Dariusz Szpakowski piałby z zachwytu: dogrywka dwa razy po 15 minut, a potem może rzuty karne. Krótko mówiąc, trzecia tura. Wygrałby ją, oczywiście, Kaczyński i to po takiej kampanii, że palce lizać. W tym momencie zrozumiałem jednak, że do trzeciej tury nie dojdzie, bo Polska, która jest najważniejsza, zeżre zgodę, która buduje, a zżerana zgoda zeżre tę ją żrącą. Zeżremy się wzajemnie na ołtarzu Ojczyzny. Zacznie się 4 lipca w 400 rocznicę bitwy pod Kłuszynem (miejscowość między Moskwą a Smoleńskiem), a ostatni polscy patrioci zjedzą się 15 lipca pod Grunwaldem w 600 rocznicę. Zjedzą się na oczach całego świata, który nam jak zwykle nie pomoże, a co gorsza nikomu to nie będzie przeszkadzało.
Korci mnie tu, żeby dalej puszczać wodze fantazji, a nawet pobawić się w wieszczącego Wernyhorę. Kto zje kogo? Jarosław Bronisława? Myślę, że nie. Komorowski niby jest potulny i tą dubeltówką raczej się popisuje, ale jak mu ktoś za skórę zajdzie, ambicją się może unieść. A uniesiony, z góry, wciągnie Kaczyńskiego jak ostrygę. „Kaczyński wciągnięty do ust marszałka!” – taki tytuł na pierwszych stronach gazet amerykańskich, rosyjskich i niemieckich to byłoby coś. Ale to mrzonki. Kaczyński nie da się ot tak po prostu skonsumować, bo przedtem zje go miłość własna połączona z miłością do Ojczyzny. Posłanka Jakubiak zje się sama, bo ona Stefana Niesiołowskiego do ust nie weźmie. Zeżremy się wzajemnie jak amen w pacierzu, tyle że po kilkudniowej rozgrzewce. Kaczyński będzie objeżdżał kraj i namawiał elektorat do stawiania pomników Bierutowi, który bardzo dużo chciał zrobić dla Polski, tylko miał związane ręce. Z pewnością wiele ciepłych słów padnie, gdy wspomni Hilarego Minca, którego dzisiaj już nikt nie pamięta.
Tak zwana mincówka, czyli dawne ministerstwo gospodarki, wciąż stoi na placu Trzech Krzyży w Warszawie na miejscu zlikwidowanego kawałka ulicy Wspólnej. Hilary Minc to ten, który 60 lat temu rozpoczął „bitwę o handel”. I wygrał. Zniknęły wtedy sklepy, sklepiki i budki. Pojawiły się państwowe centrale, salony i domy towarowe, w których było permanentne przyjęcie towaru, którego nigdy nie było, przeplatane inwentaryzacją, czyli spisem kontrolnym towaru.
Gdyby Kaczyński został prezydentem i gdyby żył Jan Matejko, to musiałby machnąć wielki tryptyk. Część pierwsza nosiłaby tytuł: „Prezydent dotrzymuje słowa”. Na obrazie Jarosław Kaczyński, realizując zapowiedź bogacenia się społeczeństwa, ogłasza z balkonu Pałacu Prezydenckiego 6 zwycięskich numerów, które w tym tygodniu wylosuje maszyna totolotka. Na tyłach pałacu widać postaci Jacka Kurskiego i Joachima Brudzińskiego rozdające bogaczom fałszywe numery. Część druga: Jarosław Kaczyński w ramach przywracania tradycji uczy rolników, jak się robi z igły widły. Na trzecim obrazie cesarz Jarosław Wielki wprowadza na drezynę kobietę o twarzy Elżbiety Jakubiak. To alegoria gospodarki pchniętej na nowe tory. W tle płonie Bruksela. Obok siedząca na krześle alegoria troski o Ojczyznę – Zamyślony Zbigniew Ziobro Z Zapałkami. W przyszłości słynne 5xZ.
W poniedziałek, 5 lipca, o 6 rano dowiedziałem się nagle, że nie jestem genialny, bo troszkę się pomyliłem. Na szczęście. Kaczyński pogratulował Komorowskiemu zwycięstwa i dodał do swoich: ale teraz musimy być bardzo uważni. Zabrzmiało to dziwnie, szczególnie, że przedtem mówił o „poległych w smoleńskiej tragedii” i o ich „męczeńskiej śmierci”, i że to z niej „wyrósł ten ruch, który doprowadził do dzisiejszego wyniku”.
Są ludzie, którzy po obejrzeniu „Antygony” wychodzą z teatru pokrzepieni w nienawiści. Jakubiak, na pytanie Moniki Olejnik, czego się spodziewa po prezydenturze Komorowskiego, powiedziała: Niczego. To będzie prezydentura śmieszności i chaosu. To są słowa-noże, tnące każdą nitkę porozumienia. I nie zostały powiedziane dla szpanu, tylko serio. Niestety.