polaków. Wciąż ich szukał. Nie zdążył. Wspominał co roku, że to już ostatni rok jego pracy w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Że będzie miał czas dla rodziny, będzie pisał książki, dokończy doktorat, wybuduje dom. Bo był najbardziej zapracowanym urzędnikiem. Ale przychodził kolejny rok ważnych rocznic i wyzwania: pomniki, cmentarze, obchody, które przygotowywał, jak rocznicę wybuchu II wojny na Westerplatte i teraz 70 rocznicę Katynia. Budowa Cmentarza Polskiego w Katyniu to była misja życia Andrzeja Przewoźnika. Był przy ekshumacjach oficerów, a potem walczył o każdy szczegół realizowanego projektu, dbał o każde upamiętnienie, dokumentował życiorysy, chronił pamiątki. W hołdzie dla poległych. Z szacunku dla ich bliskich. Z potrzeby serca. Pracował bez wytchnienia. Perfekcjonista. Stanisław Mikke, wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, autor książki „Śpij, mężny” o kulisach ekshumacji w  Katyniu, Miednoje i  Charkowie, pisał: „Andrzej Przewoźnik, trzydziestokilkuletni mężczyzna o  młodzieńczej aparycji (...). Patrzyłem z niepokojem, jak teraz da sobie radę z tym rozhisteryzowanym tłumem kobiet. Myślę, to była jedna z chwil decydujących o losie naszej misji. Przewoźnik mówił spokojnie, rzeczowo, chociaż było widać ogromne napięcie. Pragniemy – powiedział – spełnić obowiązek zarówno wobec naszej ojczyzny, ale także wypełnić obowiązek wobec wdów, dzieci i  wnuków tutaj pomordowanych”. Stanisław Mikke też był na pokładzie prezydenckiego samolotu.

Symboliczna data i miejsce śmierci znajdą się życiorysach, które już figurują na kartach podręczników historii. Dotyczy to przede wszystkim Ryszarda Kaczorowskiego, harcerza, kacetnika, żołnierza Andersa walczącego o Monte Casino, który – jako prezydent Rzeczpospolitej Polskiej ostatecznie zamknął księgę rządu na uchodźstwie – w 1990 r. przekazał prezydenckie insygnia Lechowi Wałęsie w wolnej Polsce.

Anny Walentynowicz; to jej zwolnienie z pracy na suwnicy w Stoczni Gdańskiej było iskrą do strajku i nardzin związku zawodowego Solidarność, to ona poszła do więzienia za próbę wmurowania tablicy poświęconej górnikom zamordowanym przez milicję w kopalni Wujek; pozostała na zawsze w kilku filmach fabularnych – w „Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy zagrała samą siebie.

Arkadiusza Rybickiego, historyka z wykształcenia, korowca, działacza Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela; kiedy było trzeba, obsługiwał powielacz w podziemnych drukarniach. To Rybicki w Stoczni Gdańskiej spisał na tablicy słynne 21 postulatów Komitetu Strajkowego – fotografie tablicy obiegają wówczas cały świat, a w 2003 r. UNESCO uznaje tablicę za światowe dziedzictwo kultury.

Zginęły bodaj najbardziej wpływowe kobiety polskiej polityki. Izabela Jaruga ‑ Nowacka, była wicepremier i pełnomocniczka Rządu ds. Równego Statusu. Nie było drugiej tak zaangażowanej w walkę o prawa kobiet posłanki. Nie odpuszczała, miała odwagę mówić rzeczy kontrowersyjne. Nie opuściła żadnej Manify. Jolanta Szymanek-Deresz, była szefowa Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego, wiceprzewodnicząca SLD, nagradzana w rankingach „Polityki” na najlepszych parlamentarzystów. Grażyna Gęsicka, była minister Rozwoju Regionalnego, chwalona nawet przez opozycję, szefowa klubu PiS. W politykę zaangażowana niemal od zawsze. W jej mieszkaniu odbywały się spotkania podziemnego „Tygodnika Mazowsze”. Aleksandra Natalli-Świat, ekonomistka, przewodnicząca komisji finansów publicznych, jedna z „aniołków Kaczyńskiego”, które miały zmienić wizerunek partii. Krystyna Bochenek, wicemarszałek Senatu, dziennikarka radiowa, twórczyni Ogólnopolskiego Dyktanda i inicjatorka cyklicznej imprezy Zjazd Krystyn. Różniły je poglądy, ale łączyło to, że potrafiły uprawiać politykę bez zaciekłości i współpracować ponad podziałami. Kompetentne perfekcjonistki, a przy tym kobiety piękne i eleganckie. Miały klasę i styl.

 Na liście ofiar są pracujący z dala od telewizyjnych studiów urzędnicy, dyplomaci. Państwowcy – jak się o nich z uznaniem mówiło. Andrzej Kremer – podsekretarz stanu w MSZ, doktor praw, przez lata zajmował się relacjami polsko-niemieckimi. Pełnił kierownicze funkcje w konsulacie w Hamburgu i w Bonn – i był konsulem z krwi i kości. Zawsze skory do pomocy odbierał telefony albo ekspresowo oddzwaniał do posłów, urzędników, dziennikarzy.

Stanisław Komorowski – podsekretarz stanu w MON, wcześniej wiceminister spraw zagranicznych. Znajomi mówią o nich obu: fachowcy z wielką wiedzą; robili, co do nich należało, nie oglądając się na polityczne legitymacje zwierzchników. Zginął Tomasz Merta, zawsze blisko spraw kultury. Ujęła go pisowska idea polityki historycznej, uważano go nawet za jednego z jej współtwórców, ale też był ceniony przez Bogdana Zdrojewskiego, który zatrzymał go na stanowisku w resorcie.

Z ekipy Kancelarii Prezydenta, poza jej szefem Władysławem Stasiakiem i szefem BBN Aleksandrem Szczygło, los zabrał tych uważanych za najbardziej koncyliacyjnych: Pawła Wypycha – urzędnika samorządowego, byłego prezesa ZUS, i Mariusza Handzlika, dyplomatę z wieloletnim doświadczeniem w USA i NATO. Odpowiadając za politykę zagraniczną, w ciągłym napięciu między ośrodkiem prezydenckim i rządem, miał szczególną możliwość wykorzystywania swych umiejętności dążenia do kompromisu, nie konfrontacji. Na pokładzie samolotu był też prezydencki kapelan ks. Roman Indrzejczyk – wcześniej lubiany i chętnie słuchany proboszcz w parafii Dzieciątka Jezus na Żoliborzu – duchowny o otwartym sercu, orędownik dialogu z judaizmem.

Na pokładzie było 9 funkcjonariuszy BOR. – To byli najlepsi z najlepszych, za którymi stało doświadczenie, fachowość i umiejętności – mówi były szef BOR gen. Grzegorz Mozgawa. – Doświadczenie zdobywali w Iraku i Afganistanie. Agnieszka-Więcławek Podgródka wykonywała obowiązki stewardesy w saloniku prezydenckim. Całą akcję nadzorował Jarosław Florczak. Jednemu z borowców przypisano obowiązki ochrony prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Przy prezydencie Kaczyńskim dyżur pełniła grupa składająca się z Artura Francuza, Pawła Janeczka (mąż dziennikarki Joanny Racewicz), Pawła Krajewskiego, Piotra Nocka, Jacka Surówki, Marka Uleryka i Dariusza Michałowskiego. Wieczorem, po wylądowaniu samolotu i odwiezieniu prezydenta do Pałacu, wszyscy mieli wrócić do domu.

Powyższy materiał jest fragmentem obszernego raportu, który ukaże się w najnowszym wydaniu Tygodnika „POLITYKA”. Chcąc towarzyszyć Państwu w tych dniach narodowej żałoby, przygotowaliśmy nadzwyczajny numer Tygodnika, zawierający na kilkunastu stronach pierwsze, możliwe do sporządzenia w bardzo krótkim czasie, relacje, analizy i komentarze. To specjalne wydanie „POLITYKI” znajdzie się w sprzedaży wyjątkowo nie w środę, a już w poniedziałek 12 kwietnia.

 

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną