Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Były pilot: Jestem wstrząśnięty tym, co ujawnił Edmund Klich

Kabina pilotów w rządowym Tupolewie Kabina pilotów w rządowym Tupolewie Marta Dylewska / Reporter
Rozmowa z Michałem Fiszerem, byłym pilotem wojskowym o tym, dlaczego kapitan Tu-154M zignorował ostrzeżenia o niebezpiecznym zniżaniu i nie przerwał lądowania, choć wiedział, że leci tuż nad ziemią.

Grzegorz Rzeczkowski: - Nasz przedstawiciel w komisji badającej przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem Edmund Klich przyznał, że załoga Tupolewa podczas podejścia do lądowania w Smoleńsku świadomie zeszła do wysokości 20 metrów. I co z tego?

Michał Fiszer: - To jest absolutnie niedopuszczalne. To wysokość, do której sięgają czubki drzew! Przy tak słabej widoczności, jaka 10 kwietnia panowała pod Smoleńskiem, i biorąc jeszcze pod uwagę pewne błędy wskazań wysokościomierza, oznacza to pewne zderzenie z ziemią. Domyślam się, że pilot chciał zejść poniżej podstawy chmur, by zobaczyć, gdzie jest lotnisko. Ale to metoda niesłychanie ryzykowna, która zawsze była tępiona przez doświadczonych pilotów. Dla mnie cała ta sytuacja jest po prostu nie do pojęcia. Jestem wstrząśnięty tym, co ujawnił Edmund Klich.

Dlaczego kapitan podjął takie ryzyko?

Nie wiem. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, bo to złamanie wszelkich zasad.

Edmund Klich twierdzi, że gdyby kilka razy rozbił się trenując na symulatorze, nigdy takiego ryzyka by nie podjął.

Nie trzeba się rozbijać na symulatorze. Zdrowy rozsądek powinien mu nakazywać przerwanie podejścia.

Taką komendę wydał drugi pilot. Dlaczego kapitan ją zignorował?

Nie rozumiem tego. Nie da się racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego tak zrobił. Chyba tylko tym, że chciał za wszelką cenę wylądować.

Wielokrotnie zignorował też uruchomiony przez komputer alarm o zbliżaniu się maszyny do ziemi.

Domyślam się, że postąpił tak, bo system ostrzegał o niebezpieczeństwie z dużym wyprzedzeniem. Ale jeśli sygnał wył dwadzieścia sekund, to bez przesady. Pilot powinien w końcu zareagować. To przecież nie była gra komputerowa, tylko rzeczywisty lot z 96 osobami na pokładzie.

Pilot był tak źle wyszkolony, czy może działał pod presją?

Nie umiem sobie wyobrazić, jak wielka musiałaby być ta presja, by zmusić go do popełnienia samobójstwa. Co mogło grozić kapitanowi Tupolewa, gdyby postanowił, że nie wyląduje w Smoleńsku? Nic. Jeśliby nawet ktoś chciał go za to ukarać, to w grę wchodziłyby jedynie konsekwencje służbowe. Ale cóż to znaczy w porównaniu z pewną śmiercią?

Czy powinien zareagować generał Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych, który w krytycznym momencie był w kabinie pilotów?

Powinien zareagować. Wiem, że on im ufał. Ale w końcu powinien rozkazać im przerwać lądowanie.

Czy generał Błasik nie ponosi jednak odpowiedzialności za to, że tak źle wyszkoleni piloci siedzieli za sterami Tupolewa?

Piloci są wyszkoleni na ile jest to możliwe, ale brakuje im doświadczenia, lotniczego i życiowego, bo są jeszcze bardzo młodzi. A doświadczonych nie ma, bo odeszli. Załoga TU-154M i tak miała największe doświadczenie spośród tych pilotów, którzy zostali w 36. Pułku. Bardziej doświadczeni odeszli, bo etaty, a tym samym pensje, są tam bardzo niskie. Doszło do zerwania ciągłości pokoleniowej, nie było komu wpajać młodym pilotom lotniczej kultury środowiskowej. Nie ma pieniędzy na remonty istniejących samolotów i śmigłowców, a co dopiero na zakup nowych, nie ma pieniędzy na symulatory i zaplecze szkoleniowe. Nie ma na paliwo do latania. Do dziś nie ruszył przetarg na nowy samolot szkolenia zaawansowanego, na nowe samoloty do transportu VIP.

W wojskowym lotnictwie transportowym dla oszczędności utrzymuje się niskie etaty (z reguły piloci nie mogą awansować powyżej stopnia kapitana, chyba że zajmą jedno z bardzo niewielu stanowisk kierowniczych w jednostce). Na dodatek kilkakrotnie niekorzystnie zmieniano ustawę emerytalną. To znacznie utrudnia utrzymanie w linii doświadczonych pilotów, którzy odchodzą do innej pracy, często poza wojskiem (np. latają na pasażerskich samolotach). Już w latach 90. poziom niedofinansowania był tak wielki, że Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych opuszczali piloci z nalotem poniżej 50 godzin, zamiast standardowych 250.

Jakie ma to konsekwencje dla 36. pułku?

Brak doświadczonego, wyszkolonego personelu zmusza do doraźnego montowania składu załóg, więc o żadnym zgraniu nie może być mowy, a przecież właściwa współpraca w ramach załogi (tzw. Crew Resources Management) jest bardzo ważna.

Ale dowódcy niewiele zrobili, by coś w tej kwestii zmienić, by chociaż opinia publiczna dowiedziała się, jak wygląda sytuacja w lotnictwie wojskowym.

Winni są przede wszystkim politycy kolejnych opcji. To oni tną wydatki na lotnictwo, które cierpi z tego powodu. Uczynione w ten sposób szkody są ogromne. Piloci prosili o wyższe etaty, by mogli pozostać na swoich stanowiskach w jednostkach transportowych i awansować do stopnia majora, czy podpułkownika. By nie zabierano im dodatków motywujących do podnoszenia poziomu wyszkolenia. Politycy dzielący pieniądze odpowiadali wtedy: „Nie podoba się? To do widzenia.” No to do widzenia.

Da się to w miarę szybko naprawić?

Lotnictwo wojskowe można odbudować, ale powoli, poprzez wieloletnie nakłady finansowe. Ludzie są pełni entuzjazmu i chcą pracować. Ale bez symulatorów, bez odpowiedniej ilości wylatanych godzin, bez sprawnych samolotów, nie nauczą się poprawnie eksploatować maszyn. Tego nie da się nauczyć tylko teoretycznie, praktyka jest niezbędna. Teraz dopiero można docenić, że doświadczony personel to skarb, o który trzeba dbać.

Michał Fiszer, dr nauk wojskowych, specjalista w zakresie studiów strategicznych, zastępca redaktora naczelnego czasopisma „Lotnictwo”. Major rezerwy, były pilot samolotów naddźwiękowych, isntruktor, zastępca dowódcy eskadry, jako pilot wylatał ponad 1000 godzin, głównie na Su-22. Uczestnik zagranicznych misji wojskowych (m.in. w byłej Jugosławii, Iraku i Kuwejcie). W latach 1991-1995 szef rozpoznania powietrznego 8 Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Mirosławcu, później analityk w Wydziale Rozpoznania Dowództwa Sił Powietrznych. Autor kilkuset artykułów publikowanych w prasie specjalistycznej oraz książek o tematyce lotniczej i wojskowej.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną