Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Hale ku chwale

Narodowe panteony chwały

Krakowska katedra na Wawelu Krakowska katedra na Wawelu RASSIL / Flickr CC by SA
Dla prezydenta natychmiast znaleziono miejsce w narodowym sanktuarium, dla szczątków Mikołaja Kopernika, o którym mówimy, że zmienił obraz świata, miejsca na Wawelu zabrakło. Ale inne narody też mają kłopoty ze swoimi panteonami.
Panteon w Rzymiefresus/Flickr CC by SA Panteon w Rzymie

Kłopoty z tym, kogo uznać za wielkiego i gdzie go pochować, rozwiązuje się w Europie mniej lub bardziej udanie, kopiując starożytne wzorce. To rzymski Panteon (po grecku – świątynia „wszystkich bogów”), wzniesiony po zwycięstwie Oktawiana nad Markiem Antoniuszem, łączył kult władzy państwowej z kultem religijnym. Umieszczono w nim posągi zarówno bogów z całego imperium, jak i boskiego Cezara – ojczyma Oktawiana. Natomiast swoją własną podobiznę nowy cezar polecił ustawić poza nawą główną – jakby w poczekalni, aby nie drażnić wciąż jeszcze silnych w Rzymie tęsknot republikańskich. Ten pierwszy Panteon spłonął. Ten, który oglądamy dziś, zbudował Hadrian w 125 r. n.e. Jego kopuła była przez 1700 lat największa na świecie. Pod tym nieboskłonem ustawiono posągi bogów. Ale Panteon nie był budowlą wyłącznie sakralną, lecz także salą cesarskich audiencji i trybunału. Po upadku cesarstwa budynek opustoszał na 200 lat, nim został zamieniony w kościół Świętej Marii od Męczenników. Od XV w. pochowano tu całą plejadę wspaniałych malarzy, muzyków i architektów. Wśród nich Rafaela i – z rozpędu – także jego narzeczoną.

Włoskim sanktuarium państwowym Panteon był jednak tylko przez mgnienie oka. W 1878 r. pochowano tu Wiktora Emanuela II, pierwszego króla Włoch zjednoczonych przez Cavoura i Garibaldiego, w 1947 r. zaś jego wnuka – Wiktora Emanuela III. Jego następcy, Humberta II, zmuszonego do abdykacji w wyniku ogólnonarodowego referendum, już w Rzymie nie pochowano. Rzymski Panteon stał się wzorcem dla całej serii reprezentacyjnych budowli sakralnych i świeckich: watykańskiej Bazyliki św. Piotra, waszyngtońskiego Kapitolu, a także Wielkiej Hali, planowanej przez Alberta Speera i Adolfa Hitlera w Berlinie jako stolicy powojennego świata.

O tym, że początki instytucji państwowych zbiegają się z początkami religii, wiedzieli już Rzymianie. Dziś spór toczy się jedynie o to, czy podstawowe pojęcia polityczne są świecką formą wcześniejszych pojęć teologicznych – jak twierdził Carl Schmitt – czy odwrotnie: pojęcia teologiczne są sakralną formą pojęć politycznych, związanych z hierarchiczną władzą i horyzontalną spójnością starożytnych zbiorowości tworzących zalążki państwa, jak twierdzi we „Władzy i sławie” egiptolog i filozof kultury Jan Assmann. Stąd tak wiele świeckich sanktuariów państwowych przyjęło formę świątyni. I tak wiele świątyń odwzorowuje i uwzniośla relacje między rządzącymi i rządzonymi.

Miejsce narodowej chwały

Wzorcem dla świeckich sanktuariów państwowych jest także Panteon, tyle że paryski. Budowany na zlecenie Ludwika XV miał być kościołem. Ale ukończony już po wybuchu rewolucji został przez republikę przekazany narodowi jako miejsce pamięci. Miano tu lokować jedynie popiersia znanych osobistości. Szybko jednak zaczęto ustawiać sarkofagi przywódców rewolucji i jej ojców duchowych, jak Woltera czy Rousseau.

Jednak wszelka chwała – a zwłaszcza świecka – na pstrym koniu jeździ. Wystarcza zmiana rządu, by stracić nieśmiertelność. Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Mirabeau wyleciał z Panteonu już po dwóch latach, bo się okazało, że przed śmiercią zwąchał się z królem. A Marata wyrzucono już po trzech miesiącach, bo jakobini utracili władzę. Potem i sam Panteon dwa razy zmieniał przeznaczenie. Po upadku Napoleona został zwrócony Kościołowi. A potem znów odebrany.

Od 1885 r. jest świeckim miejscem narodowej chwały. Leżą tu najwybitniejsi. Politycy, intelektualiści, żeglarze, wojskowi, menedżerowie. Jest Braille, wynalazca pisma dla niewidomych. Jest nadworny malarz Napoleona Jacques-Louis David. Socjalista Jean Jaurčs i marszałek napoleoński Lannes. Pisarze: Wiktor Hugo, Aleksander Dumas, André Malraux. Ojciec Unii Europejskiej Jean Monnet. Jedyną kobietą jest Marie Curie – bez dopisku Skłodowska. Nie ma natomiast w Panteonie ani Napoleona, ani de Gaulle’a, który wolał prowincjonalny cmentarz w Colombey-les-Deux-Églises.

Miejsca we francuskim Panteonie nie można – jak na Wawelu – wziąć z zaskoczenia. I decyzja nie zależy od widzimisię hierarchy czy rodziny zmarłego. Panthéonisation – procedura wyniesienia na narodowe ołtarze – zwykle trwa małą wieczność. Aleksander Dumas znalazł się w Panteonie dopiero 132 lata po śmierci. Sama debata, komu się to miejsce należy, a komu nie, jest kluczowym elementem francuskiej polityki tożsamości. Propozycję składa Zgromadzenie Narodowe, a decyzję podejmuje prezydent Francji.

Niemcy szybko pozazdrościli Francuzom narodowej świątyni. Rozbici na dziesiątki państw, nigdy nie mieli centralnej nekropolii. Groby ich cesarzy i królów są porozrzucane po całych Niemczech – od Spiry po Quedlinburg, od Berlina po Monachium. Dlatego w wieku nacjonalizmów stworzyli sobie równie pocieszną, co kiczowatą atrapę paryskiego Panteonu.

Pomysłodawcą był kolaborant Napoleona Ludwik I, który tytuł króla Bawarii i rozrost swego królestwa kosztem innych niemieckich państewek zawdzięczał francuskiemu uzurpatorowi. Po likwidacji Rzeszy przez Napoleona w 1806 r. przestraszył się, że w razie czego wyjdzie na zdrajcę. Więc już w 1807 r. zapowiedział utworzenie świątyni niemieckiej chwały i zlecił przygotowanie popiersi najwybitniejszych postaci z dziejów Niemiec.

Narodowe sanktuarium stanęło w 1842 r. na wzgórzu nad Dunajem – dawną granicą cesarstwa rzymskiego, niedaleko Ratyzbony – miasta Rzymian, Germanów, Słowian i sejmów Rzeszy. Ludwig nazwał je za germańską mitologią Walhallą – halą poległych w chwale, ale dla równowagi polecił jej nadać kształt greckiej świątyni. „Oby przysłużyła się do wzmocnienia i rozszerzenia niemieckiego ducha. Oby wszyscy Niemcy, niezależnie z jakiego wywodzą się szczepu, zawsze czuli, że mają wspólną ojczyznę, z której mogą być dumni, i że każdy, w miarę swych możliwości, przyczynia się do jej uwznioślenia” – mówił Ludwig w dniu otwarcia.

Cel był wzniosły, ale rzeczywistość skrzeczała. Mimo zwycięstwa nad Napoleonem Niemcy nadal byli rozdrobnieni. A niebawem znowu do siebie strzelali – w czasie rewolucji 1848 i w 1866 r. pod Sadową. Ludwig wprawdzie z patosem wzywał „niemieckich towarzyszów” do Walhalli. Ale Heine zgryźliwie widział w niej jedynie rupieciarnię, ponieważ w pierwszym rzucie nieśmiertelnych zabrakło mu Lutra. Popiersie ojca reformacji było co prawda gotowe, ale w katolickiej Bawarii tłumacz Biblii wciąż był heretykiem. W Walhalli znalazł się dopiero w 1847 r.

Dziś Walhalla jest własnością Bawarii. Każdy może zaproponować upamiętnienie jakiejś osobistości z niemieckiego kręgu językowego. Decyzję podejmuje rząd Bawarii. Warunkiem jest, by od śmierci delikwenta upłynęło co najmniej 20 lat, a koszty – około 30 tys. euro – ponosi wnioskodawca.

Panteony pękają w szwach

W czasach zjednoczonej Europy Walhalla sprawia kuriozalne wrażenie. Zwietrzał patos tryumfu Germanów nad Rzymianami 2 tys. lat temu. Martwa jest alegoria utworzonego w 1815 r. Związku Niemieckiego. A popiersia poustawiane na półkach po obu stronach nawy przypominają marzenia ściętych głów. Roi się tu od królów i cesarzy. Mnichów i poetów. Są, oczywiście, Lessing, Schiller i Goethe. Są pruscy generałowie. Jest cała trójka naszych niedobrych znajomych: Fryderyk II, Katarzyna II (bo Niemka) i Maria Teresa (z wyjaśnieniem w folderach, że to nie Matka Teresa, która była Albanką, lecz cesarzowa austriacka). Jest nasz pogromca spod Ostrołęki 1831 r. pruski feldmarszałek w służbie rosyjskiej Dybicz. Ale jest także nasz bardzo dobry znajomy – Mikołaj Kopernik, sąsiad Goethego, oczywiście jako Niemiec.

Pocieszne jest w Walhalli rozumienie niemieckości. Są tu Holendrzy, Szwedzi, Szwajcarzy, Austriacy, nawet Francuzi – sorry, Frankowie, jest Brytyjczyk. Ale nasz August Mocny jest tu tylko jako elektor saski. Dopiero po 1945 r. do Walhalli przyjęto pierwszych niemieckich Żydów – Einsteina i Edith Stein. A w tym roku dojdzie także Henryk Heine. Niemiecki ruch oporu przeciwko Hitlerowi – po długich korowodach – reprezentuje Sophie Scholl.

I to byłoby na tyle. Ten panteon niemieckiej chwały niebawem zostanie zamknięty. Zgodnie ze statutem, jest już tylko kilka wolnych miejsc. Trzeba się więc pospieszyć, jeśli mamy kogoś z naszych Niemców w zanadrzu – choćby Elsnera czy Lindego.

W Walhalli – podobnie jak w czasach Oktawiana w rzymskim Panteonie – Ludwik Bawarski chciał połączyć żywych z umarłymi. Podest świątyni miała tworzyć „hala oczekiwań” z popiersiami osób żyjących, które po śmierci pierwowzorów mogły być przeniesione do germańskiego raju. Jednak szybko się okazało, że każdy z żywych jest jakoś tam pokancerowany. Trzeba więc czasu, by ich wady wywietrzały z narodowej pamięci. Może dlatego również w hiszpańskim panteonie wielcy muszą się odleżeć, nim zostaną złożeni w miejscu ostatecznego spoczynku.

Escorial nie jest atrapą jak Walhalla, lecz zbudowaną w XVI w. rezydencją i miejscem pochówku hiszpańskich monarchów. To gigantyczny kompleks budynków pałacowych, klasztornych, bibliotecznych, w którym przewidziano 26 marmurowych grobowców – również małżonek królewskich, które urodziły przyszłych monarchów. 23 są już zapełnione. Ale i pozostałe trzy są zaklepane: dla małżonki poprzedniego króla Alfonsa XIII oraz rodziców obecnego, Karola I. Zmarli dawno temu, ale ich ciała – zgodnie z przepisami – dopiero rozkładają się w pudridero, pomieszczeniu, do którego dostęp mają tylko mnisi. Dopiero 50 lat po śmierci wysuszone szkielety będą przeniesione do Panteonu. Ale dla Karola miejsca w Escorialu już nie ma – teoretycznie...

Również brytyjski panteon, londyński Westminster, w którym od tysiąca lat chowani są królowie, pęka w szwach. Ale ze wszystkich europejskich nekropolii to opactwo jest chyba najbardziej pogodzone z całą historią swego kraju. Przechowuje rzeczywistą ciągłość dziejów Anglii i monarchii brytyjskiej.

Zręby Westminsteru powstały jeszcze przed inwazją Normanów w 1066 r. Pierwszy z pochowanych władców to Edward Wyznawca. Po czym chowano tu niemal wszystkich jego następców. Z czasem też wybitnych polityków, odkrywców jak Livingstone, naukowców jak Newton czy pisarzy. Po I wojnie w nawie głównej umieszczono grób nieznanego żołnierza. Poległym w II wojnie poświęcono kaplicę św. Jerzego.

W prawej bocznej nawie jest kąt poetów, popiersie Szekspira, groby Chaucera, Dickensa, ale i Händla. W lewej nawie wybitni politycy: Pitt, Palmerston, Disraeli, Gladstone. Za ołtarzem głównym Kaplica Edwarda Wyznawcy z jego trumną. Dalej miejsce koronacji, gdzie do 1996 r. był też kamień koronacyjny królów Szkocji, zrabowany w 1297 r. przez Edwarda I, a teraz zwrócony do Edynburga. W Westminsterze leżą obok siebie – by tak rzec – kaci i ich ofiary, Elżbieta I, a obok Maria Stuart. W odróżnieniu od kluczników Wawelu, którzy przeoczyli Kopernika i nie dopuścili Miłosza, dziekan Westminsteru nie miał oporów przed położeniem w narodowej nekropolii bezbożnika Darwina i żyda Disraelego. Od 1936 r. w Westminsterze chowa się tylko urny. Ale i tak na XXI w. nie ma już miejsca. Jedno wyraźnie wyróżnia brytyjską nekropolię – spojrzenie na świat. Ostatnimi laty do alegorii chrześcijańskich cnót – prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia, pokoju – dodano także 20 figur męczenników XX w.: w tym Martina Luthera Kinga, Oscara Romero, Dietricha Bonhoeffera, Wang Zhiminga i – akcent polski – Maksymiliana Kolbego.

Kult zmarłych

Rosjanie, mimo swej imperialnej historii, mają z narodowym panteonem problemy bliższe niemieckim niż brytyjskim. Nie mają centralnego narodowego sanktuarium, a jedynie carskie w Petersburgu i komunistyczne w Moskwie.

Carska Rosja miała swoją nekropolię w twierdzy Pietropawłowskiej, zbudowanej w XVIII w. przez Piotra I nad Newą. I gołym okiem widać tam, że sakralna chwała samodzierżcy jest związana z udręką tysięcy katorżników. W katedrze Piotra i Pawła są pochowani carowie i ich rodziny. Katarzyna II leży tuż obok swego męża Pawła III, którego obaliła i pewnie też poleciła zamordować. Jest też nasz nieprzyjemnie znajomy Wielki Książę Konstanty. Jest Mikołaj II i jego rodzina, zamordowani w 1918 r. przez bolszewików. Nadal chowani są tam Romanowowie zmarli na emigracji.

Natomiast w twierdzy nie ma grobów zadręczonych w tamtejszych lochach więźniów. Są natomiast groby komendantów więzienia. W czasach radzieckich w tej części twierdzy, która nie była zmieniona w muzeum, mieściły się biura konstruktorskie radzieckich inżynierów techniki rakietowej i kosmicznej. Dziś można tam obejrzeć relikwie ZSRR – kopie sputników i oryginały skafandrów kosmonautów.

Jednak nekropolia imperium radzieckiego jest w Moskwie. Coraz bardziej martwa, a jednak wciąż oblegana przez tłumy. Jej sanktuarium to Mauzoleum Lenina. Nawy boczne to cmentarz przy murach Kremla, gdzie leżą przywódcy ZSRR, dowódcy Armii Czerwonej, kosmonauci, pisarze, a także zagraniczni komuniści. 12 indywidualnych grobów to 12 komunistycznych apostołów. Poza tym 15 grobów zbiorowych i 114 urn wmurowanych w mury Kremla. (Ten zwyczaj chowania bohaterów komunizmu na ulicy próbowano w 1945 r. przenieść także do Polski, tworząc na Krakowskim Przedmieściu groby przywódców AL). Radziecka nekropolia zaczęła się od pochówku 238 bolszewików, zabitych w czasie szturmu Kremla 17 listopada 1917 r. W 1919 r. dołożono do nich Swierdłowa. W 1924 r. zbudowano Mauzoleum Lenina, któremu w 1953 r. dodano Stalina, wkrótce wyrzuconego stamtąd pod mury Kremla przez Chruszczowa w ramach walki z błędami i wypaczeniami.

Po upadku ZSRR zastanawiano się, czy nie przenieść grobów na zwykły cmentarz, ale podobno nie zgadzają się rodziny. Zatem groby wodzów rewolucji wraz z grobami całego zastępu lotników, kosmonautów, inżynierów i szefów gułagu długo jeszcze będą świadectwem radzieckiej utopii. W tym gronie można znaleźć co najmniej trzy polsko-szlacheckie nazwiska: Feliksa Dzierżyńskiego, Andrieja Wyszyńskiego i Konstantego Rokossowskiego.

Kult zmarłych jest metafizycznym fundamentem każdej wspólnoty, rozkwita i umiera wraz z nią. W Europie od czasów starożytnych konkurowały i współżyły ze sobą wspólnoty lokalne z uniwersalnymi, imperialne z etnicznymi czy później narodowymi. Dlatego w Panteonie znaleźli się bogowie ze wszystkich prowincji cesarstwa. Wiele z tego synkretyzmu przeniknęło również do chrześcijaństwa, które na pozór nie tolerowało innych bogów. Na tym w oczach rzymskich państwowców polegał skandal monoteizmu. Jednak w praktyce również chrześcijaństwo weszło w formy uprzednich kultów, czego dowodem choćby egipski obelisk faraonów, przywieziony przez Rzymian do stolicy cesarstwa, a dziś ustawiony na placu św. Piotra w centrum katolicyzmu.

Również i dziś nakładają się w Europie różne formy władzy i chwały: narodowe – jak nasz Wawel, i uniwersalne – jak Bazylika św. Piotra w Rzymie, lokalne i wspólnotowe. Tylko Unia Europejska nie ma jeszcze swego panteonu. A tak poza tym nie ma się o co obrażać. Wszyscy po trosze jesteśmy jakoś tam nekrofilami...

Żeby zapobiec sporom o inwestyturę w narodowej pamięci, Czesi w tych dniach znaleźli eleganckie rozwiązanie. Katedra koronacyjna na Hradczanach będzie zarządzana przez wspólną kapitułę Kościoła i państwa. Jej członkami będą m.in. arcybiskup Pragi, prezydent Czech, przewodniczący obu izb parlamentu, burmistrz Pragi, a także przedstawiciel kapituły metropolitalnej. W ten sposób niczyje widzimisię nie będzie możliwe...

Polityka 23.2010 (2759) z dnia 05.06.2010; Esej; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Hale ku chwale"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną