Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Kontredans

Co z Kongresem Kobiet? Co z parytetami?

Ustawa o parytetach utknęła Sejmie, w wyborach prezydenckich wystartowali sami mężczyźni, II Kongres Kobiet przeszedł ze znacznie mniejszym medialnym echem. Porażka? Nie, bo zmienia się język publicznej debaty.

Wydawałoby się, że nie ma szczególnych powodów do zadowolenia; obywatelski projekt ustawy, wprowadzający parytety w liczbie kandydatów i kandydatek na listach w wyborach samorządowych i parlamentarnych, utknął w Sejmie i nic nie wskazuje, by ustawa mogła wejść w życie przed wyborami samorządowymi. Sztaby kandydatów na prezydenta na ogół niechętnie odpowiadały na słane do nich ankiety z ważnymi dla kobiet pytaniami. Niektóre, jak sztab Jarosława Kaczyńskiego, w ogóle nie odpowiedziały. Symboliczny był fakt, że w gronie 10 kandydatów do urzędu prezydenta nie było ani jednej kobiety. II Kongres Kobiet (18–19 czerwca) mógł więc w porównaniu z pierwszym, kiedy wydawało się, że wyzwolona energia góry przeniesie, wywoływać frustracje, a przynajmniej poczucie niespełnienia. Ale nie powinien.

Nie tylko dlatego, że – co zauważyli wszyscy – zmienił się język debaty publicznej i dziś już nie wypada twardo stawać przeciwko parytetom. Można co najwyżej mówić niejasno, w takim oto stylu, niech partie wezmą na siebie to zobowiązanie, wówczas będzie ono skuteczniejsze, potargujmy się, może nie połowa miejsc na listach dla kobiet, ale 35 proc.? Trzeba też mówić, że kobiety jednak są dyskryminowane i jest mnóstwo kwestii dla nich ważnych. O ustawach żłobkowych, o przedszkolach, nierównych szansach wypowiadają się dziś wszyscy, chociaż zbyt często są to tylko deklaracje. Niemniej fakt, że marszałek Sejmu, wykonujący obowiązki prezydenta, przyszedł na kongres z informacją, że właśnie podpisał ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (mimo że budziła ona wcześniej wiele kontrowersji), też jest znamienny. I nawet jeżeli był to gest w imię kampanii, nie zmniejsza to jego znaczenia. Kampania też jest dobrą okazją do załatwiania istotnych spraw. Może nawet w czasie kampanii lepiej i szybciej się je załatwia.

Waga kongresu nie wyraża się bowiem tylko w tym, ile nowych ustaw powstanie, ile środków w budżecie znajdzie się na żłobki czy przedszkola, choć to oczywiście jest bardzo ważne. Równie istotne jest jednak przekonanie kobiet (na kongres przyjeżdżają ich tysiące, a w terenie działa o wiele więcej), że mogą startować w wyborach, że znajdą pomoc, nawet koleżanek poznanych właśnie przy okazji takich zjazdów. Jest to szczególnie istotne przed wyborami samorządowymi. One będą pierwszą próbą, pokażą, czy kongresy są bardziej „zjazdami od święta”, czy też ośmielą więcej kobiet do kandydowania i nauczą je walczyć o władzę.

Jeśli udałoby się jeszcze sprawić, aby zrealizowany został wyraźnie wyartykułowany na kongresie postulat opracowania strategii dotyczącej równości płci i obligatoryjne coroczne raporty z jej realizacji, byłby to kolejny ważny krok dla wyrównywania szans kobiet i mężczyzn. Na razie bowiem rewolucji nie ma, zmienił się głównie klimat rozmowy.

Polityka 26.2010 (2762) z dnia 26.06.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Oryginalny tytuł tekstu: "Kontredans"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną