Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Mięso armatnie

Hiszpania – Polska 6:0

Nauka, jaką Franciszek Smuda powinien wynieść z klęski z Hiszpanią brzmi: dopasować taktykę do wykonawców, a nie odwrotnie.

Franciszek Smuda zapowiadał, że odmieni oblicze polskiej reprezentacji, że pod jego rządami skończy się w drużynie narodowej apatia, niemoc i ogólny brak pomysłu na to, co robić z piłką na boisku. Nastanie walka do upadłego, pomoc wzajemna i przede wszystkim ofensywa.

Trener uznał, że najlepszym środkiem wiodącym do tego szczytnego celu będzie gra czterema obrońcami, trzema pomocnikami i trzema napastnikami. Zawsze, wszędzie, z każdym rywalem i w każdą pogodę. Porażki miały być wkalkulowane w naukę, zgodnie z zasadą, że człowiek, również piłkarz, uczy się na błędach.

Plan Smudy w teorii brzmi pięknie, poza tym jest po polsku romantyczny, ale łomot, jaki sprawili naszym piłkarzom Hiszpanie daje do myślenia. Już samo założenie, że reprezentacja będzie grała trzema napastnikami musi u kibiców nastawionych obiektywnie budzić sensowne pytanie, skąd ich wziąć. Za granicą jest jeden – Ireneusz Jeleń. W naszej lidze, drugi – Robert Lewandowski, który zresztą po zakończeniu sezonu ulega inflacji, bo jego transfer do Borussii Dortmund miał być formalnością, a stanął pod znakiem zapytania, co rodzi obawę, że takich Lewandowskich to na futbolowym rynku jest zatrzęsienie.

Poza tym Smuda robi swoim podopiecznym krzywdę rozkazując im pójść z Hiszpanami na wymianę ciosów. Klęska 0:6 ma niewielki wymiar edukacyjny, za to może u naszych reprezentantów wywołać jedynie słuszną refleksję, że niektórzy piłkarze, jak hiszpańscy, należą do innego świata i, co gorsza, jest to świat dla Polaków niedostępny.

Choćby zatem Smuda sto razy powtórzył swoim zawodnikom, żeby kompleksy zostawili w szatni, bo na boisku wszyscy są równi („gramy z takimi samymi ludźmi jak my” – to zdanie chętnie przytaczane przez naszych piłkarzy), to nie zaklnie rzeczywistości. Piłkarze Piasta Gliwice i Ruchu Chorzów nie mają co się równać z piłkarzami Barcelony, czy Realu Madryt. Nie ma krzty przypadku w tym, że ci pierwsi potykają się o własne nogi, gdy drudzy tańczą z piłką.

Jeśli nawet czasem wydaje się, że mecze polskiej ligi są porywające, to jest to niestety złudzenie optyczne, bo na tle słabych i niedouczonych innym słabym i niedouczonym łatwiej błysnąć. To tak samo proste i logiczne, jak fakt, że przeciw Hiszpanom nie rzuca się w bój trzech napastników. Nawet Brazylia gra ostatnio jednym.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną