Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Niezły, nie nadzwyczajny

Jerzy Buzek - rok po wyborze na szefa Europarlamentu

Jerzy Buzek Jerzy Buzek Parlament Europejski
Jerzy Buzek zbiera pochwały za obronę silnej pozycji PE we władzach Unii, ale i krytykę za zbytnie skupienie na polskich sprawach i potknięcia w kierowaniu obradami.

Kiedy obejmował funkcję przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, zwołał polskich dziennikarzy w Brukseli i ogłosił: – Nie oczekujcie ode mnie, że będę dalej taki polski, tylko dla was. Muszę teraz działać w interesie całej Europy. W roli szefa PE odnalazł się błyskawicznie. Bez problemów porusza się w labiryncie siedmiu frakcji politycznych, 20 komisji parlamentarnych, 35 delegacji. Jak sam mówi, kierowanie 736-osobowym parlamentem jest prostsze niż bycie premierem: – Jak byłem szefem rządu, to była nieustanna walka polityczna, by wprowadzać reformy i utrzymać jedność w koalicji liczącej pięć partii. To było wyczerpujące psychicznie. Teraz jest łatwiej, choć mam więcej zajęć. W ciągu roku odbył 50 wizyt zagranicznych, w tym 40 do państw członkowskich, nie licząc wyjazdów do Polski. Poza Unią był w Chinach, USA, Rosji, Egipcie i na Ukrainie, przyjął kilkuset gości, w tym ok. 50 szefów państw i rządów.

Polska buzkomania

W Polsce po jego wyborze zapanowała euforia granicząca z buzkomanią. Szef europarlamentu jest przyjmowany z najwyższymi honorami, dostał dziesiątki nagród i wyróżnień – m.in. tytuł człowieka roku „Wprost”, Wiktora czy mniej znaną Kryształową Brukselkę, Super Miód, a nawet złotą odznakę Polskiego Związku Szachowego. Na biurku statuetka księdza Jerzego Popiełuszki od związkowców z Solidarności. Otrzymał doktoraty honoris causa kilku polskich uczelni i honorowe obywatelstwo wielu miast, zwłaszcza na rodzinnym Śląsku. – Na Śląsku panuje pogląd, że jak ktoś chce być wybrany na drugą kadencję, to musi się spotkać z Buzkiem – ironizuje jeden ze współpracowników. Każdy wyjazd do Polski to nowa teczka wycinków prasowych z udzielonymi wywiadami. – Nie trzeba nawet informować, że przewodniczący będzie w Polsce, zainteresowanie jest ogromne – mówi rzeczniczka Buzka Inga Rosińska.

To duża różnica w stosunku do poprzedników. Ani Niemiec Hans-Gert Pöttering, ani Hiszpan Josep Borrell nie byli tak widoczni na rodzimych scenach politycznych, żaden nie był wymieniany jako poważny kandydat na prezydenta. – Na czele Parlamentu Europejskiego po raz pierwszy stoi były premier. Jego poprzednicy pełnili swą funkcję w sposób bardziej protokolarny, on ma więcej treści – chwali francuski eurodeputowany Alain Lamassoure. Janis A. Emmanoulidis, ekspert brukselskiego think-tanku European Policy Center, patrzy nieco chłodniej: – Buzek jest niezły, ale nie nadzwyczajny. Po prostu robi to, na co pozwala urząd. A urząd pozwala na reprezentowanie PE, zaś o jego stanowisku decyduje Konferencja przewodniczących, czyli szefowie frakcji politycznych (Buzek jej przewodniczy) oraz wyniki głosowań. Nawet idąc na szczyty przywódców państw Unii, Buzek powinien mówić to, na co wcześniej uzyskał mandat od Konferencji przewodniczącyh.

Mandat rozpoczął po europejsku: zaangażował się na rzecz ratyfikacji traktatu z Lizbony w Irlandii i w Czechach. Przed drugim referendum pojechał na wyspę, by namawiać Irlandczyków do głosowania na „tak”. Omijał polityków, chodził po Dublinie i rozmawiał z młodzieżą. – Po tej wizycie odsetek zwolenników w sondażach skoczył o osiem punktów w górę. Nie sądzę, że z mojego powodu, ale gdyby spadł, byłoby na mnie – wspomina Jerzy Buzek. Z jeszcze większą dumą przypomina negocjacje z Vaclavem Klausem, kiedy ten postanowił, że nie podpisze ratyfikowanego już przez czeski parlament traktatu. Nie dał się przekonać ani szefowi Komisji Europejskiej, ani premierowi Szwecji, która wówczas sprawowała prezydencję w UE. Dopiero Buzkowi Klaus wyjawił, że chce dla Czech podobnego wyłączenia z Karty Praw Podstawowych, jakie uzyskały Polska i Wielka Brytania. – Moja osobista znajomość z Klausem z wcześniejszych lat miała ogromne znaczenie. Odbyłem z nim bardzo szczerą rozmowę. On się niewątpliwie wtedy przełamał – mówi Buzek.

Buzek nie ma też kompleksów w kontaktach z liderami UE, choć jego urząd ma mniejsze kompetencje niż inne ważne stanowiska: przewodniczącego Rady Europejskiej, szefa Komisji czy nawet szefowej unijnej dyplomacji. Polak potrafił wprosić się na nieformalny szczyt antykryzysowy, kiedy szwedzka prezydencja zapomniała go zaprosić, albo – co bardziej prawdopodobne – nie chciała włączać europarlamentu w sprawy pozostające w gestii rządów. Poczucie wyższości rządów nad PE to w Brukseli nic nowego, tak samo było za czasów poprzedników Buzka. Wśród eurokratów dominuje opinia, że w Unii o wszystkim i tak decydują rządy, a parlament to taki klub dyskusyjny. Zapewne z tego samego powodu dyplomaci z Francji i Niemiec zapytani o Buzka mają niewiele do powiedzenia poza komunałami o symbolice zjednoczenia Europy, jaką wzbogaca Polak na czele Parlamentu Europejskiego. Tymczasem zmiany są znacznie głębsze.

Rzecznik własnego kraju

Traktat z Lizbony uczynił z PE współtwórcę unijnej legislacji równoprawnego z Radą UE w niemal wszystkich dziedzinach. Ale rada, zrzeszająca szefów państw i rządów, zachowuje się tak, jakby wciąż nie zrozumiała tej zmiany, zaś PE uzbrojony w nowe kompetencje pręży muskuły, by swą pozycję umocnić bardziej, niż wynikałoby to z traktatu. Buzek wyczuł moment transformacji i zamiast tylko pośredniczyć między radą a parlamentem, opowiedział się wyraźnie po stronie własnej instytucji. – Trwa batalia między podejściem międzyrządowym a wspólnotowym do rozwiązywania problemów europejskich. Parlament broni metody wspólnotowej, gdzie najważniejszy jest ogólny interes europejski. Buzek w każdym swym wystąpieniu podkreśla konieczność stosowania podejścia wspólnotowego – mówi lider liberałów w PE, b. premier Belgii Guy Verhofstadt.

W lutym europarlament odrzucił tzw. porozumienie SWIFT o przekazywaniu USA danych o przelewach bankowych. Zostało ono zawarte przez rządy państw członkowskich ostatniego dnia obowiązywania traktatu z Nicei, który nie dawał PE wpływu na treść umowy. Do Jerzego Buzka jeszcze przed głosowaniem dzwoniła amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton, by nakłonić go do akceptacji porozumienia. Mimo to parlament zagłosował przeciw, a teraz, na podstawie traktatu z Lizbony, współnegocjuje nową umowę. – Trochę się bałem konsekwencji. Teraz oceniam, że to był bardzo dobry ruch. Negocjujemy lepszą umowę, bo poprzednia naruszała prawa obywatelskie – mówi Buzek, choć przyznaje, że na decyzji zaważyły ambicje parlamentu. Ta batalia o pozycję instytucji dotyczy dziś niemal każdego problemu w UE: kryzysu euro, zarządzania gospodarczego, nowej strategii wzrostu i zatrudnienia „UE 2020”, a nawet tworzonego korpusu dyplomatycznego.

Ale Buzek nie zawsze mówi to, co wcześniej uzgodnił z szefami frakcji politycznych. Najbardziej widoczne było to podczas unijnego szczytu przed grudniową konferencją klimatyczną w Kopenhadze. Eurodeputowani poparli postulaty ekologów i apelowali do przywódców europejskich o większe redukcje emisji dwutlenku węgla. Wszystkie liczące się grupy polityczne z chadekami i socjaldemokracją na czele opowiedziały się za zwiększeniem redukcji CO2 z 20 do 30 proc. do 2020 r. Ale Buzek, występując przed przywódcami, nie zająknął się na ten temat. Wręcz przeciwnie: opowiedział się za celem 20 proc., stając po stronie państw takich jak Polska, których energetyka opiera się na węglu. – To zostało zauważone, ale nikt mi tego nie wyrzucał. Oni wiedzą, że w tej jednej sprawie będę mieć inne zdanie. Wzięli mnie z bogactwem inwentarza – przyznaje Buzek.

Podczas tego samego szczytu Polak wezwał też do utrzymania hojnej polityki spójności w nowym wieloletnim budżecie UE po 2013 r., dzięki której biedniejsze kraje z Europy Środkowo-Wschodniej mają dogonić starą Unię. Ponadto, odchodząc od głównych priorytetów sprawozdawców PE w kwestii tworzonego właśnie korpusu dyplomatycznego Unii, zaapelował o kwoty narodowe, tak by zagwarantować obecność dyplomatów z nowych krajów w tej służbie. – Panie przewodniczący, jestem z nowego kraju UE, więc się cieszę, ale czy pana następca te postulaty podtrzyma? – zapytał Buzka dziennikarz na konferencji po szczycie. Jeszcze ostrzej komentował w kuluarach belgijski dyplomata: – Szef PE nie powinien być rzecznikiem interesów własnego kraju. Zdaniem Emmanouilidisa z EPC nie ma w tym nic szokującego: – Borrell też często bronił interesów hiszpańskich. Buzek przynajmniej nie występuje tylko w interesie Polski, ale wszystkich nowych państw członkowskich.

Uprzejmość bywa utrudnieniem

Sporą i zauważoną gafą było natomiast wystąpienie Buzka podczas majowej sesji na temat powodzi w Polsce. Przewodniczący zapomniał wspomnieć, że ta sama powódź nawiedziła też Czechy, Słowację i Węgry, co natychmiast wytknęło mu kilku europosłów z tych krajów. Krytyka zabolała Buzka. Po sesji nie pojechał odpoczywać, ale odwiedził w weekend zalane wodą Czechy. – Takich błędów można było uniknąć, nie zadbał o to ktoś w gabinecie. Moim zdaniem element polityczny nie jest najmocniejszą stroną przewodniczącego – ocenia Marek Siwiec (SLD). Za całokształt rocznego przewodnictwa przyznaje jednak Buzkowi czwórkę.
To ocena za widoczność Polski w Unii Europejskiej – zastrzega. – Jerzy Buzek dobrze się prezentuje, jest wszechstronnie wykształcony, ma dużo kultury osobistej, a nawet poczucia humoru, którego w tej instytucji brakuje. Ale za tą wizytówką Polski nie ma wiele treści.

Kulturą osobistą Buzek zaskarbił sobie wiele sympatii w europarlamencie. Ale uprzejmość bywa utrudnieniem, kiedy przewodniczący nie potrafi zdecydowanie egzekwować porządku obrad. – To było widać zwłaszcza na początku. Po Pötteringu Buzek był za miękki i pozwalał za długo mówić – wspomina wieloletni urzędnik PE. Były mniejsze i większe potknięcia proceduralne podczas prowadzenia głosowań i największa wpadka: brak natychmiastowej reakcji na skandaliczne zachowania brytyjskiego europosła Nigela Farage. W lutym, podczas pierwszego wystąpienia w PE przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, Farage porównał go do „urzędniczyny z banku o charyzmie mokrej ścierki”. – Pan będzie cichym zabójcą demokracji i państw narodowych. Co nie jest dziwne, bo pochodzi pan z Belgii, która nie jest godna miana państwa – natrząsał się z van Rompuya brytyjski eurosceptyk.

Buzek, mimo że przewodniczył posiedzeniu, nie przerwał tej tyrady. W obronie b. premiera Belgii stanęli natychmiast liderzy grup politycznych, sugerując Brytyjczykowi zdanie mandatu. Lider socjalistów w PE Martin Schulz skrytykował też Buzka za brak reakcji i stanowczego sprzeciwu. – Personalne uwagi są niedopuszczalne w tej izbie – powiedział po tym upomnieniu Farage’owi Buzek. Tłumaczył się potem przywiązaniem do wolności słowa, o jaką sam walczył w życiu, i tym, że reprymendy woli udzielać w cztery oczy. W przeszłości wzywał już zresztą Farage’a na dywanik po jego barwnych występach w PE. Tym razem, po oficjalnym proteście rządu belgijskiego, Buzek udzielił Farage’owi najwyższej możliwej kary pozbawienia diet poselskich. – Moim zdaniem on się wtedy zamyślił, bo inaczej natychmiast by wyłączył mikrofon – tłumaczy Buzka polski europoseł.

Od Facebooka po Al Dżazirę

Mówiąc o polskich akcentach przewodnictwa Buzka, nie sposób zapomnieć, że to z jego inicjatywy w europarlamencie odbyła się w kwietniu nadzwyczajna sesja ku pamięci ofiar katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem. Wydarzenie bez precedensu – eurodeputowani, dyplomaci, a także komisarze i szef Komisji na stojąco przez godzinę wysłuchali nazwisk ofiar wypadku oraz polskiego hymnu. – Początkowo wydarzenie wzbudziło pewien opór, bo nie było zrozumienia dla rozmiaru tragedii. Ale potem europosłowie nawet sami się zgłaszali do czytania nazwisk – mówi Rosińska. Buzek zabiega też u władz Brukseli o nazwanie placu przed Parlamentem Europejskim imieniem Solidarności. Uroczyste odsłonięcie tablicy ma nastąpić w obchodzoną w sierpniu 30 rocznicę powstania związku. Zapowiedział też specjalne konkursy na urzędników w PE, tak by było jak najwięcej Polaków w strukturach urzędniczych.

Sam zatrudnił kilkunastu we własnym biurze, co też wzbudziło złośliwy komentarz belgijskiego dyplomaty. Akurat niesłusznie, bo, jak zapewnia Buzek, u Pötteringa pracowała podobna liczba Niemców. Łącznie z prywatnym gabinetem dla Buzka pracuje ok. 40 osób. Do siedmiu zwiększył się też kierowany przez Rosińską zespół ds. komunikacji i mediów. Buzek komunikuje dużo i nowocześnie (używa Facebooka, Twittera, a jego oświadczenia wysyłane są do dziennikarzy w formie plików dźwiękowych i wideo). Często zaskakuje szybszą i bardziej zdecydowaną od Barroso czy Ashton reakcją na wydarzenia międzynarodowe. Tak było, kiedy potępił izraelski atak na konwój z pomocą do Strefy Gazy. Największy medialny sukces odniósł wzywając przywódców państw członkowskich, by na jedno z najważniejszych stanowisk w UE mianowali kobietę. Doniosły o tym media na całym świecie, łącznie z Al Dżazirą. Jego apel przyniósł rezultat: brytyjska baronessa Catherine Ashton została szefową unijnej dyplomacji. Buzek nie przyłącza się do chóru jej krytyków: – Ashton się szybko uczy. Poczekajmy, aż powstanie Europejska Służba Działań Zewnętrznych, i po tym ją oceniajmy.

Autorka jest korespondentką PAP w Brukseli.

 

Polityka 28.2010 (2764) z dnia 10.07.2010; Świat; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Niezły, nie nadzwyczajny"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną